ACTA odpad³o, problemy pozosta³y
Autor tekstu:

O co chodzi³o w ACTA?

W ca³ym zamieszaniu chodzi³o o tê czê¶æ traktatu, która przewidywa³a bardziej rygorystyczne i powszechne egzekwowanie w Internecie dotychczas istniej±cych wymagañ prawa autorskiego. Mo¿na by spytaæ: w czym wiêc problem? Przecie¿ nikt rozs±dny nie przeczy, i¿ nale¿y przestrzegaæ prawa, tak¿e prawa autorskiego. Czy protestuj±cy to byli tylko wichrzyciele, rodzaj internetowych kiboli, którzy domagali siê dla siebie immunitetu na nielegalne ¶ci±ganie z sieci cudzych utworów? Tak to w³a¶nie na pierwszy rzut oka wygl±da³o i st±d byæ mo¿e wziê³o siê kompletne zaskoczenie w³adz, a zapewne tak¿e i mass mediów, skal± protestów i nut± spo³ecznej sympatii, jaka im towarzyszy³a. Nie bez znaczenia by³ fakt, i¿ wyst±pienia inicjowali ludzie nie przypominaj±cy kiboli — m³odzi, wykszta³ceni, dobrze wychowani, raczej apolityczni. O có¿ wiêc chodzi?

Rzeczywiste stanowiska obu stron, nawet te nieartyku³owane wprost, s± jednak do¶æ wyra¼nie zakre¶lone. Po jednej stronie plasuj± siê obroñcy praw autorskich; s± to w³a¶ciciele takich praw, osoby zarabiaj±ce na rozpowszechnianiu utworów nimi objêtych, lecz nade wszystko orêdownicy ochrony prawa w³asno¶ci jako fundamentu gospodarki rynkowej i szerzej — ca³ego porz±dku prawnego. Po drugiej stronie sytuuj± siê najmniej zamo¿ni — czyli g³ównie m³odzi — u¿ytkownicy wytworów ró¿nego typu dzia³alno¶ci twórczej, konsumenci, którzy chcieliby z wytworów tych korzystaæ po mo¿liwie najmniejszym koszcie. Nic dziwnego, ¿e przy tak zarysowanej sprzeczno¶ci interesów mo¿na prowadziæ bardzo burzliwy spór.

Na poziomie faktów

A jednak nie zaszkodzi³oby rzetelno¶ci dyskusji odwo³anie siê do faktów. Te s± za¶ nastêpuj±ce. Niew±tpliwie w Internecie szerzy siê tzw. piractwo , czyli nielegalne korzystanie z cudzych utworów. Najbardziej bodaj popularne jest utrzymywanie specjalnych serwerów, które pozwalaj± ka¿demu magazynowaæ wszelkie mo¿liwe tre¶ci i umo¿liwiaæ do nich nieograniczony, publiczny dostêp. Inn± równie popularn± form± s± pomys³owe programy potrafi±ce po³±czyæ zainteresowanych u¿ytkowników w wielk±, osobn± sieæ i pozwalaj±ce na wzajemne kopiowanie dowolnych tre¶ci zgromadzonych na dyskach ich komputerów. Jak siê zdaje, fala protestu przeciwko ACTA rozla³a siê jednak w odpowiedzi na impuls pochodz±cy zupe³nie sk±din±d, a mianowicie — z Wikipedii .

Zaczê³o siê od apelu o odrzucenie ACTA oraz projektowanych przepisów podobnego autoramentu (SOPA, PIPA) [ 1 ], zamieszczonego w Wikipedii. 18 stycznia 2012 roku w ramach protestu zamkniêta zosta³a na 24 godziny angielskojêzyczna Wikipedia, zamiast której pojawi³a siê przestroga, ¿e tak w³a¶nie mo¿e wygl±daæ wolny dotychczas dostêp do informacji w Internecie pod rz±dami nowego prawa. Stamt±d zarzewie buntu przenios³o siê do Wikipedii narodowych, w tym do polskiej. U nas przybra³o szczególnie burzliwy charakter, w³±cznie z atakami hakerskimi na serwery w³adzy publicznej oraz z masowymi wyst±pieniami ulicznymi. Pó¼niej do miana inicjatorów protestu pretendowa³o wiele grup i osób, ale wydaje siê, ¿e kluczow±, „zap³onow±" rolê odegra³ w³a¶nie alert og³oszony na Wikipedii. Dlaczego? Aby to zrozumieæ, nale¿a³oby wejrzeæ choæ trochê za kulisy wielkiego, globalnego przedsiêwziêcia internetowego, jakim jest Wikipedia.

Wikipedia — jak wiadomo — to internetowa encyklopedia, do której w ka¿dej chwili mo¿emy zajrzeæ i sprawdziæ znaczenie dowolnego terminu, pojêcia, poznaæ podstawowy zakres wiedzy na wybrany temat. W³a¶ciwie jest to czê¶æ gigantycznego, miêdzynarodowego przedsiêwziêcia, które dzieli siê na wiele wyodrêbnionych segmenteów, a ka¿dy taki segment ma wersje narodowe w wiêkszo¶ci jêzyków ¶wiata. S± to m.in.: encyklopedia (Wikipedia), wielkie repozytorium grafik (WikiCommons), uniwersalny s³ownik (Wikis³ownik), kolekcja cytatów (Wikicytaty), natomiast ca³o¶æ przedsiêwziêcia okre¶la siê zwykle mianem Wikiprojektu. Dostêp do ca³o¶ci jest wolny i bezp³atny, a samo tworzenie ka¿dego z segmentów Wiki opiera siê o wolontariat, dobrowoln±, nieodp³atn± pracê, której podj±æ siê mo¿e dowolny internauta. Wszelako w praktyce Wikiprojekt jest efektem pracy redaktorów-ochotników, którzy nazywaj± siê wikipedystami i których s± ca³e zastêpy. Wykonuj± oni niezwykle po¿yteczn± pracê, robi± to bezinteresownie, a dzie³o ich cieszy siê du¿ym spo³ecznym uznaniem. W pamiêci telewidzów d³ugo pozostanie zapewne wypowied¼, wówczas jeszcze marsza³ka Sejmu i p.o. prezydenta, B. Komorowskiego dotycz±ca planowanego powo³ania nowej Rady Bezpieczeñstwa Narodowego, która ujawni³a, ¿e nawet fachowcy najwy¿szej klasy korzystaj± z Wikipedii. Wikipedystom trudno wiêc zarzuciæ, ¿e s± po prostu piratami, którzy kopiuj± cudze utwory dla w³asnej korzy¶ci. Ich protest przeciwko ograniczeniom w przep³ywie informacji jest bez w±tpienia protestem podjêtym naprawdê w interesie spo³ecznym, z szerszych, mo¿na by rzec, szlachetnych pobudek.

Wikipedia i my

Czy jednak istnienia chluby Internetu, Wikipedii, nie da siê pogodziæ z re¿imem prawnym, jakie narzuca prawo autorskie? I bardziej ogólnie, czy swobodny przep³yw informacji w Internecie jest mo¿liwy z zachowaniem obowi±zuj±cych regu³ prawa autorskiego? To te w³a¶nie pytania zdaj± siê stanowiæ sedno problemu. Aby na nie odpowiedzieæ musimy jeszcze nieco bardziej zag³êbiæ siê w kulisy dzia³ania Wikiprojektu, a zw³aszcza pewnego jego segmentu, jakim jest WikiCommons [ 2 ], czyli wielki wirtualny magazyn, w którym przechowuje siê utwory graficzne przeznaczone do powszechnego, dowolnego i bezp³atnego u¿ytku; prawdziwe eldorado ogólnie dostêpnych obrazków internetowych. O ile bowiem inne tre¶ci Wikiprojektu nosz± na ogó³ znamiona w³asnej, oryginalnej pracy autorów, to w WikiCommons przewa¿nie znajduj± siê grafiki cudzego autorstwa.

W Internecie istnieje kilka innych podobnych rezerwuarów grafik, jednak WikiCommons jest magazynem bardzo szczególnym. Po pierwsze, stanowi on wy³±czne i jedyne ¼ród³o wszelkich ilustracji w Wikipedii, a Wikipediê bez ilustracji trudno sobie nawet wyobraziæ. Po drugie, w odró¿nieniu od wszystkich innych publicznych zbiorów grafik nie jest on, jak i ca³y Wikiprojekt, tworzony przez okre¶lonych administratorów czy okre¶lon± instytucjê, lecz jest budowany oddolnie i samorzutnie przez samych wikipedystów, osoby, dodajmy, najczê¶ciej anonimowe, u¿ywaj±ce kryptonimów. Ten spontaniczny charakter procesu tworzenia powoduje, jak mo¿na siê domy¶laæ, powa¿ne trudno¶ci z zapewnieniem przestrzegania przez wszystkie zaanga¿owane w to osoby niezwykle zawi³ych i skomplikowanych przepisów prawa autorskiego. I tu w³a¶nie jest pies pogrzebany, tu pojawi³a siê iskra, która wznieci³a p³omieñ buntu wikipedystów, a wraz z nimi znacznej czê¶ci internautów.

Prze¶led¼my zatem podjêty w±tek do koñca. Zasadniczo w WikiCommons umieszczaæ mo¿na obrazy tylko w zgodzie z prawem autorskim. Jak jednak spe³niæ wymagania prawa autorskiego w warunkach anonimowej, ochotniczej armii niezale¿nych redaktorów, u¿ywaj±cych ponad stu jêzyków, gdy procedury, jakie ka¿dorazowo nale¿a³oby zastosowaæ, s± bardzo z³o¿one, trudne, uci±¿liwe, a weryfikacja autentyczno¶ci prowadzonej w sieci wielojêzycznej korespondencji na tê skalê jest nie mniej karko³omnym zadaniem. Przypomnijmy, ¿e odbywa siê to w warunkach wolontariatu, po¶wiêcania prywatnego wolnego czasu wikipedystów dla dobra publicznego. Pokusa u³atwienia sobie trochê zadania, umniejszenia koniecznego wysi³ku, skrócenia drogi jest du¿a, tym bardziej, ¿e motywy s± szczytne. Taka postawa musia³a byæ do¶æ powszechna szczególnie w pierwszym, pionierskim okresie tworzenia Wikiprojektu, kiedy nie wszystkie procedury by³y dopracowane w szczegó³ach, si³y kadrowe by³y skromne, a zadania do wykonania — ogromne. W rezultacie mechanizmy autokontrolne by³y stosunkowo s³abe. W³a¶ciwie skrupulatne egzekwowanie wszelkich rygorów prawnych rozpoczê³o siê dopiero z chwil±, gdy na horyzoncie pojawi³y siê prawnicze „armaty" ACTA. Obecnie z cudem graniczy zamieszczenie na WikiCommons jakiegokolwiek pliku, nawet uzyskanego w sposób legalny, o ile nie przejdzie on przez drobiazgow± procedurê sprawdzaj±c±.

Kto jeszcze siê ukrywa za tarcz± Wikipedii

W¶ród protestuj±cych internatów pojawi³y siê jednak ró¿ne kategorie osób, ró¿ne motywacje. Powa¿nym problemem jest na przyk³ad kwestia odpowiedzialno¶ci firm, które udostêpniaj± swoim klientom powierzchniê na serwerach, za tre¶ci, jakie klienci tam umieszczaj±. Jest to problem w rodzaju: czy drukarz powinien sprawdzaæ, co jest napisane w ksi±¿ce lub gazecie, której druk mu zlecono? A mo¿e zarz±dca serwera powinien byæ traktowany nie jak odpowiednik drukarza, lecz wydawcy, który dopuszcza tre¶æ do druku? Tego rodzaju dylematy s± trudne do rozwi±zania i burzliwa debata zaledwie ich dotknê³a. Za piêknymi has³ami wolno¶ci przep³ywu informacji skrywaj± siê tak¿e adherenci swobody dzia³ania tych kana³ów rozpowszechniania utworów, które s± jawnie nielegalne lub pó³legalne. Przyt³aczaj±ca wiêkszo¶æ utworów muzycznych, filmów, innych utworów nadal jest u nas rozpowszechniana w Internecie w ten w³a¶nie sposób.

Czy istnieje wiêc w ogóle jakie¶ pole do kompromisu pomiêdzy interesami korzystaj±cych z praw w³asno¶ci do utworów a tymi, którzy z nich korzystaj± w interesie spo³ecznym lub w³asnym? Zapewne tak.

W poszukiwaniu kompromisu

Nasuwaj± siê tutaj dwa przyk³ady. Pierwszy dotyczy Wikiprojektu. Otó¿ ide±, jaka przy¶wieca Wikiprojektowi, jest idea otwarto¶ci zasobów informacji. Idea piêkna i wznios³a. Oznacza ona ni mniej, ni wiêcej tylko d±¿enie do uwolnienia od rygorów prawa autorskiego jak najwiêkszej ilo¶ci utworów i zapewnienia do nich wolnego, bezp³atnego dostêpu. Oznacza to prawo do ich dowolnego u¿ytkowania, w³±cznie z wszelkiego rodzaju przeróbkami i w³±cznie z ich wykorzystywaniem dla celów zarobkowych. Zakres tak rozumianej otwarto¶ci zasobów jest, jak widzimy, bardzo szeroki. I nie by³oby w tym niczego dziwnego i niew³a¶ciwego, gdyby nie jeden drobny szkopu³.

Otó¿ zasady powy¿sze rozumiane s± w Wikiprojekcie w sposób radykalny, totalny i bezkompromisowy. Albo przyjmuje siê je w ca³ej rozci±g³o¶ci, niepodzielnie i bez ¿adnych ograniczeñ, albo nie — i wtedy nie mog± byæ umieszczane w projekcie Wiki. Nie istnieje obecnie mo¿liwo¶æ negocjowania zakresu korzystania z utworu, mo¿liwo¶æ kompromisu, np. prawo do umieszczania ilustracji tylko w Wikipedii, ale ju¿ nie w WikiCommons, albo prawo do umieszczania w ca³o¶ci Wikiprojektu, ale bez prawa do kopiowania na w³asne potrzeby, przeróbek lub komercyjnego wykorzystania. Zw³aszcza ta ostatnia mo¿liwo¶æ mo¿e siê wydawaæ bardzo u¿yteczna. Dlaczegó¿ to w³a¶ciciel dzie³a mia³by siê bezinteresownie zrzekaæ swoich praw na rzecz kogo¶, kto bêdzie dziêki nim zarabia³?

Na marginesie tych uwag warto zadaæ sobie pytanie, dlaczego protesty internautów w Polsce przybra³y szczególnie dramatyczny i spektakularny obrót. Zdaje siê, ¿e odpowied¼ na to pytanie tkwi gdzie¶ na przeciêciu siê kwestii ekonomicznej i kwestii kulturowej. Gospodarczo znajdujemy siê gdzie¶ w strefie przej¶ciowej pomiêdzy krajami ubogimi a krajami zamo¿nymi. Daje nam to dobr± podstawê wyj¶ciow± do awansu cywilizacyjnego, kulturowego — szybki postêp jest wrêcz na wyci±gniêcie d³oni, aspiracje spo³eczne s± wiêc wysokie. Ale przeciêtny poziom dochodów jest jeszcze zbyt niski, by sprostaæ tym ambitnym oczekiwaniom, co rodzi wielk± i zrozumia³± frustracjê.

I pytanie bardziej zasadnicze: czy bardziej idei otwarto¶ci zasobów s³u¿y ka¿da mo¿liwa forma, na dowoln± skalê, ograniczenia praw autorskich, czy zasada „wszystko albo nic", wedle której zamyka siê swobodny dostêp do dzie³a pod pretekstem, ¿e uwolnione zosta³oby ono tylko czê¶ciowo. Czy takie ortodoksyjne podej¶cie nie jest sprzeczne z ide±, któr± siê g³osi, której siê s³u¿y?

A teraz druga strona. Warto by³oby przyjrzeæ siê pewnym obowi±zuj±cym obecnie dogmatom prawa autorskiego. Przyk³adowo czy okres ochrony praw autorskich musi byæ tak d³ugi i trwaæ a¿ 70 lat? Mia³o to jakie¶ uzasadnienie na pocz±tku XX wieku, gdy istnia³ w zasadzie jeden tylko kana³ dystrybucji (czytaj: zarobkowej eksploatacji utworu), to znaczy — druk. W XXI wieku, wieku niezwyk³ego postêpu naukowego i technicznego, skokowego przyrostu informacji, prawdziwej eksplozji wszelkiego rodzaju twórczo¶ci artystycznej, a zarazem wieku niezliczonych sposobów rozpowszechniania, wieku globalnego, ³atwo dostêpnego rynku, przestarza³e staje siê ju¿ to, co stworzono dziesiêæ lat temu; utwory sprzed 50 lat to niemal prehistoria. Ustawodawcy najwyra¼niej nie nad±¿aj± za tempem przemian, a obszar, na którym mo¿na szukaæ jakiego¶ modus vivendi pomiêdzy interesami obu stron wygl±da na do¶æ rozleg³y.


 Przypisy:
[ 1 ]  SOPA - Stop Online Piracy Act; PIPA - Project IP Act, kontrowrsyjne projekty ustaw w USA
[ 2 ]  Nazwa ta nie zosta³a dotychczas przet³umaczona na polski; mo¿e najbli¿szym jej odpowiednikiem by³oby: "Wikipowszechniki"?

Jerzy Adam Kowalski
Ur. 1958. W latach 1977-84 studiowa³ nauki polityczne oraz psychologiê na Uniwersytecie Warszawskim, a tak¿e - podyplomowo - dziennikarstwo na tym¿e Uniwersytecie. W 1980 roku uzyska³ nagrodê Sekretarza Naukowego PAN im. A. Frycza Modrzewskiego. W latach 1975-77 by³ wspó³pracownikiem, a nastêpnie dziennikarzem "Trybuny Opolskiej" oraz "Sztandaru M³odych". W latach 1979-80 by³ sêdzi± pi³karskim Warszawskiego OZPN. W latach 1984-90 mened¿er w firmach studenckich i akademickich w Warszawie. Nastêpnie w³a¶ciciel niewielkiego wydawnictwa. W latach 1994-95 wydawca i redaktor naczelny prasy lokalnej na Opolszczy¼nie. W 1997 roku ukoñczy³ Studium Podatkowe Wy¿szej Szko³y Bankowej w Poznaniu i rozpocz±³ praktykê jako doradca podatkowy. Od 2008 roku jest szefem administracji Instytutu Badañ Seksualnych w Opolu oraz wspó³pracownikiem dzia³u popularyzacji wiedzy tego Instytutu.

 Liczba tekstów na portalu: 5  Poka¿ inne teksty autora

 Orygina³.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,8388)
 (Ostatnia zmiana: 29-09-2012)