O potrzebie humoru w kościele
Autor tekstu: Jednota Braci Polskich

(ze wstępu do traktatu Emunah: „De relatio rationis et fidei")

W istocie rzeczy to nie różnice w podejściu racjonalnym i w rozumieniu dogmatów czy interpretacji proroctw stanowią barierę pomiędzy światem judaizmu i chrystianizmu, czy też pomiędzy chrystianizmem, a katolicyzmem, protestantyzmem i wszelkim bogactwem form neoprotestantyzmu. Barierę tą stanowi inny duch, działający w każdym z tych środowisk, przyciągając do nich ludzi o bardzo zróżnicowanych potrzebach duchowych.
Jest niewątpliwie tragicznym paradoksem wiary, która z definicji nastawiona jest na kształtowanie odrodzonego człowieka, pełnego zrozumienia i tolerancji, zdolnego do twórczego życia, że budując w ramach każdej ze wspólnot bastiony dogmatów i zasieki prawd wiary, jesteśmy zawsze gotowi spierać się na śmierć o to, kto ma monopol na prawdę, czyje dogmaty wierniejsze są biblijnemu oryginałowi, i który Kościół jest tym jedynym, prawdziwym Kościołem Chrystusowym, członkostwo w którym zapewniałoby
automatycznie pewność zbawienia, że zapominamy, iż w tej walce ideał prędzej czy później sięga bruku.
Zaiste Bóg jest niezwykłym humorystą. On jest ponad naszym kościelnictwem, ponad kościelnymi sądami, ponad kościelnymi deklaracjami o rzekomej jedności, o tęsknocie za jednym i jedynym słusznym, widzialnym, Kościołem, ponad powstającymi w odpowiedzi na te deklaracje stanowiskami i dokumentami, ponad niekończącymi się usiłowaniami pozbawienia Izraela prawa do bycia Izraelem, z którym zawarł przymierze wieczne, i do zajęcia jego miejsca. Nie pozwala zamknąć się w pudełku z napisem Trójca Święta i wymyka się wszelkim pułapkom intelektualnym, w które usiłujemy Go złapać, aby dokładnie Go sobie obejrzeć i opisać. Najwyraźniej uśmiecha się również na widok pewnego ministra bardzo zasłużonego Kościoła, gdy widzi jak po raz kolejny rozsypały mu się prawdy wiary tak misternie poukładane na stosie jego niepewności. W dodatku wybiera sobie współpracowników tak jak chce, nie zważając na żadne wcześniejsze ustalenia uczonych i świętych gremiów! Jest mu wszystko jedno, czy Jego dziecko wchodzi w kontakt z sacrum zapalając ogień szabatowych świec (wszak Bóg jest ogniem trawiącym, Tora, Devarim, V Ks. Mojżeszowa 4, 24), czy uczestnicząc w Eucharystii, czy też nie uczestnicząc ani w jednym, ani w drugim, czy czyni to w smokingu i pod muszką, czy też uczesany na Irokeza i w spodniach, które niegdyś przypominały zapewne jeans. A już zupełnie oburzające jest, że podejmuje współpracę z wyrzutkami społeczeństwa, z ludźmi marginesu, z perłami i diamentami wyrzuconymi na śmietniki tego świata! Zamiast wprost uznać za swój jedyny Kościół któryś z tak licznie obecnych na tej planecie i przyznać się do niego jednoznacznie poprzez liczne znaki i cuda, jak to w zamierzchłej przeszłości podobno czynił z dziećmi Izraela, bawi się z nami w zgadywankę i niezależnie od nas buduje sobie swój duchowy Kościół, ukrywając przed nami skrzętnie, kim są jego członkowie!


 Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,894)
 (Ostatnia zmiana: 30-06-2002)