Któryś Kłótnia z P. Powiedział mi, że niewierzący to grupa wciąż nieistotna statystycznie. Czyli: nie liczę się. Jak mogę się nie liczyć? Przecież to ja jestem Rapa Nui- pępek świata, najważniejsze miejsce od którego wszystko się zaczyna! To ode mnie i na mnie wszystko się kończy. Czasami moje ja rozciąga się na kilka przyległych bytów, jak mężowie, dzieci, psowie i kotowie. Czasami jeszcze przyłącza się jakieś K., M.,- czy szwenda się P. Ale generalnie wszystko wokół mojego pępka, z pępkiem i na pępku. Niestety nie — jak zwykle lakonicznie kwituje P. Po czasie przyznaję mu rację: nie ma badań (przynajmniej takich nie znalazłam) sprawdzających niewiarę. Wszystkie dotyczą wiary. Dociera do mnie jeszcze jedno. Niewierzący to zwykle osoby niezależne. Oczywiście nie mogę tego dowieść twardymi danymi, bo ich nie ma. Cała moja wiedza jest gorąca, wyjęta z zapyziałego podwórka. Jeśli tak jest, że cechą niewierzących jest niezależność, tym trudniej będzie zbadać zjawisko odchodzenia od wiary, bądź niewiarę. Wymykamy się, rozpływamy, znikamy w odsetku nieistotnym statystycznie.
Zabiegany Urodziny świekry. Obecność obowiązkowa. Żeby się przedzierzgnąć do krojenia tortu, trzeba było pierw pociachać atmosferę. Ale po kolei... Wszystko przez Terlikowskiego, Baumana i Jezusa — taki chłopak ze stadionu. „Terlikowski tak ładnie mówi" — powiedział K. Jakoś wcale nie znajduję piękna w deklaracji: „Jestem katotalibem i dobrze mi z tym". Nie znajduję piękna w tych słowach w sytuacji, w której moje ja i moje Rapa Nui nie mamy swobody, bo całą przestrzeń zawłaszczają typki typu „katotaliby", a my (ja i moje Rapa Nui) nie mamy możliwości, by swobodnie zaczerpnąć oddech. Ostatnim takim momentem było dla mnie chyba wydanie „Boga urojonego" Dawkinsa, o którym Ridley napisał, że to: „Łyk świeżego powietrza". Nie mam nic przeciwko temu, żeby ktoś wierzył w to, że pewna kobitka urodziła dziecko, ale i tak pozostała dziewicą (zawsze, to znaczy od II wieku), albo w to, że po śmierci będzie baraszkował z dowolną ilością dziewic (zastanawia mnie: te panie będą się zmieniać czy hymen będzie im odrastał?), albo w to, że czarny kot przez drogę — nieszczęście, albo że rozcieńczony cukier leczy, albo: itd. itp. etc., etc .,bez końca i w kółko. Nie mam nic przeciwko jak najbardziej absurdalnym wierzeniom, pod warunkiem, że ich autorzy przyjmują zasadę: primum non nocere i pozostają jej wierni w myśli, mowie i uczynku. Ze szczególnym naciskiem na: „uczynku". Jezusów jest kilku: frasobliwy, miłosierny, współczujący, konający, wiszący. Ale rozmowa zeszła na tego ze stadionu. Podobno jego poplecznik nadaną mu mocą potrafi wskrzeszać dzieci. Dzieje się to w dalekiej, tajemniczej i egzotycznej Ugandzie, więc na dobrą sprawę nie można tego łatwo sprawdzić. Przecież legendarna Uganda to oddzielna planeta. Właściwie mnie to nie dziwi. Przez większość życia wierzyłam w zmarłych obcowanie albo mówienie językami. Wskrzeszanie? Mój niegdysiejszy przyjaciel, co prawda niewidzialny, ale zawsze obecny, zrobił to kiedyś swojemu koledze. Sam wstawał z martwych co najmniej raz w roku. Rozmowa zaprawiana coraz silniejszymi emocjami przeciągnęła się na tyle, że zaczął się
Kolejny — Ci co wykrzyczeli Baumana i rację mieli, to kibice. — Jacy kibice? To narodowcy! — Nie narodowcy, tylko patrioci. PA-TRY-JOCI !!! — A czy K. był na stronie www i czytał hasła, jakie głoszą? -Nie był. Ale takiego Baumana to za żebro i na haku powiesić! — A czy K. czytał cokolwiek Baumana? — Nie czytał, bo się brzydzi. — A nie brzydziłby się, żeby na hak wbić? — A co Żydzi z Polską zrobili? Co zrobili?!? itd. itp. etc., etc., w koło Macieju. Dobranoc. A a a kotki dwa, szare, bure obydwa...
-ąty chleb mleko sałata pomidor ser żółty masło Sklep: mekka i Babilon. Staram się zachowywać uprzejmie. Nie widzę w podaniu siwowłosemu koszyka niczego nadzwyczajnego. Nie widzę niczego niezwykłego w tym, że wymieniamy kilka uprzejmości, że pomagam mu wyjmować zakupy. Na odchodne słyszę: „Pani jest wyrobiona społecznie". „A co to znaczy?" pytam. „To znaczy, że pani jest za młoda, żeby to zrozumieć , bo teraz to rzadkość". W mojej sytuacji mam świadomość, że jeśli zrobię komuś świństwo, będę musiała z tym żyć już zawsze, nikt i nic tego nie zmieni. W moim przypadku nie ma zaklęć albo rytuałów, które mogłyby ze mnie zmyć to, że zachowałam się podle. A może ten pan się pomylił? Może to, o co mu chodziło, to przyzwoitość? Taka zwyczajna, powszednia. [ 1 ].
Ładny a że ładny, to wycieczka na łono. Nie był to zbyt oryginalny pomysł, jak się okazało, co rusz przetaczały się przez las hordy rowerzystów. Piknik: ptaszki, drzewka, słoneczko. I rozbestwieni gimnazjaliści. Przetrzymaliśmy. Odjechali. Jeden niesforny zostawił plecak. Co robić? Gonić! Plecak trzeba oddać, a jeśli jest zakonspirowanym terrorystą, to niech jemu temu ten plecak wybucha. Dogonili. Oddali. Na odchodnym krzyknęli: Pamiętajcie, zrobili o dla was ateiści. ATEIŚCI!!! Ich zdziwione miny — bezcenne.
-nasty — Znalazłaś moją apaszkę! Tak długo jej szukałam! Modliłam się do św. Antoniego, aż ją znalazłaś! Nareszcie! Dzięki Bogu! — Bardzo się starałam, zajrzałam w każdy kąt, żeby ją znaleźć, długo to trwało. Nie dziękuj bogu, tylko mnie.
Środkowy — Zobacz, jak ładna koszulka! Będzie pasowała na twojego synka! — Mogę mu zaproponować, ale nie wydaje mi się, żeby chciał chodzić w koszulce z motywem Arki Noego. — A czy nie wydaje ci się, że dzieciom jest wszystko jedno w jakich koszulkach chodzą? Dla nich nie ma znaczenia, czy mają koszulkę z Arką Noego, czy z Myszką Miki! A miałoby dla ciebie znaczenie, gdybyś modliła się do figurki Myszki Miki?
Bezchmurny Ludzie próbują sobie tworzyć domknięty obraz świata. Dlatego A. układa świat w sposób, jaki jej jawi się jako jak najbardziej racjonalny. Jeśli przyjęła takie, a takie założenia, musi tak być. Dopiero próba weryfikacji tych założeń okazałaby się dla niej bolesna, nad moją głową zaś rozpętałby się huragan. Prawdopodobnie A. też nie wyszłaby z niego bez szwanku. A. widzi świat tak: Jej starszy syn J. zginął w wypadku po to, żeby ogła szybko odkryć śmiertelną chorobę K. — K. Zachorował po to, żeby się nawrócić. W jej świecie wszystko dzieje się po coś. Bóg ma swój plan. Nie ma przypadku. A. potrafi godzinami opowiadać o cudach, jakich doświadczyła. Tymczasem K. ciągle choruje. Zapewne wkrótce umrze. Wobec tego słucham A., nie podejmuję rozmowy, nie wchodzę w polemikę, nie neguję, nie zaprzeczam, nie mówię, co myślę. Moje Rapa Nui usypiam i chowam na czas rozmów, w których tylko A. mówi. Zastanawiam się, na ile można ocenić moje zachowanie, używając kategorii chrześcijańskich. Czyż nie jestem pokorna i cicha jak baranek? A może to zwykła empatia? Krztyna szacunku? Zrozumienie? Nie chcę się wywyższać, ale bardzo chciałabym czuć to wszystko wobec siebie. Umiem w sobie znaleźć przestrzeń, w której z szacunkiem słucham dla mnie wierutnych bzdur. Nie rozumiem, dlaczego inni nie mają miejsca, odrobiny przestrzeni na sceptyczny, racjonalny i niewierzący głos.
Jeszcze jeden Dziewięcioletni M. przybiegł z przerażeniem na twarzy: — A Jasiu i Stasiu nie wierzą w Boga!!!! — No, wiem. Ja też nie wierzę. — Jego twarz wykrzywił grymas. Ale ja zachowałam się profesjonalnie: — Chcesz o tym porozmawiać? Niestety. Uciekł. Coś mi mówi, że trudno będzie, o przestrzeń o jaką mi chodzi następnemu pokoleniu. Bardzo mi przykro moje dzieci, wiele wskazuje na to, że pomimo walk, jakie stoczę, będziecie obywatelami kategorii B. Dziękuję P. Przypisy: [ 1 ] Nie mylić z powszechna | |
Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,9403) (Ostatnia zmiana: 07-11-2013) |