Na referendum idę, ale...
Autor tekstu:

Na referendum 6 września się wybieram, bo traktuję to jako swój obowiązek i przywilej zarazem. Nie zamierzam jednak zaznaczać krateczek tak/nie. Po raz pierwszy oddam „głos nieważny", ale za to się rozpiszę, bo niestety pytania zostały tak sformułowane, że nie mogę odpowiedzieć tak/nie. Jakbym się starał — nie mogę. Niestety, były już prezydent — jak już dziś wiadomo — w jedną noc wymyślił sobie trzy dość kuriozalne pytania, które tak naprawdę nic nie dają, a jeszcze w konsekwencji ośmieszą samą instytucję referendum. Po kolei.

Czy jest Pani/Pan za wprowadzeniem jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do Sejmu Rzeczpospolitej Polski?

Jestem, ale tylko i wyłącznie w wersji australijskiej, czyli JGA (wielomandatowego PGP też). PNM, czyli wersja brytyjska jest moim zdaniem szkodliwa. Czym się różnią? W skrótowej wersji tutaj: JOW w Australii — prawdopodobnie najlepsza forma brytyjskiego systemu.

Dlatego nie mam zamiaru odpowiadać tak/nie, bo temat jednomandatowych okręgów wyborczych jest szeroki i to pytanie tak naprawdę nic nie mówi o tym, za czym się opowiadam. Pomijam już konstytucyjność pytania, bo już wystarczająco dużo zostało na temat powiedziane/napisane.

Czy jest Pani/Pan za utrzymaniem dotychczasowego sposobu finansowania partii politycznych z budżetu państwa?

Pytanie, na które cokolwiek się nie odpowie i tak pozostawia pole do dowolnej interpretacji. No bo przecież jak zaznaczę „tak", to i tak nie wynika z tego, czy chcę zakazu finansowania partii, czy jestem za zwiększeniem tych środków. Słowem: bezsens.

Chętnie bym za to podyskutował o finansowaniu samych stołków i co na danym przysługuje. Bo jeśli do polityki garną się ludzie, którym zależy na darmowym pociągu, samochodzie (z szoferem, żeby śmigać o 13 na Paulanera) czy samolocie, to jest to śmieszne. Niestety w obecnym systemie jesteśmy skazani na produkty młodzieżówek, typu Hoffman i Nowak, co to całą karierę zawdzięczają wchodzeniu odpowiednim osobom w tylną część ciała, bo przecież niczego przed wejściem w politykę nie osiągnęli.

Generalnie moje zdanie o polityce jest takie, że system trzeba rozwalić po to, żeby zaczęli się do niej garnąć ludzie, którzy faktycznie coś w życiu osiągnęli, czy to na niwie biznesowej, czy społecznej. Dziś w zdecydowanej większości nie chcą, bo zazwyczaj to ludzie o silnym kręgosłupie, którzy nigdy w życiu nie zgodziliby się na to, że przed wejściem do gmachu Sejmu dostają SMSa z tym, co mają mówić do kamer i jak naciskać guziki, pod groźbą kary regulaminowej.

W obecnym systemie wyborczym, zawsze wszystko będzie zależało od przewodniczących i prezesów, a nie od wyborców, więc siłą rzeczy chcący dostać się do Sejmu będą zabiegali o względy pryncypała (bo to od niego zależy miejsce na liście), a nie o wyborcę. Normalni ludzie, którzy mają pasję do budowania czegoś sensownego, ale i poczucie godności trzymają się od tego z daleka i robią swoje (często wbrew politykom).

No i trzecie pytanie, czyli creme de la creme tej hucpy...

Czy jest Pani/Pan za wprowadzeniem zasady ogólnej rozstrzygania wątpliwości co do wykładni przepisów prawa podatkowego na korzyść podatnika?

Same bluzgi cisną się na usta, ale… To jednak jest dobry obraz obecnej władzy, skoro o takie rzeczy trzeba pytać w referendum. Rozpisywać się nie ma sensu. Każdy ma w tej chwili jakiegoś znajomego, który przebywa na terenie Anglii, Irlandii, czy Irlandii Północnej, zapytajcie jak tam się prowadzi działalność gospodarczą, czy po prostu rozlicza się PIT. W innych krajach też w sumie można.

Niestety, to referendum ośmieszy próby kolejnych, a ja chciałbym takiego jednego konkretnego, połączonego z wyborami do sejmu, w którym obywatele musieliby w końcu pogłówkować nad czymś więcej niż tylko nad partyjnymi szyldami, które nieustannie wtłaczają im do głowy media. Chciałbym całą paletę pytań, od konkretnego systemu politycznego, przez 6-latków, religię w szkołach, związki homoseksualne, finansowanie in vitro z budżetu obywateli, fundusz kościelny, przywileje posłów/senatorów, karę śmierci, likwidację Senatu itd. itp. Tylko konkrety i pytanie jednoznaczne, tak żeby możliwie najwięcej osób miało interes, żeby pójść się wypowiedzieć. Dla mnie byłoby to fajne badanie nad polskim społeczeństwem, czego właściwie chce. I wskazówka dla przyszłych rządzących, bez głupich wymówek, czarno na białym: tak chce większość.



Demokracji nie lubię, ale jak już jest, to niech się ludzie wypowiedzą, a przy okazji i zastanowią chwilę.


Marcin Bębenek
Absolwent Politechniki Śląskiej. Mieszka w Rudzie Śląskiej

 Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,9898)
 (Ostatnia zmiana: 29-08-2015)