Hiperinflacja paragrafów
Autor tekstu:

Normom prawnym muszą towarzyszyć sankcje. Najczęściej w formie kar.

Dziś zbiór, zarówno pierwszych jak i drugich, jest tak ogromny, że tylko dysk twardy może je pomieścić. Zaś nam, zwykłym śmiertelnikom pozostaje jedynie strach i trwoga przed przypadkowym potknięciem. Jednak im więcej lat spędzamy w nowoczesnym świecie, tym świadomość niemożliwości postępowania zgodnie ze wszystkimi prawami jest coraz bardziej przygnębiająca.

I pomyśleć, że pierwsi homo sapiens tworzyli społeczności przy pomocy kilku gestów i dźwięków. Przybierających powolnie formę słów. Z czasem ich zasób pozwolił na stworzenie zasad współżycia społecznego. Przekazywanych oczywiście ustnie, bo kto by pomyślał aby je spisać. Zresztą jak, czym i gdzie?! Powiększanie populacji wymagało jednak coraz to odważniejszych posunięć.

By okiełznać siły przyrody i nieposkromioną ludzką naturę wymyślono boga. Z początku skromnie wybierano go spośród tego co widoczne gołym okiem. Słońce, woda, ziemia, zwierzęta i rośliny wystarczały. Były wychwalane za to co ludzkie istoty od nich otrzymywały. Zaś postępowanie wbrew nim miało skutkować wyczerpaniem danego dobra. To zaś prowadziłoby do głodu, chorób, a ostatecznie śmierci. Strach przed bożkami był skuteczny i dobry, a sprawujący władzę to szybko zauważyli. Powstawać zaczęły zatem pierwsze kodeksy. Prawa zwyczajowe ustąpić musiały paragrafom.

Gdy pomysłowość prawodawców, wydawałoby się osiągnęła już apogeum w Cesarstwie Rzymskim, pojawił się znikąd Chrystus wraz ze złotą regułą etyczną. Zaledwie dwa tysiąclecia temu wypowiedział w Kazaniu na górze te słowa „Co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie. Albowiem na tym polega Prawo i Prorocy" (Mt.7,12). Jakież poruszenie, ulgę i nadzieję dały te słowa żyjącym wtedy społecznościom. W końcu można było oddać się w pełni szczęśliwemu życiu rodzinnemu. Jedna, prosta zasada! Ale czy na pewno? Cena jaką przyszło zapłacić Synowi Bożemu za to, by ludzie ją zrozumieli była koniec końców dość dotkliwa.

Nie licząc setek godzin spędzonych, nierzadko w ukryciu, na tłumaczeniu tej prostej reguły. Życie za nią oddało również wielu współczesnych jemu, jak i późniejszych, głosicieli. Jednak w końcu się udało. Nowa religia wykładniczo zaczęła przemawiać do uwięzionych w licznych kodeksach środowisk. Niestety z czasem i ona zaczęła obrastać w nowe, „bardzo istotne i ważne" przypisy. Do czego to doprowadziło dziś wiemy najlepiej.

Ciężko jest być wierzącym, jeszcze ciężej godzić to z byciem obywatelem.

Jaką dziś płacimy cenę za odżywianie się sztucznym jedzeniem?

Żadną. Zamieniamy naturalne organy na sztuczne, które się już nie popsują.

Jaką cenę płacimy za sztuczne zmniejszanie pokonywanych odległości?

Żadną, przecież dodatkowo zwiększamy swoją wagę, oszczędzamy stawy i nie przemęczamy mięśni!

Jaką cenę przyjdzie nam zapłacić za karmienie sztucznymi przesłankami kodeksów?

Hm… Czy da się zamienić moralność na sztuczny odpowiednik?

Na szczęście jeszcze nie.

Czy zatem postęp oznacza sztuczność? Czy niekontrolowany jest zwykłym oszustwem?

Dzisiejszy postęp w różnych dziedzinach życia, dzieli się jak wszystko, na pożyteczny i szkodliwy. Można więc uznać, że w połowie służy dobru cywilizacji. Jednak idąca z nim w parze rozbudowa kodeksów nie służy niczemu innemu jak niszczeniu idei tego pierwszego. Jak i cichemu przemycaniu drugiego, niepożądanego dla większości. To zaś w końcu musi skutkować upadkiem cywilizacji wraz z osiągnięciami naukowo-technologicznymi.

Choć wydaje się to niemożliwe to powrót do złotej zasady etycznej jest jedynym możliwym rozwiązaniem. Fizycznie nie stanowi to problemu, gdyż polega tylko na wymazywaniu czegoś co już istnieje. Nie zaś na dodawaniu nowych, rodzących się przeważnie z wielkim bólem, paragrafów. „Na szczęście" w obecnych czasach większość z nich powstaje na zamówienie i nie stanowi obciążenia umysłowego dla swoich ojców. Jednak sprawa się komplikuje w momencie, gdy zastanowimy się dlaczego dotarliśmy do stosów opasłych kodeksów. I to w tak krótkim czasie. Dziś nawet prawnicy nie są w stanie połapać się we wszystkich przepisach. Jedni są od biznesu, inni tylko zajmują się sprawami rodzinnymi, spory polityczne, społeczne czy międzynarodowe to już zadanie dla kolejnych grup.



Tak się dzieje dlatego, że łatwiej potraktować ludzi jako nie myślących i ograniczać ich kolejnymi prawami. Właściwie wmówić im, że tak było od zawsze i być tak musi. By pójść w odwrotną stronę należałoby edukować ludzi, a to zdaje się niemożliwe patrząc kim są dzisiejsi politycy oraz jakie są ich priorytety. Lapidarnie mówiąc swoją głupotę i brak zrozumienia potrzeb innych wolą przypisać zwykłym Obywatelom, nad którymi sprawują władzę poprzez tępe wprowadzanie dla nich kolejnych ograniczeń. Bo tylko tym, niczym innym, są kolejne zapisy w dzisiejszych kodeksach. Zapominając przy okazji, że to właśnie ci zwykli Obywatele tę władzę im dali w nadziei na lepsze jutro. Może nie lepsze, oby tylko nie gorsze.

Kobieta w średniowieczu skarżąca się na molestowanie ze strony kleru prędzej doczekałaby się stosu niż kary dla oprawcy. Dziś już na szczęście tak nie jest. Mobbing w pracy jest piętnowany przez odpowiedni paragraf. Lecz czym zaskoczą nas władni w przyszłości? Obserwując „bystrość" dzisiejszych polityków spodziewać by się można wprowadzenia mandatów za spoglądanie na kobiecy dekolt. Z czasem usłyszymy, że dekolt dekoltowi nierówny więc należy karę uzależnić od wielkości i kształtu. A co jeśli w przyszłości będziemy widzieć myśli innych? Skąpo odziana dziewczyna po przejściu przez galerię w zatłoczonym dniu zostanie milionerką?

Na początku mówiono wszystko, co sprzyjało rozwiązywaniu konfliktów. Jednak wraz z pojawieniem się władzy zasób słów służących do wyrażania opinii na jej temat został ograniczony. O dzisiejszej „demokratycznej" cenzurze nie warto wspominać.

Niedawno obchodziliśmy 100 rocznicę wprowadzenie sygnalizacji świetlnej. Dziś by poruszać się po drodze należy znać niemożliwą do zapamiętania ilość przepisów, dodatkowe dziesiątki paragrafów mówią o wymogach technicznych pojazdów, kontrolowani jesteśmy na coraz większej liczbie pokonywanych kilometrów. Mimo to coraz częściej mówi się o wprowadzeniu pojazdów jeżdżących autonomicznie. Przecież to z winy kierowców jest coraz więcej wypadków, a nie, broń boże, dobrej chęci ustawodawców, źle wydawanych pieniędzy i braku odpowiedniej edukacji. Cóż jest bowiem złego w tym, że po kilkudziesięciu godzinach wyjeżdżonych na kursie prawa jazdy, świeży kierowca zmuszony jest doskonalić swoje umiejętności najczęściej w pojedynkę? Czy to na prawdziwym miejskim „poligonie", czy też podczas oswajania się z większymi prędkościami na zatłoczonych drogach poza terenem zabudowanym. Winni są oczywiście młodzi, ich brawura, nieznajomość przepisów. Nie zaś debilizm tych, którzy nic nie zrobili, by choć w tak oczywistej materii coś zmienić. Setki istnień ludzkich znikające co roku w wypadkach są przecież niczym w porównaniu z możliwymi stratami materialnymi i utratami ciepłych posadek „wykwalifikowanych" panów w garniturach.

Spytam zatem jeszcze raz na koniec. Czy wydaje się to możliwe, czy też nie, to moim zdaniem powrót do złotej zasady etycznej jest jedynym możliwym rozwiązaniem. Z pewnością nie osiągniemy tego w jedno, czy nawet kilka pokoleń. Jednak w końcu zaczniemy dążyć do jasnego, dającego nadzieję na normalność, celu. Patrząc w drugą stronę, ciężko wyobrazić sobie co będzie za kilka lat, a cel. Jaki cel? Idąc w tę stronę nigdy nie osiągniemy mety!

Pora więc przestać się oszukiwać, że jakikolwiek paragraf powstał z potrzeby. One rodzą się i rodziły zawsze w umysłach tych, którzy mieli chęć i możliwość ich obchodzenia bo na nic innego nie mieli pomysłu.

Najważniejsze, że jeśli uda się nam zapoczątkować ten proces to nasi praprawnukowie doczekają się jednaj, sprawiedliwej, równej dla każdego bez wyjątku, kary.

Wygnania z Raju. Wysp, na których będą mogli żyć „po swojemu" przecież na Świecie mamy pod dostatkiem.


Rafał Tobias
Mieszkaniec Wejherowa
 Strona www autora

 Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,9923)
 (Ostatnia zmiana: 18-10-2015)