Czerwono-zielono-żółty. Co dla Polski oznacza nowy rząd w Berlinie
Autor tekstu:

Warszawa wyraża zaniepokojenie wynikami wyborów w Niemczech. Wygrało SPD i to oni najpewniej utworzą nowy rząd po „erze Merkel". Tyle że wyniki okazały się lepsze (dla Polski) niż prognozowano. Wedle przedwyborczych prognoz największe szanse na nowe rządy miała koalicja czerwono-czerwono-zielona, czyli SPD, Linke i Zieloni. Tymczasem antynatowska Linke okazała się największym przegranym wyborów i omal nie znalazła się poza parlamentem. Rządzić będzie najpewniej koalicja „Ampel" (czyli kolory sygnalizacji świetlnej: czerwoni, żółci i zieloni). Różnica jest fundamentalna. Linke to partia antynatowska i w zasadzie antyunijna, więc rozwalenie Unii poprzez wypchnięcie z niej Polski mogłoby być miłe ich czerwonym sercom. Z kolei liberałowie z FDP postulują dowartościowanie znaczenia Polski w Uni Europejskiej. Krytykowali Merkel za nieliczenie się z Polską.

Kto tak naprawdę wygrał wybory w Niemczech

Niemcy są podobnie podzielone politycznie, jak Polska, tzn. istnieje wyraźny geograficzny rozkład poparcia określonych sił. I tak, bogaty zachód (tudzież południe) popiera generalnie CDU/CSU, zaś ubogi wschód (tudzież północ) popiera SPD. Każda niemiecka partia ma jakiś „swój" region. Także te mniejsze: Zieloni i FDP mają poparcie na zachodzie, a na wschodzie kraju prawie wcale. Odwrotnie jest z AFD i Linke. Więcej

W Niemczech występuje połączenie systemu większościowego i proporcjonalnego. Każdy wyborca ma dwa głosy. Pierwszy oddaje na lokalnego kandydata w jednomandatowym okręgu wyborczym. Drugi — na listę krajową poszczególnych partii, gdzie mandaty dzielone są według klucza partyjnego w systemie proporcjonalnym. Wyniki w niemieckich JOWach wyglądają tak:


Socjaldemokraci zdobyli najwięcej mandatów i najpewniej będą rządzić wespół z Zielonymi oraz liberałami. Dla porządku dodajmy jednak, że ostatecznie nie ma pewności, kto będzie rządzić. Niemieckie media podkreślają, że mamy do czynienia z sytuacją nietypową. Zazwyczaj jest tak, że zdobywca największej liczby głosów dobiera sobie koalicję i formuje rząd. Obecnie jednak w Niemczech to nie zdobywca pierwszego i drugiego miejsca tworzy koalicję, lecz partie z miejsca trzeciego i czwartego rozdają karty i zdecydują, czy rządzić będzie SPD czy może jednak CDU/CSU. To one organizują rozmowy i formują koalicję. Bo tak naprawdę wygranym wyborów nie są socjaldemokraci, lecz Zieloni i liberałowie.

Zarówno CDU/CSU jak i SPD przystępowały do wyborów skompromitowane aferą Wirecard. Przez ostatnie miesiące niemieckie media maglowały aferę, jaką wywinął Jan Marszałek. Nazwisko brzmi wprawdzie polsko, lecz Marszałek (ur. 1980) to zgermanizowany Czech, obywatel Austrii, wnuk znanego działacza komunistycznego. Okazało się, że niemieckie organy nadzoru nie zauważyły, że firma przedstawia fikcyjne sprawozdania finansowe rzędu 2 mld euro. Przypuszcza się, że owa niefrasobliwość nadzoru mogła nie być przypadkowa, bo Wirecard miała mocne koneksje polityczne w aktualnym rządzie. Sama Merkel promowała Wirecard w Chinach. Firma zaczęła jako dostawca płatności online dla stron porno, ale teraz miała być niemiecką wersją PayPala. Okazało się też, że minister finansów od dawna miał informacje o potencjalnych oszustwach Wirecard, lecz nic z tym nie zrobił. Bezczynność władzy wobec kantów robionych pod jej nosem bierze się na ogół ze związków ze służbami specjalnymi. A tych Marszałkowi nie brakowało: związany był z wywiadem austriackim, ale ujawniono także jego związki z wywiadem rosyjskim.



Obecnie Marszałek poszukiwany jest przez niemieckie organa ścigania listem gończym za miliardowe oszustwa w ramach gangu finansowego. Wedle ustaleń, ewakuował się najpierw na Białoruś, pożegnany wcześniej na wiedeńskim lotnisku przez byłego pracownika austriackiej służby bezpieczeństwa. Obecnie zaś mieszka w daczy pod Moskwą. Sprawę ujawnił Financial Times, czyli można podejrzewać rękę brytyjskich służb w czasie apogeum sporu brexitowego z UE. O całej aferze powstał film „Wielki fake. Historia Wirecard". Owym ministrem od Merkel, co to wiedział, lecz nie powiedział, był Olaf Scholz, szef SPD, który będzie pewnie nowym kanclerzem Niemiec. Być może dlatego uważa się, że to Zieloni i FDP powinni tasować karty przed nowym rozdaniem politycznych posad.

Chadecy zanotowali najgorszy w historii wynik, bo do afery Wirecard, doszła im jeszcze afera maseczkowa. Społeczeństwo, które męczy się w maseczkach i ograniczeniach, nader źle przyjęło doniesienia o tym, jak poszczególni politycy CDU i CSU oraz ich rodziny robili milionowe interesy na pograniczu korupcji, żerując na ogromnym zapotrzebowaniu na maseczki.

Nowy rząd może być bardziej wobec Kremla krytyczny

Wiadomo, obawiamy się SPD za ich parcie do Nord Stream, obawiamy się Zielonych za ich walkę z węglem, ale konstelacja Ampel nie musi być taka zła, jak się niektórzy obawiają. W ostatnich latach w Berlinie rządziły partie jednoznacznie popierające Nord Stream. Obecnie, paradoksalnie, choć wygrało popierające Nord Stream SPD, to rządzić będzie koalicja w której większość parlamentarna była przeciwna budowie tego rurociągu. Zieloni są przeciw Nord Stream 2, bo klimat. Liberałowie byli przeciw, bo ignoruje głos ważnych sąsiadów Niemiec. W ostatnim czasie europoseł z FDP, Alexander Graf Lambsdorf, krytykował Merkel za próbę nowego otwarcia na Rosję, mówiąc: „Nie można prowadzić polityki wobec Rosji jedynie z Francją. Każdy projekt w tym kierunku bez Bałtów, Finlandii czy Polski skazany jest na niepowodzenie". Lambsdorf uważany jest za potencjalnego kandydata na ministra spraw zagranicznych w nowym rządzie. Warto też pamiętać, że w rządzie Merkel MSZ prowadził polityk SPD, Heiko Maas.

SPD wygrało wybory, ale wygrało słabo i jego koalicjanci będą mieć łącznie więcej posłów. Akurat w polityce wobec Rosji większość szabel nowej koalicji mieć będą ci, którzy dotąd mówili głosem bliskim Polsce.

Poza tym między Moskwą a Berlinem powiało teraz wyjątkowym chłodem. W marcu GRU przeprowadziło atak hakerski na posłów rządzącej koalicji CDU/CSU i SPD. W reakcji Niemcy zamknęły konto bankowe Russia Today. Odpowiedzią Rosji był cyberatak na niemieckie banki, a przed wyborami cyberataki objęły nie tylko niemieckich polityków, ale i dziennikarzy. Tuż po wyborach nastąpiło niemiecki kontratak: całkowicie zablokowano rosyjską telewizję państwową nadającą w języku niemieckim. Rząd Niemiec oczywiście dementuje jakoby miał z tym coś wspólnego, że to „decyzja YouTube", ale wiadomo o co chodzi: miała miejsce niemiecka odpowiedź w trwającej wojnie informacyjnej. Kreml skarży się, że naruszono wolność mediów i zapowiada analogiczne kroki wobec mediów niemieckich działających w Rosji.

FDP krytyczne wobec zielonych zakazów

Kolejny nasz problem to polityka klimatyczna Zielonych. Tutaj z kolei Zieloni „znoszą się" z liberałami. Tak się bowiem składa, że nowy rząd tworzyć będzie partia opowiadająca się za zaostrzeniem polityki klimatycznej oraz taka, która chce jej poluzowania. FDP nie odrzuca idei dekarbonizacji czy neutralności klimatycznej, jednak chcą, by ograniczyła się ona do handlu emisjami oraz rozwoju technologicznego. Są przeciwni systemowi reglamentacji i zakazów. Krytykowali m.in. wyznaczanie dat wychodzenia z węgla czy subsydiowania wiatraków. Obecnie uchwalono w Niemczech prawo wprowadzające obowiązek zakładania instalacji fotowoltaiczej na każdym nowo budowanym domu tudzież przy każdym gruntownym remoncie dachu. Prawo to popierają Zieloni, SPD oraz CDU. Przeciw — FDP i AfD. Jako że SPD w swojej polityce klimatycznej nie różni się istotnie od CDU (popierają przecież gaz!), więc de facto, mimo zielonych w rządzie realna polityka w tym zakresie może się wiele nie zmienić.

Choć z drugiej strony nie wiadomo do jakich ustępstw będą skłonni liberałowie w umowie koalicyjnej. Obecnie przy pierwszych rozmowach formujących koalicję Ampel zebrał się tłum zielonych aktywistów, by naciskać na niepopuszczanie w ekologicznych sprawach.

I wreszcie należy też pamiętać, że Zieloni mają swoje pozytywne strony. Zielona ideologia może wspierać patriotyzm lokalny. Można „walczyć o klimat" nie tylko przez szkodliwe wyłączanie nieekologicznych elektrowni, ale i poprzez naciskanie, by jak najwięcej kupować lokalnie, by nie zanieczyszczać planety niepotrzebnym transportem. Im bliżej źródła produkcji kupujemy towar, tym mniej potrzeba paliwa dla jego transportu. To co się da powinniśmy kupować we własnym landzie czy województwie. Jak najwięcej produkcji powinniśmy przenosić z Chin do Europy. Szkoda, że tak mało zielonych akcentuje akurat te wątki zbawiania świata.

Polska wyrasta na kluczowego partnera Niemiec

Przede wszystkim trzeba jednak mieć na względzie jeden zasadniczy fakt. Niemcy nie mogą sobie pozwolić na wypchnięcie Polski z UE, gdyż oznaczałoby to cios w niemiecką gospodarkę, a zwłaszcza w niemiecki rynek pracy. Niemcy są hegemonem unijnym i globalnym a ich pozycja gospodarcza w dużej mierze zależy od bliskich relacji ekonomicznych z Polską. Hegemonia Niemiec ma przeciwników w Unii. A jak najłatwiej osłabić dominującą pozycję Niemiec we Wspólnocie? Poprzez pozbawienie ich polskiego dopalacza.

W okresie rządów Merkel nie nastąpiła zasadnicza zmiana w Niemczech w dowartościowaniu politycznym Polski odzwierciedlającym jej gospodarce znaczenie dla Niemiec. Tradycyjnie patrzy się tutaj na Chiny oraz na USA jako najważniejszych partnerów, zaś w Unii za najważniejszego partnera uważa się Francję. Tymczasem w imporcie towarów z Polski do Niemiec, Polska wyprzedzia już Francję. Jest piątym partnerem handlowym Niemiec. Grupa Wyszehradzka to dla Niemiec partner nr 1, zdecydowanie większy niż wielkie Chiny (wymiana handlowa w 2020 z Chinami wyniosła 212 mld euro, z Polską 123 mld euro, zaś z V4 — 287 mld euro). Biznes niemiecki dostrzega już tę zmianę, ale polityka niespecjalnie, choć były już niemieckie przebąkiwania o konieczności nadania Polsce większego znaczenia w Unii. FDP w rządzie Niemiec, jako przede wszystkim reprezentacja niemieckiego biznesu, daje szanse na pewne zmiany.

19 maja 2021 FDP złożyło projekt uchwały Bundestagu, wzywającej rząd federalny do zacieśnienia relacji z Polską. „Zadaniem Niemiec jest ścisła współpraca z Polską w kształtowaniu integracji europejskiej i przejmowanie odpowiedzialności w sąsiedztwie Europy i świata" — czytamy. Dlatego też potrzebna jest „Praca na poziomie niemieckim i europejskim na rzecz wzmocnienia zrozumienia i świadomości wspólnej polsko-niemieckiej historii oraz politycznego, gospodarczego i kulturalnego znaczenia Polski", „dążenie do ściślejszej współpracy i wspólnych inicjatyw w dziedzinie gospodarki, bezpieczeństwa i klimatu z Polską na poziomie organizacji międzynarodowych, takich jak UE, ONZ i NATO", "promowanie współpracy w ramach Trójkąta Weimarskiego we wszystkich obszarach politycznych z konkretnymi projektami i inicjatywami na zasadzie trójstronnej", „promowanie pogłębiania relacji gospodarczych pomiędzy małymi i średnimi przedsiębiorstwami na obszarze niemiecko-polskim i w tym celu również rozszerzenie dwunarodowego szczytu gospodarczego — w celu określenia wspólnych obszarów kompetencji i tworzenia transgranicznych klastrów", „wspólne rozszerzenie ukierunkowanych badań i finansowania w dziedzinie sztucznej inteligencji, rozwój dwustronnych projektów w dziedzinie cyfryzacji, rozwój innowacyjnych technologii i nawiązanie dialogu technologicznego". By było to możliwe należy „odbywać częstsze i regularne wspólne spotkania na szczeblu rządowym między Polską a Niemcami, podczas których analizowane są aspekty pogłębionej współpracy i wspólnie wypracowywane rozwiązania przyszłościowe".

FDP proponuje więc, by podnieść świadomość gospodarczego i kulturalnego znaczenia Polski zarówno na forum Unii Europejskiej, jak i w samych Niemczech. Można powiedzieć, że media publiczne w Niemczech robią co nieco w tym zakresie. Nie tylko bowiem nagłaśnia się spory wokół praworządności czy mediów, ale i podkreśla gospodarcze i kulturowe znaczenie Polski. Przykładowo, specjalne programy poświęcono dyskusji o twórczości Stanisława Lema z okazji 100. rocznicy jego urodzin (14 września 2021). Nie tylko mainstreamowi twórcy polscy pojawiają się w niemieckich mediach. Dyskutowano także twórczość polskiego jazzmana, Marcina Wasilewskiego. O ile w polskich mediach występuje on zazwyczaj w tych niszowych, o tyle niemieckie radio publiczne przez cały dzień informowało, że wybitny polski twórca jazzowy wydał nową płytę (polska Wikipedia w ogóle nie zna nowych płyt Wasilewskiego, pełniejszy wykaz znajdujemy na angielskiej, zaś najpełniejszy — w niemieckiej). Podkreśla się także gospodarcze znaczenie Polski. W jednej audycji można usłyszeć, że Unia ma szczególny problem z Polską i Węgrami, a w następnej, że Polska i Węgy są dla Niemiec szczególnie ważne gospodarczo. Deutsche Welle podaje, że w ostatnich tygodniach niemieckie kręgi gospodarcze wyrażają duże zaniepokojenie „różnicami opinii" pomiędzy Unią Europejską, Warszawą i Budapesztem — jest to bowiem sprzeczne z niemieckim interesem gospodarczym, naciskają więc na rząd federalny, by „przeforsował porozumienie".

Jest zrozumiałe, że niemieckie kręgi gospodarcze obawiają się, że polski wymiar sprawiedliwości może ustracić przewidywalność oraz kompatybilność z UE, lecz będzie to tym większe, im silniej „różnice opinii" będą pacyfikowane prawnie. Niemieckie kręgi polityczne i gospodarcze muszą przyjąć do wiadomości, że bezpieczeństwo energetyczne Polski jest także w interesie Niemiec. Obecnie w całej Unii Europejskiej istnieje poważne ryzyko blackoutów. Wynika to z przykręcania zielonej śruby energetyce. Niemcy ot tak postanowiły wyłączyć swoje elektrownie atomowe. Wielu Niemców dziwi się, dlaczego muszą wyłączać całkiem dobrze działające źródła energii, jeśli jednocześnie niemieckie ośrodki bezpieczeństwa podnoszą groźbę blackoutów w Niemczech, potencjalnie niebezpieczną dla życia i zdrowia mieszkańców. Obecnie takie samo działanie za pośrednictwem Unii próbuje się wymusić na Polsce. Parę miesięcy temu w Elektrowni Turów oddano do użytku nowy blok energetyczny, a teraz organa Unii usiłują zamknąć całą elektrownię wyrokiem sądu. To absurd. Europa stoi wobec poważnego ryzyka utraty zasilania przy silniejszej zimie, a europejskie sądy orzekają zatrzymanie pracy ważnego elementu polskiej energetyki. To praworządność? Nie, to różnice opinii pacyfikowane prawnie. Jeśli zabraknie prądu w Polsce, to staną niemieckie fabryki działające w Polsce.

Dla Polski Unia Europejska jest bardzo ważna jako wspólnota gospodarcza a przez to de facto także jako ważny, uzupełniający NATO, element systemu bezpieczeństwa. Nie jest jednak pożądany jako projekt religijno-ideologiczny, gleichschaltujący normy kulturowe czy nade wszystko dążący do „zbawienia planety".

Oczywistym jest, że Polska nie jest całkiem kompatybilna z innymi krajami Unii. Wszak jesteśmy w tym klubie jedynym krajem posiadającym surowce energetyczne. Żaden inny kraj Unii nie posiada surowców, którymi może utrzymać swój system energetyczny. Jedyny taki kraj w Europie poza Polską — Norwegia — z tego właśnie powodu od lat uparcie odmawia wstąpienia do Unii. Polska jednak tym różni się od leżącej na peryferiach Norwegii, że mimo wielkiego ryzyka dla systemu energetycznego, potrzebuje Unii jako dodatkowego elementu systemu bezpieczeństwa.

Od przyszłego rządu niemieckiego zależy, czy wsłucha się w głos niemieckich kręgów gospodarczych i zatrzyma eskalację „różnicy opinii". Niemcy i Polska skazane są na współpracę — dla bezpieczeństwa obu naszych krajów. Zbyt silne jest wzajemne uzależnienie gospodarcze, by można było sobie pozwolić na pogłębianie konfliktu.


Mariusz Agnosiewicz
Redaktor naczelny Racjonalisty, założyciel PSR, prezes Fundacji Wolnej Myśli. Autor książek Kościół a faszyzm (2009), Heretyckie dziedzictwo Europy (2011), trylogii Kryminalne dzieje papiestwa: Tom I (2011), Tom II (2012), Zapomniane dzieje Polski (2014).
 Strona www autora

 Liczba tekstów na portalu: 952  Pokaż inne teksty autora
 Liczba tłumaczeń: 5  Pokaż tłumaczenia autora

 Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,10307)
 (Ostatnia zmiana: 07-10-2021)