Wielce ciekawe są statystyki święceń. Dadzą Ci one bowiem argument przeciwko piewcom zepsucia moralnego w ostatnich czasach: otóż okazuje się, że najwięcej świętych ludzi pojawiło się ...w ostatnim ćwierćwieczu. Zaskakującą maszynką do produkcji świętych jest nasz Wielki Rodak. I tak liczba kanonizacji przedstawia się następująco (za: Peter de Rosa):
* Różnica między świętym a błogosławionym jest m.in. taka, że pierwszy czczony jest w całym Kościele, błogosławiony lokalnie, błogosławiony musi wylegitymować się dwoma cudami, święty — przynajmniej czterema. Beatyfikacja jest to kościelne potwierdzenie kultu danej osoby. Trochę inaczej podaje inne źródło (Wprost, 27 grudnia 1998 pod znamienitym tytułem: Eksplozja świętości):
lub
dalsze (wg PAP, od czerwca 1999, w przeważającej większości ich jedyną zasługą była śmierć)
Tak czy inaczej Wojtyła naświęcił więcej niż wszyscy pozostali papieże razem wzięci, w trzy dekady dokonał tego czego nie dokonali inni w tysiąc lat… Aby było łatwiej (świętym lub ich promotorom) uprościł procedurę kanonizacyjną: obniżył m.in. wymagania dla błogosławionych, którym odtąd wystarczy jeden cud, zamiast dotychczasowych dwóch. Wiadomo jeden szwindel zawsze łatwiej przepchać niż dwa… Dawniej św. Grzegorz z Tours pisał: "Nie może być uznany za świętego ten, kto zdziałał tylko jeden cud". Nasz Wielki Papież udowodnił, że jednak może. Ponadto skrócił wymagany dotąd 5-cio letni minimalny okres między śmiercią kandydata, a rozpoczęciem procesu beatyfikacyjnego (na czym skorzystała np. Matka Teresa, która zmarła w 1997, a jej beatyfikację rozpoczęto 15.08.2001.). W tej sytuacji słowa popularnej piosenki Taki mały taki duży może świętym być... nabierają nowego groteskowego wymiaru. | |
Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,1244) (Ostatnia zmiana: 16-07-2002) |