Debilizm teologiczny
Autor tekstu:

Chorzów, 21 sierpnia 2002 r. (środa), godz. 22.45

Drogi pamiętniku,

niestety rozczarowałem i zawiodłem sam siebie. Po ostatnie wizycie papieża w Polsce moi przyjaciele przyjęli z nieukrywaną radością mój tekst „Nihil novi Wojtyły". Jednak w całej swojej perwersji i zamiłowaniu do intelektualnego sadomasochizmu zapytali mnie, dlaczego naśmiewam się w artykule z „bożego miłosierdzia". Okazało się, że moja odpowiedź nie zaspokoiła ich wstrętnej dociekliwości i postawili mi diagnozę. Odkryli u mnie chorobę, którą nazwałem debilizmem teologicznym.

Przeprowadziłem immanentny rozrachunek z samym sobą i muszę potwierdzić ich zdanie odnośnie przypadłości, która mnie dotknęła. Naśmiewałem się z „bożego miłosierdzia", wyszydzałem to papieskie panaceum, ale tak naprawdę nie wiem, co owo „boże miłosierdzie" oznacza. Wstyd i hańba! rzec by można. Aż boję się spojrzeć w lustro. Wypowiadałem się na temat czegoś, o czym nie mam zielonego pojęcia.

Jednak powiem ci, że myśl o mojej niewiedzy i ignorancji lub ich udawaniu, co źle chyba świadczy o moim charakterze lub/i intelekcie, nie dawała mi spokoju. Postanowiłem zaspokoić własne sumienie i znaleźć lekarstwo na toczącą mnie dolegliwość. Próbowałem zrozumieć i znaleźć definicję „bożego miłosierdzia". O zgrozo! Chciałem nawet pójść na łatwiznę i dotrzeć do definicji, którą Wojtyła mógł gdzieś zamieścić. Ale papież nie zdefiniował niestety pojęcia, które było myślą przewodnią jego wizytacji. Znacznie utrudniło mi to sprawę. Musiałem wtedy przestudiować raz jeszcze wypowiedzi Jana Pawła II zaprezentowane podczas tegorocznej pielgrzymki.

Niestety nie udało mi się znaleźć ani fragmentu tekstu, który pozwoliłby zdefiniować mi „boże miłosierdzie". Wojtyła wspomina co prawda o miłosierdziu i odmienia je przez wszystkie przypadki, ale nie wyjaśnia, czym owo „boże miłosierdzie" jest. W swych wypowiedziach podąża bocznym torem mówiąc o przejawach miłosierdzia: łączy „boże miłosierdzie" ze śmiercią swego syna (czy jego samego, sam już nie wiem, ale nie będę cię dziś męczył antytrynitarskimi dywagacjami). Jednak śmierć na krzyżu jest tylko przejawem miłosierdzia, a czym jest ono samo? Przecież może być źródłem ukojenia i nadziei, jak mówił Jan Paweł II, ale to tylko desygnaty pojęcia, a nie jego definicja. Na dodatek cały mój wysiłek zagmatwał się dodatkowo poprzez pojęcie miłosiernej miłości. O ile rozumiem znaczenie słowa „miłość", o tyle przymiotnik jest w dalszym ciągu dla mnie niejasny.

Odpowiedzi na moje pytanie nie przyniosło również przestudiowanie papieskich słów o nowych beatyfikowanych. Co prawda papież wspomina, że abp Feliński realizował duszpasterski program miłosierdzia i w swojej pracy był wiedziony miłosierdziem, lecz dodaje, że ksiądz zapłacił cenę za swoją wierność miłości. Jan Beyzym był z kolei solidarny w miłosierdziu pracując na rzecz trędowatych i Wojtyła nakazał wspieranie misjonarzy takich jak on w duchu miłosierdzia. Jan Balicki wiódł życie, które było służbą miłosierdziu i jego posługa miłosierdzia ma być przykładem dla innych księży, szafarzy miłosierdzia. Również Sancja Szymkowiak miała swą drogę życiową wyznaczoną przez dzieło miłosierdzia. Czymże jest więc to „boże miłosierdzie"? W encyklice Jana Pawła II „Dives in misericordia" także nie znalazłem definicji.. Wszędzie pojawiały się tylko ogólniki, słowa „dookoła" "bożego miłosierdzia" i nigdzie nie natrafiłem na choćby strzęp definicji. Znalazłem „drogę miłosierdzia", „program miłosierdzia", „solidarność miłosierdzia", ale żadnego jasnego określenia, czym „boże miłosierdzie" tak dosłownie jest. Zastanawiam się, czy można zatem mówić o czymś, co przynajmniej w części nie jest zdefiniowane..

Nie wiem, drogi pamiętniku, co o tym wszystkim myśleć. Przecież znaczenie „bożego miłosierdzia" wydaje się takie oczywiste dla milionów ludzi, również w Polsce. Dlaczego więc mnie jest ono obce? Dlaczego go nie rozumiem? Może podążam złą drogą, zbyt racjonalną? Może brak metafizycznego podejścia do życia uniemożliwia mi poznanie „bożego miłosierdzia"? Szkoda, że nie możesz mi odpowiedzieć.. Muszę jednak przyznać, że najwidoczniej moi przyjaciele mieli rację. Jestem teologicznym debilem i chyba najwyższy czas spróbować znaleźć antidotum na moją przypadłość.

Kończę na dzisiaj. Dobrze, że twój papier jest cierpliwy. Do zobaczenia jutro. Pa.


Dawid Ropuszyński
Publikował m.in. w: Dziś, Fakty i Mity, Forum Klubowe. Brał udział w Światowym Kongresie Humanistycznym w Noordwijkerhout i w Światowej Konferencji Int'l Humanist and Ethical Youth Organisation w Utrechcie. Działacz społeczny, członek Polskiego Stowarzyszenia Wolnomyślicieli. Nauczyciel języka angielskiego.

 Liczba tekstów na portalu: 21  Pokaż inne teksty autora

 Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,1857)
 (Ostatnia zmiana: 06-09-2003)