Lilith
Autor tekstu:

Z trudem podnoszę się ze stalowych objęć samozapomnienia, w obskurnym hotelu, budynku zmurszałym wiekami wspomnień, głosów i obrazów, słów wypowiadanych, lecz nieistniejących, snów i fanaberii, szeptów potulnych, szmerów zmysłowych, krzyków wściekłości, wulgarnych wibrowań przestrzeni, zakłócanych jedynie nadmiarem agresji. Opuszczam skórzane ramiona zmęczone moją obecnością, opuszczam świat, który niczego już więcej ode mnie nie oczekuje, może poza poranną kawą, banknotem położonym na nocnym stoliku i różą w butonierce. Zostawiam w spokoju odnóża i kończyny zachłannie, choć nieświadomie, na wpół nieprzebudzone, pragnące zatrzymać każdą, najbardziej przypadkową istotę płci odmiennej w przystani wizji niezbyt onirycznych, marzeń o marzeń posiadaniu, wynagradzanych jedynie słonym, lepkim ciepłem zwierzęcego ciała. Ciała, które oddycha nie pytając o zgodę, które mruga oczyma kiedy mrugać pragnie, zapada w otchłań snu wiele nie chcąc więcej i wiele nie obiecując. Na deser, by nie było mu przykro. Stukot butów. Ptak rozbijający się o szybę.

Wyjmuję z portfela to co zwykle, kładę tam gdzie zawsze. Nie z przymusu, jedynie po to, by udać kogoś innego. Odgrywam cykliczny rytuał, ryt wzajemnie zaakceptowany. Czas dobiegł końca, limit nadmiaru wrażeń uległ wyczerpaniu, ryzyko zostało poniesione, to co powiedzieć należało wypowiedziane nie zostało.

Patrzę na jej włosy, na włosy oglądane co tydzień, twarz bliźniaczej siostry o innym nazwisku, na oczy zapadnięte we śnie, nabrzmiałość warg pod małym noskiem. Uśmiech poprzez sen. Znużenie. Spokój. Niebyt w świecie, który wymaga ciągłej obecności. Patrzę na jej cielesność, na formę uwięzioną pod pozwijaną kołdrą, na kłąb materii, nieodgadnione zawirowanie przestrzeni. Wpatruję się w jej oddech, rytmiczne wzburzanie spokoju, falowanie łagodne. W jej stopę wystawioną na powiewy zimna, w delikatność bruzd żłobiących różowość skóry. Patrzę szukając siebie.

Chwilowe objęcie w posiadanie, nadanie wymiarowości, zapełnienie otoczenia twarzą i głosem, kontakt, zaproszenie do tańca. Nieposkramiane uśmiechy, wtulanie w siebie, szukanie szczelin, w których można się schować w całości, zatracić, zapomnieć o tym, co na zewnątrz. Pierwszy drink, kolejny. Smużka wina krępowana śmiechem. Pozbywanie się tego, co na ogół konieczne, wzajemne pytania ciekawości. Sprawdzanie, co kryje się pod ubraniem, czy to samo, co ostatnio, czy może coś innego. Chwilowe posiadanie w objęciu. Chwila trwająca wieczność. Wieczność trwająca chwilę.

***

Ulice, domy mijane w niedostrzegalności, tłok w miejskim autobusie, nadmiar ciał, zapuszkowanie. Starcze ciała grubych, tłustych ludzi. Kilka dziewcząt nie mających czym oddychać. Obrazy snujące się za oknem.

Miłość. W ograniczonym zakresie ruchów.


Krzysztof Sykta
Zajmuje się głównie biblistyką i religioznawstwem. Prowadzi stronę synopsa.pl. Skończył ekonomię, jest dyrektorem w izbie gospodarczej i redaktorem w Magazynie Przedsiębiorczości i Integracji Lokalnej IMPULS. Był redaktorem naczelnym ezinu Playback.pl
 Strona www autora

 Liczba tekstów na portalu: 102  Pokaż inne teksty autora

 Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,1899)
 (Ostatnia zmiana: 06-09-2003)