Libia 2011  koniec i początek
Autor tekstu:

Wydarzenia, jakich jesteśmy świadkami na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej, oprócz zainteresowania budzą również zrozumiały niepokój, związany z tym, że dotychczasowy stan rzeczy, mimo że daleki od doskonałości, gwarantował jednak względną stabilność w tym newralgicznym regionie. (Wartość nie do przeceniania w erze gospodarczych zawirowań i podwyższonego ryzyka wybuchu społecznego niezadowolenia nawet w najwyżej rozwiniętych krajach świata.)

Nie da się jednak ukryć, że stabilność polityczna w takich krajach jak Egipt, Tunezja czy Libia była dotąd gwarantowana z użyciem środków, które niewiele miały wspólnego nie tylko z demokracją, ale z powszechnymi prawami człowieka w ogóle. Za fasadą spokoju, do której jakże łatwo było przywyknąć, traktując ją jako oznakę względnej normalności, narastały (na zasadzie „dokręcania śruby") systemowe patologie — monstrualna korupcja, marnotrawienie zasobów i środków publicznych, ograniczanie obywatelskich swobód i obywatelskiego zaangażowania, utrudnianie aktywności gospodarczej i inne niekorzystne zjawiska tak typowe dla nepotycznych dyktatur na całym świecie.

Sygnały nadchodzącego kryzysu, którego groźbę dostrzegano już od pewnego czasu, były jednak brane poważnie pod uwagę głównie przez zachodnich dyplomatów i analityków. Znamienny jest fakt, że o zaogniającej się sytuacji w ich własnych krajach przestrzegała bliskowschodnich przywódców na konferencji w Doha Hillary Clinton, natomiast wśród elit politycznych wielu krajów dotkniętych później niepokojami świadomość narastających napięć wydawała się dość niska. Jest to poniekąd zrozumiałe. Natura rządów sprawowanych na drodze dyktatury, teokracji czy oligarchii, w przeciwieństwie do demokracji, sprawia, że alienacja władzy jest wcześniej czy później nie do uniknięcia. Jednokierunkowa i wybiórcza komunikacja władzy z narodem, mur milczenia otaczający rządzących, obracających się w tym samym kręgu stałych współpracowników i klientów, terror i cenzura skutecznie odcinają dyktatorskie rządy od możliwości sparzenia się gorącą wiedzą o rzeczywistości. System ulega nieuchronnej petryfikacji i traci zdolność elastycznego odpowiadania na społeczne potrzeby. Arogancka władza odcięta od głosu narodu wcześniej czy później, w zależności od efektywności mechanizmów sprawowania społecznej kontroli, traci legitymizację dla swych rządów. Jak głęboka może być to alienacja, pokazują zresztą ostatnie wydarzenia w Syrii, gdzie wszelkie oznaki społecznego niezadowolenia są bezwzględnie i krwawo tłumione z użyciem siły przez dyktatora, który korzystając z wiernego mu aparatu terroru, skutecznie ignoruje wszelkie wezwania do podjęcia dialogu na temat reform.

Gdyby nie zachodnia interwencja i wsparcie udzielone antyrządowemu powstaniu, brutalne rozprawienie się przez Kadafiego z wewnętrzną opozycją w Libii przypominałoby zapewne obecny rozwój sytuacji w Syrii. Przede wszystkim dlatego, że w Libii, podobnie jak w Syrii, mieliśmy do czynienia z dyktaturą zupełnie niezdolną do podjęcia jakiegokolwiek dialogu politycznego z opozycją, a jedyną reakcją władzy na sprzeciw i krytykę okazała się przemoc. W związku z tym trudno uniknąć również radykalizacji poglądów i nastrojów wśród samych opozycjonistów, a także brutalizacji środków stosowanych do osiągnięcia założonych przez nich celów.

Dlatego też sytuację, w której z winy dyktatury dochodzi w kraju do przejęcia władzy na drodze krwawej rebelii, należy z pewnością uznać za straconą szansę dla kultury politycznej Libii po Kadafim. Przemoc znów okazała się pozornie skuteczniejsza w osiąganiu celów politycznych niż wytrwały dialog, negocjacje i kompromis. Trudno przecież uważać za pożądaną sytuację, w której napięcia polityczne osiągają taką temperaturę, że prowadzą do wybuchu powstania, ze wszystkimi tego negatywnymi konsekwencjami, począwszy od ofiar ludzkich i towarzyszącego konfliktom zbrojnym rozkładu instytucji życia społecznego, po rozerwanie więzi gospodarczych, dewastację infrastruktury, szkody w środowisku naturalnym i in. Niestety, z doświadczenia pierwszych kroków w szkole demokracji, tak kluczowego dla procesu wyłaniania się nowego kształtu życia politycznego w okresie przemian, reżim Kadafiego i tym razem Libijczyków skutecznie ograbił.

Wobec tego zrozumiałe jest — jak już wspomniano na początku — że perspektywy dalszego rozwoju sytuacji w Libii budzą niepokój i spotykają się z pewną rezerwą. Zbyt wiele jest tu niewiadomych, by można było sobie pozwolić na bezkrytyczny entuzjazm. Jednakże warto sobie jednocześnie zadać pytanie, czy taka mentorska postawa to wszystko, co zachodni obserwatorzy są w stanie obecnie zaoferować Libijczykom, i czy należy ją traktować jako wezwanie do przezornego powstrzymania się od wszelkiego działania czy też przeciwnie — sygnalizując jedynie pełną świadomość podejmowanego ryzyka — wiąże się ona tym razem z gotowością do uczestnictwa, zaangażowania i udzielenia aktywnego wsparcia?


Caden O. Reless
Ur. w 1980 r. w Polsce. Magister nauk o zachowaniu. Główne zainteresowania autora koncentrują się wokół zagadnień przemian społeczno-politycznych współczesnego świata, socjologii, filozofii i psychologii świadomości.

 Liczba tekstów na portalu: 29  Pokaż inne teksty autora
 Liczba tłumaczeń: 26  Pokaż tłumaczenia autora

 Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,2167)
 (Ostatnia zmiana: 27-08-2011)