Przeczytałem właśnie artykuł o Andrzeju Boboli (str. 2216). Interesuję się tą postacią, jako wierzący katolik. W tekście zalazłem sporo ciekawych informacji z życia świętego. Serdecznie dziękuję. Pomijając cały wydźwięk artykułu, zastanawia mnie jedna rzecz: dlaczego autor w ani jednym momencie nie pokusił się o skomentowanie faktu zachowania ciała Boboli od rozkładu? To powszechnie znane zjawisko i trudno opisywać historię dotyczącą świętego po jego życiu bez uwzględnienia tego niecodziennego, bądź co bądź, fenomenu. Czyżby coś co nie mieści się w granicach naszego rozumu nie zasługiwało na intelektualną zadumę? Pisząc o Boboli, skupiłem się przede wszystkim na kontekście politycznym, tj. na wydźwięku antyprawosławnym, związanym z tym świętym. Cud nierozkładającego się ciała nie wydał mi się czymś szczególnie ważnym, z pewnością nie zasługuje na wzmiankę inną niż w charakterze ciekawostki. Skoro jednak wśród katolików dominuje przekonanie, iż ten fakt jest aż tak kluczowy dla tego świętego, od poruszenia tej kwestii wzbraniać się nie zamierzam. Nie będzie to jednak intelektualna zaduma, która tutaj zdaje się znaczyć: „dumanie nad niepoznawalnością świętego fenomenu", czyli kapitulację rozumu. O tym mowy być nie może, tak jak osobliwości natury nie mogą oznaczać zjawisk nadnaturalnych. „Cud boboliński" poddamy zatem intelektualnemu rozrachunkowi. Będzie to zarazem „appendix somatyczny" [ 1 ] do mojego tekstu o Andrzeju Boboli. Zbigniew Mikołejko pisząc o „pobycie" ciała Boboli u Sowietów, tak ujął ich domniemane lęki: "Bobola i jego nienaukowy przypadek zdawały się dla mentalności sowieckiej, dla właściwych jej metafizycznych lęków przed konkurencyjnym sacrum, uosabiać inną odmianę grozy. (..) zachowane od wieków ciało Boboli — męczeńskiej ozdoby Towarzystwa Jezusowego — było [dla sowietów] dowodem jeszcze jednej przewrotności [jezuitów]. Przewrotności, która w podejrzany sposób zdawała się urągać materii samej, jej niepodważalnym prawom." Wprawdzie nie wiem jakie i czy w ogóle Sowieci przeżywali jakoweś lęki metafizyczne odnośnie „świętego ciała", jednak wydaje mi się to mocno wątpliwe. Wiadomo przecież, że po rewolucji bolszewicy stwierdziwszy, iż zwłoki Boboli nie rozsypały się w proch, bezceremonialnie wstawili je do ..moskiewskiego muzeum ateizmu i muzeum higieny. Chyba żeby widzieć w tym swoisty „egzorcyzm ateistyczny". Zostawmy jednak Sowietów i ich horror metaphysicus. Jakkolwiek trudno jest przekonać deistę o tym, iż Bóg nie istnieje, trudno powstrzymać się od stwierdzenia, że wiara opierająca się na cudach, doszukująca się w faktach niewyjaśnionych zjawisk — manifestacji boskości, jest wyjątkowym przejawem prymitywnego supernaturalizmu. Można do tego dodać spostrzeżenie Bergena Evansa: „umysł niewykształcony uznaje za prawdziwe każde zdanie, którego nie potrafi zbić. 'Nie możesz dowieść, że tak nie jest!' — to żelazna zasada wulgarnej logiki" (Naturalna historia nonsensu).Wiara w cuda, rzeczy „nie do wiary", „niewyjaśnione" jest mniej wysublimowaną częścią ludzkiej religijności. Takiej religijności, która charakteryzuje przede wszystkim gmin, ludzi niewyrobionych intelektualnie. Ciało Boboli nie złamało bynajmniej praw natury. Ileż to znamy przypadków kiedy homo sapiens stawał się homo hibernatus, by znów użyć sformułowań Mikołejko. Wstrzymanie rozkładu ciała nie jest sprzeczne z prawami natury, o czym świadczą liczne zmumifikowane zwłoki. Jednak balsamowanie zwłok [ 2 ] to proces celowy i dokonywany przez kogoś. Pojawia się zatem przypuszczenie, że skoro nie wiemy nic o tym, że balsamowania dokonał ktoś z tego świata, musiał je dokonać ktoś nie z tego świata, mówiąc krótko: Pan Bóg. Rozumowanie wadliwe z wielu względów. Po cóż Pan Bóg miałby coś takiego dokonywać? Oczywiście by poprzez zachowanie nienaruszonych szczątków zamanifestować przyszły triumf zmartwychwstania, potwierdzić prawdziwość katolicyzmu, tudzież ukazać moc Bożą. Dlaczego owe prawdy wyraża się w tak prymitywnej formie, to kwestia drugorzędna, bardziej natomiast może zastanawiać dlaczegóż to Pan Bóg dokonał tak „karkołomnej" próby zachowania nienaruszonego ciała Boboli, a nie kiwnął palcem zza światów, kiedy jakiś niecnota dokonał bezprzykładnego aktu gwałtu na tym co pozostało z ojca Andrzeja? W Rzymie bowiem ktoś był na tyle zafascynowany owym ciałem, iż urżnął sobie na pamiątkę kawałek „świętych szczątków" — od nadgarstka po pachę — wkładając w puste miejsce kawał druta. Bóg jednak niekoniecznie działa według „ateistycznej logiki", przeto możemy mu to odpuścić. Większy problem teologiczny powstaje jednak wówczas kiedy wyściubimy nos poza cuda rodzimej religii i zdamy sobie sprawę, że nie tylko prawowierni dostępowali podobnych łask niebieskich [ 3 ]. Gdyby tam jeszcze schizmatyk jakiś, ba!, saracen nawet, to pół biedy, bo można by po prostu uznać, iż Bóg jest ponad naszymi podziałami i cuda zasyła bez względu czy mówią mu per Jehowa czy też Allah. Co jednak myśleć o cudownie zachowanych szczątkach człeka religijnego wprawdzie, lecz niepobożnego - buddysty mówiąc inaczej? Zwłoki Dashi-Dorzho Itigilova, zwierzchnika Buddystów Rosji, zmarłego w roku 1927 r. w Buriacji, a ekshumowanego po trzydziestu latach przez uczniów, zachowały się ponoć nienaruszone. Jako iż nie wszyscy dowierzali relacjom, w 2002 r. dokonano ponownej ekshumacji i potwierdzono w sposób pewny, iż zwłoki są w świetnym (jak na umarlaka) stanie. Ruscy buddyści wpadli w euforię, w towarzystwie fanfarów, dzwonków i śpiewów przetransportowano szczątki Itigilowa do Ivoglińska i umieszczono w okazałej świątyni. Damba Ayusheyev, obecny super-lama zaświadcza: „To największy cud w moim życiu". Radują się buriaccy buddyści swoim Itiglovem, tak jak nad Wisłą katolicy cieszą się Bobolą. Jakie jest wyjaśnienie tego teologicznego dylematu? Jehowa zesłał cud na buddystę? Pomylił się? Nie ma monopolu na cuda? Najracjonalniej będzie uznać, iż nie ma mowy o żadnych cudach, żadnych fenomenach łamiących prawa natury, a jedynie o pewnych ewenementach, niekoniecznie dokładnie wyjaśnionych, poznanych, przenikniętych, ale całkowicie naturalnych. Jest wiele przyczyn dla których rozkład ciała może zostać wstrzymany, bez świadomej ingerencji człowieka. Vladislav Kozeltsev, ekspert w The Center for Biomedical Technologies, instytutu, który przechowuje ciało Lenina (zabalsamowane jednak w pełni świadomie), wspomniał o soli w trumnie, o składnikach gleby, które mogły być przyczyną zachowania zwłok lamy. Bardziej jednak jest prawdopodobne, twierdzi Kozeltsev, że Itiglov dotknięty był defektem genu przyśpieszającego rozkład komórkowej struktury ciała po śmierci. „Nie można też wykluczyć tajnych procesów balsamowania" — dodaje. Przypadkowo odkryto np. iż wapno ma podobne oddziaływanie na ciało. W wapnie został pogrzebany Oskar Wild, który za życia głosił, iż wapno zżera ciało we dnie, a kości w nocy. Po dwóch latach dokonana ekshumacja pokazała, że jest całkiem przeciwnie, a zwłoki Wile’a były dobrze zakonserwowane. Możliwości jest naprawdę wiele, a ingerencja zza światów — najmniej prawdopodobną z nich. Również jakieś naturalne przyczyny — przyjmijmy nawet, iż nie jest to kolejny spisek jezuitów, odpowiedzialnych, jak wiadomo, od ich wrogów zwłaszcza, za całe zło na świecie — spowodowały wstrzymanie rozkładu Boboli. Człek bogobojny wzdraga się jednak przed tak bezduszną logiką, niczym przed diabłem. Spiritus movens katolickiego przypadku był oczywiście Pan Bóg; tak jak buddyjskiego — nie mogącego odwołać się analogicznego tworu — częsta medytacja, znana jako shunyata (pustka). Jest jeszcze jeden argument, który w takich okolicznościach silnie porusza gminne umysły: zbieg okoliczności. Dlaczego akurat naszego świętego spotkał ów rzekomo naturalny fenomen — zapytują religianci, rozumując na opak. Ów zbieg okoliczności jest jedynie subiektywny, z pewnością nie jest niczym nadzwyczajnym. Taka argumentacja opornie jednak toruje sobie drogę w myśli ludzi, którzy nawet w zacieku na szybie potrafią odczytać przesłanie z nieba. „Nie ma rzeczy, która byłaby dla 'filozofii'potocznej bardziej oczywistym dowodem sił nadprzyrodzonych, niż zbieg okoliczności. Zastanawianie się nad niespodziewanymi zbiegami faktów jest jednocześnie cechą i rozrywką wielkich i małych umysłów, z których większość ustala zbieg okoliczności od ręki, bez konieczności odwoływania się do faktów. Ci, którzy z racji braku wiedzy lub wyobraźni nie oczekują niczego od rzeczywistości, coraz trafiają na zdarzenia nieoczekiwane." (B. Evans) Katolicy w swoich szeregach stwierdzili ponad sto przypadków ciał zachowanych od rozkładu. Liczba doprawdy oszałamiająca. Jednak sceptykowi apologeta zarzuci: Jakżesz to, przecież ponad sto przypadków w szeregach naszych świętych to stanowi nadnaturalny ich odsetek, dużo większy niż wśród normalnych grzeszników, czyż nie widać w tym ręki Opatrzności? Przede wszystkim jest niezwykle prawdopodobne, że owe relacje zawierają mnóstwo zmyśleń, tak jak powszechnie wiadomo, że w hagiografiach fantazja nader często splata się z faktami. Oczywiście, nie sposób jednak zaprzeczyć, że jakaś część z owych relacji może być prawdziwa, podobnie jak przypadek Boboli. Jednak dowodzenie jakiegoś niezwykłego odsetka w porównaniu z przypadkami podobnych zjawisk w reszcie populacji jest naiwnym przykładem wspomnianego opacznego rozumowania, które przez wieki charakteryzowało myśl teologiczną. Jest to rozumowanie podobne do rozumowania Thomasa Browna, który Opatrzności dopatrzy się w tym, iż obieg Słońca jest tak pomyślany, aby dostarczyć koniecznej ilości ciepła roślinom i istotom żyjącym na różnych szerokościach geograficznych, czyli że Stwórca przewidział to, iż słońce powinno grzać najsilniej w strefie podzwrotnikowej, bo tamtejsze rośliny potrzebują więcej ciepła, a najsłabiej nad Antarktyką, gdzie rosną mchy i krzaki niepotrzebujące go w takich ilościach. Rozumowanie poprawne, czyli nieodwrócone, odnośnie „ciał świętych" winno sprowadzać się do stwierdzenia, że jeśli się kiedy trafił przypadek nierozkładającego się ciała osoby wyznania katolickiego i dotarło to do uszu odpowiednich, tedy pewnikiem uczyniono zeń świętego. Specjalnie o tym „niezwykłym" zjawisku powstała książka, napisana przez Joan Carroll Cruz: The Incorruptibles. A Study of the Incorruption of the Bodies of Various Catholic Saints and Beati. Autorka niczym detektyw tropi i odkrywa przed nami ślady Transcendecji, potwierdzającej katolickie dogmaty, a manifestującej się właśnie w nierozkładających się ciałach. Abstrahując od zagadnienia zgodności z rzeczywistością, niewątpliwie owo dzieło ma dużą siłę duszpasterską, o czym świadczą choćby słowa Dale Ahlquist'a: "The Incorruptibles jest jedną z najbardziej fascynujących książek jakie kiedykolwiek czytałem. Jako świeżo nawrócony katolik, byłem podekscytowany odkryciem tych zadziwiających fenomenów i dowiedzeniem się o tych świętych." Komentując przypadek dobrze zachowanych zwłok Bernadety Soubirous, obcującej w Lourdes z Matką Bożą, Stefan Piotrowski pisze: „Od momentu objawień Matki Bożej w 1858 r. aż do naszych czasów, Lourdes pozostaje fenomenem, który szokuje nie tylko agnostyków i ateistów. Bez przerwy dokonują się tam ewangeliczne cuda wbrew wszelkim prawom natury i medycyny. W ten sposób Lourdes jest znakiem, który prowokuje do korekty myślenia, do zmiany życia, zachęca do otwarcia się na tajemnicę Bożej Miłości. To, co się dzieje w Lourdes jest szczególnym orędziem, jakie Bóg kieruje do ludzi zniewolonych i ogłupionych liberalno-materialistycznymi ideologiami; jest apelem wzywającym do nawrócenia." Ot i cały sens „łamania praw natury": zwiększanie mocy perswazyjnej propagandy wiary, której prawdy nie trafią do umysłów maluczkich inaczej jak poprzez cuda i dziwy. O ile jednak „cudaczna" retoryka jest eksploatowana bez zastrzeżeń w kazaniach dla ludu, o tyle w wypowiedziach Stolicy Świętej napotyka na coraz większe opory (co tak rozczulająco ukazał film Stygmaty). Watykan nie jest już skłonny każde źródełko przy którym dewotka zostanie wyleczona z hemoroidów, ogłaszać miejscem świętym. Jakże zadziwiające może się wydawać stanowisko w sprawie nierozkładających się zwłok Jana XXIII: to nie cud — przyznał w marcu 2001 r. Watykan. Jan XXIII umarł w roku 1963 i do dziś zachował się w świetnym stanie, co stwierdzono po otwarciu jego trumny w styczniu 2001 r., pomimo iż nie dokonywano nad nim żadnych zabiegów balsamujących (niektórzy twierdzą jednak, że miała miejsce tajna operacja balsamowania). Pojawiły się opinie o cudzie, jednak Watykan odrzucił sugestie ingerencji boskiej. „Ciało jest dobrze zachowane, jednak nie trzeba komentować tego lub snuć hipotezy odnoszące się do nadnaturalnych przyczyn" — rzekł ojciec Ciro Benedettini. Czyż to nie zdumiewające? Jedynie pozornie. Watykan merdający przymilnie w kierunku świata nauki nie może dziś już sobie pozwalać na wczorajszą świętą ignorancję dotyczącą świata naturalnego. Przychylają się całkowicie do naturalnych przyczyn zachowania zwłok: rolę odegrać tutaj mogły różne czynniki, w tym zabezpieczenie trumny przed dopływem tlenu, co powoduje spowolnienie procesu rozkładu. Jak podsumował Vincenzo Pascali z Uniwersytetu Rzymskiego: "To bardziej normalne niż sądzicie". Przypisy: [ 1 ] Sformułowanie to zapożyczyłem
od Zbigniewa Mikołejko. Jednak na tym koniec inspiracji, gdyż Mikołejko w
swej bez wątpienia świetnej książce Żywoty świętych poprawione (Warszawa
2000), w tej kwestii nie zdołał wyjść poza elegancką retorykę, choć
jego wkład w "sceptyczną obróbkę" żywotów świętych jest ogólnie
doniosły. [ 2 ] Balsamowanie zwłok -
zabezpieczanie ich przed rozkładem polegające na wstrzykiwaniu do tętnic
płynów konserwujących (w starożytnym Egipcie - m.in. soli, żywic,
balsamów). [ 3 ] Dotyczy to zresztą nie
tylko tego "cudu", ale wszystkich, bowiem nie ma raczej takiego
"cudu" katolickiego, któryby się nie przytrafił w jakiejś innej
religii, włącznie z pogańskimi. | |
Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,2702) (Ostatnia zmiana: 18-07-2009) |