Następny mit to dobroć Boga. Istnieją przynajmniej trzy powody, dla których nie powinno się nazywać Boga dobrym. Po pierwsze: jest on Stwórcą wszelkich praw moralnych /władcą moralności/, więc nie może im podlegać. A powiedzieć, że Bóg jest dobry, oznacza stwierdzenie, iż podlega on prawu moralnemu, które stworzył dla człowieka /przypominam: dla człowieka upadłego/ i które mówi, iż dobro jest lepsze od zła /o ile jest to w ogóle do rozróżnienia/. Bóg - siłą rzeczy — jest ponad tym co stworzył. Jednym słowem: ani ten świat, ani jego prawa nie mogą Go w czymkolwiek ograniczać. Drugi powód to świadectwo Pisma Św.: jest tam mnóstwo
przykładów, które mogą świadczyć o wszystkim, ale nie o bożej dobroci w stosunku do swego stworzenia /pomijam już ów słynny potop, bo tej
„dobroci" jaką się Stwórca wykazał przy jego okazji, wprost nie
sposób opisać/. Jest tam bardzo dużo takich opisów: Można by jeszcze długo cytować opisy tej bożej „dobroci", tylko po co? Uważam, że nikt, kto czytał Pismo Św. /a szczególnie Stary Testament/, nie uwierzy w bożą dobroć względem człowieka. W okrucieństwo — tak ! W te wszystkie cechy, które wyszczególniłem przy Bogu Jahwe – także ! Ale na pewno nie w dobroć ! Nie wspominając już o miłości. Może więc Bóg był dobry choć dla swego narodu wybranego ? Nic bardziej błędnego ! Naród wybrany był traktowany przez Boga ze szczególną apodyktyczną
bezwzględnością i surowością, a wymierzane mu kary za odstępstwa świadczyłyby o sadystycznym wprost lubowaniu się w karaniu, ich Boga Jahwe. A tak przy okazji;
radziłbym każdemu, kto uważa, iż nasz Bóg jest dobry, aby przeczytał jego
„Słowo”, skierowane do ludzi /albo obejrzał film przyrodniczy, pokazujący
dziką i okrutną naturę/. Ręczę, że się z tego wyleczy. F. Nietzsche
wyraził taki pogląd: Trzeci powód jest taki: Obserwując nasz świat i widząc w nim
ten ogrom zła i okrucieństwa /w naturze jak i w samym człowieku, który jest jej częścią/,
nie sposób wydedukować, iż jeston dziełem dobrego i litościwego Stwórcy, doskonałego
pod każdym względem /no, chyba, że jest się Leibnizem !/. Już w Starożytności, co niektórzy
mieli poważne wątpliwości co do tego problemu. Oto rozumowanie Diagorasa z Melos, przedstawione przez Cycerona w księgach „O naturze bogów": Dlatego jedni ludzie /już od bardzo dawna/
odrzucali Opatrzność Bożą jako niezgodną z ich doświadczeniem i oglądem
świata, natomiast inni zachodzili w głowę jak pogodzić aktualny wizerunek
Boga /tego dobrego, miłosiernego, a zarazem wszechmogącego/, ze złem istniejącym w naszym świecie: dziele Bożym, jakby nie było. Powstawały przeróżne
Teodycee, ale żadna z nich nie wyjaśnia tego teologicznego problemu, w dostatecznie przekonywający sposób /przynajmniej dla mnie/. A został on już
dość dawno sformułowany przez, Laktancjusza, o ile mnie pamięć nie myli: Otóż w świetle doktryny naszej religii, żadna z tych możliwości
nie wchodzi w rachubę, bo: — Nie może sobie z nim nie poradzić, ponieważ jest wszechmocny /ma nieskończone i niczym nie ograniczone możliwości/. — Nie może go to nic nie obchodzić, ponieważ jest dobry, litościwy, kochający i nieskończenie miłosierny dla ludzi / tak przynajmniej mówi doktryna religijna/”. A mimo to, zło jak istniało, tak istnieje nadal ! Z tego co napisałem poprzednio
wynika jasno, iż Bóg dlatego dopuścił /a więc chciał/ zło na świecie,
aby mogła się zrealizować jego piękna cecha — miłosierdzie, przejawiające
się w przebaczaniu ludziom ich win i grzechów. Więc zło, które istnieje w naszym świecie, wynika li tylko z koncepcji jego Stwórcy, a nie z przyczyn na
które On nie miałby wpływu albo możliwości. Vanini się nie mylił: Zadziwiająca jest siła logiki tego rozumowania. /podobno Vanini w Tuluzie, szedł z uśmiechem na śmierć, ponieważ wiedział, że myśl jego zatriumfuje kiedyś/. Przecież to wszystko jest prawdą: 1. Prawdą jest, iż Bóg nie jest nieprzewidujący, gdyż jest wszechwiedzący, co oznacza wiedzę o wszystkim i w każdym czasie /na dodatek jednocześnie!/. 2. Prawdą jest, iż Bóg nie jest bezsilny, ponieważ jest wszechmocny, co oznacza nieskończone i niczym nie ograniczone możliwości /o jakich człowiek nawet nie potrafi sobie wyobrazić/. 3. Więc jeśli to powyższe jest prawdą, musi być prawdą także i to, że świat jest taki jakim go Bóg zamierzył; jeśli istnieje grzech, widać, że Bóg tak chce. Ergo – jest Bogiem okrutnym. 4. Prawdą jest także, iż nie można za to winić człowieka, który w żaden sposób nie może przeciwstawić się Bogu /o ww. cechach/, ani też zrobić cokolwiek wbrew jego woli, gdyż Bóg ma absolutną władzę nad ludźmi, jak i nad całym swoim stworzeniem. Co najciekawsze jednak, iż te
wszystkie prawdy mają potwierdzenie w religijnej doktrynie. Przypomnę
postanowienia Soboru Wat. I: I konkluzja: -"Zło moralne w ostatecznym wyniku, służy również celowi wyższemu: chwale bożej, która się uzewnętrznia przede wszystkim w jego miłosierdziu przez przebaczenie" /tak więc rzeczywiście myśl Vaniniego zatriumfowała, lecz nie wiem, czy byłby on z tego dumny, gdyby zobaczył kto i w jaki sposób ją wykorzystał/. I to jest właściwy sens naszej religii i naszej wiary, a także — jak przypuszczam — właściwe zrozumienie naszego Boga: stworzył On grzesznego człowieka tylko po to, aby poprzez przebaczanie mu win i grzechów uzewnętrzniło się jego miłosierdzie, które jest nieodzownym atrybutem chwały bożej (perfidnie wmawiając mu wine za zło istniejące w jego naturze i świecie). Ot i tyle ! A tak przy okazji: ciekaw jestem, czy obarczanie winą swego stworzenia — człowieka, za jego grzeszną naturę i istniejące zło w dziele bożym — to też jest powód do chwały bożej, czy raczej nie? /bo doktryna religijna milczy na ten temat/. Kiedyś nie mogłem tego pojąć, gdy czytałem, że Bóg stwarzającczłowieka,
przydał sobie tym samym chluby i chwały, zbierało mi się na mdłości. Uważałem
raczej — biorąc pod uwagę doskonałość Boga i marność człowieka — iż
przypisanie mu autorstwa naszego stworzenia /i to na dodatek na Jego obraz i podobieństwo ponoć/, winno być dla Boga największą obrazą, jaka może być
do pomyślenia dla Stwórcy tego „dzieła". Lecz teraz zaczynam to pojmować wreszcie: Nawiasem mówiąc, dość dziwna jest ta „chwała boża”. Biorąc na logiczny rozum, wydawać by się mogło, iż dla doskonałego Stwórcy chwałą winno być Jego doskonałe dzieło, doskonałe stworzenie; takie, którego Stwórca nie musi prowadzić „za rączkę” przez dzieje, takie które jest nieza1eżne od swego Stwórcy, któremu niepotrzebne są liczne nakazy i zakazy, obwarowane karami na dodatek, … stworzenie, które potrafi się obejść bez norm moralnych i którego nie trzeba, pouczać na każdym kroku jak ma żyć. W taki właśnie sposób widzę bożą chwalę i chlubę, w kontekście bożej doskonałości. Ale widocznie nasz Bóg kieruje się innymi kryteriami oceny, bo tu jest akurat odwrotnie: im doskonalszyStwórca, tym bardziej ułomne stworzenie i tym większy powód do chwały. Niepojęte to i zastanawiające... Dlatego też — w powyższym kontekście — nie jest dziwne, iż ta ofiara odkupienia Syna Bożego /przedstawiana jako główny dowód miłości Bożej do człowieka/, nic nie zmieniła w relacji: Stwórca a Jego stworzenie; człowiek jak był grzeszny tak jest nadal bo widocznie Bóg nadal musi mieć ciągle nowe powody do okazywania człowiekowi, miłosierdzia, a co za tym idzie do ciągłego przydawania sobie chluby i chwały. Teraz jest także jasne, dlaczego Bóg wolał zbawić /a więc obiecać wieczność w jakimś przyszłym, nieokreślonym czasie...: i po śmierci/ tych, którzy uwierzyli w Jego Syna, miast zmienić im naturę, aby przestali grzeszyć tu i teraz, za swojego ziemskiego żywota. To wszystko ma sens i jest logicznie spójne. Tylko dlaczego człowiek za ten stan rzeczy ma okazywać swemu Stwórcy wdzięczność i miłość na dodatek ? /Jahwe wymagał jeszcze do tego, aby się go bano !/. Dlaczego ma się przed Nim korzyć i przepraszać za swą marność i grzeszną naturę, dlaczego, pytam ? Czy może przez to nasz Bóg odczuwa jeszcze większy powód do chluby i chwały ? Ktoś kiedyś trafnie zauważył, iż bez człowieka, Bóg nie byłby Bogiem. No właśnie ! Dodajmy: człowieka upadłego i grzesznego ! | |
Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,298) (Ostatnia zmiana: 06-09-2003) |