i. Absurd i absolut
Autor tekstu:

Tak więc wszystkie moje dotychczasowe próby rozumowego poznania Boga, a więc i zrozumienia Go /czy to nie będzie tautologia ?/, tak aby stać się osobnikiem głęboko wierzącym; który bezkrytycznie i bez żadnych wątpliwości przyjmuje ogólnie uznane poglądy religijne i bez żadnych przemyśleń uznaje je za własne, a także stosuje rytualne zachowania potocznie przyjęte jako przejawy głębokiej religijności i bogobojności u wierzących — te próby spełzły na niczym i /przynajmniej na razie/ nie udało mi się zostać takim osobnikiem.

Nie udało mi się może dlatego, iż z tych prób /może i nieudolnych/ rozumowego poznania swego Boga, wynika mi zupełnie inny Jego wizerunek, niż ten Jakiego głoszą kapłani. Mianowicie taki, iż za to kim i czym jestem, nie mam żadnego powodu czuć się winnym, ani też nie odczuwam w związku z tym potrzeby przepraszania kogokolwiek za zaistniałą sytuację. A już na pewno nie muszą tego robić w moim imieniu inni ludzie /na dodatek biorąc za to pieniądze/, będący dokładnie w takiej samej sytuacji w stosunku do życia co ja, choć wydaje im się, że są w o wiele bardziej, uprzywilejowanej. Ale to tylko taka luźna dygresja.

W tym miejscu moich wywodów, należałoby zadać zasadnicze pytanie:
-"W jakiego właściwie Boga przyszło mi wierzyć ? /mam na myśli wizerunek Boga, funkcjonujący w naszej religii, przedstawiany do wierzenia człowiekowi od dziecka, przez jej kapłanów i apologetów/. Ewentualnie: -„W jakiego Boga powinienem wierzyć ?”

Czy w tego ułomnego, który przyjął bardzo dziwną koncepcję: aktywnego uczestnictwa w swoim dziele ? Boga, który zapragnął dowartościować się poprzez swoje własne stworzenie ? /które notabene właśnie do tego celu ma Jemu służyć/, toteż wymyślił dziwaczny rytuał, poprzez który ma ono czcić Go, oddawać mu hołdy, adorować go i uwielbiać,… Boga, który bogobojność i wiarę w siebie, ustanowił jako najwyższe cnoty pośród swego stworzenia, a także jako główne kryterium jego oceny: wierzący w Niego — to ci dobrzy, ci zbawieni, których czeka Królestwo Boże po śmierci. Zaś nie wierzący w Niego — to ci źli, ci potępieni, którzy pójdą po śmierci na wieczne męki w piekielny ogień.

Czy powinienem wierzyć w Boga, który popełnia błędy, a potem nieudolnie stara się je naprawić, żałując przy okazji, iż wziął się za stwarzanie istot rozumnych ? W Boga, który wybiera sobie jeden naród i prowadzi go do nieustających wojen ze współbraćmi w rozumie; czyż nie wszyscy ludzie są jego dziećmi ?! Boga, który rodzi się, żyje, cierpi i umiera jak człowiek ? W Boga, który ma Syna /a jakże/ z ziemianką i którego to poświęcił ponoć dla dobra ludzi, ale grzesznej natury im nie zmienił,...w Boga, który jest zazdrosny o cześć oddawaną innym bóstwom,… w Boga, którego zadowala obrzędowy charakter wiary /na pokaz/, bezmyślne powtarzanie wyświechtanych formułek przez jego kapłanów i wyznawców,… w Boga, którego czci się starym pogańskim zwyczajem; adorując posągi, figury i obrazy, dokonując przy tym obrzędów żywcem przeniesionych z dawnych szamańskich praktyk,… w Boga, który da nam wieczność, jeśli tylko zgodzimy się utrzymywać Jego kapłanów i zapewnić im dostatnie życie — bo on bez nich nie poradziłby sobie z człowiekiem; jak pasterz bez psów, które wymuszają rygor w bezwolnym stadzie baranów… i owiec oczywiście !

Czy powinienem wierzyć w Boga, który jest nieprzewidujący i bezsilny jeśli chodzi o zło w swoim dziele, natomiast bardzo chętny do osądzania, potępiania i karania za nie, ba! wręcz lubujący się w karaniu!… W Boga, dla którego najmilsze cechy u wierzącego to: bigoteria, hipokryzja, zakłamanie i oportunizm, a nade wszystko — ­miernota umysłowa, nietolerancja i fałszywie pojmowana „bogobojność" !

Czy w takiego właśnie Boga powinienem wierzyć? Czy to byłaby ta właściwa wiara ?

Czy raczej powinienem wierzyć w doskonałego Boga ­Absolut ? W Boga, który stworzył świat taki,jakim go zamierzył… który jest Panem nieba i ziemi i nie mieszka w świątyniach zbudowa­nych ręką ludzką i nie odbiera posługi z rąk ludzkich, jak gdyby czegoś potrzebował, bo sam daje wszystkim życie, i oddech, i wszystko /Dz. Apostolskie/.

Czy powinienem wierzyć w Boga, którego los człowieka obchodzi w nie większym stopniu, niż los każdego ze stworzeń spośród miliona gatunków istniejących na ziemi ?.. W Boga, który choć wszystko może nie zrobi nic, aby ulżyć ludzkiej niedoli,… Który nic od człowieka nie chce; ani miłości, ani litości, ani poświęcenia, ani czci i jest mu całkowicie obojętne, czy ludzie w niego wierzą czy nie, jak i to czy go miłują, czy nienawidzą, czy też są obojętni względem Niego.

Czy powinienem wierzyć w Boga, który z racji swych nieskończonych możliwości, niczego od swego stworzenia nie żąda, ani mu nakazuje, ani mu zabrania, ani się domaga, ani go osądza, ani karze — dlatego, że i tak ma nad nim absolutną władzę a ten, kto może uczynić wszystko /i to w każdym czasie jednocześnie/ nie musi niczego chcieć i wymuszać od swego stworzenia, aby i tak wszystko się działo wedle jego woli,… W Boga, którego prawdziwa potęgę możemy tylko przeczuwać badając niezmierzony ogrom Jego dzieła — Wszechświata,… W Boga, którego z racji swej ograniczoności, nigdy nie potrafimy wyobrazić sobie właściwie, ani w pełni zrozumieć,… W Boga, który dzięki tym wszystkim nadludzkim i abstrakcyjnym atrybutom, jest przeciętnemu człowiekowi całkowicie obcy i niepojęty… i tak naprawdę nikt w Niego nie wierzy — bo po co nam taki Bóg, z którego ludzie /ale przede wszystkim kapłani/ nie mieliby mieć żadnych korzyści ?

Czy powinienem wierzyć w Boga, którego istnienia, nigdy nie zdołamy przekonywająco udowodnić,… w którego możemy tylko wierzyć, że istnieje… i nic poza tym, bo cokolwiek dodamy do tej wiary, będzie to tylko tworem naszej wyobraźni.

Czy może raczej w takiego Boga powinienem wierzyć ? Być może dziwi Was, iż z jednego Boga, nagle zrobiło się dwóch, lecz tak właśnie przedstawiany nam jest Bóg /przez tych, którzy go ponoć lepiej znają/: jako ułomny — czyli ten, który związany jest z człowiekiem — a więc ze swoim stworzeniem — różnymi zależnościami, np. typu: -"Ja cię do bytu powołam, a ty mi będziesz za to tak bardzo wdzięczny, iż będziesz mi służył i czcił mnie, do końca swego marnego żywota" i którego atrybuty mają sens tylko o tyle, o ile można odnieść je do człowieka /notabene: grzesznego i upadłego/,... Oraz jako Bóg doskonały absolut, który z racji swych nieskończonych możliwości nie musi niczego chcieć od swego stworzenia, nawet nie musi przekonywać go o swoim istnieniu, a już tym bardziej objawiać mu się dla „obopólnych” korzyści /o infantylnych cudach nawet nie wspomnę, bo to byłoby może dobre dla jakiegoś pośledniego demiurga, ale dla Boga Stwórcy całego Uniwersum – nie do pomyślenia nawet !/

W taki właśnie sposób rozumiem bożą ułomność i bożą doskonałość. Dlatego według mnie nie można tych wszystkich atrybutów /które wyszczególniłem na początku/, odnieść do jednego i tego samego Boga; większość z nich wzajemnie się wyklucza i efektem tego są absurdalne wnioski z logicznych uzasadnień i konsekwencji tychże cech.

A więc, proszę mi powiedzieć (zwracam się do tych, którzy z racji swego zawodu… pardon: powołania — wiedzą dużo więcej na ten temat niż ja – amator zaledwie czy taki właśnie jest nasz Bóg ? Czy taka jest prawda o naszym Bogu ?! Czy to możliwe, abyśmy mieli takiego właśnie Boga ?!

Byłaby to naprawdę przerażająca wizja naszego Stwórcy; Bóg, który tylko po to tylko stworzył grzeszną ludzkość, aby móc jej okazywać miłosierdzie /ale karanie ludzi też mu się chyba spodobało, jak to widać w opisach St. Testamentu/ i tym samym przydawać sobie chwały... Bóg, który winą za zło istniejące w Jego dziele obarcza swoje własne stworzenie, mając nieskończone możliwości, aby nie dopuścić do jego zaistnienia. Kto by chciał wierzyć w takiego Boga ?!… Albo Bóg, który tak bardzo „szanuje” wolną wolę ludzi, iż nie zrobi nic, aby zmienić im grzeszną naturę /której notabene jest Stwórcą i z którą nakazał ludziom rozmnażać się/, prócz okrutnej ofiary odkupienia z Jego Syna, a która i tak niczego nie zmieniła w relacji stworzenia do swego Stwórcy /tyle, że powstała nowa kasta kapłanów, nowa religia i nowy Kościół/. Bóg, który choć ma nieskończone możliwości, stwarza świat pełen zła, okrucieństwa i człowieka, który jak pisał Pascal, miał być z założenia aniołem, a jest bydlęciem.

Nie, moi drodzy ! Każda z tych wersji jest dla mnie nie do przyjęcia rozumem. I na dodatek uważam, iż byłoby bardzo obraźliwe dla Boga, gdyby stworzenie wierzyło w taki wizerunek swego Stwórcy /a tym bardziej myślące stworzenie/.

Niestety, ja nie potrafię wierzyć w Boga ułomnego, z tej prostej przyczyny, że Jego wizerunek jest tak rozbrajająco — infantylny, a zarazem przerażająco — okrutny, iż nie może być żadnych wątpliwości kto jest jego prawdziwym twórcą /chyba, że ma się świadomość i światopogląd dziecka, wtedy się tego — i nie tylko tego — nie dostrzega, po prostu/. Nie potrafię także uwierzyć w tego doskonałego Boga — Absolut, tego, który /prócz tych wszystkich cech ideału/ ma nieskończone możliwości działania. A to dlatego, że ani nasz świat, ani natura ludzi nie potwierdza hipotezy, jakoby ich stwórcą był rozumny Byt, świadom swych czynów. Wprost przeciwnie; wiele praw natury dowodzi /nie będą ich tu wymieniał/, iż ewolucja życia biologicznego na naszej planecie jest ślepa i mało kiedy potrafi się uczyć na własnych błędach.

To, że jej działania sprawiają wrażenie celowości /niegdyś koronny argument do dowodu na istnienie Boga; ale jaki cel miałby Bóg w tworzeniu Uniwersum, którego każda chwila, włącznie z ostatecznym końcem była mu /jest/ znana od nieskończoności ? Jest zasługą naszego specyficznego postrzegania świata i nie zmienia to faktu, iż jest ona bytem /o ile bytem można nazwa ciągły proces/, który nie jest świadom swoich tworów i który dba o nie w minimalnym zakresie, tyle, aby zapewnić ciągłość gatunku.

Gdybym miał wierzyć w Boga doskonałego: Absolut — Ideał, trudno byłoby mi zaakceptować fakt, iż choć może on uczynić wszystko, nie czyni nic, aby w świecie człowieka nie panowało zło i triumfowała głupota, imma­nentna wręcz naszemu gatunkowi nazywającemu się na wyrost: myślącym /jak na łożu śmierci powiedział ponoć, szwedzki polityk Axel Oxenstierna: „Ach mój synu, gdybyś wiedział jak małą ilością mądrości rządzony jest świat!”… Nie mówiąc już o Polsce !/.

W takiego Boga uwierzyć nie chcę, bo ta wizja jeszcze bardziej by mnie przerażała, niż Pascala niezmierzona pustka kosmosu. Mnie pustka kosmosu nie przeraża - choć jestem świadom jego ogromu — natomiast przeraża mnie bezmiar głupoty ludzkiej. I w tym właśnie upatruję głównego /i wystarczającego/ dowodu na nieistnienie Boga. Gdyby to zreasumować, wygląda to tak:
W Boga ułomnego nie potrafię uwierzyć, gdyż jego wizerunek jest zbyt prymitywny w stosunku do świata ­- jego dzieła ponoć /pochodzi on — jakby nie liczyć — sprzed paru tysięcy lat i na tamte czasy był zapewne awangardowy/. Natomiast w Boga Absolut — Ideał nie potrafię uwierzyć dlatego, iż ten nasz świat jest zbyt prymitywnie urządzony, jak na Jego niczym nieogra­niczone możliwości. A najbardziej w nim nieudany jest sam człowiek ­ta boża ponoć korona stworzenia. Albo krócej:
Nie potrafię uwierzyć w Boga ułomnego, bo jego wizerunek wydaje mi się niegodny Boga. Natomiast do wizerunku, który jest godny Boga /Absolut — Ideał/, nie pasuje z kolei ten świat — Jego dzieło przecież, i ten człowiek — stworzony ponoć na obraz samego Boga; a więc stworzenie niegodne swego stwórcy.


Lucjan Ferus
Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo).

 Liczba tekstów na portalu: 130  Pokaż inne teksty autora

 Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,299)
 (Ostatnia zmiana: 06-09-2003)