Jak wiemy z Biblii, pierwsi ludzie — skuszeni przez węża — zjadają zakazany owoc, tym samym przeciwstawiając się bożemu zakazowi. Popełniają czyn, który będzie odtąd nosił miano grzechu pierworodnego. Kiedy dowiedział się o tym Bóg, przywołał ich i spytał : Przygląda im się uważnie, a ludzie przestępują z nogi na nogę, głowy pospuszczali i widać, że wstyd im niezmiernie. Wreszcie
pierwszy odzywa się mężczyzna /i od tego czasu już tak pozostało; mężczyźni
są zawsze pierwsi, gdy chodzi o zrzucenie na kogoś winy/: — „Ale wyraźny zakaz dałem właśnie tobie, a nie jej, prawda?!" — mówi oschle akcentując każde słowo. Mężczyzna
pochyła niżej głowę, milczy. Więc zwraca się Bóg do kobiety: A ten przybywa bez pośpiechu i jakby od niechcenia odzywa się: — „Tak Panie! … może głupiej — ale z ciekawości. Po pierwsze nie chciało mi się wierzyć, iż komuś może zaszkodzić owoc z drzewa wiedzy… przecież sam mi kiedyś mówiłeś Panie, że wiedza i mądrość otwiera oczy na niewidzialne… na mechanizmy rządzące światem… czyni stworzenia bliższe swemu stwórcy… pamiętasz Panie? Dlatego nawet upewniłem się, pytając kobietę, czy to właśnie o to drzewo Ci chodzi czy dobrze Cię ludzie zrozumieli… i co? Miałem rację!… Zjedli ten owoc i nic im się nie stało… Przynajmniej na razie… A tak chciałem zobaczyć jak to jest, gdy ktoś niechybnie umiera… Jeszcze dotąd niczego takiego nie widziałem…" — skarży się, patrząc swymi żółtymi ślepiami to na Boga, to na ludzi, jakby liczył, że może jeszcze teraz przytrafi im się coś złego, gwałtownego. Ludzie mają niepewne miny, drżą z lekka tuląc się do siebie.
Bóg chrząka nieco skonsternowany, a jego mina mówi: — „A więc jak oni by mieli z niej korzystać nie wiedząc samemu czym jest dobro, czym jest zło? Przecież nie można uchronić ludzi od zła, jeśli oni sami nie poznają jego istoty, prawda? Poza tym, wolna wola polega na kierowaniu się własnym sumieniem i to właśnie ono winno mówić istocie nią obdarzonej co jest dobre a co złe". Wąż chrząknął i zacytował, starając się naśladować niski głos Boga : Bóg kręci z niedowierzaniem głową, a jego ledwie dostrzegalny uśmiech i spojrzenie przymrużonych oczu, mówią: Więc Bóg zwraca się do nich, z uwagą wpatrując się w ich oczy: — "No cóż, moi drodzy… Chociaż nie jesteście całkowicie winni, to jednak konsekwencje swej lekkomyślności musicie ponieść. Może nie zdajecie sobie w pełni sprawy z tego co uczyniliście, ale gdybym teraz pozwolił rozmnażać się wam — cały rodzaj ludzki zostałby skażony grzechem pierworodnym... Nie mogę dopuścić do tego, byłoby to z mojej strony niepotrzebne okrucieństwo i głupota zarazem… Zło trzeba niszczyć w zarodku… " — Na chwilę przerwał, nie spuszczając spojrzenia z ich twarzy, które niczego nie wyrażają; ludzie po prostu nie są świadomi wagi chwili. — „Zatem uczynię was niepłodnymi… Będziecie mogli kochać się do woli, przyjemności z tego płynącej wam nie odbiorę... Ale potomstwa mieć nie będziecie… Nigdy...Nie staniecie się prarodzicami rodzaju ludzkiego, gdyż wasza natura została — przez wasz czyn — skażona grzechem… Wybaczcie mi więc, że muszę posuwać się do tak drastycznych środków, ale jak powiedziałem — zło trzeba niszczyć w zarodku. lepiej niech cierpi dwoje, niż miałyby cierpieć miliony…" — Ostatnie słowa Bóg wypowiada ciszej jakby do siebie. Potem zbliża swą dłoń i dotyka nią kobiecego łona a potem męskiego… ludzie czują jak ciała ich przenika obezwładniające gorąco, którego centrum znajduje się gdzieś poniżej brzucha, jak promieniuje pulsując i dociera aż do ich głów. Lecz trwa to tylko moment, po którym wszystko wraca do normy, pozostawiając jedynie lekki szum w skroniach i mrowienie na całej skórze. Ludzie potrząsają głowami próbując uwolnić się od niemiłych doznań. Oddychają głęboko z wyraźną ulgą, mogło to przecież gorzej się dla nich skończyć. Biorą się za ręce. Bóg kładzie im dłonie na ramionach i zwracając się
do mężczyzny, mówi : A kiedy zamykają się za nimi jej ciężkie wierzeja, Bóg chwilę zastanawia się
nad czymś głęboko, a potem zabiera się do stwarzania drugiej pary ludzi.
Pracuje szybko i bez namysłu — jego palce wykonują tysiące szybkich jak myśl
ruchów… Po niedługim czasie dzieło jest gotowe. Pozostaje jeszcze tylko
tchnąć w nich życie, aby zaczęli istnieć świadomie. Kiedy już ludzie stoją
przed nim, nadzy i piękni w swej bezwstydnej niewinności, przygląda im się
przez chwilę z zadowoloną miną, a potem zwraca się do nich tymi słowy: Gdy Bóg zostaje sam, patrzy w dłuższy czas w miejsce gdzie
zniknęli ludzie, jednocześnie myśląc: Wtedy dostrzega archanioła Satanaela, który stoi nieopodal i przygląda
się Bogu z zaciekawieniem. Ręce splótł na piersiach i przez ten gest jego wysoka postać,
wydaje się jeszcze bardziej dumna i wyniosła. Przez chwilę mierzą się
wzrokiem, a potem Satanael podchodzi bliżej i pyta Boga: — „Czy nie powinieneś ich raczej ukarać za to,
że nie posłuchali cię Panie ? Przecież sprzeciwili się twej woli…" -
Bóg patrzy na niego z zagadkową miną i pyta wolno: — „Nie tworzyłbym nowej pary ludzi, lecz za karę kazałbym rozmnażać się tym, którzy zgrzeszyli…" — „Wiedząc, iż z tego krzywego pnia człowieczeństwa nic prostego nie urośnie?" — przerwał mu Bóg z sarkazmem w głosie. — „Słucham?" — Satanael wydaje się być trochę skonsternowany
tym wtrętem, lecz Bóg robiąc nieokreślony ruch dłonią, mówi: — „Niech więc cierpią z pokolenia na pokolenie
za karę, iż nie posłuchali cię,… iż nie…" — nie dokończył, bo Bóg
mu przerwał z gniewną miną: — „Ale przecież obrazili cię Panie! Nie posłuchali twej woli!… Urazili twoją miłość własną… Posłuchali węża, a nie ciebie!" — Satanael wybucha gestykulując gwałtownie. Bóg kiwa głową. | |
Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,308) (Ostatnia zmiana: 06-09-2003) |