Zatem Bóg podjął swój wywód: — „Pomijając fakt, że już sam pomysł składania ofiary jest anachronizmem, to już pomysł, aby to Bóg składał ofiarę swemu stworzeniu jest szokującym wręcz idiotyzmem, pozbawionym całkowicie sensu!…". — „Panie!… Wychodziłem tylko z założenia, iż człowiek nie jest w stanie sam poprawić swej natury, więc tylko Bóg może mu w tym pomóc"… — wtrącił nieśmiało Satanael, podnosząc głowę. — "Zgoda!… logice tego rozumowania nie można nic zarzucić!.,, Ale dlaczego miałoby to się odbyć w taki dziwny sposób?... Dlaczego miałbym skazywać swego syna na cierpienia — pomijając ten drobny fakt, iż specjalnie do tego celu musiałbym go spłodzić — skoro mogę sprawić z łatwością, iż natura człowieka ulegnie poprawie definitywnie i w jednej chwili?… Po co mam sięgać do barbarzyńskich środków, nie gwarantujących poza tym całkowitego sukcesu — sam powiedziałeś, że tylko ci co uwierzą zostaną zbawieni — skoro mając absolutną władzę nad człowiekiem, mogę w każdej chwili spowodować aby robił on to, czego bym sobie od niego życzył?!... Skoro mogę w każdym momencie narzucić człowiekowi swoją wolę — jeśli tylko tego będę chciał — to po co ta ofiara, po co te cierpienia, po co to zbawienie… po co w ogóle to wszystko?… możesz mi wyjaśnić Luciferusie?! Archanioł rozłożył ręce w bezradnym geście i cicho odparł: Bóg przyglądał mu się z uwagą i kręcił z niedowierzaniem głową, jakby nie mógł
się nadziwić jego kondycji umysłowej. Po chwili powiedział: Archanioł skinął niepewnie głową, a Bóg kontynuował: Czy to w ogóle ma sens?!… Możesz mi wyjaśnić jak doszedłeś do tego „arcyciekawego" pomysłu?". Ponieważ z tonu jakim było wypowiedziane to pytanie
nie wynika, aby Bóg był bardzo zły na Satanaela, a wyraz jego oblicza również
na to nie wskazuje, archanioł bez zbytnich oporów zaczyna wyjaśniać: — „Wydawało mi się to Panie, takie piękne i wzruszające: oto Bóg tak ukochał człowieka, iż poświęcił dla jego zbawienia życie swego jedynego i ukochanego syna…". Nie kończy, bo Bóg przerywa mu nie kryjąc ironii: — "Naprawdę?!… Takie to piękne i wzruszające według ciebie?… Ja osobiście nie widzę tu nic pięknego, a wzruszać mnie może tylko twoja głupota!… Jak można na serio uwierzyć w miłość Boga do swego stworzenia, któremu nakazuje on przez długi czas rozmnażać się ze skażoną grzechem naturą, by potem. — gdy zło opanuje cały rodzaj ludzki — zbawiać go w ten okrutny sposób!?… Jeśli Bóg tak ukochał człowieka jak mówisz - dlaczego nie przebaczył mu od razu, na samym początku?.… Jak można na serio wierzyć w miłość Boga do człowieka, jeśli tenże Bóg nie potrafi dostatecznie mocno kochać swego syna, którego skazuje na męczeńską śmierć z rąk człowieka?!… A wreszcie najważniejsze: dlaczego ta śmierć jego syna miałaby przebłagać Boga?… Dlaczego ta jeszcze jedna zbrodnia — i to na jego własnym synu — miałaby ucieszyć Boga tak bardzo, iż daruje on ludziom wszystkie grzechy?… Dlaczego akurat ta ofiara miałaby zadośćuczynić winie człowieka… jeśli tu w ogóle można mówić o jego winie?… Dlaczego Luciferusie?" — Bóg wpatrywał się przenikliwie w rozbiegane oczy Satanaela, jakby miał nadzieję wyczytać w nich odpowiedzi na swoje pytania. Archanioł milczał jednak, więc Bóg powiedział z dezaprobatą: Archanioł opuścił niżej głowę. Co miał odpowiedzieć Bogu? Iż też nie wie skąd mu to wszystko przyszło do głowy?... Bóg i tak by mu nie uwierzył, więc milczał przyglądając się swym dłoniom, splatając je nerwowo. Po dłuższej chwili milczenia Bóg odezwał się nieco innym już tonem : — "Przecież wtedy nie miałbym prawa domagać się od nich litości
nawet, za krzywdę jaką im wyrządziłem!… Przy moich nieskończonych
możliwościach, nic, ale to dosłownie nic, nie mogłoby mnie tłumaczyć!" — Bóg podkreślił swój wywód zdecydowanym gestem dłoni, a jego głos
nabiera ostrzejszego brzmienia: W jego spojrzeniu nie było złości lecz jedynie smutek i może coś w rodzaju zawodu. Satanaelowi w tym momencie zrobiło się naprawdę głupio i wolałby nawet, aby Bóg go zbeształ za ten niemądry pomysł, lecz Stwórca wpatrywał się tylko w niego w milczeniu, jakby chciał przeniknąć każdy zakamarek jego duszy. Archanioł chciał powiedzieć, iż wcale tak o nim nie myśli, ale jakiś dziwny skurcz chwycił go za gardło i nie mógł wyrzec ani słowa. I być może skończyłoby się to całe nieporozumienie na drobnych wyrzutach ze strony Boga, które szybko załagodziłaby pokorna postawa archanioła, gdyby Stwórca nie zechciał postawić kropki nad "i". Już miał odejść pozostawiając nieco skonfundowanego Satanaela, ale
odwrócił się jeszcze i spytał: Archanioł spojrzał zaskoczony na Boga, a jego niepewna mina mówiła wyraźnie: Bóg uczynił niecierpliwy gest i dodał: Archanioł zrobił taką minę jakby nie wiedział o co też może Bogu chodzić.
Zastanawiał się przez jakiś czas, a potem cicho i niezdecydowanie odparł: — „Jak to nie?!… Dlaczego nie?!" — spytał
Bóg impulsywnie, marszcząc groźnie brwi. Satanael był teraz w kropce; nie
wiedział, co Bogu odpowiedzieć, aby nie wywołać u niego niezadowolenia lub
co gorsze gniewu. Tymczasem Stwórca ujął archanioła za ramie i potrząsając nim, mówił: Skoro jednak Bóg nalegał, należało coś powiedzieć. Chcąc, nie chcąc, zaczął
wyjaśniać dość mętnie: — "Ciekawe!… Wiara w ten czyn jest ważniejsza
od niego samego?… No, bo skoro mówisz, iż tylko ci zostaną zbawieni, którzy
uwierzą w ten czyn, oznacza to, iż
to ich wiara spowoduje ich zbawienie a nie ofiara z syna bożego, która winna -
jak mi to wmawiałeś spowodować automatycznie zbawienie wszystkich ludzi!...
Więc jak to jest konkretnie?" — spytał Bóg archanioła, podejrzliwie
przyglądając się nań.. Ten otarł pot z czoła i zezując na Stwórcę
rozbieganym wzrokiem, odparł : — „No dobrze!… Trochę to pogmatwane… Chyba nie przemyślałeś tego jeszcze do końca!… Ale dajmy temu spokój!… Zatem ci co uwierzą są zbawieni, tak?… Stają się oni doskonali i nieśmiertelni, a piętno grzechu pierworodnego już ich nie dotyczy, czy tak to widzisz?" — Bóg pochylił głowę na bok, z uwagą przyglądając się Satanaelowi. Ten aż skręcał się wewnętrznie pod tym spojrzeniem, lecz starał się nie
pokazywać tego po sobie. Odchrząknął jakby coś mu przeszkadzało w gardle i z trudnością przełykając ślinę odrzekł ostrożnie: — „Co takiego?!… Żarty sobie robisz ze mnie?!" — zawołał Bóg gromkim głosem, unosząc się gniewem. — „Co ty mi tutaj za głupoty wymyślasz ?! Wpierw ośmielasz się doradzać mi jak mam postępować ze swym dziełem, a kiedy pozwałam ci wypowiedzieć się, miast wymyśleć coś sensownego, coś co byłoby zgodne przynajmniej z logiką — ty wymyślasz niestworzone historie i silisz się na irracjonalne rozwiązania, które nie dość, że niczego nie rozwiązują to ich proweniencja jest wielce podejrzana! Co to ma być, do stu diabłów?!… Chcesz zostać moim wrogiem, czy co?!". Na te słowa, przerażony archanioł rzuca się Bogu do nóg i zapewnia chaotycznie, iż nie miał zamiaru obrażać go ani złościć, że tak jakoś
wyszło… Stwórca patrzy na niego z góry i głosem w którym pobrzmiewają złowieszcze
nutki, mówi: Satanael zostaje sam, klęcząc na ziemi z pustką w głowie i przerażeniem w sercu. — „Co mnie do licha podkusiło, aby opowiadać staremu takie rzeczy?… Skąd mi w ogóle przyszedł do głowy ten absurdalny pomysł?!" — zastanawia się badając wnętrze swego umysłu. Bezskutecznie! Chce pobiec w ślad za Bogiem, wytłumaczyć się, przeprosić za swą głupotę... Ale coś nie pozwala mu ruszyć się z miejsca. Dziwny skurcz chwyta go za gardło i czuje podświadomie, że w tym momencie pęka niewidzialna nić zrozumienia, istniejąca pomiędzy nim, a Stwórcą, która dotąd tak trwale ich łączyła. Przez jedno niezrozumienie sytuacji i jeden głupi pomysł, wynikły ze zbyt wybujałej wyobraźni!… Ze złości gryzie palce aż do bólu, potem wznosi ku górze zaciśnięte pieści i chce mu się wyć. Ale ze ściśniętego gardła wydobywa się tylko ciche skomlenie, pełne żałości i bólu. W taki oto sposób Satanael, Luciferus (imiona te znaczą „pierwszy anioł Boga" i „niosący światło") stał się szatanem i diabłem, czyli aniołem upadłym i potwarcą, kłamcą. Kto chce może w to wierzyć, a kto nie chce — nie musi... — K o n i e c - | |
Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,310) (Ostatnia zmiana: 30-01-2011) |