Motto:
„Prawie w każdej religii kapłan czuje się ważniejszy od swego Boga" Było to dawno, dawno temu, w czasach kiedy bogiem ludzi było Słońce. Kapłani, którzy ten kult reprezentowali i żyli z niego, wychodzili z logicznie słusznego założenia, iż ten z nich ma większe znaczenie pośród wiernych, który znajduje się w y ż e j nad ziemią, a więc b l i ż e j ich boga. Budowali więc swoje świątynie na najwyższych wzniesieniach terenu; wzgórzach, pagórkach a nawet na dostępnych szczytach gór. Jeśli takowych brakowało w jakimś rejonie, zaganiali lud do pracy aby budował im sztuczne góry z kamienia i ziemi, których szczyty zwieńczała zawsze świątynia i ołtarz, a wiodło do nich setki schodów, którymi szły procesje składające ofiary bogu. Ten pęd ku górze, aby być bliżej swego boga — Słońca, trwał przez wiele wieków, aż doszło w końcu do tego, że wszystkie co wyższe wzniesienia i góry pozajmowane były przez bardziej lub mniej okazałe świątynie poświęcone Słońcu. Jeszcze tylko jeden szczyt pozostał nieosiągnięty, najwyższy w państwie, który swą wielkością wyraźnie przewyższał pozostałe. Aż w końcu i on został zdobyty, olbrzymim nakładem sił i środków i na jego tarasie stanęła najokazalsza świątynia, nazwana Świątynią Prowidencji Boga, która była n a j w y ż e j od pozostałych, więc to jej kapłanom należała się najwyższa cześć i chwała, gdyż byli n a j b l i ż e j swego boga. Bliżej niż jakikolwiek inny człowiek, bliżej nawet niż pozostali kapłani, którzy zadzierając głowy do góry z zawiścią patrzyli na wybrańców. A ci byli bardzo dumni z osiągniętej pozycji i pycha ich nie miała granic, bo wiedzieli dobrze, że w całym ich państwie nie ma już wyższej góry na której można by pobudować świątynię, a to oznacza, że nikt inny nie może być bliżej boga niż oni. Uważali więc, iż należy im się n a j w y ż s z a w ł a d z a pośród wiernych, najwyższy autorytet i uznanie. I kiedy tak upojeni swą ważnością, odprawiali rytualne obrzędy na cześć wschodzącego i zachodzącego Słońca w kolorowych bogato haftowanych strojach, czuli się najważniejszymi istotami na całej ziemi, nieomal jak ten ich bóg — Słońce, które z tej wysokości wydawało się być odległe na wyciągnięcie ręki. Nie wiedzieli tylko jednego,… w zasadzie drobiazgu; że od ich wspaniałej świątyni, znajdującej się tak wysoko, nieomal w chmurach, odległość od ich boga — Słońce wynosi 149 600 000 km! Oczywiście w zaokrągleniu, bo przy tym rzędzie wielkości 10 km, nie ma absolutnie żadnego znaczenia (dla porównania byłby to 1 mm do 15 km drogi). Nie wiedzieli także, iż wielkie ogniska, które palili na tarasach swych świątyń w dniu wiosennego i jesiennego przesilenia, po to by wspomogły swym ogniem ich boga — Słońce w walce z mocami ciemności — były w porównaniu do niego nic nieznaczącymi płomykami, tak małymi, iż nawet nie sposób tego wyrazić jakimś sensownym porównaniem. Na szczęście tamte czasy już dawno minęły. My — dzieci cywilizacji technicznej, ery elektroniki, atomu, a także Ery Wodnika zwanej Erą Rozumu, nie wyznajemy już tych prymitywnych, pogańskich kultów. Nasi kapłani kierują się zupełnie innymi pobudkami, budując swe gigantyczne i jakże liczne świątynie. Więc postęp myśli jest wyraźny... Poza tym, wszystko inne dotyczące pychy i kultu jako takiego,… pozostało po staremu. I o to przecież chodzi; po co zmieniać coś, co jest dobre i przynosi wymierne korzyści? Oczywiście kapłanom wszystkich czasów, bo to o nich jest to opowiadanko. * Pewien peruwiański Inka powiedział do dominikanina: - „Ty modlisz się do boga, który umarł na krzyżu, ja natomiast modlę się do Słońca, które n i g d y nie umiera." | |
Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,3194) (Ostatnia zmiana: 14-01-2004) |