Biskup zamiast polewaczki
Autor tekstu:

Niejeden rząd i naród od wielu stuleci próbował uwolnić się od wpływów Kościoła. Że furię tegoż wywołuje najmniejsza nawet wzmianka o czymkolwiek, co zagrozić może jego władzy i pozycji — to banał, widoczny w Polsce od lat jak na dłoni. Że państwo, które z całych sił wielkimi środkami nie pilnuje nieustannie własnej suwerenności kończy jako zacofany protektorat papieski — to reguła historyczna. Tutaj biskupi i kardynałowie istotnie są wiernymi uczniami. Oczywiście nie Jezusa lecz Machiavellego.

O to, by gro Polaków w ogóle nie wyobrażało sobie rozdziału Kościoła od Państwa Kościół zadbał skutecznie i dba nadal. Dzięki temu za normę uchodzi to, co w innych krajach świadczy o państwie wyznaniowym. To tak jak z przysłowiową kozą — za postęp i "uregulowanie stosunków" uchodzi, gdy biskupi nie mówią na kogo głosować (bo nie ma dla nich różnicy) a poszczególni proboszczowie nie lżą z ambony rządzących i nie mówią o aborcji. Ale — jak mówi przysłowie — czego nie można pokonać z tym najlepiej się dogadać.

I tutaj właśnie biskupi — pasterze nasi — oddać by mogli nieocenione przysługi gdyby tylko chcieli, to znaczy, gdyby widzieli w tym interes. Jaki — to sprawa techniczna. Zawsze można zwolnić z jakichś podatków, jest jeszcze trochę węgla na Śląsku, ryb w Bałtyku, grzybów w lasach, cosik bursztynu, więc dogadać się można. Kościół wyświadczał takie przysługi monarchom, cesarzom, feudałom, kapitalistom i faszystom, więc niby czemu nie miałby by być pomocny dla władzy III Rzeczpospolitej, w kraju, którego lud woła: "Chleba i pielgrzymek Ojca Świętego!!!"? Zamiast budować wyklętą przez papieży demokrację czyż nie lepiej udoskonalić tak świetnie przez stulecia działający system? Zamiast spisać umowę i wejść w alians z Episkopatem jak równy z równym władza musi udawać, że państwo wyznaniowe jest demokratyczne a pluralizm to wolność wyłączania telewizora.

Biskupi sprawdzą się najlepiej przy gaszeniu strajków, demonstracji i innych dekadenckich wymysłów demokracji. Dobry biskup jest lepszy w pacyfikacji niż cały batalion ZOMO. Wiadomo jak to działa: biskup woła "Jezus, Jezus! Nie upatrujcie rozwiązania w walce!" a demonstranci — buzia na kłódkę, łepek spuszczony i swoje buty oglądają zamiast tłuc się z policją lejącą wodę z armatek i strzelającą gumowymi kulami. Szybko, bezpiecznie i z gwarancją skuteczności. A po wszystkim biskup wystawia rachunek — sto kilo bursztynu, dajmy na to. To się nazywa fachowo „partnerstwo publiczno-prywatne".

Można by też w ogóle znieść kampanie wyborcze — taniej zamówić u proboszczów agitkę za jakąś partią. Połowa diecezji załatwia głosy dla lewicy a połowa dla prawicy. Efekt podobny jak teraz, ale ile oszczędności!

W zasadzie można znieść Dziennik Ustaw. Wystarczy, że proboszczowie przeczytają nowe ustawy podczas „ogłoszeń duszpastersko-państwowych", to jeszcze świadomość i edukacja w narodzie wzrosną. Sędziowie, urzędnicy, rajcy; nawet kucharki — dosłownie wszyscy walą do kościołów z dyktafonami w rękach. Serce roście...

No?! Nie lepiej? W Polsce jak znalazł. Nie ma sensu męczyć się dłużej z fasadą ustroju "masońskiego" i "demoliberalnego". Pasterze swoje zarobią, państwo jeszcze zaoszczędzi a co najważniejsze — władza będzie mieć zapewniony spokój i posłuszeństwo. Tfu, pardon — respektować będzie wartości chrześcijańskie. A tę całą Unię niech diabli wezmą. Amen.


Maciej Psyk
Publicysta, dziennikarz. Z urodzenia słupszczanin. Ukończył politologię na Uniwersytecie Szczecińskim. Od 2005 mieszka w Wielkiej Brytanii. Członek-założyciel Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów oraz członek British Humanist Association. Współpracuje z National Secular Society.

 Liczba tekstów na portalu: 91  Pokaż inne teksty autora
 Liczba tłumaczeń: 2  Pokaż tłumaczenia autora

 Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,3374)
 (Ostatnia zmiana: 21-04-2004)