Kłopotów z narodem ciąg dalszy
Autor tekstu:

Mój tekst z „Racjonalisty", w którym zawarłem pewne wątpliwości metodologiczne związane z pojęciem narodu, wywołał dyskusję komentatorów, zmuszającą mnie do zabrania głosu ponownie; tym bardziej, że zostałem niejako „wezwany do tablicy" przez jednego z nich.

Otóż, po pierwsze, bardzo mnie zaniepokoiła rysująca się dość wyraźnie w tej dyskusji tendencja do wymiany epitetów zamiast argumentów. Sprawa jest niewątpliwie ważna, ale po co — Szanowni Panowie — zaraz łamać krzesła? Czyż nie lepiej przyjąć do wiadomości, że w kwestiach tak subtelnych, jak ta omawiana, żadna „jedynie słuszna" prawda nie istnieje? Że mamy w tym wypadku do czynienia wyłącznie z wymianą poglądów, a te każdy może mieć własne — i dopóki nie usiłuje narzucić ich innym, to nie ma się o co pieklić? Nie zgadzają się Panowie ze mną — lub między sobą — to pozostańmy przy własnych zdaniach; i tyle. Nie jest to nie tylko powód do sięgania po pałkę epitetów, ale nawet powód do niewypicia wspólnie piwa, albo co tam kto lubi do organizmu w płynie wprowadzać. Możemy się tak umówić?

Do rzeczy jednak, ale na początek jeszcze mała dygresja: obawiam się, że tym razem rwetes będzie większy, bowiem mam zamiar podejść do tematu narodu (a co gorsza, patriotyzmu — to w tej kwestii wezwano mnie do odpowiedzi) jeszcze szczerzej. I jestem zupełnie pewny, że moje poglądy ogromnej większości Czytelników do gustu absolutnie nie przypadną...

Tak więc, naród. Bez wątpienia, narody istnieją. Dla mnie jednak — wyłącznie jako pewne zjawisko z zakresu socjologii czy psychologii społecznej, zmienne w dodatku w czasie; a to dla urodzonego przyrodnika, matematyka zaś szczególnie, „istnienie drugiego rodzaju", jednak zasadniczo różne od istnienia Słońca czy nawet pierwiastka kwadratowego z liczby dwa. Nie w tym jednak leży istota sprawy, choć pytanie o taki lub inny sens słowa istnienie samo w sobie jest arcyciekawe i filozoficznie chyba ważne. Rzecz w ocenie tego faktu: czy to dobrze, czy źle?

Ja otóż uważam, że źle. Jestem zdecydowanym przeciwnikiem podziału ludzkości na narody; powtarzam: sądzę, że nie wynika z niego absolutnie nic dobrego; no, może poza tym, że wspiera ów podział różnorodność (równorzędnych i równocennych!) kultur. Ale te emocje, związane z „umiłowaniem własnej flagi", to podkreślanie swojej inności (w domyśle: wyższości), to doszukiwanie się „charakteru narodowego", wedle którego Żyd ma być chytry i podstępny, Niemiec tępy, Francuz rozpustny, Polak moczymorda, zaś Szkot skąpy...

Wolę nie pisać co o tym myślę; takie słowa nie nadają się do publikacji. Więc: nie ukrywam, że uważam za słuszne przeciwdziałanie takim podziałom i kultywowaniu ich. W szczególności proponuję maksymalne ograniczenie używania słowa naród nie dlatego, żebym uważał, iż „to o czym się nie mówi — nie istnieje", ale dlatego właśnie, żeby zminimalizować okazję do ujawnienia jakichkolwiek emocji z tym związanych.

Bardzo bliski z tym problemem jest kłopot z rozumieniem słowa patriotyzm. Jeden z dyskutujących nad moim poprzednim artykułem uznał, że ten termin jest jednoznacznie pozytywny. Czy jednak doprawdy?

Jeżeli przez patriotyzm rozumieć ścisłe przestrzeganie praw rządzących społecznością, w której się żyje z wyboru (przede wszystkim zaś płacenie obowiązujących tu podatków), odczuwanie pewnej sympatii do owej społeczności, szanowanie jej obyczaju, uznanie konieczności wspólnych działań w obronie tych wartości, gdy są zagrożone — to zgoda. To jest dla mnie pozytywne.

Ale jeśli oznacza to obowiązek kochania jakiegoś drzewka tylko dlatego, że się urodziłeś nad określoną rzeką; albo wspierania byle durnia tylko dlatego, że bełkocze on coś w języku zbliżonym do tego, który jest twoim natywnym; albo zapłakiwania się na śmierć dlatego, że ktoś inny słabiej kopie nadmuchany powietrzem skórzany worek — to nie.

Wyjaśniam: czuję silną wspólnotę duchową z żydowskim filozofem, niemieckim matematykiem, francuskim pisarzem czy włoskim malarzem; daleko większą, niż z polskim menelem, czy nawet z wieloma przedstawicielami naszej „klasy politycznej" (właściwie nie mam pojęcia, czemu napisałem nawet, ale niech już tak zostanie...).

Wyjaśniam: dosyć lubię rzeczywiście widok wierzby płaczącej (pod warunkiem, że nie leży pod nią kupa śmieci, podrzucona chytrze przez mieszkającego w pobliżu chłopa); ale robi mi się autentycznie miękko koło serca, gdy widzę w metrze londyńskim tego Murzyna, co tam zawsze gra bluesy na saksofonie w zejściu do stacji Picadilly, albo kiedy dostrzegam wyłaniające się w oddali z morza białe skały Dover, albo kiedy patrzę na katedrę w Erfurcie.

Wyjaśniam dalej: nie przepadam — łagodnie mówiąc - za polskimi przyśpiewkami ludowymi, uwielbiam natomiast jodłowania Tyrolczyków, portugalskie fado, irlandzkie gigi i hiszpańskie flamenco. Bardzo lubię wojskową muzykę rosyjską i niemiecką. Kocham jazz, ten najczarniejszy z możliwych.

Wyjaśniam: polską rogatywkę uważam za nakrycie głowy idiotyczne, uwielbiam zaś stroje wojskowe szkockich highlanderów i ich ryki: Edinbourgh Military Tatoo oglądam z zapartym tchem.

Wyjaśniam: bardzo lubię Warszawę (choć budzi ona też mnóstwo moich zastrzeżeń). I Kraków (jak wyżej). I Gdańsk. Ale równie dobrze czuję się w londyńskim City czy w Berlinie albo Lipsku; i mógłbym tam mieszkać — gdyby się tak złożyło — bez przykrości i tęsknoty za Pałacem Kultury na przykład, albo stadionem Legii (trochę gorzej z krakowską Jamą Michalikową, bo to jednak kawiarnia nad kawiarniami...). A gdybym tam już mieszkał, to z całą pewnością nie szukałbym na siłę żadnych „krajan" i nie starał się kultywować żadnych obyczajów tylko dlatego, że były to obyczaje mojej babci. Wręcz przeciwnie: starałbym się wrosnąć z korzeniami w miejscową społeczność, jeśli ją już wybrałem.

Jestem zachwycony i poruszony do głębi obyczajem matematyków, którzy nie podpisują swoich prac narodowością ani przynależnością państwową, a tylko imieniem i nazwiskiem oraz nazwą uniwersytetu, w którym pracują (co na ogół nie pozostaje w żadnym związku z pochodzeniem).

Jak słyszę hasło „kupuj u swojego", to mi się scyzoryk w kieszeni otwiera samoczynnie: dlaczegóż mianowicie miałbym wspierać polskiego brakoroba nie kupując lepszego (nie: znacznie lepszego, ale nawet: choć trochę lepszego) wyrobu z Niemiec, Rosji, Chin czy USA? Nie umiesz lub nie chcesz pracować — naucz się, albo zdychaj, niezależnie od pochodzenia!

Wiele lat temu moja dawno nieżyjąca matka robiła mi pewne wyrzuty z powodu moich dość luźnych stosunków z dalszą rodziną. Powiedziałem jej wtedy: owa rodzina to przypadek; przyjaciół wybrałem sobie sam. Nie zmieniłem zdania już nigdy, i tak zostanie. To jest kwintesencja całej sprawy: wybór.

Wybrać zaś w tym względzie każdy może dowolnie; i nikomu nic do tego. A jeśli ktoś uważa, że to co napisałem, to jest zupełny nihilizm narodowo-patriotyczny, kosmopolityzm, żydokomuna i w ogóle masoneria — to jego sprawa. Współczuję i pozdrawiam.


Bogdan Miś
Ur. 1936. Matematyk z wykształcenia; dziennikarz naukowy, nauczyciel akademicki i redaktor - z zawodu. Członek Komitetu Prognoz Polskiej Akademii Nauk "POLSKA 2000+". Wykładał - m.in. matematykę, informatykę użytkową, zasady dziennikarstwa telewizyjnego i internetowego - na Uniwersytecie Warszawskim (Wydz. Matematyki i Wydz. Dziennikarstwa), w Wyższej Szkole Ubezpieczeń i Bankowości, w Wyższej Szkole Stosunków Międzynarodowych i Amerykanistyki, w Akademii Filmu i Telewizji. Przez 25 lat pracował w TVP, ma na koncie ok. 1000 własnych programów; pełnił funkcję I zastępcy dyrektora programowego. Napisał ok. 20 książek, w większości popularnonaukowych, poświęconych matematyce i komputerom. Poza popularyzacją nauki, główną jego pasją są komputery z którymi jest, jak pisze, "zaprzyjaźniony od zawsze (tzn. od "ich zawsze")". Był programistą już przy pierwszej polskiej maszynie XYZ w roku 1959. Był także redaktorem naczelnym "PC Magazine Po Polsku" i "Informatyki", a w stanie wojennym - "Strażaka"; kierował działem nauk ścisłych w "Problemach" oraz działem matematyki i informatyki w "Wiedzy i Życiu". Obecnie publikuje okazjonalnie w "Polityce". Jest autorem witryn internetowych, m.in. www.wssmia.kei.pl, gbk.mi.gov.pl, prognozy.pan.pl. Jest członkiem ISOC, Polskiego Towarzystwa Matematycznego i członkiem-założycielem Naukowego Towarzystwa Informatyki Ekonomicznej.

 Liczba tekstów na portalu: 32  Pokaż inne teksty autora

 Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,4073)
 (Ostatnia zmiana: 08-04-2005)