Solofra, niewielka miejscowość położona w południowych Włoszech w regionie Kampanii. Droga, przy której stoi niewielki pałacyk, opustoszała. Dochodzi godzina druga, pora pranzo, kiedy życie miasteczka z ulicy przenosi się do domów i okolicznych barów. Pałacyk nie jest duży, wygląda raczej skromnie. Wybudowany niegdyś jako posiadłość możnej rodziny, przez lata zmieniał swe przeznaczenie, aby obecnie znów znaleźć się w rękach prywatnych. Z zewnątrz nic nie wskazuje na to, co działo się tu w czasie II Wojny Światowej. Prawie nikt nie pamięta, że ponad 60 lat temu mieścił się tu „obóz Polek”. Pamięć zbiorowa ma skomplikowaną naturę. Rzadko kiedy jest jednorodna, kształtowana bywa na drodze starć i konfliktów. W efekcie w miejsce jednostkowych punktów widzenia powstaje wspólny dla społeczności obraz wydarzenia, będący jednak czymś więcej niż syntezą pamięci indywidualnych. Jak trudny i bolesny bywa to proces, zwłaszcza gdy dotyczy niejednoznacznych momentów historii, mieliśmy okazję obserwować przy okazji dyskursu wywołanego publikacją kontrowersyjnych książek Grossa. Włosi również mają problem z przepracowaniem własnej roli w czasie II Wojny Światowej. Zgodnie z modelem utrzymywania samooceny, zarówno jednostka, jak i społeczność ma tendencję do wyrzucania ze świadomości czynów niechlubnych, za to chętnie utrzymywana jest pamięć o chwilach chwalebnych. Po prostu „zapomina” się to, o czym pamiętać się nie chce. Cierniem w zbiorowej pamięci Włochów jest faszyzm i fakt stworzenia Republiki Salò. Z kolektywnej świadomości wypierane bywa także istnienie obozów koncentracyjnych na terenie ich kraju. To przed jednym z takich miejsc stoję w tej chwili. W tym właśnie niepozornym pałacyku w latach 1940-43 mieścił się obóz internowania dla kobiet – przede wszystkim tych „nieprawidłowego pochodzenia rasowego”, jak również żon opozycjonistów. Pojawia się polski akcent – mieszkańcy nazywają to miejsce „obozem Polek”. Część zatrzymanych kobiet była narodowości polskiej. Większość świadków tamtych wydarzeń już nie żyje, reszta raczej nie chce pamiętać. Nagabywana przeze mnie staruszka, babcia kolegi, niechętnie wspomina te czasy. Wedle jej słów, wśród miejscowej ludności pokutowało przeświadczenie, że „Polki” (jak się okazuje, tym określeniem nazywano wszystkie internowane kobiety pochodzenia słowiańskiego) to zwykłe prostytutki, bądź też inne niewiasty szemranej proweniencji. Czy taki sposób myślenia to rodzaj racjonalizacji, usprawiedliwienia czy zagłuszenia poczucia winy? Ta plotka nie wzięła się jednak znikąd, nie służyła li tylko uspokojeniu sumień okolicznych mieszkańców. Faktem jest, że niektóre z kobiet zmuszane były do świadczenia usług seksualnych faszystowskim notablom. Faktem jest również, że obozowy rygor nie należał do najgorszych, więźniarki otrzymywały paczki, listy, miały prawo do spacerów. Antonietta Favati w książce „Le internate” (Internowane) konfrontuje wspomnienia więźniarek z relacjami mieszkańców. Dla zatrzymanych kobiet doświadczenie pobytu w obozie naznaczyło całe ich późniejsze życie, społeczności Solofry wystarczyła chwila, by zapomnieć. Warto wspomnieć ten przypadek zwłaszcza w kontekście debaty nad kontrowersyjnymi wydarzeniami historycznymi, zwróciwszy uwagę, jak różni się prawda ofiar, sprawców i biernych świadków. Aby dotrzeć do czegoś, co można nazwać konsensusem, wspólną reprezentacją, trzeba przedrzeć się przez narosłe przez lata warstwy zbiorowych mitów, niejednorodnych pamięci i zapomnienia. Dobrze mieć to na uwadze, zanim dokona się zbyt łatwych sądów. A. Favati “Le internate. Il campo di internamento di Solofra”, wyd. Mephite, 2002. | |
Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,5975) (Ostatnia zmiana: 22-07-2008) |