Świadectwo  z dziennika abiturienta
Autor tekstu:

Jest chłodny kwietniowy poranek, ulicami miasta snują się resztki nocnej mgły. Stolica Podhala budzi się ze snu. Skrupulatnie dopasowuję krawat do koszuli, wkładam marynarkę i wyruszam do szkoły po raz ostatni… ostatni przed egzaminami maturalnymi. O kwitnących kasztanach mogę jedynie pomarzyć, śnieg zalega jeszcze w co bardziej zacienionych miejscach.

Ja, młodzik, drugi rocznik rzucony na żer tępakom z Centralnej Komisji Edukacyjnej, klnę na skazy polskiego systemu oświaty; ale nie o tym przecież miałem pisać. Tym razem więc upiecze się jajogłowym polonistom układającym ogłupiające klucze do jedynego poprawnego myślenia i innym pseudonauczycielom opierającym maturę z wiedzy o społeczeństwie na wycinkach z encyklik Jana Pawła II, wyzuwających młodych ludzi z resztek samodzielnego myślenia, albo przynajmniej z wątpliwego statusu jaki daje zdana matura. Abstrahując jednak od analogii kobiety padającej od kul latających nad walczącą Warszawą w pamiętnikach Białoszewskiego — do Chrystusa padającego z krzyżem – bo to mnie czekało dopiero za dwa tygodnie w dniu sądu – opowiem Wam o pożegnaniu, jakie zgotowało nam trzecioklasistom nasze grono pedagogiczne.

A więc… zaczynamy – zaczynamy pompatyczną hucpę maturalno-pożegnalną, bo zdania na pewno nie należy tak zaczynać. A więc, zjeżdżają się… oficjele i delegaci, księża i biskupi, nauczyciele i uczniowie. Kwiat młodzieży wyczekuje już tłumnie na najznamienitszego i najdostojniejszego gościa, gwoździa programu, który ostatecznie potwierdzi sens naszego kształcenia. Aż w końcu przybywa – jak sam mawia, nasz szkolny kolega, tylko trochę starszy — jedyny i niepowtarzalny, kardynał Stanisław, ten od Ojca JP.

Boże! I Ty się nie dziwisz, że młodzież ma coraz bardziej dość Twego ziemskiego przedstawicielstwa? Tak więc Dziwisz kardynał Stanisław wspominał dzieciakom jak to Ojca Jana Pawła na łożu śmierci tulił, i jaką go siłą wtedy natchnął. Zaiste wielka musiała być ta siła, że w dniu tak ważnym dla mnie i moich rówieśników raczył obdarować szkołę portretem Nauczyciela i Wodza Duchowego… Jana Pawła II, z autografem rzecz jasna, własnym — Dziwiszowym. Lecz prawił dalej, i tak prawił, że to prawienie prawie godzinę prawienia trwało. Rzecz miała miejsce 28 kwietnia 2006 roku w podhalańskiej alma mater, czyli w pierwszym nowotarskim LO, jak co bardziej oczytani czytelnicy mogli się domyślić z faktu, że na świat wydało wspomnianego już księdza kardynała Stanisława, ks. prof. Tischnera, jednego świętego i kilku błogosławionych; no i dla pewnej równowagi, autora niniejszego tekstu.

I pewnie autor nigdy nie napisałby tego, nie wspomniałby też, iż odkąd pamięta, wszystkie nowotarskie szkoły, do których chodził, zawsze coś na bakier miały z wolnością wyznaniową, gdyby jakimś zrządzeniem opatrzności Polskie Stowarzyszenie Racjonalistów nie dostało niedawno zażalenia na włodarzy I Liceum Ogólnokształcącego im. S. Goszczyńskiego w Nowym Targu od jednego z uczniów.

Czy to Polska taka, czy może region specyficzny, nie mnie w to wnikać. Pewnie też nie wylałbym z siebie tyle żółci co dziś, pisząc ten tekst – zresztą nie zwykłem uciekać się do cynizmu. Poczułem jednak pewną sympatię do ucznia, który poinformował nas, że szkoła zamieszcza na swojej stronie internetowej informację o mszy świętej.

Co z tego? — ktoś mógłby zapytać, przecież niemal wszystkie szkoły w tym kraju tak robią. Zgoda, sam z zaciśniętymi zębami znosiłem święcenia tablic pamiątkowych, krzyże w klasach, wspólne modlitwy na apelach (tu mój ukłon w stronę jedynego odważnego nauczyciela, który zawsze wyłamywał się z tłumu i mile spoglądał na mnie milczącego w tłumie stojącym przed dyrekcją) i reklamę szkolnej kaplicy w piwnicach, gdzie na długich przerwach spowiadał jeden z katechetów. Przeżyłem też przyuczanie kleryków do podstaw dobrego wychowania, gdyż ci zapewne w szoku wywołanym moją buńczuczną postawą nie potrafili odpowiedzieć na „dzień dobry” (2/3 z zatrudnionych w mojej szkole). Co z tego? Czymże jesteśmy w obliczu potęgi wszechświata? Albo chociaż wobec nauczycieli, my uczniowie – pył marny i marność nad marnościami. Przecież o etyce nie mogłem pomarzyć, a było nas ateistów pięcioro w jednej klasie – tylko jedną z dwóch katechez na końcu zajęć wywalczyliśmy.

Bardzo zasmucił mnie fakt, że ktoś zgłosił skargę do PSR na moją ukochaną szkołę, która przecież mnie wykształciła i dała mi to, co mam (choć dalej ciężko mi w to uwierzyć).

Nie miałoby to większego sensu, ale przecież po to zapisałem się do PSR, żeby właśnie poprawić ten kraj. Z początku gotów byłem napisać list do dyrekcji, specjalny, bardzo osobisty, ale przecież znałem tych ludzi dostatecznie długo, by wiedzieć, że nie mam szans. Skoro wtedy nie miałem, to i dziś nie będzie inaczej. PSR wystosowało właśnie pod wpływem wspomnianego listu, i wielu mu podobnych – m.in. o mszy zorganizowanej na sali gimnastycznej – pismo do Ministerstwa Edukacji Narodowej – i choć są to sprawy, do których tak przywykliśmy, które znosimy jak biczowanie i największe upokorzenie, to przecież nie możemy dłużej milczeć. Przywykłem już do bycia oszołomem i walczącym z Kościołem prostakiem – niech już będzie, jeśli ktoś tak chce mówić. Ja dalej wiem swoje, i choć z Kościołem nie walczę, to dłużej nie zniosę zawłaszczania przez większość praw mniejszości. Dziś wystawiam swoje świadectwo i apeluję do młodszych. Nie lękajcie się! Maturę i tak sprawdzają ludzie, których nie znacie – tylko piszcie dobrze, póki co.

Alleluja i do przodu!


Przemysław Piela
Współzałożyciel portalu Ateista.pl, w latach 2004-2005 z-ca redaktora naczelnego, do października 2007 r. redaktor naczelny. Student V roku filologii duńskiej oraz I dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Przez pewien czas studiował także filozofię. Były wiceprezes PSR. Rocznik 1987, pochodzi z Nowego Targu. Mieszka w Poznaniu.
 Numer GG: 3112057

 Liczba tekstów na portalu: 18  Pokaż inne teksty autora
 Liczba tłumaczeń: 7  Pokaż tłumaczenia autora

 Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,6091)
 (Ostatnia zmiana: 23-09-2008)