Kościół a wybory prezydenckie A.D. 2010
Autor tekstu:

W okresie ostatnich wyborów prezydenckich w Polsce, a także bezpośrednio po aktach elekcji — 20 czerwca i 4 lipca 2010 r. — polska opinia publiczna była świadkiem wyraźnego politycznego zaangażowania znaczącej części duchowieństwa katolickiego, w tym również szeregu biskupów na czele z przewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski abp. Józefem Michalikiem, po stronie Jarosława Kaczyńskiego oraz Prawa i Sprawiedliwości. Pięciu duchownych katolickich weszło w skład honorowego komitetu wyborczego prezes PiS. Również episkopat polski kolegialnie, jak można sądzić, wyraził preferencję na rzecz J. Kaczyńskiego. W komunikacie z 352. Zebrania Plenarnego Konferencji Episkopatu Polski, przyjętego 18 czerwca 2010 r. apel o udział w wyborach poprzedzał negację zabiegów in vitro przez biskupów. Bronisław Komorowski był tym kandydatem, który w przeciwieństwie do Jarosława Kaczyńskiego opowiedział się otwarcie za finansowaniem tego typu zabiegów z budżetu państwa. Takie zestawienie musi dawać do myślenia...

Otwarte zaangażowanie części kleru po stronie Kaczyńskiego przeciwko Komorowskiemu może budzić u niektórych obserwatorów zdziwienie. Zarówno bowiem były Marszałek Sejmu jak i były premier to kandydaci, których konfesja katolicka nie budzi wątpliwości. Żaden z nich nie głosił postulatów godzących w interesy Kościoła instytucjonalnego, obaj uznawali pierwszoplanową rolę katolicyzmu w polskim życiu publicznym. Natomiast Jarosław Kaczyński, o czym zdawali się zapominać popierający go hierarchowie, w 2007 r. nie miał oporów, aby wraz z bratem — Prezydentem Lechem Kaczyńskim — otwarcie ingerować w proces nominacji ordynariusza warszawskiego. Pozwolił sobie nawet na formułowanie postulatów wobec papieża Benedykta XVI, dotyczących organizacji Kościoła w Polsce tzn. kwestii lokalizacji stolicy prymasowskiej. Kaczyńscy zatem otwarcie naruszyli konstytucyjną i konkordatową zasadę niezależności Kościoła w swoim zakresie, w szczególności pogwałcony został art. 7 Konkordatu z 1993 r. Na coś podobnego zapewne nie poważyłby się Bronisław Komorowski, nieśmiało wspominający w kampanii o konieczności przestrzegania zasady wzajemnej autonomii Kościoła i państwa w swoim zakresie.

Naturalnie rodzi się zatem pytanie o przyczyny wyraźnego poparcia części hierarchii, duchowieństwa i tej głośniejszej części laikatu katolickiego dla Prezesa PiS. W warunkach zachowywania milczenia przez pozostałą część Kościoła, to oni stali się jego ikoną.

Przede wszystkim J. Kaczyński oferuje swoim kościelnym aliantom w istocie rzeczy model Państwa Polskiego jako państwa katolickiego, opartego na fałszywym już dziś z punktu widzenia socjologicznego stereotypie Polaka-Katolika. Lider PiS dawał temu wyraz jeszcze jako przywódca Porozumienia Centrum. W szczególności w 1996 r. z charakterystyczna dla siebie stanowczością konstatował: Kto usiłuje wypchnąć Kościół z życia publicznego, pozbawić go historycznie ukształtowanej roli, ten podnosi rękę na Polskę [...]. [ 1 ] Podczas swojego exposé w Sejmie w 19 lipca 2006 r. Jarosław Kaczyński stwierdził m.in.: Kościół jest depozytariuszem jedynego, powszechnienie znanego i na ogół przynajmniej deklaratywnie przestrzeganego systemu wartości. Polska jest pod tym względem krajem niemalże jednolitym. Godzić w tę instytucję, to godzić w fundamenty polskiego życia narodowego. Nie mówię tutaj niczego nowego, mówię rzeczy oczywiste, ale sądzę, że warto je przypomnieć. Polski rząd, rząd pod moim kierownictwem będzie tym pamiętał. (źródło: Sprawozdanie stenograficzne z 22. posiedzenia Sejmu RP, V kadencja, Warszawa 2006, s. 169-170). W sumie z wystąpienia nowego premiera wyłaniała się wówczas jakże miła sercu wielu duchownych endecka wizja Wielkiej Polski Katolickiej, w której katolicyzm miałby zapewniony faktycznie status religii oficjalnej i dominującej. Warto jednak zaznaczyć, że ceną realizacji tego ideału byłaby zapewne wolność Kościoła w relacjach z państwem i jego wiarygodność wobec wiernych.

Jarosławowi Kaczyńskiemu obce są nie tylko liberalne ale także soborowe zasady relacji między Państwem a Kościołem. Tych zasad nie rozumie, a być może nawet w pełni ich nie zna. Będąc premierem dał on wyraz optowania za rozwiązaniami nawiązującymi do dziewiętnastowiecznego systemu zwierzchnictwa Państwa nad wyznaniami. Kaczyński religię i instytucje kościelne traktuje instrumentalnie, jako czynniki służące mobilizacji elektoratu, ewentualnie legitymizacji swej władzy. Lapidarnie rzecz ujmując stanowią one dla prezesa PiS przede wszystkim „instrumenty rządzenia". Episkopat Polski niestety nie jest w stanie pojąć, że najlepszą gwarancją ochrony religii i Kościoła przed politycznym uprzedmiotowieniem jest rozdział Kościoła i państwa. To on zapewnia, że Kościół nie jest zmuszony żyrować przedsięwzięć swoich rzekomych politycznych sojuszników, dzielić z nimi ich porażek i upadków.

Liczna część duchowieństwa i laikatu mogła poprzeć J. Kaczyńskiego także z innych, głębszych przyczyn. Prezes PiS uosabia autorytarną, by nie rzec absolutystyczną, koncepcję sprawowania władzy. Dowodem tego jest przede wszystkim sposób kierowania przez niego jego własną partią — najpierw Porozumieniem Centrum, a współcześnie Prawem i Sprawiedliwością. Owa koncepcja jest immanentnie bliższa duchowieństwu katolickiemu niż model kierownictwa demokratycznego. Wszak Kościół Katolicki jest instytucją na wskroś autorytarną. Szczególnie wspomniane zjawisko jest dostrzegalne w Polsce, gdzie rola laikatu jest wciąż bardzo ograniczona. Kościół jest dalece sklerykalizowany, a masy wiernych przeważnie bierne. Ideałami autorytaryzmu katoliccy duchowni nasiąkają już od najwcześniejszych lat formacji w seminarium. Następnie ów autorytaryzm jest realizowany w praktyce duszpasterskiej i kościelnej. W tych warunkach ustrój demokratyczny może bardzo łatwo jawić się nie tylko jako coś gorszego, nieefektywnego, nie w pełni zrozumiałego, wręcz jako zagrożenie. Zachowania części polskiego kleru na tle historii Kościoła nie są czymś szczególnym. Kościół katolicki w XIX i w I poł. XX niejednokrotnie popierał reżimy autorytarne, czy totalitarne przeciwko ustrojom demokratycznym, by wymienić tylko Salazara w Portugalii, Franko w Hiszpanii, czy Dollfusa w Austrii.

Kościół polski wybory prezydenckie A.D. 2010 przegrał w wielu wymiarach. Przegrał je w wymiarze wizerunkowym, ponieważ wybory dowiodły, że Kościół hierarchiczny jest dziś politycznie podzielony, że Episkopat nie jest zgodną całością. Definitywnie rozwiany został mit hierarchii jako monolitu, mit stanowiący jeden z filarów pozycji Episkopatu, jego autorytetu, w okresie Polski Ludowej. Twarzą polskiego katolicyzmu stali się hierarchowie o proweniencji integrystycznej — abp J. Michalik, bp Dydycz, bp K. Ryczan oraz Radio Maryja. Przekaz medialny ten obraz utrwalił, ukazując tygodniami grupę sfanatyzowanych katolików okupujących część Krakowskiego Przedmieścia w Warszawie wokół tzw. krzyża smoleńskiego przy Pałacu Prezydenckim. Dla wielu, zwłaszcza młodych odbiorców, Kościół i katolicyzm stały się synonimami obskurantyzmu, fanatyzmu, czy mówiąc językiem młodzieżowym — „obciachu".

Wybory w 2010 r. dowiodły jak dalece jest obce polskiej hierarchii nauczanie Jana Pawła II w sprawach relacji państwo-Kościół, czy na temat zaangażowania duchowieństwa w działalność polityczną. Stanowisko papieża wyraźnie potwierdza rozróżnienie kompetencji duchowieństwa i wiernych świeckich w tej dziedzinie. Katechizm Kościoła Katolickiego głosi, że do pasterzy Kościoła nie należy bezpośrednie interweniowanie w układy polityczne i organizację życia społecznego. Zadanie to wchodzi w zakres powołania wiernych świeckich, którzy działają z własnej inicjatywy wraz z innymi współobywatelami. Toteż według Jana Pawła II: Kapłan [...] powinien zrezygnować z włączania się w aktywne uprawianie polityki — zwłaszcza wtedy, gdy wyraża ona interesy jednej grupy, co jest niemal nieuchronne [...]. Tym bardziej powinien unikać ukazywania swego wyboru jako jedynie słusznego, a w obrębie wspólnoty chrześcijańskiej powinien szanować dojrzałość ludzi świeckich, co więcej, musi pomagać im w jej osiąganiu poprzez formacje sumień. W opinii papieża [...] partii politycznej nie można nigdy utożsamiać z prawdą Ewangelii, dlatego też żadna partia, w odróżnieniu od Ewangelii, nie może stać się nigdy przedmiotem absolutnego wyboru. [ 2 ] Innymi słowy Kościół nie powinien i nie zamierza dać się wplątać w wybór jakiegokolwiek bloku politycznego czy partyjnego, jak zresztą nie wyraża poparcia dla takiego czy innego rozwiązania instytucjonalnego czy konstytucyjnego, byle szanowało ono prawdziwą demokrację. Zgodnie ze stanowiskiem Synodu Biskupów w 1971 r. potwierdzonym następnie przez Jana Pawła II przejęcie przez Kościół „zastępstwa politycznego" jest dopuszczalne tylko w sytuacji wyższej konieczności, gdy instytucje publiczne są dysfunkcjonalne lub nieukierunkowane i istnieje poważne zagrożenie dla sprawiedliwości, pokoju i zachowania praw człowieka. „Zastępstwo polityczne" Kościoła winno mieć zarazem charakter przejściowy i ograniczony w czasie.Skądinąd nasuwa się refleksja, jak bardzo zaledwie 5 lat po śmierci Jana Pawła II w praktyce debaty publicznej w Polsce oraz w życiu kościelnym wyciszeniu uległo jego nauczanie i odległa stała się jego postać.

Postawę części duchowieństwa oraz episkopatu podczas wyborów prezydenckich w 2010 r. należy oceniać w kategoriach bardzo wyraźnego regresu nie tylko na tle rozwoju nauczania społecznego Kościoła powszechnego, ale także w kontekście doświadczeń obecności Kościoła w polskim życiu publicznym po roku 1989. Stopień zaangażowania w kampanię wyborczą w 2010 r. można porównać jedynie do kampanii przed wyborami parlamentarnymi jesienią 1991 r. oraz przed wyborami prezydenckimi w 1995 r. Wówczas episkopat wskazywał wręcz na religijny wymiar głosowania. W 1991 r. aż czterokrotnie biskupi zabrali publicznie i zbiorowo głos w sprawie wyborów udzielając poparcia Wyborczej Akcji Katolickiej. Po przegranych wyborach w 1995 r. Lech Wałęsa został przez Prymasa kard. Józefa Glempa zakwalifikowany jako przedstawiciel chrześcijaństwa. W 1997 r. na polski episkopat oddziaływał jeszcze tonująco Jan Paweł II. W Orędziu do Konferencji Episkopatu Polski wręczonym hierarchom podczas pielgrzymki papieskiej życie polityczne, gospodarcze oraz kulturalne zostały uznane za sferę aktywności świeckich, podejmowanej przez nich jako wiernych członków Kościoła zgodnie z zasadami Ewangelii, ale w imieniu własnym. Niewątpliwie należy im w tym pomagać ale też nie trzeba wyręczać - stwierdził papież. Współcześnie nauczanie papieskie zostało przez szereg hierarchów zwyczajnie zapomniane. Tym bardziej jeszcze raz stało się jasne, że Kościół w Polsce jedynie połowicznie przyjął nauczanie Soboru Watykańskiego II, zwłaszcza tę jego część, która dotyczy relacji między Kościołem a wspólnotą polityczną. W debacie publicznej, w wypowiedziach hierarchów nie występuje obecnie wyrażona w konstytucji Gaudium et spes zasada: Wspólnota polityczna i Kościół są w swoich dziedzinach od siebie niezależne i autonomiczne. Natomiast stwierdzenia zawarte w soborowym Dekrecie o działalności misyjnej Kościoła, że w żadnym wypadku [Kościół — przyp. P. B.] nie chce wtrącać się w rządy ziemskiego państwa. Nie żąda dla siebie żadnej prerogatywy prócz tej, aby pomocą Bożą mógł służyć ludziom miłością i wiernym posługiwaniem, to we współczesnych realiach naszego kraju zupełna mrzonka. Dzisiejszy Kościół w Polsce jawi się zatem nawet na tle konserwatywnego Kościoła powszechnego jako anachroniczny.

Największym błędem zaangażowanej politycznie części Kościoła instytucjonalnego w okresie wyborów prezydenckich było zastosowanie kryteriów religijnych do spraw politycznych. Nawoływanie podczas nabożeństw w mniej lub bardziej zawoalowanej formie do głosowania na Jarosława Kaczyńskiego, straszenie odmową udzielenia sakramentów dla tych, którzy poprą Bronisława Komorowskiego, to wszystko powodowało, że przekaz religijny mieszał się z przekazem politycznym. Część hierarchii katolickiej wciąż zdaje się hołdować zgubnemu przeświadczeniu, że tożsamość religijna powinna determinować wybory polityczne. Wszakże to nie kto inny tylko obecny lider polskiego episkopatu — abp Józef Michalik w 1993 r. przed wyborami parlamentarnym wzywał: Katolik ma obowiązek głosować na katolika, chrześcijanin na chrześcijanina, muzułmanin na muzułmanina, żyd na żyda, mason na masona, komunista na komunistę [...]. Kościół Katolicki w Polsce zaczął nabierać cech Kościoła partyjnego. Należy powiedzieć to jednoznacznie: ci duchowni, a zwłaszcza hierarchowie, którzy zaangażowali się w kampanię polityczną związaną z wyborami parlamentarnymi sprzeniewierzyli się istocie Kościoła — jego powszechności, uniwersalności, czyli katolickości. Efektem tego typu działań stała się degradacja religii do rangi jednego z instrumentów w walce politycznej, a Kościoła instytucjonalnego do roli jednej z grup politycznego nacisku. Rzesze ludzi zapewne odwróciło swoje twarze do Kościoła, wypychanych z swojej wspólnoty religijnej przez rozpolitykowaną część kleru. Można zatem rzec, parafrazując słowa Jarosław Kaczyńskiego z lat 90-tych XX w. o Zjednoczeniu Chrześcijańsko-Narodowym, że droga do dechrystianizacji Polski współcześnie wiedzie przez PiS, prezesa tej partii oraz zaangażowaną politycznie część duchowieństwa katolickiego.

Angażując się w poparcie kandydata o charakterze autorytarnym, którego stosunek do instytucji demokratycznych jest ambiwalentny, zaś do liberalnego, pluralistycznego społeczeństwa — wręcz negatywny, Kościół dla wielu zasadnie może dziś jawić się jako instytucja niewiarygodna, wręcz stanowiąca zagrożenie dla demokracji oraz swobód obywatelskich. Nastąpiło bowiem jego utożsamienie w świadomości znaczącej części obywateli z politykiem i ugrupowaniem postrzeganymi jako antysystemowe — negującymi proces polskich przemian liberalno-demokratycznych, których uosobieniem jest III Rzeczypospolita.

Postawa Kościoła w okresie prezydenckiej kampanii wyborczej oraz bezpośrednio po jej zakończeniu niewątpliwie przyspieszy proces laicyzacji społeczeństwa polskiego. Jest on szczególnie wyraźny wśród młodego pokolenia, czego dowiodła demonstracja pod Pałacem Prezydenckim w nocy z 9 na 10 sierpnia 2010 r. Około 5 tysięcy ludzi przyszło wówczas na Krakowskie Przedmieście w środku nocy, zwołanych z inicjatywy kucharza Akademii Sztuk Pięknych. Już ujawniły się publicznie postawy antyklerykalne, chociaż niejednokrotnie w formie destrukcyjnej — niszczenia krzyży w miejscach publicznych, czy obraźliwych napisów na murach Kościołów. Od Kościoła odchodzą dziś nawet te osoby, które jeszcze niedawno częstokroć były głęboko zaangażowane w jego działalność. A może zwłaszcza tego rodzaju osoby — dla których Kościół nie jest (był) tylko instytucją zapewniającą obsługę duszpasterską chrztów, komunii, ślubów i pogrzebów, czy gwarantującą jakoby polisę ubezpieczeniową na życie — po śmierci. Kościół Katolicki w Polsce nie ma już dziś rządu dusz w społeczeństwie. Stracił charakter ogólnonarodowego autorytetu. Sam przyczynił się do własnej degradacji do kategorii jednego z wpływowych lecz partykularnych lobby, jak np. emeryci i renciści, rolnicy czy producenci nośników energii. Zbiega się to z bardzo poważnym kryzysem wiarygodności Kościoła powszechnego, spowodowanym zwłaszcza ujawnieniem licznych, niejednokrotnie skrywanych latami, afer pedofilskich. W warunkach rodzimych dochodzą do tego informacje o nadużyciach finansowych i majątkowych. Ich symbolem jest Komisja Majątkowa. Episkopat Polski nie dysponuje żadnym programem duszpasterskim adekwatnym do potrzeb milionów wiernych. W sumie wybory prezydenckie latem 2010 r. lepiej uwidoczniły, a zarazem pogłębiły kryzys Kościoła Katolickiego w Polsce. Jeżeli zarysowany kierunek przemian utrzyma się, Kościołowi w naszym kraju grozi w dłuższej perspektywie czasu przekształcenie się w ograniczoną, ale za to hałaśliwą i fundamentalistyczną sektę.


 Przypisy:
[ 1 ] J. Kaczyński, Tożsamość Porozumienia Centrum i jego miejsce w szerokim bloku prawicowo - solidarnościowym, "Biuletyn Zarządu Głównego Porozumienia Centrum", 1996, nr 21, s. 2
[ 2 ] Jan Paweł II, Katecheza o Kościele, nr 67 [28.07.1993], [w:] Ojciec Święty Jan Paweł II. O polityce, oprac. P. Słabek, Kraków 2001, s. 56 - 58.

Paweł Borecki
Doktor habilitowany, pracownik Katedry Prawa Wyznaniowego Uniwersytetu Warszawskiego. Specjalność naukowa: prawo wyznaniowe. Autor artykułów i książek z zakresu prawa wyznaniowego.

 Liczba tekstów na portalu: 47  Pokaż inne teksty autora

 Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,612)
 (Ostatnia zmiana: 17-09-2010)