To oni dają mi wiarę...
Autor tekstu:

Żyjemy w czasach szybkich zmian. Przed 1989 rokiem status społeczny Polaków był mniej zróżnicowany. Teraz różnice wciąż się pogłębiają, a główna linia podziału wynika z zasobności materialnej. Widać to wszędzie. W Warszawie idąc ulicą widzi się dwa światy.  Najbardziej różnią się prędkością. Biegnący, wiecznie zapracowani ludzie sukcesu i nieruchomi lub prawie nieruchomi „inni” – ci, których najczęściej się omija, bo brzydko pachną, są brudni, jacyś tacy „nieładni”, bez makijażu, świeżego krawata, miętowego oddechu, o nieruchomym, niewidzącym wzroku… 

Ale tę różnicę widać nie tylko w stolicy. Również w każdym innym miejscu Polski.

Dzieci, które mają nieśmiałe, spłoszone oczy, które od początku uczą się, że „nie wypada epatować” swoimi dziurawymi skarpetkami, brudnymi łokciami, brakiem drugiego śniadania. Że braki to coś wstydliwego, co należy ukrywać jak przewinienie. Nic dziwnego – nie są pewne, czy oprócz nich ktoś taki jeszcze istnieje. W reklamach wszystkie dzieci są uśmiechnięte, ubrane w białe bluzeczki „miękkie jak owieczka”, a ich jedynym kłopotem jest to, czy dostaną do obiadu batonik Milky Way. Co ma myśleć mały człowiek, który najczęściej nie dostaje obiadu w ogóle? Jeżeli podobne im dzieci widać na ekranie, to jedynie w kontekście „Mariana Z., który zabił dziecko swojej konkubiny”.

Trudno wykazać się inteligencją, kiedy w brzuchu burczy ci z głodu, musi ci wystarczyć jeden zeszyt do wszystkich przedmiotów, a twoja matka sama ma trudności z czytaniem. Kiedy pani nauczycielka patrzy na ciebie z góry, a tobie wydaje się, że widzi twoje niedomyte uszy. Kiedy każe ci wyjść na środek klasy do odpowiedzi, a ty myślisz, że te śmiechy to na pewno z twoich dziurawych butów.

Nienawidzę „dobroczynności ostentacyjnej”. Często widzę jak w „gadającym pudle” pan lub pani efektownie użala się nad „ubogimi”. Jak trzeba im pomóc, jacy biedni. Najlepiej dając jałmużnę. Jeżeli dajesz pieniądze człowiekowi, który ich nie ma, rób to tak, żeby nikt o tego nie widział i wiedz, że to pójście na łatwiznę. Odsunięcie od siebie odpowiedzialności. Jestem taka dobra, taki dobry  – dałam, dałem pieniądze. Mogę mieć już dobre samopoczucie i nie muszę o tym więcej myśleć. Nie muszę się do Nich zbliżać, nie muszę zakłócać swojego miłego, pachnącego płatkami śniadaniowymi i nowym, lepszym proszkiem świata.

To nie jest rozwiązanie.

Rozwiązaniem jest tylko traktowanie ludzi jednakowo. Szanowanie ich bez względu na zapach bogactwa czy biedy. Rozejrzyjmy się. Na pewno w naszym otoczeniu są ludzie, którzy czegoś potrzebują. To mogą być sąsiedzi, rodzina, ludzie całkiem obcy. Może zamiast przygotowywać kanapki tylko dla swojej córki, zróbmy je też dla innej dziewczynki. Ale róbmy je już codziennie i nie tłumaczmy wszystkim, że to dlatego, że Zosia taka uboga. To stygmatyzuje. Może załatwmy dziecku sąsiada lekcje angielskiego, pomóżmy mu w matematyce lub odwieźmy do szkoły. Dzisiaj jego rodzice przez cały miesiąc robią na obiad kartoflankę, ale może Piotruś, kiedy dorośnie – zostanie dzięki tym korepetycjom naukowcem?  I nie dajmy Piotrusiowi znoszonego swetra swojego syna, nie każmy mu za swą „dobroć” głośno dziękować. To nie muszą być rzeczy „wielkie” – zróbmy cokolwiek.

Bardzo się cieszę, że coraz więcej ludzi zostaje wolontariuszami. To wspaniałe – poświęcają swój czas, dając to, co najważniejsze – uwagę. To bezcenny dar. Podziwiam ich wszystkich. Są zdolni zmienić świat. Mogą wszystko…

To oni dają mi wiarę…

…w człowieka.


Sławka Zielińska
Należy do gatunku zwanego Homo sapiens. W wolnych chwilach studiuje w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej. Ceni różnorodność w każdej dziedzinie.

 Liczba tekstów na portalu: 3  Pokaż inne teksty autora

 Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,6150)
 (Ostatnia zmiana: 21-10-2008)