Poniższy tekst jest odpowiedzią (dla Racjonalisty nieco rozszerzoną) na pytanie „Poradnika Domowego" (Agora) o wiarę w św. Mikołaja, która będzie publikowana w wydaniu świątecznym. Nie zabierajcie dzieciom marzeń! — mówią zwolennicy tego bodaj najsłodszego w naszym życiu oszukiwania na wielką skalę. Nie potrafię powiedzieć, czy wiara w św. Mikołaja jest w jakikolwiek sposób szkodliwa dla wyrabiania w dziecku umiejętności krytycznego myślenia tudzież dla jego relacji z rodzicami (kwestie autorytetu i zaufania). Wiem jednak, że wiara ta bywa kłopotliwa dla bardziej dociekliwych dzieci oraz powodem wstydu dla dzieci, które nie wytropią prawdy same. Pamiętam, że szybko połapałem się, że z Mikołajem to bujda, a że była to bujda korzystna dla mnie, więc starałem się jak najdłużej utrzymywać w rodzicach wiarę, że wierzę, w obawie przed utratą prezentów. Chciałem dnia prezentów i obdarowywania, ale bez tego kłopotliwego udawania wiary w nadnaturalne ich pochodzenie. Oczywiście wiele dzieci święcie wierzy w Mikołaja nawet po pójściu do przedszkola czy szkoły podstawowej, gdzie na ich „niewinność" czyha już sporo „uświadomionych". Kiedy wśród dzieci wychodzi, że ich kolega jest wciąż „naiwniakiem", który wierzy w renifery latające po niebie, to mają z tego nie tylko ubaw, ale i powód do zgryźliwości względem oddającego się „słodziutkim marzeniom". Dzieci potrafią być okrutne! Z osobistego doświadczenia, choć nie popartego żadnymi badaniami, zauważam, że dzieci, które zbyt święcie i długo wierzą w św. Mikołaja, bardziej skłonne są również do wiary w inne sprzeczne z doświadczeniem i rozumem rzeczy. Nie dziwi mnie, że tak wielu dorosłych krzewi u dzieci tę wiarę, skoro sami wierzą w nagrody nadnaturalne. Pan Bóg jest św. Mikołajem ludzi dorosłych. Wiadomo, że wiarę w św. Mikołaja w pewnym wieku się porzuca. Wobec tego można by pomyśleć, że jest to doskonała lekcja dla młodego człowieka w kwestionowaniu wierzeń. Niestety, niewiele wskazuje na to, że tak to może faktycznie działać. Nieczęsto bowiem rodzic tak to rozegra, że dziecko ma szkołę kwestionowania wierzeń (choć można by! tylko potrzebna jest do tego rozmowa z dzieckiem o wierze w św. Mikołaja i o tym, jak bezgranicznie w to wierzyło tylko dlatego, że to miłe i że przekazane przez rodzica). Na ogół dziecko ma jednak szkołę hipokryzji i nieszczerości. Jako część większej całości: rodzice głoszą bajki o św. Mikołaju (uważając, że mnie nabiją w butelkę, myśli sobie inteligentny mały człowieczek). Głoszą też tzw. przykazania boże, dekalog. Ale nie przestrzegają tego. Może więc to raczej częściej wzmacnia szkołę hipokryzji społecznej a nie kwestionowania wiary? Przecież gdyby wiara w św. Mikołaja wywierała negatywny efekt psychologiczny dla wiary jako takiej, to kościelni spece zaraz by to rozpracowali i ogłosiliby św. Mikołaja heretykiem względnie pomiotem diabelskim, jak Harrego Pottera. Nie zakazują, bo wiedzą, że to jest raczej szkoła „cudownościowego" myślenia. Kiedy św. Mikołaj staje się już „niewiarygodny", potrzeba jednak zostaje, i przechodzi łatwo na Pana Boga, który dla malutkiego dziecka jest zbyt odległy i abstrakcyjny. Analogiczną bujdą — choć o złowrogiej już wymowie — jest straszenie dziecka np. Babą Jagą. Swoich dzieci nie zamierzam ani nęcić Mikołajem, ani straszyć Babą Jagą. Chcę wyrabiać w nich umiejętność doceniania obdarowywania się przez ludzi. To co złe, ale i to co dobre — możesz dostać jedynie od drugiego człowieka. „Czy nie wystarczy, że ogród jest piękny? Czy muszą w nim jeszcze mieszkać wróżki?" — zauważył Douglas Adams. | |
Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,654) (Ostatnia zmiana: 17-12-2010) |