Zapadał zmierzch. Czterej brodaci mężowie, odziani w niezbyt czyste, sięgające ziemi opończe, szli powoli wąską, wyboistą uliczką.
Mimo późnej pory upał ciągle dawał się im we znaki. Byli u kresu sił — nie tyle
szli ile raczej wlekli się noga za nogą.
-
Jestem głodny — powiedział Mateusz. — A mnie strasznie chce się pić — jęknął Marek, ocierając pot z czoła.
-
Nogi mnie bolą — Łukasz zachwiał się i byłby upadł, gdyby Mateusz nie
podtrzymał go, chwytając za ramię.
-
Już niedaleko. Widzicie? — Jan podniósł kostur i wskazał niewielki,
biały dom, stojący u zbiegu dwóch ulic — jesteśmy na miejscu. To tawerna „U
Bachusa".
Po chwili stanęli pod drzwiami. Tuż nad wejściem wisiał
sporych rozmiarów szyld z rysunkiem jakiegoś grubasa, który przykładał do ust
dzban i z zainteresowaniem przyglądał się kilku nagim kobietom, tańczącym wokół
niego. Marek uniósł głowę i popatrzył ponuro.
-
Okropność — mruknął — pogańskie bohomazy ...
-
Nie przejmuj się — Jan uchylił drzwi — To tylko Bachus, i to niezbyt
udany. Chodźcie, właściciel jest moim znajomym. Całkiem nieźle dają tu jeść ...
Weszli do środka. W nozdrza
uderzył ich zapach wina, smażonej ryby i duszonych warzyw. Przy stołach z grubych desek siedziało kilku mężczyzn i posilało się w milczeniu. Jan rozejrzał
się i skierował w stronę wolnego stołu w kącie tawerny.
-
Nikt nam tu nie przeszkodzi — ciężko usiadł na ławie i oparł kostur o ścianę — Siadajcie. Zaraz coś zamówię.
Przybysze rozsiedli się na
ławach, oddychając ciężko. Jan pomachał ręką w kierunku ogromnego, łysego
właściciela, który podszedł wolnym krokiem i obrzucił ich podejrzliwym
spojrzeniem.
-
Nie pamiętasz mnie? — zapytał Jan — Nie widzieliśmy się kilka lat, ale
ty nic się nie zmieniłeś. No, może tylko nieco schudłeś ...
-
Janie — uśmiechnął się gospodarz, poznawszy gościa — Rzeczywiście,
interesy nie idą zbyt dobrze, więc i ja chudnę w oczach… Jeszcze rok czy dwa i będę musiał zamknąć budę. Co wam podać?
-
Daj, co masz najlepszego, ale najpierw przynieś nam wina i trochę wody.
Jesteśmy strasznie zmęczeni.
Gospodarz oddalił się i po
chwili młoda, zgrabna dziewczyna przyniosła dwa spore dzbany. Postawiła je na
stole wraz z czterema glinianymi kubeczkami. Jan zajrzał do jednego z dzbanów,
powąchał, kiwnął głową z aprobatą i rozlał czerwony płyn do kubeczków. Każdy z brodaczy chwycił swój kubek i szybko opróżnił jego zawartość. Jan nalał
ponownie, dodał do każdego naczynia trochę wody i popatrzył na towarzyszy swymi
wyblakłymi, mądrymi oczami.
-
Zaprosiłem was tutaj — zaczął powoli — aby porozmawiać o Nauczycielu.
Mateusz popatrzył na Jana z ciekawością, Marek w zamyśleniu sączył płyn ze swojego kubka, a Łukasz
niecierpliwie rozglądał się za jedzeniem.
— A o czym tu rozprawiać? — zapytał — Już Go dawno nie ma. Od czasu, jak
nas opuścił minęło chyba z sześćdziesiąt lat, a od chwili, gdy Gabriel
zwiastował Maryi jego narodzenie, może ze sto.
-
Zaraz, zaraz — odezwał się Mateusz — Nie Maryi, tylko Józefowi. Coś ci
się chyba pomyliło, mój kochany.
-
Nic mi się nie pomyliło — zaperzył się Łukasz — „W szóstym miesiącu Bóg
posłał anioła Gabriela do miasta galilejskiego, zwanego Nazaret, do dziewicy
zaślubionej mężowi, któremu było imię Józef z rodu Dawida, a dziewica miała na
imię Maryja" (Łk 1, 26-27).
-
Widzę, że pamięć cię zawodzi- zaśmiał się Mateusz — „Z narodzeniem
Jezusa było tak. Kiedy Jego matka, Maryja, poślubiła Józefa, znalazła się w stanie błogosławionym za sprawą Ducha Świętego (...). Józef był człowiekiem
sprawiedliwym i nie chciał jej zniesławić, zamierzał po cichu z nią się
rozwieść. Ale kiedy powziął tę myśl, anioł Pański ukazał się mu we śnie i powiedział: Józefie, synu Dawida, nie bój się przyjąć twojej żony Maryi, bo to,
co się w niej poczęło, pochodzi od Ducha Świętego. Urodzi syna i nadasz Mu imię
Jezusa, albowiem On uwolni swój lud od grzechu" (Mt 1, 18-21).
-
Co ty opowiadasz! — Łukasz o mało nie zakrztusił się winem — Niedawno
miałem widzenie, że za tysiąc lat artyści będą malować klęczącą kobietę i pochylonego nad nią anioła, a nie brodatego Żyda w łóżku. — A co mnie obchodzi twoje widzenie i artyści, w dodatku za tysiąc lat!
Myślisz, że to jest dowód ...
-
Przestańcie — przerwał im Jan — Nie pora teraz na kłótnie.
-
Racja — dodał Marek — Ja nic nie wiedziałem o zwiastowaniu, a mimo to ...
-
Jeżeli nic nie wiedziałeś, trzeba było niczego nie pisać — wpadł mu w słowo Mateusz.
-
Właśnie! — poparł go niespodziewanie Łukasz — A jeżeli już koniecznie
musiałeś coś napisać, trzeba było chociaż wspomnieć o Gabrielu i Maryi...
-
Gabrielu i Józefie, chciałeś powiedzieć — Mateusz spojrzał na niego
wyzywająco.
-
Dosyć! — krzyknął Jan widząc, że kłótnia znów wisi w powietrzu — Jeszcze
słowo o zwiastowaniu a porachuję wam kości moim kosturem.
Na szczęście gospodarz
przyniósł właśnie zupę z soczewicy, więc Ewangeliści umilkli i każdy pochylił
się nad swoją miską. Przez chwilę słychać było tylko ciche siorbanie i stuk
łyżek o dna naczyń. Wreszcie Jan otarł usta rękawem i odsunął miskę.
-
Widzę, że czekają nas poważne problemy — powiedział w zamyśleniu.
-
Ale o co ci chodzi? — zapytał Mateusz — Po co się tu zebraliśmy? Czy
sądzisz, że nie mam nic ważniejszego do roboty, niż wysiadywać w jakiejś
tawernie i kłócić się z Łukaszem?
-
Chodzi mi właśnie o to — Jan zawahał się przez chwilę — że każdy z was
gada co mu ślina na język przyniesie i pisze bez ładu i składu, zamiast skupić
się na prawdzie.
-
Na prawdzie? „A co to jest prawda ?" jak zapytał Poncjusz Piłat (J 18,
38) — zaśmiał się Marek — Prawdę zna tylko Najwyższy.
-
Cieszę się, że cytujesz moją Ewangelię — powiedział cierpko Jan, a po
chwili dodał podniesionym głosem — Ja też znam prawdę, bo wszystko widziałem na
własne oczy i słyszałem na własne uszy. Słuchałem nauk Jezusa, stałem pod
krzyżem...
-
Akurat — przerwał mu Mateusz — Może chcesz powiedzieć, że to właśnie ty
byłeś umiłowanym uczniem naszego Mistrza?
-
Oczywiście — odparł Jan — każdy o tym wie.
-
Wcale nie każdy. Ja na przykład nie wiem i powiem ci, że różnie się o tym
mówi. Niektórzy powiadają, że takim uczniem był Łazarz, inni że Maria z Magdali a nawet — tu ściszył głos do szeptu — a nawet że Judasz, niech będzie przeklęty
po wieki wieków.
-
Co za bzdury! — krzyknął Jan — Ale wymyśliłeś: Maria, Judasz… Ja byłem
umiłowanym uczniem i basta!
-
Nie sądzę — Mateusz popatrzył na Jana z uwagą — Ja też wiele słyszałem i widziałem, bo wszędzie chodziłem z naszym Nauczycielem, i jakoś nie mogę sobie
ciebie przypomnieć. Owszem, pamiętam Jana Chrzciciela i Jana syna Zebedeusza
...
-
To właśnie ja! Tak nazywał się mój ojciec ...
-
Dziwne. Strasznie się zmieniłeś przez te lata, nie mogę cię w ogóle
rozpoznać — zaśmiał się Mateusz — A może mam coś z oczami?
-
Przestań się śmiać, ty … ty celniku!
Mateusz zgrzytnął zębami ze złości. Zerwał się z ławy,
ruszył w kierunku Jana, który nerwowo chwycił swój kostur i nie wiadomo, jak
zakończyłaby się ta wymiana zdań, gdyby nie spokojny głos Marka.
-
Uciszcie się — Marek nadział na patyczek oliwkę, których sporą miseczkę
przyniosła tymczasem służąca i oglądał ją z uwagą — Ciągle nie wiemy, czego Jan
od nas chce. Mateuszu, uspokój się, a ty — zwrócił się do Jana — powiedz
wreszcie, o co ci chodzi?
-
Dajcie mi dojść do głosu — Jan odłożył kostur — Chcę, aby potomni mieli
jasny obraz męczeństwa naszego Pana, aby nie błądzili w mroku, karmieni
zmyślonymi historiami. Tymczasem wasze Ewangelie, panowie synoptycy, są pełne
sprzeczności ...
-
Nie wasze, tylko nasze Ewangelie — poprawił go Marek — To
po pierwsze. A po drugie to twoja Ewangelia, Janie, różni się od naszych
najbardziej i ona właśnie robi wrażenie zmyślonej.
-
No wiesz — Jan aż się zatrząsł z oburzenia — zapominasz, że byłem
naocznym świadkiem ...
-
Powtarzasz się, mój drogi. Jeżeli nawet byłeś naocznym świadkiem, to nie
oznacza, że tylko twoja Ewangelia mówi prawdę, a nasze można wyrzucić do kosza,
jako kłamliwe i zmyślone. Pisałeś 60 lat po śmierci Jezusa, a pamięć nie jest
twoją najmocniejszą stroną. Masz już swoje lata, mój kochany!
Siedzący przy sąsiednim stole mężczyźni przerwali posiłek i z uwagą zaczęli się przysłuchiwać głośnej dyskusji. Także gospodarz zbliżył
się do rozgorączkowanych Ewangelistów i dłubiąc w zębach śledził z zainteresowaniem ich kłótnię.
-
Zgoda, zgoda, panowie! — zawołał Marek — Proponuję, żeby każdy z nas
przypomniał pozostałym, co wie, powiedzmy, o pojmaniu Nauczyciela a potem jakoś
dojdziemy do ładu.
-
Wątpię — skrzywił się Mateusz — Jan chce koniecznie przeforsować swoje
zdanie. Przecież wszystko widział — dodał kpiąco.
-
No to powiedzcie, kto niósł krzyż na Golgotę — Jan nie zwracał uwagi na
jego słowa — Ciekaw jestem, czy chociaż to pamiętacie ...
-
Jak to, kto? Oczywiście, że Szymon z Cyreny (Mk 15, 21): „I zmusili
pewnego przechodnia wracającego z pola, Szymona z Cyreny, ojca Aleksandra i Rufusa, aby niósł Jego krzyż" — spokojnie oświadczył Marek — Prawda? — zwrócił
się do Mateusza i Łukasza, którzy pokiwali zgodnie głowami. — A właśnie że sam Jezus! — triumfalnie zawołał Jan — (J 19, 17): „I
dźwigając krzyż wyszedł na tak zwane Miejsce Czaszki, a po hebrajsku Golgota". A wyście wymyślili jakiegoś Szymona, Aleksandra i Rufina. To śmieszne.
-
Rufusa. To ty jesteś śmieszny — zaperzył się Łukasz — Oczywiście, że
krzyż niósł Szymon (Łk 23, 26-31): „Kiedy Go wyprowadzili, zatrzymali niejakiego
Szymona z Cyreny wracającego z pola i włożyli nań krzyż, żeby go niósł za
Jezusem. A szedł za Nim wielki tłum ludu, a zwłaszcza kobiet, które płakały i zawodziły nad Nim. Jezus obróciwszy się do nich powiedział: — Nie płaczcie nade
mną, płaczcie raczej nad sobą i nad swoimi dziećmi, bo nadchodzą dni, kiedy będą
mówić: szczęśliwe niepłodne, które nie rodziły, i piersi które nie karmiły".
-
Prawdę mówiąc, nic nie wiem o tłumie niewiast i przemowie Jezusa — z wahaniem odezwał się Mateusz — Nie sądzę, żeby ubiczowany, opluty, z krwawiącą
od korony cierniowej głową mógł przemawiać i w dodatku straszyć biedne kobiety
...
-
Nie słyszałem o koronie cierniowej — rzekł Łukasz — Wiem tylko, że Piłat
skazał Go na śmierć „jak tego chcieli. Kiedy Go wyprowadzili, zatrzymali
niejakiego Szymona" (Łk 23, 25-26), który razem z Jezusem wszedł na Golgotę.
-
Mniejsza o koronę. No a co było dalej? — Jan spojrzał na kilka ślimaków,
które akurat przyniosła służąca i postawiła przed nimi — Kiedy już weszli na
Miejsce Czaszki.
-
„Dali Mu do picia wino zmieszane z żółcią, lecz skosztowawszy go nie
chciał pić" (Mt
27, 34) — powiedział Mateusz.
-
Nie z żółcią, tylko z mirrą — poprawił go Marek — „I podawali Mu wino
zmieszane z mirrą, którego nie przyjął" (Mk 15, 23).
-
Nic Mu nie dali — Łukasz popatrzył na nich zdumiony — „Przyszli na
miejsce zwane Czaszką. Tam ukrzyżowali Jezusa i złoczyńców" (Łk 23, 33).
-
No i widzicie! — triumfował Jan — Każdy plecie co innego. Pewnie, że nic
Mu nie dali. Ukrzyżowali Go i kwita.
-
Dali Mu wino z żółcią — wycedził powoli Mateusz — A potem wszyscy śmiali
się z Niego, „Tak samo ubliżali Mu złoczyńcy, którzy byli z Nim ukrzyżowani" (Mt
27, 44).
-
Aha, masz rację — Marek na to — „Ukrzyżowani z Nim razem też z Niego
szydzili" (Mk 15, 32).
-
Nic podobnego — zaprotestował Łukasz — „Jeden z powieszonych złoczyńców
urągał Mu (...) a drugi karcąc go rzekł: Czy ty nawet teraz nie boisz się Boga
kiedy cierpisz tę samą karę? My cierpimy sprawiedliwie, dostajemy to, na cośmy
sami zasłużyli, lecz On nic złego nie uczynił. I mówił: Jezusie, pamiętaj o mnie, kiedy przyjdziesz do swojego królestwa. I rzekł mu: Zaprawdę powiadam ci,
jeszcze dziś będziesz ze mną w raju" (Łk 23, 39-43).
-
Piękne, lecz nieprawdziwe — Jan skusił się na jednego ślimaka — Zresztą
może to zaświadczyć także Jego matka, która stała pod krzyżem...
Na te słowa trzej mężowie
zerwali się z ławy i zaczęli się wzajemnie przekrzykiwać.
-
"A niewiasty przyglądały się z oddali. Była wśród nich Maria
Magdalena i Maria matka Jakuba Mniejszego i Józefa, i Salome" (Mk 15, 40) — darł
się Marek — A Jego matki pod krzyżem nie było. Nie było jej nawet w pobliżu!
-
"Wiele niewiast przyglądało się temu z daleka (...) Była wśród
nich Maria Magdalena i Maria matka Jakuba i Józefa i matka synów Zebedeusza" (Mt
27, 55-56) — krzyczał Mateusz.
-
"A wszyscy Jego znajomi, a zwłaszcza niewiasty, które szły za Nim od
Galilei, patrzyli na to z daleka" (Łk 23, 49). Przestań zmyślać! -
wołał Łukasz.
-
Nic nie zmyślam — bronił się Jan — "A pod krzyżem Jezusa stała Jego matka i siostra Jego matki, Maria Kleofasowa i Maria Magdalena (J 19, 25). I ja — Jan
spokojnie sięgnął po drugiego ślimaka.
Trzej synoptycy byli oburzeni.
Spokojna pewność siebie Jana, a nawet coś w rodzaju bezczelności sprawiły, że
zapomnieli o jedzeniu i coraz głośniej protestowali, wymachiwali rękami i krzyczeli wniebogłosy.
-
Zarzucasz nam kłamstwo, tak? — Mateusz pochylił się nad stołem i wpatrywał się w Jana świdrującym spojrzeniem — Myślisz, że jesteś najmądrzejszy? Że tylko ty masz rację?
-
Po prostu tak było. „Jezus zobaczywszy matkę i ucznia, którego miłował,
mówi do matki: — Niewiasto, oto syn twój. Potem mówi uczniowi: — Oto twoja
matka" (J 19, 26-27). I od tej chwili wziąłem ją do siebie — zakończył.
-
Ciekawe, że żaden z nas o tym nie słyszał, chociaż pisaliśmy dużo
wcześniej od ciebie. Tak samo jak o Kanie Galilejskiej i wskrzeszeniu Łazarza.
To wszystko twoje wymysły!
-
Pyszne te ślimaki — rzekł spokojnie Jan, oblizał się i popił nieco wina -
Wierzcie mi, tak było, a wasze krzyki nic tu nie zmienią. Potem Jezus powiedział
„Pragnę" (J 19, 28) i „Dokonało się" (J 19, 30) i skonał.
-
Nic podobnego! — wtrącił się Mateusz — Zawołał: "Eli, Eli, lema
sabachthani"(Mt 27, 46).
-
Nie wołał ani tak, ani tak — Łukasz spróbował ślimaka, pożuł przez chwilę i wypluł go ze wstrętem — Świństwo. Nauczyciel wołał: „Ojcze, w ręce Twoje oddaję
ducha mego" (Łk 23, 46).
-
No pięknie — Jan skinął w kierunku gospodarza — Czyli znowu każdy swoje.
Gospodarzu, przydałoby się trochę smażonej rybki, i jeszcze dzbanek wina dla
moich towarzyszy, na poprawienie humoru.
-
Już się robi. Mam smaczną barwenę i przepyszne małże.
-
No to na co czekasz? Przynieś natychmiast — zjadł ostatniego ślimaka i popił winem — A ja chętnie posłucham bajek, którymi raczą mnie moi towarzysze...
-
Na razie nasza rozmowa do niczego nie prowadzi — smętnie zauważył Marek,
puszczając mimo uszu złośliwe słowa Jana — Może jest jednak coś, co nas raczej
łączy niż dzieli. Na przykład zmartwychwstanie ....
-
„Dopiero po szabacie, w pierwszy dzień tygodnia o świcie, Maria Magdalena i druga Maria przyszły zobaczyć grób. (...) anioł Pański zstąpił z nieba i odsunął kamień. I siedział na nim. Wyglądał jak błyskawica, a szaty jego były
białe jak śnieg" (Mt 28, 1-3) — odezwał się nieśmiało Mateusz.
-
Masz rację, ale niezupełnie — Marek popatrzył na towarzysza — Była tam
jeszcze Salome, a „kiedy weszły do grobu, zobaczyły młodzieńca, siedzącego po
prawej stronie i odzianego w białą szatę" (Mk 16, 5). Anioł siedział w grobie, a nie na kamieniu.
-
Ja mam inne dane — Łukasz zwiesił smętnie głowę, świadom, że szykuje się
kolejna kłótnia — Nie wiem, kto przyszedł do grobu — w każdym razie były to
kobiety. „A wszedłszy do wnętrza nie znalazły ciała Jezusa. Kiedy nie wiedziały,
co o tym sądzić, stanęli przed nimi dwaj mężczyźni w lśniących szatach" (Łk 24,
3-4). Zatem moim zdaniem aniołów było dwóch!
-
No i znów się mylicie, biedacy! — powiedział Jan — „W pierwszy dzień
tygodnia, wczesnym rankiem, kiedy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena
przychodzi do grobu i widzi kamień odsunięty od grobu. Biegnie więc, przychodzi
do Szymona Piotra i do drugiego ucznia, którego Jezus miłował, i mówi mu: -
Zabrali Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go położyli" (J 20, 1-2). Aniołów ani
widu ani słychu!
Wędrowcy przez długą chwilę
siedzieli w milczeniu. Nawet kłócić im się odechciało. Każdy zastanawiał się nad
tym, co właściwie sam widział lub słyszał a o czym dowiedział się od naocznych
świadków. Sprawa była poważna, nie dotyczyła przecież jakiegoś błahego
wydarzenia — schwytania i powieszenia pierwszego lepszego złodzieja lub
skrytobójcy, ale skazania na śmierć samego Syna Bożego. Każdy był przekonany, że
tylko jego relacja jest prawdziwa. Dlaczego więc pozostali widzieli i słyszeli
coś zupełnie innego? Było to bardzo dziwne.
-
No i co? — odezwał się Jan — Sytuacja wydaje się bez wyjścia ...
-
Wszyscy musimy poprawić nasze Ewangelie! — zdecydowanym głosem odezwał
się Marek — Ludzie nie mogą być skołowani kilkoma wersjami tego samego
wydarzenia. W końcu ktoś musi mieć rację, jakoś to wszystko
przebiegało.
-
Na pewno Jan powie, że to właśnie on ma rację, że wszystko wyglądało tak,
jak on to opisał — mruknął Łukasz — Ale ja jestem pewien, że napisałem prawdę.
-
Ja też — Mateusz wsparł głowę na rękach — przecież nikt z nas nie miał
zamiaru kłamać. Zresztą, kiedy pisałem swoją Ewangelię wydawało mi się, że to
nie ja piszę, ale jakaś nieziemska istota prowadzi moją rękę ...
-
Wiesz, i ja miałem takie wrażenie — Marek popatrzył zdziwiony na Mateusza — Coś kazało mi pisać tak, a nie inaczej.
Na stole pojawiła się ryba i spory półmisek gotowanych warzyw. Gospodarz zabrał pusty dzban po winie i przyniósł następny. Rozlał płyn do kubków i oddalił się.
-
Czyli każdy z was uważa, że jego Ewangelia jest prawdziwa. Nie mylę się? — Jan przysunął półmisek i nałożył sobie sporą porcję ryby i warzyw — No to
wytłumaczcie mi, jak to jest możliwe? Czy czasem ...
Nagle dał się słyszeć jakiś
dziwny szum. Powietrze w tawernie poruszyło się, zamigotały światła pochodni.
Szum stawał się coraz głośniejszy, z podłogi podniósł się kurz. Mężczyźni,
siedzący przy sąsiednim stole, zerwali się z ławy i przepychając się w drzwiach
uciekli w popłochu. Ewangeliści rozglądali się zaniepokojeni.
-
Co to? — drżącym głosem zapytał Mateusz — Co się dzieje?
Wtedy do tawerny wleciał biały
gołąb i usiadł na półce pod sufitem. Szum ucichł jak ucięty nożem, a zamiast
niego rozległ się głęboki, dźwięczny głos:
-
Głupcy! To dzięki mnie byliście zdolni do pisania, to dzięki mnie
powstały te natchnione dzieła, o które tak się spieracie. Nie jesteście w stanie pojąć, że każda Ewangelia mówi prawdę?
Czterej ewangeliści siedzieli
sztywno za stołem. Wpatrywali się w gołębia szeroko otwartymi oczami i przez
długą chwilę żaden z nich nie był w stanie wydusić z siebie słowa. Zaschło im w gardle, ale na szczęście w dzbanie zostało jeszcze sporo wina.
-
Jak to? — ośmielił się wreszcie szepnąć Mateusz — Każda mówi prawdę?
Jak może być prawdą to, że Maryja stała pod krzyżem i to, że nie stała
pod krzyżem ...
-
Że też posłużyłem się takim półgłówkiem, jak ty, Mateuszu! — odezwał się
głos — Jakie to ma znaczenie? Stała, nie stała… Jezus powiedział to czy
tamto … Fakty się nie liczą! Znaczenie ma ekonomia zbawienia, jeżeli
rozumiecie, co mam na myśli. Specjalnie podsuwałem wam różne wersje, bo
Ewangelie muszą pozostać tajemnicą. Dla człowieka wszystko nie może być jasne
jak słońce. Gdzie nie ma tajemnicy, tam nie ma prawdziwej wiary. Niech głupcy
łamią sobie głowę nad tym, czy kobiety stały z dala od krzyża czy pod krzyżem.
Niech szukają sprzeczności, niech ci wstrętni bezbożnicy radują się każdym
rzekomym błędem, jaki znajdą w Pismach. Otóż oświadczam wam: tam nie ma
błędów!
-
No ale logika … — zaczął Marek. — A co tu ma do rzeczy logika? Logika mówi mi, że jeżeli wypiłeś raz, dwa,
… sześć kubków wina, to masz go coraz więcej w brzuchu, ale coraz mniej rozumu w głowie. Na szczęście Pan nasz nie kieruje się logiką, inaczej posłałby cię do
otchłani za twoje opilstwo.
Marek zaczerwienił się i spuścił głowę. Jego towarzysze
czynili wielkie wysiłki, aby nie wybuchnąć głośnym śmiechem w obecności Ducha
Świętego.
— A wy z czego się śmiejecie? — zganiła ich Trzecia Osoba Boska — Z siebie
się śmiejecie… Hm, gdzieś to słyszałem albo dopiero usłyszę — mruknęła
półgłosem — ale nie pamiętam, gdzie. Mniejsza o to. Przestańcie się wreszcie
spierać i przyjmijcie do wiadomości: każdy z was ma rację. Pismo
natchnione nie może głosić nieprawdy. Pismo natchnione nie podlega krytyce ani
reklamacji. Jeżeli coś jest w nim sprzeczne to znaczy, że tylko wydaje się
sprzeczne dla ułomnego ludzkiego rozumu. Zrozumieliście?
Czterej mężowie odetchnęli z ulgą. A więc ich spór był
zupełnie niepotrzebny! Wszystkie cztery natchnione Duchem Świętym Ewangelie
mówiły prawdę, mimo że tak bardzo różniły się między sobą. Jezus przemawiał do
Jana, stojącego pod krzyżem i jednocześnie pod krzyżem nie było nikogo. Kobiety
widziały anioła w grobowcu i jednocześnie byli tam dwaj aniołowie, a także nie
było ani jednego. Krzyż na Golgotę niósł Jezus i jednocześnie Szymon z Cyreny,
chociaż wcale nie nieśli go razem. Jakie to proste! Wystarczy kategorycznie
stwierdzić, że Pismo jest natchnione i jak za dotknięciem czarodziejskiej
różdżki z tekstu znikają wszelkie sprzeczności. Czyż to nie cud?
-
Dzięki Ci, Duchu Święty — zawołali zgodnym chórem — Teraz wszystko
zrozumieliśmy. Dzięki Tobie niemożliwe stało się możliwe. Chwała Ci, Duchu,
który bezsensowne czynisz sensownym. Chwała!
-
No więc — odezwał się Byt Transcendentny — Mam nadzieję, że teraz
będziecie mogli w spokoju i w zgodzie dokończyć wasz posiłek. I pamiętajcie: nie
zawracajcie sobie i innym głowy drobiazgami — to mówiąc zatrzepotał skrzydłami i odleciał.
A czterej Ewangeliści,
pogodzeni ze sobą i szczęśliwi, rzucili się z ochotą na resztki ryby i warzyw,
które tymczasem zdążyły już nieco wystygnąć. Dopili wino i rozeszli się na
cztery strony świata, głosząc Ewangelię i nauczając wszystkie narody prawdy o śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa.
Wszystkie cytaty z Biblii
Poznańskiej, 2000 |