Wojna argumentów pomiędzy osobami wierzącymi, a zdeklarowanymi ateistami niezwykle rzadko kończy się satysfakcją jednej ze stron. Po tego typu sporach zarówno jedni jak i drudzy odczuwają wielki niedosyt z powodu braku zrozumienia dla przedstawianych racji. Nie przypominam sobie, aby taka dyskusja kiedykolwiek zakończona była sukcesem w postaci przekonania jednej ze stron, mało tego, podobna agitacja często nie prowadzi do żadnych wniosków. Nie ma w tym absolutnie nic nadzwyczajnego, trudno bowiem wyobrazić sobie sytuację, w której jedna z osób nagle zmienia swój stosunek do otaczającego ją świata, który ukształtowany został poprzez wieloletnie utwierdzanie się w danych przekonaniach. Wzorem racjonalnej i krytycznej myśli wydaję się być tutaj przykład jednego z profesorów biologii, który całe życie poświęcił pracy nad udokumentowaniem jednej ze swojej teorii. W sędziwym już wieku podczas jednego z wykładów dla studentów, padło pytanie, które obalało fundament owej teorii. Profesor nie potrafiąc znaleźć odpowiedzi rozpłakał się pogratulował dociekliwemu studentowi za wyprowadzenie go z błędu, w którym tkwił przez całe swoje życie. Podobnych przykładów na próżno jednak szukać w codziennych dyskusjach. W swoich rozważaniach na temat wiary postaram się skupić
na przyczynach, które kierują nami w wyborze religii. Jak wiemy nie jest to jednak popularna postawa, o czym świadczy między innymi wyznaniowa mapa świata. Gdyby o przynależności religijnej decydowano na podstawie wolnej od zewnętrznych oddziaływań krytycznej analizie, położenie geograficzne nie byłoby czynnikiem wpływającym na wyznawanie danej religii, a w konsekwencji ich rozmieszczenie byłoby zbalansowane i różnorodne w każdym kraju. Dzisiaj możemy jednak z wielką dozą pewności stwierdzić, że niemal każde nowonarodzone dziecko w Brazylii będzie chrześcijaninem, a w Indiach wyznawcą hinduizmu. Wybór wydaję się być wobec tego fikcją, a jak słusznie zauważa Richard Dawkins, skoro już do dziecka przypiąć możemy religijną łatkę, to czemu nie posuniemy się nieco dalej i o miesięcznym niemowlaku nie powiemy, że jest on prawicowym fundamentalistą. Dochodzimy w ten sposób do absurdu, który pokazuje, że o naszych poglądach i wierze z reguły decydujące ktoś inny. W tym momencie swoje wątpliwości wyrazić powinni jednak obrońcy wiary. W końcu każdy z nas wraz z wiekiem nabywa umiejętność krytycznej analizy faktów i w każdej chwili jest w stanie zmienić swoją wiarę bądź też nawet całkowicie od niej odstąpić. (Owszem, takie przypadki coraz częściej mają miejsce we współczesnym świecie, chociaż zazwyczaj nie są one efektem analizy dogmatów i fundamentów poszczególnych wierzeń, a raczej wyrazem buntu lub też przyjęciem wygodniejszej, mniej nastawionej na wyrzeczenia religii.) Okazuje się jednak, że oddziaływanie rodziny oraz społeczeństwa szczególnie w okresie dzieciństwa, kiedy to pozbawieni jesteśmy sceptycznej postawy, w niewątpliwy sposób wpływa na nasze postrzeganie rzeczywistości w dorosłym życiu. Dotyczy to przede wszystkim wyznawanej religii, przekonań politycznych, ale także i innych sfer życia społecznego. Czy właściwe jest wobec tego narzucanie już w tak młodym wieku toku myślenia rodziców i najbliższych, którzy w ten sam sposób indoktrynowani byli w swojej młodości, czy może właściwszym byłoby przyjęcie postawy zachęcającej najmłodszych do poznania rzeczywistości nie ograniczając im tym samym wyboru własnej drogi? | |
Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,7728) (Ostatnia zmiana: 01-02-2012) |