Wczorajszego wieczoru skończyłem lekturę Deadly Choices Paula Offit'a, jego nowej książki na temat historii ruchów skierowanych przeciwko szczepieniom. Książka jest bardzo dobra, wyczerpująca oraz przekonująca i dla mnie okazała się bardzo pouczająca, ponieważ autor przygląda się w niej wszystkiemu z bardzo szerokiej perspektywy, od kampanii przeciwko Edwardowi Jennerowi (odkrywcy szczepień ochronnych przeciw ospie) po szalone teorie Jenny McCarthy. Nigdy nie wiedziałem, skąd naprawdę wzięli się ci przeciwnicy prostej procedury ratującej życie, ale zapoznanie się z ich ciągnącą się od wieków retoryką zebraną i przystępnie zaprezentowaną było bardzo pomocne i w końcu zrozumiałem, co jest nie tak z tymi antyszczepionkowcami. Otóż wszyscy oni cierpią na syndrom Kuby Rozpruwacza. To, co doprowadza ich do szału, to myśl, że ktoś zanieczyści ich (a co gorsza, ich dzieci) cenne płyny ustrojowe brudem, zanieczyszczeniami i podłymi substancjami zwierzęcymi. Jest to kwestia czystości i strachu przed obcymi substancjami, która nabrzmiewa ponad wszelki rozsądek. Bazując na racjonalnej podstawowej trosce o czystość i unikanie toksyn, przeciwnicy szczepień rozdmuchują ją do dramatycznych rozmiarów terroru medycznej procedury, w której świadomie wprowadza się malutkie ilości obcych substancji, a następnie tworzą pseudonaukową racjonalizację swego lęku. Wszystko to jest odrobinę absurdalne. Za przykład służyć może cała ta histeria na temat formaldehydu w niektórych szczepionkach, choć to trywialna ilość, jedynie malutki ułamek ilości, które produkuje nasz własny metabolizm każdego dnia. Jeśli zamierzamy martwić się z powodu śladowych ilości formaldehydu w zastrzyku, który dostajemy tylko raz w życiu, powinniśmy być nawet bardziej zaniepokojeni naszą własną wątrobą, która każdego dnia sączy do naszego krwiobiegu dużo więcej aldehydów. Oto, jak Offit ustosunkowuje się w swej dyskusji do dobrodusznego dr Boba Sears'a i jego folgowaniu lobby anty-szczepionkowemu:
Żyjemy w świecie, w którym roi się od wszelkiego rodzaju lepkich mazi i paskudztw oraz brudu i robali i niektóre z tych rzeczy są szkodliwe… ale tylko wtedy, gdy mamy do czynienia z dawką, która przekracza zdolność naszego organizmu do poradzenia sobie z tym. To, co znajduje się w szczepionce, jest rozcieńczone i oczyszczone do zadziwiającego stopnia, aby zminimalizować ilość znajdujących się w niej okropieństw do poziomu poniżej ilości, która mogłaby komukolwiek uczynić szkodę. Jeśli jednak ktokolwiek zamierza lękać się paru białek w zastrzyku, mam historyjkę, która sprawi, że wzdrygnie się z obrzydzenia. Zjadłem dziś na lunch dwie marchewki, których nie obrałem, a jedynie pobieżnie opłukałem pod kranem. Ilość bliżej nieokreślonego brudu i chemikaliów oraz zagadkowych biologicznie aktywnych specyfików, aby nie wymieniać nicieni i bakterii oraz wirusów kolonizujących powierzchnię tego warzywa, była ogromna. Czy powinienem winić amerykańskich farmerów, jeśli zapadnę na jakąś przypadkową chorobę za dzień lub dwa? Kto wie, jakie tajemnicze patogeny przyjąłem do swojego systemu wraz z tymi okropnymi warzywami. Rolnicy uprawiają je przecież w błocie! (Na marginesie, Orac prezentuje recenzję z tej książki o typowej dla niego długości. Szczegóły tutaj.)
Pharyngula 13 styczni8a 2011r. | |
Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,834) (Ostatnia zmiana: 15-01-2011) |