Dla kogo kolęda?
Autor tekstu:

Czekałem kiedyś na prezesa pewnej firmy w jego biurze. Coś zatrzymało go po drodze, miało to jeszcze trochę potrwać, więc znudzony postanowiłem rozejrzeć się po siedzibie firmy. Przechadzałem się po korytarzach biurowca, wiadomo, nic ciekawego, poszedłem zatem zwiedzić słynną, jeszcze przedwojenną halę produkcyjną. Trafiłem akurat na przerwę, robotnicy siedzieli przy swoich maszynach i gadali. Nadstawiłem ucha i po dwudziestu minutach wyszedłem z hali przekonany, że prezes tej firmy poza oczywistym faktem, że jest złodziejem, jest również pederastą, nie zna się na robocie, bierze łapówki, bije żonę i sieroty, posiada małego penisa.

Kiedy pojawił się czarno metaliczny samochód a po chwili szef, sytuacja uległa odwróceniu, ogólna krzątanina, ktoś biegnie podać ognia, inny komplementuje, przebija się majster zachwalając robociznę. Ucałowania dla małżonki, ogólne uniesienie i pierwsze chrześcijaństwo. Wiadomo.

Dlaczego to wspominam? Jakiś czas temu rozpoczął się okres tak zwanych odwiedzin duszpasterskich, o czym dowiedziałem się w palarni od znajomych z pracy, dużo starszych ode mnie pań. Podczas takich kuluarowych rozmów równolegle podejmowane są wątki błahe i najpierwsze, w taki właśnie sposób zapętlił się temat intensywnych przygotowań do odwiedzin księdza ze sprawą niejakiego doktora G. Zapytałem o analogię w przyjmowaniu kopert przez doktora i księdza, i czy moralnie do przodu nie jest w tej sytuacji jednak lekarz, któremu ostatecznie wręcza się kopertę w zamian za coś konkretnego. Niespodziewanie wywołałem gorącą dyskusję, w zasadzie nie wiem, czy była to dyskusja, bo prezentowano bardzo spójny punkt widzenia oparty głównie na oburzeniu wynikającym z obowiązku wręczania pieniędzy i żalu płynącym z ignorancji duszpasterza, który wejdzie, nabłoci, skropli mieszkanie, zada nieśmiertelne pytanie typu: „I jak wam się tutaj mieszka", zainkasuje nieopodatkowaną gotówkę i pójdzie w mrok i ptaków śpiew.

Przyszło mi na myśl, że moje starsze koleżanki i zapewne bardzo duża część społeczeństwa zachowuje się trochę jak ci robotnicy szkalujący i zarazem podlizujący się prezesowi. Druga strona medalu jest przy tym taka, że to kościół wymusza od ludzi zachowania oparte na strachu jak przed władzą (przełożonym/szefem/politykiem), co przychodzi mu tym łatwiej, że jest to strach generowany od wieków, wyssany z mlekiem matki i podszyty bredniami o piekielnym ognisku. Nie bez kozery stosuje atrybuty władzy, jest siłą polityczną, i jest bogaty. Przed kimś takim prosty człowiek schyli głowę, da banknot, ale i zgodnie z uzusem pomyśli: spieprzaj dziadu.

Zastanawiam się, co się stanie, kiedy do drzwi wnuków moich starszych koleżanek zapuka ksiądz po kolędzie. Wątpię, żeby witano go kawą, posiłkiem i kopertą. Krótkowzroczność kościoła jest porażająca, niezrozumiała i smutna jak fałszywie zaśpiewana kolęda.


Marcin Bies
Publicysta.

 Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,8653)
 (Ostatnia zmiana: 16-01-2013)