Marzy mi się oaza skupiająca się na jasnych stronach życia, na tym, co się udaje. Stroniąca od sensacji, krytykanctwa, narzekania. Oddana idei „dobrej wiadomości". Dlaczego to jest tak ważne? Optymizm to kapitał społeczny. Pesymizm to hamulec. Gdzieś pomiędzy tymi biegunami błąka się realizm, tyle że zarówno optymizm, jak i pesymizm mają w sobie moc samospełniających się diagnoz. Nie w sposób magiczny i totalny, ale jednak znaczący. Dlatego też nasza rzeczywistość nie jest niezależna od tego, czy większość członków danej grupy ma nastawienie optymistyczne bądź pesymistyczne. Zauważyłem, że nader często jest tak, że w danym dziele, zjawisku, procesie, wydarzeniu ludzie skłonni są przede wszystkim szukać słabości, zagrożeń i wad, nawet pomimo tego, że może to być coś ogólnie dobrego. Ta perspektywa spaczona przez pesymizm i malkontenctwo hamuje nasz rozwój społeczny i osobisty. Dla jednego szklanka jest do połowy pełna, dla innego — w połowie pusta. Poza tym dobre wiadomości w naszym medialnym przekazie niemal całkowicie toną pod zwaliskiem sensacji i narzekań na wszystko i wszystkich. Banalnym jest stwierdzenie, że dla dobrej roboty potrzeba dobrej wiary — w to, że rzecz ma sens i że się uda. Poprzez wyławianie takich aspektów naszej rzeczywistości w których przede wszystkim coś się ludziom udaje (np. w zakresie wynalazczości, edukacji, współpracy lokalnej itd. itd.) — daje się innym wiarę i siłę do tego, aby podejmować wyzwania. Aby im się chciało ingerować twórczo w otaczającą nas rzeczywistość, którą sami możemy kształtować. Wobec powszechnej inercji społecznej, często nawet relatywnie niewielkie wysiłki mogą przynosić zadziwiające rezultaty. Jedną z pierwszych, którą to dostrzegła i postawiła wyraźnie w przestrzeni publicznej była Małgorzata Bocheńska, polska dziennikarka i animatorka kultury, związana dawniej z TVP i Polsatem. Miałem przyjemność poznać panią Bocheńską w 2004 na spotkaniu w biurze senatorskim Marii Szyszkowskiej. W 2001 stworzyła ona kampanię społeczną Dzień Dobrej Wiadomości, w której przesłaniu napisano: „Dobra wiadomość daje nam poczucie bezpieczeństwa, poczucie harmonii. Dobra wiadomość może zmienić nasze nastawienie do drugiego człowieka, do świata. Dobra wiadomość nie jest przekłamywaniem rzeczywistości. Dobra wiadomość jest jak ziele, które właściwie podane leczy. Proklamując DZIEŃ DOBREJ WIADOMOŚCI rozpoczynamy proces, w czasie którego wyłaniać będziemy z otaczającego nas chaosu fakty, wydarzenia, sytuacje, przeżycia, którymi najchętniej obdarzylibyśmy bliska osobę, których sami pragniemy doświadczyć. DZIEŃ DOBREJ WIADOMOŚCI to próba wspólnego poszukiwania podstawowej wizji dla sytuacji duchowej epoki. Powiadają, że żyjemy w stanie upadku, zapaści, zacierania się wrażliwości moralnej, w czasach rozpadu społecznego. Czyż media nie dają nam takiego właśnie obrazu rzeczywistości? Dramat, sensacja, przemoc i patologia stały się ich głównym towarem. Odbiorcy ciągle są nienasyceni. Nienasyceni koszmarem. Szukają mocnych doznań, pragną ostrych wrażeń. Czyżby zapomnieli, ze destrukcja i dramat to nie jest ostateczna i podstawowa wizja świata?" DDW został wyznaczony corocznie na 8 września, lecz w zamyśle miał doprowadzić do gruntownej przemiany polskich mediów, tak by równouprawniły one także dobrą wiadomość, zwłaszcza media publiczne, jako że ewidentnie wiąże się to z misją społeczną. Ze względu na swoje kontakty w mediach inicjatorce udało się zapewnić kampanii pewien rozgłos w mediach głównego nurtu, które przez kilka lat 8 września przynajmniej pisały o Dniu Dobrej Wiadomości. A później idea umarła. Media straciły zainteresowanie „newsowaniem" DDW nawet 8 września, nie mówiąc już o jakiejkolwiek zmianie swego charakteru.
Wyjaśnia się to stwierdzeniem, że sensacja lepiej się sprzedaje a dobra wiadomość się nie sprzedaje. Uważam to za idiotyzm lub cyniczne kłamstwo. Jak mogło dojść do sytuacji, kiedy dla przekaziorów ważniejsze jest to, że w Koziej Wólce Fiat Panda staranował Volkswagena Golfa powodując ciężkie poranienie obu stron — aniżeli np. budowa w Tychach najnowocześniejszej oczyszczalni ścieków w Europie? Starając się od pewnego czasu równouprawniać w Racjonaliście „dobrą wiadomość" widzę, że zainteresowanie nią nie tylko w niczym nie odstaje od typowych tekstów krytycznych, ale nierzadko przewyższa je. Jest to dla mnie sytuacja całkowicie zrozumiała: polskie społeczeństwo, by mogło dokonać naprawy swojego państwa musi uwierzyć, że może, że potrafi, że nie jest do kitu, że Polak może Polakowi ufać, że razem mogą zrobić coś wartościowego. Polskie media głównego nurtu włożyły ogromną ilość energii w przekonywanie nas, że jesteśmy do niczego, że to co nam wychodzi najlepiej to generowanie mitycznego „polskiego piekiełka". Nie tylko wyolbrzymiają wszelkie konflikty i konflikciki społeczne, ale i aktywnie je współtworzą. Tego co dobre, tego co wychodzi — programowo nie dostrzegają bądź sprowadzają do marginesu. Divide et impera wiecznie żywe... Pani Małgorzata jakiś czas temu przesłała mi informacje o marszach oburzonych w Hiszpanii, które w polskich mediach relacjonowane były żałośnie. Wydaje się, że utraciła wiarę w możliwość pozytywnych zmian społecznych w oparciu o polski mainstream medialny, którego niegdyś była wybitną cząstką. Małgorzata Bocheńska, twórczyni Salonu 101 Racjonalista nie będzie oazą dobrej wiadomości, gdyż jesteśmy portalem tej grupy społecznej, która musi wnosić do procesów społecznych ducha krytycyzmu. Ze względu jednak na patologie mediów głównego nurtu, zależy mi na pełnym równouprawnieniu dobrych wiadomości w ramach Racjonalisty. | |
Oryginał.. (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,9512) (Ostatnia zmiana: 17-12-2013) |