|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Idee i ideologie
Problem z tolerancją [1] Autor tekstu: Piotr Jaskółka
Zjawiska i zmiany zachodzące wokół nas zmuszają do refleksji dzisiaj już chyba każdego, komu warunki w jakich żyjemy nie pozostają obojętne. Jesteśmy
świadkami bardzo ostrych podziałów, radykalizacji stanowisk, coraz ostrzejszych polemik. Zamiast argumentów w dyskusji często obserwujemy mowę nienawiści,
która, nie wiedzieć czemu, nazywana bywa hejtem. Tak wyładowywana agresja w każdej chwili może wybuchnąć w dowolnym innym miejscu i w nieprzewidywalny
sposób. Czy przyczyną tego stanu rzeczy jest brak tolerancji?
W Deklaracji Zasad Tolerancji[1], ogłoszonej i podpisanej przez państwa członkowskie UNESCO 16 listopada 1995 możemy m.in.
przeczytać:
"Praktyka tolerancji, pozostająca w zgodzie z szacunkiem dla praw człowieka, nie oznacza tolerowania społecznej niesprawiedliwości czy porzucenia lub
osłabienia czyichś przekonań. Oznacza ona, że ktoś może trzymać się własnych przekonań oraz godzić się, że inni trzymają się swoich. Oznacza pogodzenie się
z faktem, że istoty ludzkie, różne z natury co do wyglądu, sytuacji życiowej, mowy, zachowania i wyznawanych wartości, mają prawo żyć w pokoju i być takie,
jakie są. Oznacza również, że nie powinno się narzucać innym swoich poglądów."[2]
Kiedy zajmujemy się tolerancją lub jej brakiem, także obserwujemy pewien skutek. Skutek ten jest rzeczywiście przyczyną kolejnych zjawisk, jednak
zajmowanie się nim samym niekoniecznie wskaże nam rozwiązanie problemu. Być może warto sięgnąć głębiej, zrobić jeszcze jeden krok wstecz i zastanowić się,
co jest przyczyną tolerancji lub jej braku. Choć tolerancja jest potrzebna, problem braku tolerancji wydaje się być problemem niewłaściwie postawionym.
Brak tolerancji niewątpliwie wiąże się z absolutyzacją poglądów. Osobie przekonanej co do tego, że zna prawdę absolutną pozostaje jedynie ją głosić, ona
sama pozbawia się możliwości partnerskiej rozmowy. Jeśli ktoś się z nią nie zgadza, z pewnością jest w błędzie. Inne poglądy z góry zmuszona jest odrzucić
— z jej perspektywy nie ma przecież sensu przyjmowanie błędnych przekonań, a rozmowa o tych błędnych przekonaniach, o ile nie wiąże się z nawracaniem
zbłąkanej owieczki, będzie stratą czasu. Osoba taka ma w swojej ocenie coś, co inni powinni mieć, właściwe więc z jej punktu widzenia zdaje się być
uszczęśliwienie tym innych. Zamiast rozmawiać, głosi więc swoje racje lub ich broni, kiedy czuje się atakowana. Promocja tolerancji — jeśli odniesie
jakikolwiek skutek wobec takiej osoby — w najlepszym wypadku zaowocuje uznaniem jej przez nią samą za tolerancyjną — dopóki oczywiście inni poruszają się w
ramach tego, co uznaje ona za prawdę, dopóki inni „nie kłamią". Jest więc w swoim mniemaniu „tolerancyjna", w ramach granic określonych przez nią samą i
narzuconych innym. Może też, zmuszona do tego przez warunki, ukrywać swoją nietolerancję. Do pewnego czasu.
Taka postawa już na pierwszy rzut oka prowadzi do polaryzacji a brak dyskusji uniemożliwia wypracowanie jakiegokolwiek kompromisu. Spory stają się
nierozstrzygalne w cywilizowany sposób. Ale czy postawa całkowicie przeciwna czy wręcz wroga wobec niej nie oznacza absolutyzacji tolerancji, nietolerancji
dla braku tolerancji? Czy nie oznacza walki o to, by tolerancyjną stała się osoba, której przekonania na to po prostu nie pozwalają? W oczach tej pierwszej
osoby jest to atak na jedyną słuszną prawdę, zmusza więc do zaciekłej obrony. Narzucanie tolerancji osobie, która jest nietolerancyjna i sądzi, że ma ku
temu sensowne powody odniesie raczej skutek odwrotny od zamierzonego.
Te skrajne stanowiska wydają się uniemożliwiać porozumienie i dla obu stanowisko przeciwne jest zagrożeniem. Trudno wymagać, by „absolutysta" był
tolerancyjny (a więc dopuścił inne prawdy). Nie może tego zrobić bo to oznaczałoby zniszczenie dotychczasowego światopoglądu. W efekcie zarzuca się mu złą
wolę, brak chęci porozumienia. Wcale tak w rzeczywistości być nie musi. Jednocześnie sama w sobie tolerancja oznacza często zgodę na istnienie tuż obok
fundamentalizmów, które prędzej czy później stają się niebezpieczne. Dopóki nie dominują nie są za takie uważane i są tolerowane, a kiedy zaczynają
dominować często jest za późno na reakcję. Oczywiście można próbować zwalczać wszelkie przejawy nietolerancji. Pomijając fakt, że może to być uznane za
nietolerancję, także zdaje się prowadzić do rozwiązań siłowych. Więc także może być niebezpieczne. A niekoniecznie chodzi przecież o to, by fundamentalista
zmienił pogląd, ale aby — jeśli taka jego wola — zachował pogląd, ale przestał być fundamentalistą.
Wybór postawy zdaje się więc wyglądać następująco — możemy uznać, że jesteśmy w posiadaniu prawdy absolutnej i wówczas, po jakimś czasie użytym
„argumentem" będzie siła (choćby była to dyktatura większości), zmuszanie innych do jej uznania, odbieranie innym wolności. Jeśli nawet wydaje nam się, że
do tego nie dojdzie, że my sami tego nie zrobimy, zrobią to fundamentaliści z naszego obozu. Z efektami tego podejścia mieliśmy wielokrotnie do czynienia w
naszej historii, a jeśli nie mamy w tym momencie takiej sytuacji to jedynie dlatego, że „posiadacze prawdy absolutnej" nie mają jeszcze wystarczającej
siły. Choć gdzieniegdzie już taką siłę zyskują. Postawę tę należy, jak się wydaje, uznać za niewłaściwą choćby z tego jednego względu — odrzucając dyskusję
prowadzi do rozwiązań siłowych. Aby jednak zmienić tego rodzaju poglądy, nie wystarczy dostrzeżenie ich fatalnych konsekwencji. Trzeba w miejsce tych
poglądów znaleźć inne sensowne.
Jako jedyna słuszna alternatywa proponowana jest właśnie „postawa tolerancyjna". Tu pojawia się pułapka. „Możesz mieć dowolne poglądy, ale pozostań
tolerancyjny dla innych". To kluczowy błąd sugerujący, jakoby tolerancja była jedyną pożądaną lub główną cechą takiej postawy a inne jej cechy nie miały
żadnego znaczenia. Że można być tolerancyjnym niezależnie od poglądów. To często jest po prostu niemożliwe.
„Absolutysta" bez nowej propozycji postawy pozostanie przy poprzedniej. Zachowa dotychczasowe poglądy i stanie przed fałszywą alternatywą: być albo nie być
tolerancyjnym, podczas gdy takiego wyboru dokonać nie może, bo nietolerancja jest konsekwencją innych jego poglądów. Chyba, że faktycznie postawi
tolerancję jako główną wartość, którą będzie się kierował. To oznacza zmianę postawy, światopoglądu, konieczność jego przebudowy. Pozbawia się wówczas
dotychczasowych „drogowskazów" w postaci absolutnych wartości, a to niesie ze sobą ryzyko wpadnięcia w pustkę relatywizmu, który w przypadku światopoglądu
może oznaczać raczej mieszaninę sprzecznych sądów, niż spójny system. W rezultacie więc brak postawy. Stanie wówczas w świecie, w którym może być zmuszony
funkcjonować bez punktów odniesienia, wśród sprzecznych poglądów, bez własnych (bo dotychczasowe uznał za niewłaściwe) kryteriów oceny tego, co jest
prawdą, co jest właściwe. W świecie, w którym po odrzuceniu absolutnej prawdy nie pozostaje nic, nic nie jest prawdą, albo wszystko może nią być. I nawet,
jeśli świat taki rzeczywiście jest (na to, czy taki jest odpowiedzi należy szukać w filozofii), niebezpieczne jest wejście weń bez przygotowania. Nowy
świat wartości, które mają dla niego sens tworzony będzie w oparciu o poglądy, informacje których nie będzie umiał ocenić. W efekcie taki światopogląd
będzie raczej zbiorem chwilowych widzi-mi-się.
Choć opis ten może wydawać się przejaskrawiony, często podobny efekt wydaje się dawać promocja samej tylko tolerancji. Przez „absolutystę" albo zostanie
odrzucona, albo przyjęta tylko na chwilę (i raczej wówczas, kiedy jego światopogląd nie jest już ugruntowany, dlatego może to dotyczyć głównie ludzi
młodych). Jeśli nie znajdziemy, nie dostrzeżemy jeszcze innej możliwości, po pewnym czasie trwania w takim chaosie zdecydowanie bardziej atrakcyjna,
sensowna może wydawać się ponownie ta pierwsza, absolutystyczna postawa. I chociaż to nie jest oczywiście reguła, tę pierwszą mogą coraz częściej wybierać
ludzie, ponieważ bezrefleksyjna tolerancja i związana z nią niepewność w widoczny sposób prowadzi do kryzysu.
Światopoglądy oparte na bezrefleksyjnej tolerancji są otoczeniem, w którym w okresie chwilowego spokoju doskonale czuje się i wzrasta fundamentalizm.
Wypaczona, skrajna tolerancja czy wypaczona poprawność polityczna oznacza brak możliwości sprzeciwu wobec czegokolwiek, także wobec niebezpiecznych czy
szkodliwych zachowań lub poglądów do takich zachowań w konsekwencji prowadzących. Co więcej, tolerancja zdaje się być w wyniku podobnych obserwacji coraz
częściej przedstawiana przez „absolutystów" jako przyczyna różnego rodzaju kryzysów — tymczasem tolerancja pozostaje piękna i pożądana, a faktyczną
przyczyną kryzysu jest umieszczenie jej w niewłaściwym dla niej miejscu, proponowanie jej jako fundamentu do budowy światopoglądu, lub jako dodatku do
aktualnej postawy. Jeśli jest rozumiana jako tolerancja bezgraniczna, musi to prowadzić w konsekwencji do jej zaniku.
Tolerancja, jeśli jej pragniemy, powinna wynikać z przyjętej postawy — nie może być dodatkiem do dowolnych poglądów. To właśnie postawy z której wynika
tolerancja — jako atrakcyjnej propozycji — należy więc poszukać i ją promować. Rzecz jasna rozważania te nie wyczerpią tematu, z konieczności zawierają
pewne uproszczenia i skróty. Ich zadaniem jest jedynie wskazać potencjalny i zdaniem autora właściwy kierunek dalszych poszukiwań. Z tego powodu nawet
jeśli przedstawiona tutaj propozycja postawy nie będzie dla Czytelnika przekonująca to mam głęboką nadzieję, że dostrzeże sens poszukiwania takiej właśnie
odpowiedniej postawy.
Absolutyzacja wartości jest bardzo prosta. Ta prostota jest głównym powodem jej atrakcyjności, użyteczności. Ze swojej natury nie pozwala jednak na
pożądaną przecież tolerancję. Alternatywny dla niej, jak mogłoby się wydawać, relatywizm zdaje się prowadzić do problemów i zdaje się nie dostrzegać, że
ludzi łączą relacje, a więc z założenia oddzielne światopoglądy i tak na siebie wpływają, przy czym przewaga w tej kwestii zdaje się być po stronie
„absolutystów". W gruncie rzeczy skrajny relatywizm światopoglądowy nie jest też dla absolutysty żadną alternatywą.
W efekcie coraz silniejszy obóz „absolutystów" prowadzi do zwiększenia koniecznego oporu wśród „relatywistów", a tym samym promuje w jego obozie postawy
fundamentalistyczne. Choć użyte tu określenia mają charakter poglądowy, czy nie obserwujemy aktualnie właśnie takich sytuacji? Czy poza tymi
fundamentalistami z obu obozów nie istnieje ogromna rzesza ludzi niezainteresowanych fundamentalizmem? Cóż więc zrobić, skoro obie te postawy w
konsekwencji mogą prowadzić do nierozstrzygalnych inaczej, niż przy pomocy przemocy kryzysów?
1 2 3 Dalej..
« Idee i ideologie (Publikacja: 16-04-2016 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9994 |
|