Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
200.180.590 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 306 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"To, że jesteśmy krajem katolickim, nie znaczy, że nie możemy być państwem o standardzie demokratycznym z rozdziałem od Kościoła. Inaczej zostaniemy stłamszeni przez Kościół, który coraz więcej chce, chce i chce, i będzie bronił swoich przywilejów. (...) jak lewica rządzi, to Kościół najwięcej ciągnie."
 Światopogląd » Sceptycyzm, agnostycyzm

Agnostycyzm religijny [1]
Autor tekstu:

Uwagi wstępne

Jest rzeczą ważną nie tylko to, co się mówi, ale również to gdzie i do kogo. Być może owo „gdzie" i „do kogo" niekiedy bywa ważniejsze niż „co". W każdym razie na pewno nie można pominąć faktu, iż moimi przemyśleniami na temat własnych przekonań religijnych będę się dzielił z racjonalistami i wolnomyślicielami na ich pierwszym zjeździe w Polsce AD 2006.

Nie oznacza to wcale, że będę mówił „co innego" niż mówiłbym na przykład do polskich biskupów podczas ich kolejnego spotkania w ramach cyklicznych zebrań Episkopatu Polski. A tak nawiasem mówiąc zestawienie tak różnych adresatów wcale niedorzecznym być nie musi, skoro kilka lat temu, nie kto inny tylko Zygmunt Bauman był gościem biskupów włoskich o pożytkach i utrapieniach z globalizacją związanych im opowiadając. Mówię o tym tylko po to, by zaznaczyć wyraźnie, że ani miejsce ani adresat nie mają wpływu na moje poszukiwanie słów władnych nazwać to, co o religii, a więc o niewyrażalnej przestrzeni mego duchowego jestestwa mniemam. Tak bowiem pojmuję religię - jako sferę wymykającą się nazwaniu.

Stąd od razu deklaracja — jestem agnostykiem religijnym w sensie bardzo dosłownym. Nie jestem w stanie poznać przedmiotu moich religijnych przeświadczeń i z ogromną nieufnością, powiedziałbym nawet, z rosnącym sceptycyzmem, przyglądam się tym wszystkim, którzy utrzymują, iż są w stanie to zrobić. Nawet więcej. Jestem przekonany, iż takie uroszczenie jest wysoce podejrzane poznawczo a społecznie wręcz szkodliwe. Innymi słowy, to właśnie ludzie przekonani o celności i trafności własnych formuł religijnych, a poza tym usiłujący narzucić je innym, zwykle nie podzielającym ich poznawczego optymizmu byli i są źródłem nieszczęść dotykających ludzkość.

Czy to oznacza, że wszelkie mówienie o transcendencji czy Bogu uważam za nieuprawnione, a nawet szkodliwe? Żadną miarą! Tak dalece w mojej nieufności wobec języka religijnego się nie posuwam. Owszem wiele lat poświęciłem na zgłębianie tej mowy, która z powodów nie całkiem dla mnie jasnych od dziecka mnie intrygowała i do dziś nie przestała fascynować.

Mogę powiedzieć chyba bez fałszywej skromności, że dość dobrze poznałem dzieje katolickiej teologii zachodniej. Nie jest mi całkiem obca myśl teologów protestanckich, zawsze mnie intrygował chrześcijański Wschód. Sporo czasu spędziłem z myślą żydowską której chrześcijaństwo prawie wszystko zawdzięcza. Nieodmiennie zaciekawia mnie proces przejmowania zarówno przez myśl judaistyczną jak i chrześcijańską elementów spoza własnych kręgów kulturowych i religijnych. Myślę tutaj oczywiście o brzemiennym w skutkach przejęciu dziedzictwa greckiego i łacińskiego. W ostatnich latach szczególnie pociąga mnie perspektywa „zaślubin Wschodu i Zachodu" (Bede Griffits), o której coraz więcej można przeczytać.

Ale im więcej czytam, im głębiej zanurzam się w owe przepastne przestrzenie międzyreligijnych przepływów tym mniej jestem przekonany iż religijne podziały mają inne, poza kulturowymi, uzasadnieniami. Innymi słowy wydaje mi się, że tak naprawdę wszystkie ścieżki prowadzą do jednego celu, a ich różnorodność nie wyklucza ostatecznego pojednania wyznawców różnych religii i to nie tylko w bliżej nie znanym niebie, ale już tutaj, na bardziej uchwytnej ziemi.

Niezwykle istotnym dopełnieniem moich religijnych przeświadczeń jest stała pamięć o istnieniu ludzi dla których religijne odniesienie jest nieistotne, a więc agnostyków niereligijnych czy wręcz ateistów. Sądzę poza tym, że to właśnie spotkanie tych dwóch agnostycyzmów może dla obu stron być wyjątkowo płodne. Nie tylko poznawczo zresztą. W moim przekonaniu to właśnie w Polsce tego rodzaju spotkania już miały miejsce, o jednym z nich chciałbym powiedzieć kilka słów nieco później. Na początek chciałbym zatrzymać się na moment nad samą teologią.

Paradoksalne oblicze teologii

Ks. Andrzej Bronk, autor niezwykle użytecznej książki Podstawy nauk o religii (Lublin: KUL 2003), próbując znaleźć jakiś wspólny fundament dla nauk teologicznych jest dość wstrzemięźliwy: „Co łączy metodologiczno-epistemologicznie zróżnicowane dyscypliny teologiczne, opierające się w różnym stopniu na Objawieniu? Odpowiedź nie jest prosta, jeśli przyjąć, że czynnikiem decydującym o teologiczności jest sposób wyjaśniania i uprawomocniania tez za pomocą przesłanek czerpanych z objawienia". Podobnie umiarkowana odpowiedź pada na pytanie o naukowy status tej dyscypliny: „Odpowiedź na pytanie, czy teologia jest nauką, wiąże się m. in. z problemem demarkacyjnym: istnienie ogólnie przyjętych, pozaczasowych wyznaczników naukowości w sensie wysuniętym np. przez logiczny pozytywizm w postaci pytania o kryteria rozróżniania nauki od pseudonauki". [ 1 ]

No dobrze możemy więc powiedzieć, że teologia dzieli swój niepewny status naukowy z innymi naukami humanistycznymi, a „problemy demarkacyjne" należy pozostawić specjalistom. A jednak sprawa nie jest tak prosta, zwłaszcza jeśli idzie o naukę traktującą ni mniej ni więcej tylko o Bogu, którego poznanie, zdaniem samej teologii, nie jest sprawą ani łatwą, ani oczywistą.

Oszczędzając sobie i Państwu nużącego wykładu historii teologii powiem tylko tyle, iż z jej nader burzliwych dziejów na swój własny użytek wybrałem ten rodzaj teologizowania, który nie cieszy się zbyt wielką estymą teologów polskich, no może poza ks. Wacławem Hryniewiczem. Jest to tradycja sięgająca Platona, Marka Aureliusza i jego ucznia Celsusa, Plotyna i jego najwybitniejszego chyba ucznia Porfiriusza w ich chrześcijańskich modyfikacjach najpierw Pseudo-Dionizego Areopagity a później Mikołaja z Kuzy. To chrześcijaństwo zmagając się z uwodzicielskim urokiem platonizmu i neoplatonizmu przejęło od mędrców greckich przekonanie, że nie ma konfliktu między rozumem i wiarą, że owszem wiara stanowi warunek rozumowego ćwiczenia — credo ut intelligam.

Wszak te zmagania z Grekami sprawiły, że teologia chrześcijańska „zapomniała" o swoich żydowskich korzeniach, o tym, że Bóg wszedł w historię po to, by ją przemienić. Przypomniał to dopiero chrześcijanom Karol Marks, którego jednak tak naprawdę zaczęli czytać dopiero teologowie wyzwolenia w Ameryce Południowej w drugiej połowie XX wieku. Tak naprawdę teologia negatywna uczyła chrześcijan jak uciec od historii i od człowieka. Jest jednak w tej ucieczce tak wielki urok, iż sam mu ulegam i jestem przekonany, że jeśli w ogóle mówienie o Bogu ma sens to właśnie w języku Dionizego Areopagity i Mikołaja z Kuzy. Powód takiego przeświadczenia jest prosty — tak naprawdę o Bogu nic powiedzieć nie możemy, jeśli już się na taką mowę decydujemy, to właśnie z pełną świadomością tych niedoskonałości.

Wszystkie inne próby łączenia rozumu z wiarą, których przykładem najznamienitszym jest św. Tomasz z Akwinu, są skazane na niepowodzenie, do czego zresztą sam Tomasz się przyznał uznając swoje teologiczne dokonania za słomę — pożywkę płomieni. Swoistym zamknięciem tej teologicznej ułudy można widzieć w najsłynniejszym bodaj przemówieniu Benedykta XVI z 12 września 2006 roku w uniwersytecie w Regensburgu: „Wiara, rozum i uniwersytet". Uwagę mediów skupiła reakcja pewnych środowisk islamskich na niezbyt wytworny cytat z bizantyńskiego cesarza Mauela II Paleologa z XIV wieku. Tymczasem cała przemowa jest niezwykle zdecydowaną krytyką dehellenizacji jaka dokonuje się na Zachodzie Europy poczynając od XVI wieku, a więc od Reformacji, poprzez teologię liberalną XIX i XX wieku i osiągającej swoją kulminację na naszych oczach — poprzez akceptację kulturowego pluralizmu, a więc uznania, że chrześcijaństwo zachodnie, czy szerzej cywilizacja europejska jest tylko jedną z wielu możliwych. Taka postawa zdecydowanie nie podoba się papieżowi, który zresztą wielokrotnie dawał wyraz swej dezaprobacie już wcześniej. Otóż zdaniem Benedykta XVI spotkanie wczesnego chrześcijaństwa z hellenizmem nie było przypadkowe tylko opatrznościowe i wszelkie próby odchodzenia od tego paradygmatu są de facto fałszowaniem samej istoty chrześcijaństwa. Koronnym argumentem tego nierozerwalnego jakoby związku jest sam tekst Nowego Testamentu napisanego właśnie językiem Greków. Czy ten fakt jest w samej rzeczy rozstrzygający, to rzecz dyskusyjna. Głosem najbardziej wyrazistym w tej dyskusji jest w moim przekonaniu głos Gezy Vermesa, autora wielu książek odsłaniających żydowskie korzenie nie tylko Jezusa z Nazaretu, ale również Nowego Testamentu. Stoimy dopiero u początków debaty.

I tutaj wydaje mi się warto się z Benedyktem XVI spierać. Nie ma racji jednoznacznych. Każda strona ma na swoją obronę poważne argumenty. Teologia negatywna uczy nas pokory wobec transcendencji, zaś teologia spekulatywna napełnia radością płynącą ze zręczności użytych formuł. Ale za Leszkiem Kołakowskim powiedziałbym, że to właśnie spór a może łagodniej dialog, stanowi o żywotności teologii.

Mniej znane oblicze Tadeusza Kotarbińskiego

Przez cztery lata od 1948 do 1952 roku poczta w Radzikowie przekazywała pracującej w tutejszym gospodarstwie rolnym Marii Kuźnickiej listy od profesora Tadeusza Kotarbińskiego, który w tym czasie był rektorem nowopowstałego Uniwersytetu Łódzkiego. Tadeusz Kotarbiński tytułował adresatkę „Kochana Panno Marychno", ona ze swej strony nieodmiennie zwracała się do niego „Kochany Panie Profesorze". Korespondencji nie przerwało wstąpienie „Panny Marychny" do Karmelu w Przemyślu w 1954 roku, trwała aż do śmierci siostry Eliji od Matki Niepokalanej, czyli Marychny w 1974 roku. Jest to wymiana listów na tyle wyjątkowa, że warto ja poznać. Nie jest to zapis filozoficznych czy religijnych poszukiwań. Wprost przeciwnie. Mamy tu do czynienia z korespondencją przyjacielską, wręcz intymną. Zarówno „Marychna" jak i Tadeusz Kotarbiński nie stronią od szczegółów prozaicznych nawet banalnych jak choroba, braki w zaopatrzeniu, codzienne troski, a tylko niekiedy pojawia się zaduma — jakżesz my się różnimy!

Moim zdaniem potwierdzają one mój optymizm — różnica przekonań nie niweczy możliwości porozumienia, a może nawet pozwala wyostrzyć powody dla których wierzymy w to, co wierzymy. Osobiście byłem skłonny utożsamiać się z obojgiem - bliskie mi skłonności kontemplacyjne siostry karmelitanki, ale równie ważne zmaganie o stałość własnych przekonań niezależnie, a czasem wbrew presji otoczenia. Tytułem przykładu i zachęty do lektury przywołam dwa cytaty z listów Kotarbińskiego i jeden z ostatniego, napisanego przez śmiertelnie już chorą, Marii Kuźnickiej.

Oto w lipcu 1964 roku odpowiadając na list, który jak zwykle głęboko porusza Tadeusza Kotarbińskiego („Po jego przeczytaniu odczuwam gorącą chęć odpisania natychmiast, z taką bezpośredniością, jaka tchnie z każdego zdania Pani listu, a w ogóle tchnie z wszystkich zawsze Pani wypowiedzi."), pisze: "Często spotykam cytowane z jakichś pism staroindyjskich powiedzenie 'Tat twam asi'. Znaczy ono podobno tyle mniej więcej, co 'Ja jestem Tobą', czy też 'Ty jesteś mną'. To powiedzenie ma być wyrazem wiedzy, do której dopracowuje się mędrzec indyjski odrywając się w myśli od wszystkich bodźców z otoczenia i skupiając się całkowicie i wyłącznie na tym, co jest istotą jego własnej jaźni. I wtedy uświadamia sobie tożsamość rzekomą tej jego własnej jaźni z każdą jaźnią wolnomyślącą, tożsamość ducha w bycie obecnego w nas wszystkich, czy raczej będącego nami wszystkimi zarazem. Oceniam głębię i piękno tej metody i tej idei, choć nie jest ona moim przekonaniem (może po prostu do tego nie dorosłem)". Dla mnie jest to wyznanie równe wyznaniu bardzo mi bliskiego teologa J. Dupuisa, którego książka Chrześcijaństwo i religie (Kraków: WAM 2003) jest rozpisanym głosem teologów szukających pokrewieństw, w tym szczególnie właśnie Indii, gdzie Dupuis pracował przez prawie 40 lat, i Europy. Albo innej jeszcze G. Odasso, Biblia i religie (Kraków: WAM 2005), gdzie znajdujemy jedną wielką mozaikę przenikających się elementów różnych religii na kartach świętego tekstu judaizmu i chrześcijaństwa. Kotarbiński tę intuicję uchwycił, choć jej do końca nie podzielał, niezależnie od teologów, i tym ciekawszą mi się wydaje.


1 2 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Dlaczego ludzie wierzą w dziwaczne rzeczy
Punkt widzenia agnostyka

 Zobacz komentarze (5)..   


 Przypisy:
[ 1 ] A. Bronk, S. Majdański, „Teologia: próba metodologiczno-epistemologicznej charakterystyki", w: Nauka 2/2006, s. 95 i 106.

« Sceptycyzm, agnostycyzm   (Publikacja: 24-12-2006 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Stanisław Obirek
Ur. 1956 r. Jeden z najbardziej znanych jezuitów polskich, znany m.in. ze swego zaangażowania w dialog międzyreligijny i z niewierzącymi. Studiował filologię polską, filozofię i teologię na uczelniach Krakowa, Neapolu i Rzymu. W 1997 roku habilitował się na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Jagiellońskiego. W 1976 roku wstąpił do zakonu jezuitów; w 1983 roku otrzymał święcenia kapłańskie. Był profesorem w Wyższej Szkole Filozoficzno-Pedagogicznej Ignatianum w Krakowie. Pełnił tam także funkcje kierownika Katedry Historii i Filozofii Kultury oraz prorektora. Przez cztery lata był rektorem Kolegium Jezuitów w Krakowie. Był także wieloletnim redaktorem naczelnym "Życia Duchowego" oraz twórcą oraz dyrektorem Centrum Kultury i Dialogu. Jest autorem książki "Co nas łączy? Dialog z niewierzącymi" (2002). Interesuje się miejscem religii we współczesnej kulturze, dialogiem międzyreligijnym i możliwościami przezwyciężenia konfliktów cywilizacyjnych i kulturowych. We wrześniu 2005 roku opuścił zakon jezuitów. Obecnie jest wykładowcą Uniwersytetu Łódzkiego.   Więcej informacji o autorze

 Liczba tekstów na portalu: 14  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Karol Wojtyła – Jan Paweł II
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 5172 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365