Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
200.201.716 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 309 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Gdyby Bóg istotnie liczył się dla swych kapłanów wielokroć więcej od wartości doczesnych, nie zabiegaliby o nie aż tak łapczywie.
 Państwo i polityka » Politologia

W obronie państwa minimum cz. 2 [1]
Autor tekstu:

Druga część artykułu „W obronie państwa minimum" jest poświęcona przede wszystkim dwóm rzeczom. Po pierwsze, pokazaniu kilku konkretnych przejawów odejścia od państwa minimum, skutkach tego odejścia, a także refleksji dotyczącej przyczyn ogólnego przyzwolenia na poszerzanie zakresu obecności państwa w życiu obywateli. Po drugie zaś, dowartościowaniu tych rozwiązań, które choć częściowo dopuszczają realizowanie zadań publicznych przez społeczeństwo za pomocą rynku.

Większość elementów dzisiejszego życia społecznego w umysłach przeważającej grupy obywateli jawi się jako naturalne, co oznacza ekwiwalent bycia pożądanymi, a przynajmniej nieusuwalnymi. Funkcjonujący od nieco ponad 100 lat podatek dochodowy jest w mniemaniu społeczeństw czymś nie do zakwestionowania, a przecież skoro można rozmawiać o jego obniżce, wprowadzeniu stawki liniowej, uproszczeniu procedur jego pobierania, to teoretycznie można także porozmawiać o jego likwidacji, prawda? To już jednak nie jest takie łatwe, bo przecież bez niego „finanse publiczne się zawalą", „państwo nie będzie miało wystarczających środków na realizację zadań publicznych", a „nierówności majątkowe wzrosną". To jednak tylko wierzchołek góry lodowej, bo przykłady takich elementów, zjawisk, instytucji społecznych można mnożyć w nieskończoność. Opodatkowanie w ciągu ostatnich kilku dziesięcioleci wzrosło radykalnie we wszystkich krajach rozwiniętych i rozwijających się, jednak jeszcze większy wzrost dotyczył wydatków budżetowych, wśród których największą kategorią są wydatki socjalne. Zalicza się do nich nie tylko wąsko rozumianą politykę społeczną, a więc bezpośrednie transfery socjalne, tudzież pośrednie, w postaci finansowania przez państwo lub samorząd niektórych usług publicznych (nie wszystkie można zakwalifikować jako wydatki socjalne, ciężko np. myśleć w ten sposób o transporcie publicznym). Można tu bowiem z powodzeniem umieścić również wydatki z tytułu ubezpieczeń społecznych, które są jednymi z największych, a zarazem najmniej efektywnych i najbardziej zadłużonych systemów z orbity zarządzanych przez państwo i powołane przez jego organy do tego celu agendy.

Dziś w debacie publicznej tzw. „liberałowie" mogą już tylko drżącym głosem domagać się, by proponowany przez bardziej lub mniej bogobojnych etatystów kolejny program społeczny lepiej wpisywał się w możliwości budżetowe. O zanegowaniu sensu obecności Lewiatana w tak wielu rejonach życia społecznego w zasadzie nie ma już mowy. Jakie są podstawowe skutki takiej polityki? Przede wszystkim te wymierne, finansowe. W 2016 roku dług publiczny (liczony przez OECD wg kryteriów z Maastricht) czołowych europejskich gospodarek stanowił bez wyjątku powyżej 40% w stosunku do PKB, a przeważnie zauważalnie więcej. W Danii wyniósł 40,2%, w Polsce 52,5%, w Niemczech 68%, w Wielkiej Brytanii 89,3%, we Francji 97,9%, w Hiszpanii 101,3%, zaś we Włoszech 132,1%. Oczywiście, dług długowi nierówny i niebezpieczeństwo zrujnowania gospodarki z jego powodu jest silnie uzależniona od struktury tejże, a także od stopnia jej bieżącej dynamiki oraz możliwości uruchomienia czynników wzrostu. Dlatego 68% długu nie stanowi zagrożenia dla Niemiec, niemal 98% przyczynia się walnie do permanentnej stagnacji we Francji, zaś 132% stawia Włochy niemal na skraju przepaści. Warto odnotować, że w strefie euro średnie zadłużenie wynosi 92,2%. Pomimo tak katastrofalnej sytuacji nie słychać poważnych zapowiedzi ograniczania wydatków, nie mówiąc np. o powszechnym wprowadzeniu konstytucyjnego zakazu zadłużania się państw.

Wydatki publiczne w wymienionych krajach wciąż są na wysokim poziomie. W Danii wynoszą one 55,4% w stosunku do PKB, we Francji 56,5%, w Niemczech 52,3%, w Wielkiej Brytanii i Polsce 41,3%, w Hiszpanii 42,8%, zaś we Włoszech 49,5%, przy średniej w krajach OECD na poziomie 40,8%. Jednocześnie, wg statystyk Banku Światowego za rok 2014, współczynnik dzietności wyniósł w Danii 1,7, we Francji 2,0, w Niemczech i Włoszech 1,4, w Wielkiej Brytanii 1,8, w Polsce i Hiszpanii 1,3, przy światowej średniej 2,4. Oznacza to, że świat wciąż się rozwija i w skali globalnej osiągany jest poziom dzietności powyżej poziomu wymaganego dla istnienia zastępowalności pokoleń (2,1), jednakże w Europie już nie. Wysokie wydatki publiczne nie pomagają tego procesu odwrócić, a zapewne stanowią nawet jeden z pakietu czynników to uniemożliwiających. Finansowe skutki przełożą się w długiej perspektywie na kondycję materialną współczesnych społeczeństw. Odwrócenie piramidy demograficznej spowoduje zubożenie garstki pracujących, państwa zmusi do otwarcia granic na imigrantów, co z kolei może pogłębić napięcia społeczne, zaś znane nam państwo dobrobytu (choć nam, Polakom, znane nie z doświadczenia) w powojennym kształcie przestanie istnieć. Są jednak także i inne wymiary, a zatem i inne skutki przyjęcia przez rząd roli opiekuna obywateli i animatora życia społecznego.

Jeden z tych wymiarów dotyczy wolności obywatelskich, wolności w rozumieniu anglosaskim, tej negatywnej, wolności „od" władzy, przestrzeni pozbawionej jurysdykcji jakichkolwiek autorytetów, badanej i rozwijanej przez de Tocqueville’a, Spencera czy Hayeka. Tutaj również przykładów może być mnóstwo. Jaki procent wypadków drogowych ma miejsce z winy pijanych kierowców? Wg statystyk policyjnych za rok 2015, odnotowano niemal 33 tys. wypadków, z czego nieco ponad 2 tys. było spowodowanych przez nietrzeźwych uczestników ruchu drogowego. Odpowiadają oni zatem za 6,7% tego typu zdarzeń. Nie odstręcza to jednak polityków od pomysłów montowania alkomatu w każdym samochodzie, szumnych deklaracji o konieczności „rozprawienia" się z „pijanymi mordercami" etc. Skąd państwo wie, kto ile może wypić? Doceniam kompletną wiedzę urzędników administracji centralnej w zakresie fizjologii oraz zdolność do oceny sprawności psychofizycznej poszczególnych ludzi z perspektywy ministerialnych biur czy poselskich ław, ale wykazuję się w tym zakresie daleko idącym sceptycyzmem i naturalną nieufnością względem omnipotentnego molocha. Ciekawe, jaka ilość wypadków została spowodowana przez gorszy dzień kierowców albo to, że rozstali się właśnie z partnerem, tudzież oddali się zbyt namiętnie płynącym z grającego sprzętu ulubionym nutom. Aby zlikwidować zdarzenia drogowe nie należy jednak zabraniać lub nakazywać ludziom czegokolwiek. Niestety (z punktu widzenia regulatora), nie wszyscy są na tyle poddani tresurze i wyćwiczeni do roli poddanego, by bezrefleksyjnie przyjmować nakładany na nich kaganiec. Wartym rozważenia pomysłem jest bezwzględny zakaz posiadania samochodu (pod karą śmierci!). A tak naprawdę, przymusowa eutanazja gatunku ludzkiego. Wtedy już nie będzie wypadków, nie tylko z powodu alkoholu. Podobnie ma się rzecz z zakazywaniem wszelkich innych używek. Czy ktoś, kto znajduje się pod wpływem narkotyków lub chce się znaleźć pod ich wpływem zasługuje na dyskryminację w postaci prewencyjnego potraktowania go jak przestępcy? Oczywiście nie, bo nie ma żadnej teorii ani racji, na mocy której można uzasadnić, że ktokolwiek ma prawo interweniować wbrew woli szkodzącego samemu sobie człowieka. A jednak dzieje się to bez przerwy.

Nie trzeba nikomu przypominać, jak potężnie zadłużony jest FUS, czyli Fundusz Ubezpieczeń Społecznych oraz jak gigantyczne dopłaty z budżetu państwa są wymagane dla utrzymania jakiegokolwiek funkcjonowania tego systemu. W ciągu ostatniej dekady zadłużenie FUS urosło o niemal 50 mld złotych. Oznacza to, że emerytury i renty są finansowane z długu, który będzie rósł, zaś świadczenia już niekoniecznie. Oczywiście, uczestnictwo w systemie jest przymusowe, nikt o zdrowych zmysłach z własnej woli w coś takiego by się nie zaangażował. A nawet jeśli, to na własną odpowiedzialność, więc powstałaby z tego co najwyżej afera na miarę Amber Gold, na pewno jednak nie ma miarę katastrofy finansów publicznych. Dlatego powinniśmy zaapelować do władz, w duchu zrozumienia dla bezkompromisowego potraktowania sprawy machinacji finansowych Amber Gold, by zajęli się także stworzoną przez wszystkich swoich poprzedników i wciąż pielęgnowaną rekordową piramidą finansową w postaci ZUS.

Nie inaczej ma się rzecz z edukacją. Tutaj, zamiast daleko idącej decentralizacji systemu, gwarantującej konkurencję i elastyczność poszczególnym szkołom mamy notoryczny spór o to, czy 12-letni obowiązkowy cykl nauczania podzielić na 8+4, czy może jednak na 6+3+3, ewentualnie o to, czy więcej ma być mesjanistycznego romantyzmu, czy postawić na mieszczański pozytywizm. Nie pojawia się żadna chęć zostawienia uczniom jakiejkolwiek autonomii w zakresie wyboru przedmiotów, nawet w liceum, gdzie profilowane klasy są fikcją. Z założenia ma być ono ogólnokształcące, ale wszyscy doskonale wiedzą, że nie ma w dzisiejszych uwarunkowaniach cywilizacyjnych najmniejszych szans na realizację tej „misji". Nieuczciwe jest również umieszczanie w ofercie publicznego szkolnictwa religii. Zamiast tego, jeśli już w ogóle mówić o jakimś kanonie obowiązkowych przedmiotów, powinno zostać włączone religioznawstwo jako element szerszej edukacji filozoficznej. Człowiek pozbawiony choćby podstaw filozofii nie może uchodzić za wykształconego. Często mówi się, nie bez racji, że cywilizację zachodnią uformowało prawo rzymskie, etyka chrześcijańska i filozofia grecka. Tylko kompleksowe nauczanie filozofii jest w stanie ująć wszystkie te konstytutywne dla Europy elementy. Nie jest w stanie tego zrobić religia, na której rozrysowywane są hierarchie anielskie, a Pani (najczęściej) katechetka oznajmia o relacji cherubinów do serafinów. Tak skonstruowane nauczanie musi być przez nastoletnich słuchaczy wyśmiane, gdyż wtłaczanie im bardziej zaawansowanej matematyki, fizyki, biologii i chemii na określonym poziomie, zapoznawanie z literaturą i dziejami nijak się ma do aplikowania apriorycznych i niepopartych intersubiektywną kontrolą wiadomości. Sprawia to również wrażenie dążenia do pozbawienia młodych ludzi wyboru w zakresie życia duchowego. Takie dążenie, rzecz jasna, nie ma szansy się ziścić we współczesności, ale nie znaczy to, że nie odnosi żadnych skutków i nie pozostawia śladu w umysłach, które są takim nauczaniem traktowane. Ponadto, filozofia stawia szereg pytań, na które starają się odpowiadać religie, zatem edukacja filozoficzna nie jest pozbawiona rozważań natury egzystencjalnej, duchowej, humanistycznej. Wprost przeciwnie, przenosi ona te rozważania na wyższy, w hierarchii intelektualnej, poziom.

Kolejnym sektorem, gdzie regulacje są zdecydowanie przesadnie obecne, jest gospodarka. Ilość przepisów jest niebotyczna i wciąż rośnie, komplikując życie producentom i konsumentom. Pamiętamy awantury dotyczące licencjonowania usług taksówkarskich. Za każdym razem, niezależnie czy chodzi o taksówkarzy, górników, farmaceutów czy nauczycieli, chodzi tak naprawdę o ochronę interesów producentów (umownie rzecz biorąc) kosztem konsumentów. Niektóre stany USA wprowadziły licencjonowanie usług elektrycznych. Po pewnym czasie okazało się, że w stanach, gdzie takie licencje obowiązywały, było więcej wypadków. Ograniczenie podaży usług i utworzenie bariery wejścia na rynek wpłynęło na wzrost cen, to zaś pociągnęło obywateli do eksperymentów na własną rękę. Wszystkie te, i setki innych, przykładów, można identyfikować jako konsekwencje praktykowania jednego z bardziej rozpowszechnionych mitów, a mianowicie, że jeżeli państwo się czymś nie zajmie, to ta rzecz, produkt, usługa nie zostanie zrobiona, wyprodukowana, czy dostarczona. Jednym ze sztandarowych przykładów tej osobliwej logiki jest podawanie sukcesów PRL-u w wydobywaniu mas z analfabetyzmu. Idąc tym tokiem myślenia, wszędzie, gdzie nie było socjalizmu, ludzie powinni pozostać niepiśmienni.


1 2 Dalej..
 Zobacz komentarze (2)..   


« Politologia   (Publikacja: 07-01-2017 Ostatnia zmiana: 08-01-2017)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Paweł Leszczyński
Pochodzi z Radomia, od 2010 w Warszawie. Absolwent studiów licencjackich w zakresie socjologii na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie oraz magisterskich z zarządzania w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie, student nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim. W latach 2012-2014 Prezes oddziału warszawskiego stowarzyszenia Studenci dla Rzeczypospolitej, zaś w latach 2014-2016 Prezes Zarządu Głównego tej organizacji, od 2016 Przewodniczący Komisji Rewizyjnej stowarzyszenia. Od lutego 2016 w Gabinecie Politycznym Ministra Energii. Sympatyk demokratycznej centroprawicy oraz idei umiarkowanie konserwatywnych i liberalnych.

 Liczba tekstów na portalu: 7  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Polska między liberalizmem klasycznym a totalitarnym
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 10078 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365