|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Tematy różnorodne Bujanie i drżenie Autor tekstu: Krzysztof Sykta
Na łamach FIM wypowiadają się różnoracy ludzie,
zatroskani miłośnicy koni, znerwicowani parafianie, którzy nie wpadli jeszcze
na pomysł by zmienić wyznanie/ zbór/ przynależność światopoglądową i tkwią po uszy w katolickim szambie, wyzysku uświęconym tysiącletnią tradycją
bałamucenia poczciwych Słowian. W ostatnim numerze zawitał na redakcyjne łamy
okaz typowego katolika zaślepionego własnym punktem widzenia, natchnionego
bezsprzecznie przez równie nieomylną radiową wyrocznię (zob. Bojaźń i miłość, FiM nr 16, 19-25 IV 2002). Pan Kazimierz A. nie mógł bowiem
„przejść obojętnie obok dyletanckiego tekstu" negującego jakoby
istnienie boga, a w każdym razie boga katolickiego. Podstawową wartością, na którą panuje w naszym kraju
deficyt, jest niewątpliwie tolerancja, zwykła, ludzka, można by rzec
ewangeliczna, miłość bliźniego. Ludzie skaczą sobie do oczu z byle powodu.
Czyż to nie zastanawiające, że najbardziej >kochająca< religia (być
może chodzi tu wyłącznie o młodzieńców uciekających w samych prześcieradłach) w istocie rzeczy stanowi zaprzeczenie wszystkich tych dumnych haseł, które głosi.
Prawdziwą miłością jest nienawiść, wprowadzanie pokoju — najlepiej z karabinem w ręku i z kapelanem u boku, odsączanie od czci i wiary wszystkich
nie będących członkami tego elitarnego klubu wszystko-wiedzących boskich
wybrańców. Moralność nie dulska ale raczej glembowska lub paetzowska. Winna
jak zwykle jest prasa, Żydzi i inni masoni, nie wspominając o farbowanych
komunistach.
Tak więc następnym razem niech się pan zastanowi ze trzy
razy zanim nazwie pan czyjeś odmienne poglądy „dyletanckimi", bo
jeszcze nie tak dawno miast skakać sobie do oczu ludzie podrzynali sobie
„z wzajemnej miłości" gardła, z nienawiści do odmienności, nie
mogąc ścierpieć, że ktoś może mieć inny pogląd na życie, na Chrystusa,
Boga, Kościół, wiarę lub jej brak.
Pan Kazimierz stwierdza dalej, że Bóg jest „z
niczym nieporównywalny" a ponadto jest istotą „przekraczającą możliwości
ludzkiego poznania" "którego człowiek nie może pojąć" po
czym sam — jakimże to prawem? — zaczyna opisywać JAKI naprawdę
jest ten Bóg i człowiek względem niego. Otóż „człowiek powinien
odczuwać bojaźń" z tego względu, iż jest jakoby „grzeszny, zupełnie
uzależniony od boga". Skąd pan to wie? Bóg to panu powiedział a może
raczej ksiądz na lekcji religii? Stwierdza pan również z zachwytem, iż
„Bóg stworzył wszechświat z niczego!". A skąd się wzięła ta
pierwotna nicość, w której bóg przebywał przed stworzeniem świata, któż
ją stworzył?
Dalej pisze pan, iż Bóg „z miłości do człowieka,
dla zmazania grzechów i występków oraz niegodziwości ludzi oddał na mękę
swego Syna Jezusa". Czy oddanie kogoś na tortury uznaje pan za akt miłości?
Czy będąc wszechmocnym nie wystarczyłaby jedna myśl w umyśle Boga by cały
wszechświat i wszyscy ludzie ulegli natychmiastowej przemianie, bez
jakiegokolwiek rozlewu krwi, męczarni i bólu? I wreszcie gdzież pan na litość
boską widzi wymazanie ludzkiej niegodziwości i występków? Czy od dwóch tysięcy
lat ludzie żyją z sobą jak baranki, nikt nikogo nie zabija, wszyscy się uśmiechają i w ogóle panuje królestwo boże?! Grzech został pokonany przez śmierć
wybawiciela? W którym miejscu grzech zaniknął proszę mi wskazać, bo odnoszę
raczej wrażenie, że nastąpiło raczej grzechu rozmnożenie, gdyż to, co wcześniej
grzechem nie było, naraz się nim stało, przy niewielkiej pomocy panujących
nad wykładnią tekstu braci w wierze, purpurze i bursztynie.
Na koniec stwierdza pan, iż „o istnieniu Boga i jego
poczynaniach w stosunku do człowieka wypowiadali się ludzie o olbrzymiej,
rzetelnej wiedzy teologicznej i głębokich wartościach
etyczno-moralnych". Pisząc „głębokich" ma pan na myśli
zapewne abp Paetza? Tak więc wierzy pan tylko dlatego, że inni wierzą.
„Mądrzejsi" stwierdzili, że bóg istnieje, a niewiara w niego jest
bardzo złym postępkiem, za który grozi ogień piekielny na ziemi, tak więc
wierzyć wypada. A gdzież w tym wszystkim PAŃSKIE doświadczenie Boga? Czy
kiedykolwiek doświadczył pan Go w sposób osobisty, nie wliczając w to widoku
hostii konsumowanej w kościele?
I na koniec miesza pan do tego wszystkiego C.G. Junga, nie
wspominając lub raczej nie wiedząc, że bóg w którego on wierzył, a raczej
„nie wierzył", nie miał nic wspólnego z bogiem chrześcijańskim.
Dodajmy do tego, że Jung wierzył również w prawdziwość astrologii, co
przecież o jej prawdziwości nie świadczy.
« Tematy różnorodne (Publikacja: 03-08-2002 Ostatnia zmiana: 06-09-2003)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 1740 |
|