Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
200.205.201 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 309 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
(..) wiele religii nie obiecuje zbawienia ani wyzwolenia duszy, a nawet niewiele mówi o tym, co nas czeka po śmierci. Wyznawcy tych religii nie widzą związku pomiędzy postawą moralną za życia i późniejszymi losami duszy.
 Filozofia » Teksty źródłowe » Nietzsche

Antychryst cz.1 [2]
Autor tekstu: Fryderyk Nietzsche

Tłumaczenie: Leopold Staff

9. Temu instynktowi teologów wydaję wojnę: znalazłem ślady jego wszędzie. Kto ma w żyłach krew teologów, stoi do wszystkich rzeczy w stosunku skośnym i nieuczciwym. Patos, który się z tego rozwija, zwie siebie wiarą: zamknięcie raz na zawsze oczu przed sobą, by nie cierpieć z powodu widoku nieuleczalnego fałszu. Z tej błędnej optyki w stosunku do wszystkich rzeczy czyni się sobie morał, cnotę, świętość, żąda się, by żaden inny rodzaj optyki nie śmiał mieć więcej wartości, skoro się własną uświęciło mianami „Bóg", „zbawienie", „wieczność". Wszędzie dogrzebałem się jeszcze instynktu teologów: jest on najbardziej rozpowszechnioną, istotnie podziemną formą fałszu, jaka istnieje na ziemi. Co teolog jako prawdziwe odczuwa, musi być fałszywe: ma się w tym nieomal kryterium prawdy. Najgłębszy jego instynkt samozachowawczy zabrania dojść rzeczywistości w jakimkolwiek punkcie do czci lub choćby tylko do głosu. Dokąd wpływ teologów sięga, tam przewrócono ocenę wartości do góry nogami, tam pojęcia „prawdziwy" i „fałszywy" są z konieczności odwrócone; co najszkodliwsze dla życia, zwie się tu prawdziwe, co je podnosi, wzmaga, potwierdza, usprawiedliwia i tryumfującym czyni, zowie się fałszywym… Jeśli się zdarzy, że teologowie poprzez „sumienie" książąt (lub ludów) p o m o c wyciągną nie wątpmy, c o każdym razem w gruncie się dzieje: wola końca, woli n i h i l i s t y c z n a chce dojść do mocy.

10. Wśród Niemców zrozumieją natychmiast, gdy powiem, że filozofię skaziła krew teologów. Proboszcz protestancki jest dziadkiem filozofii niemieckiej, sam protestantyzm jego peccatum originale. Definicja protestantyzmu: jednostronny bezwład chrześcijaństwa- i rozumu… Wystarczy wypowiedzieć słowo „Instytut Tybingeński", by zrozumieć, czym jest w gruncie filozofia niemiecka -podstępną teologią… Szwabi są najlepszymi w Niemczech kłamcami, kłamią niewinnie... Skąd radość, która z wystąpieniem Kanta przejmowała uczony świat niemiecki, składający się w trzech czwartych z pastorskich i nauczycielskich synów, skąd przekonanie niemieckie, które i dziś jeszcze znajduje swe echo, że od Kanta zaczyna się zwrot ku l e p s z e m u? Instynkt teologiczny w uczonym niemieckim zgadł, c o teraz znów umożliwionym zostało… Chyłkowa dróżka do starego ideału stała otworem pojęcie „świata p r a w d z i w e go", pojęcie moralności jako esencji świata (- te dwa najzłośliwsze błędy, jakie istnieją!) były teraz znowu, dzięki szczwanie mądremu sceptycyzmowi, jeśli nie do dowiedzenia, to jedna nie do o b a l e n i a… Rozum, prawo rozumu nie sięga tak daleko… Uczyniono z rzeczywistości „pozorność"; świat zgoła z e ł g a n y, świat tego, co trwa w bycie, uczyniono rzeczywistością… Powodzenie Kanta było tylko powodzeniem teologicznym: Kant był, podobnie jak Luter, podobnie jak Leibniz, jednym hamulcem więcej w niepewnej siebie rzetelności niemieckiej — -

11. Jeszcze słowo przeciw Kantowi jako moraliście. Pewna cnota musi być naszym wynalazkiem, naszą osobistą konieczną obroną i konieczną potrzebą: w każdym innym znaczeniu jest jeno niebezpieczeństwem nie jest warunkiem naszego życia, szkodzi mu: cnota tylko z poczucia szacunku dla pojęcia „cnoty", jak chciał Kant, jest szkodliwa. „Cnota", „obowiązek", „dobro w sobie", dobro o charakterze bezosobistości i powszechnej obowiązkowości — majaki mózgu, w których wyraża się zanik, ostateczne osłabienie życia, chińszczyzna królewiecka. Coś odwrotnego nakazują głębsze prawa utrzymania się i wzrostu: by każdy wynalazł sobie s w o j ą cnotę, swój kategoryczny imperatyw. Każdy lud ginie, jeśli swój obowiązek pomiesza z pojęciem obowiązku w ogóle. Nic nie niszczy głębiej, wnętrzniej, niż wszelki obowiązek „nieosobisty", wszelka ofiara na ołtarzu molocha abstrakcji. — Że też nie odczuto kategorycznego imperatywu Kanta jako niebezpiecznego dla życia!… Sam instynkt teologiczny wziął go w obronę! — Każdy postępek, do którego zmusza instynkt życia, ma w przyjemności swój dowód, że jest słusznym postępkiem: a każdy nihilista o chrześcijańsko dogmatycznych jelitach rozumiał przyjemność jako zarzut… Co niszczy szybciej niż praca, myślenie, czucie bez konieczności wewnętrznej, bez głęboko osobistego wyboru, bez przyjemności? niż automat obowiązku? Jest to wprost recepta na decadence, aż do idiotyzmu… Kant stał się idiotą. — I to był współcześnik Goethego! Ten pająk złowieszczy uchodził za filozofa niemieckiego — uchodzi zań jeszcze!… Wystrzegam się mówić, co myślę o Niemcach… Nie widziałże Kant w rewolucji francuskiej przejścia z nieorganicznej formy państwa do organicznej? Nie pytałże się, czy nie istnieje zdarzenie, którego by zgoła inaczej wytłumaczyć nie można, chyba tylko moralną zdolnością ludzkości, tak, by raz na zawsze przez nią „dążność ludzkości do dobrego" dowiedzioną została? Odpowiedź Kanta: „jest to rewolucja". Chybiający instynkt w ogóle i w szczególe, przeciwnaturalność jako instynkt, niemiecka decadence jako filozofia — j e s t to Kant! -

12. Pomijam kilku sceptyków, przyzwoity typ w historii filozofii: lecz reszta nie zna najpierwszych wymogów uczciwości intelektualnej. Czynią pospołu to, co kobietki, wszyscy ci wielcy marzyciele i dziwotwory — uważają „piękne uczucia" już za argumenty, „wzniesione łono" za miech bóstwa, przekonanie za kryterium prawdy. W końcu usiłował Kant, w niewinności „niemieckiej" unaukowić tę formę zepsucia, ten brak sumienia intelektualnego pojęciem „rozumu praktycznego": osobno wynalazł rozum na wypadek, w którym nie ma się co troszczyć o rozum, mianowicie, jeśli odzywa się morał, wzniosłe żądanie „powinieneś". Jeśli się zważy, że u wszystkich prawie ludów filozof jest tylko dalszym rozwojem typu kapłańskiego, to nie dziwi nas już to dziedzictwo po kapłanach, fałszerstwo monet na swój własny u ż y t e k. Jeśli się ma święte zadania, na przykład polepszać ludzi, ratować, wyzwalać, jeśli się bóstwa w sercu nosi, jeśli się jest trąbą zaświatowych rozkazów, to mając taką misję stoi się już poza zakresem wszystkich tylko z rozumem zgodnych ocen wartości — nawet jest się już uświęconym takim zadaniem, nawet już typem wyższego porządku!… Cóż obchodzi kapłana wiedza! Stoi on na to zbyt wysoko! — A kapłan dotąd panował! — Ustanawiał pojęcia: „prawdziwy" i „nieprawdziwy"!

13. Nie lekceważmy tego: my sami, my duchy wolne, jesteśmy już „przemianą wszystkich wartości", wcielonym ogłoszeniem wojny i zwycięstwa wszystkim starym pojęciom o „prawdziwym" i „nieprawdziwym". Najwartościowsze wniknięcia znajduje się najpóźniej; lecz najwartościowsze wniknięcia to metody. Wszystkie metody, wszystkie założenia teraźniejszej naszej wiedzy miały przez tysiąclecia najgłębszą pogardę przeciw sobie: wskutek nich było się wyłączonym z obcowania z „porządnymi" ludźmi, uchodziło się za nieprzyjaciela Boga, za gardzącego prawdą, za ,,opętańca". Jako typ naukowy było się czandalą… Mieliśmy cały patos ludzkości przeciw sobie - jej pojęcie o tym, czym prawda być winna, czym służba dla prawdy być winna: każde „powinieneś" było dotąd przeciw nam zwrócone… Nasze obiekty, nasze praktyki, nasze zachowanie się ciche, ostrożne, nieufne — wszystko jej zdało się niegodnym i zasługującym na wzgardę. — Można by w końcu z pewną słusznością spytać się, czy to właściwie nie smak estetyczny utrzymywał ludzkość w tak długiej ślepocie: żądała ona od prawdy malarskiego efektu, żądała tak samo od poznającej by silnie działał na zmysły. Nasza skromność sprzeciwiała się najdłużej jej smakowi… O, jakże to odgadły, te jędory Boga -

14. Nauczyliśmy się czego innego. Staliśmy się pod każdym względem skromniejsi. Nie wywodzimy już człowieka z „ducha", z „boskości", postawiliśmy go na powrót między zwierzętami. Uważamy go za zwierzę najsilniejsze, bo jest najchytrzejszym: następstwem tego jest jego duchowość. Z drugiej strony bronimy się przeciw próżności, która by i tutaj znów odezwać się mogła: jakoby człowiek był wielkim ukrytym zamysłem zwierzęcego rozwoju. Nie jest on zgoła koroną stworzenia, każde stworzenie jest, obok niego, na równym stopniu doskonałości… I twierdząc to, twierdzimy jeszcze za wiele: człowiek jest, względnie wziąwszy, najbardziej nieudanym zwierzęciem, najchorowitszym, najniebezpieczniej precz od swoich instynktów zbłąkanym — oczywiście, z tym wszystkim, także najbardziej zajmującym! — Co się tyczy zwierząt, to najpierw Kartezjusz, z czcigodną śmiałością ważył się na myśl rozumienia zwierząt jako machina: cała nasza fizjologia wysila się na dowód tego twierdzenia. Nie usuwajmy też, logicznie biorąc, na bok człowieka, jak jeszcze Kartezjusz czynił: co w ogóle dziś o człowieku pojęto, to tyle właśnie, że się go rozumie jako machinę. Niegdyś nadawano człowiekowi, jako jego wyprawę ze strony wyższego porządku, „wolną wolę": dziś odebraliśmy mu nawet wolę, w tym znaczeniu, że przez to żadnej władzy rozumieć już nie wolno. Stare słowo „wola" służy tylko do określenia wyniku, rodzaju indywidualnej reakcji, która koniecznie następuje po mnóstwie częścią z sobą sprzecznych, częścią zgodnych podniet: wola już nie „działa", już nie „porusza"… Niegdyś widziano w świadomości człowieka, w „duchu", dowód wyższości jego pochodzenia, jego boskości; by człowieka uzupełnić, radzono mu, na sposób żółwia, wciągnąć w siebie zmysły, zaprzestać obcowania z ziemskością, zrzucić doczesną powłokę: potem pozostałaby po nim treść główna, jego „czysty duch". Także co do tego zorientowaliśmy się lepiej: uświadamianie sobie, „duch", uchodzi u nas właśnie za objaw względnej niedoskonałości organizmu, jako doświadczanie, macanie, chybianie, jako mozół, przy którym niepotrzebnie dużo zużywa się siły nerwowej — przeczymy, że cośkolwiek da się doskonałym uczynić, dopóki się jeszcze uświadamia. „Duch czysty" jest czystą głupotą: odliczmy system nerwowy i zmysły, „doczesną powłokę", a pominiemy w rachunku s i e b i e — nic więcej!...

15. Ani moralność, ani religia nie styka się w chrześcijaństwie z żadnym punktem rzeczywistości. Same urojone przyczyny („Bóg", „dusza", „ja", „duch", „wolna wola" — lub też „niewolna"); same urojone skutki („grzech", „zbawienie", „łaska", „kara", „odpuszczenie grzechu"). Obcowanie urojonych istot („Bóg", „duchy", „dusze"); urojona wiedza przyrodnicza (antropocentryczna; zupełny brak pojęcia przyczyn przyrodzonych); urojona psychologia (same samonieporozumienia, interpretacje przyjemnych lub nieprzyjemnych uczuć ogólnych, na przykład stanów nervi sympathici, z pomocą mowy znakowej religijno-moralnej idiosynkrazji -"kara", „wyrzut sumienia", „pokusa diabelska", „bliskość Boga"); urojona teleologia („Królestwo Boże", „Sąd Ostateczny", „życie wieczne"). -Ten świat czystej fikcji różni się tym bardzo z ujmą dla siebie od świata marzenia, że ten ostatni odzwierciedla rzeczywistość, podczas gdy o n rzeczywistość fałszuje, odziera z wartości, zaprzecza jej. Zanim wynaleziono dopiero pojęcie „natura", jako przeciwstawienie pojęcia „Bóg", musiało „naturalny" być słowem na „godny pogardy" — ów cały świat fikcji ma swe korzenie w nienawiści do naturalności (rzeczywistość!), jest on wyrazem głębokiego niesmaku z tego, co rzeczywiste… Lecz to wyjaśnia wszystko. Kto jedynie ma powody wykłamywania się z rzeczywistości? Kto z jej powodu cierpi. Lecz cierpieć z powodu rzeczywistości znaczy być unieszczęśliwioną rzeczywistością… Przewaga uczuć nieprzyjemnych nad przyjemnymi jest przyczyną owej fikcyjnej moralności i religii: taka przewaga jest formułą na decadence...


1 2 3 4 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Antychryst cz.2
Antychryst cz.3


« Nietzsche   (Publikacja: 08-09-2004 Ostatnia zmiana: 19-09-2004)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 3625 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365