Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
200.202.611 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 309 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Propaganda jest matką wydarzeń.
 Światopogląd » Dotyk rzeczywistości

Katolicyzm – fenomen wiary, czy postawa? [3]
Autor tekstu:

W związku z jawną dyskryminacją kobiet w KRK pojawia się pytanie, dość logiczne, czemu to kobiety stanowią większość wśród regularnie praktykujących. To można wyjaśnić na kilka sposobów. Po pierwsze kobiety zawsze ponosiły dużo wyższe koszty niesubordynacji. Wykształciło to przez wieki pewien odruch unikania problemów oraz skłonność do samoograniczenia, nawet w sytuacji, gdy możliwa jest pewna swoboda. Wciąż zapominamy, że wolność ekonomiczna, a zwłaszcza podmiotowość prawna stała się udziałem naszej płci niecałe sto lat temu. Wcześniej kobieta wyłamująca się z rygorów systemu, mogła z dużą dozą prawdopodobieństwa znaleźć się poza nim, bez środków do życia i bez szansy na jakąkolwiek pomoc. Inną przyczyną religijności może być rola jaka przypisywana jest kobiecie — ochrona rodziny (zwłaszcza dzieci) oraz wyręczanie mężczyzn w obowiązkach powszednich, do których można zaliczyć także uczestnictwo w nużących obrzędach. Spotykam się z takimi postawami, gdy panowie, na co dzień nie kwapiący się do kontaktów z hierarchią kościelną bądź nawet wyśmiewający (bezpiecznie — w zaciszu domowym) własną religię, w przypadku konieczności kontaktu z duchownym — pogrzeb, chrzciny, a nawet zwykła wizyta „po kolędzie", zasłaniają się żonami, matkami, czy siostrami. Czyli ta odwaga prezentowania nowoczesnych poglądów ogranicza się do ścisłego grona rodziny, najbliższych znajomych, ewentualnie anonimowych komentarzy w internecie. Kolejną przyczyną, dla której kobiety zazwyczaj częściej uczęszczają do kościoła jest … samotność. To ostatnie dotyczy z reguły pań w starszym wieku, które odchowały dzieci, a czasem pochowały mężów. Wyjście do kościoła stanowi jedno z niewielu wydarzeń przełamujących codzienną rutynę i dających możliwość kontaktu z ludźmi.

Kobiety katolickie w polityce stanowią odrębny temat, aczkolwiek podstawową rzeczą jest znów pewien typ postawy ukształtowany przez pokolenia. Nie dopuszczane do przestrzeni publicznej, mogły realizować się społecznie (politycznie) tylko w jednym z dwóch wariantów — wpływając na mężczyzn ze swojego otoczenia lub oddając się działalności w obrębie kościoła. To drugie wymagało jednak większej ostentacji w manifestowaniu pobożności, aby uniknąć podejrzeń o posiadanie jakichkolwiek ambicji, które kobietom jakoby nie są przyrodzone. Stąd taki wysyp intelektualistek — zakonnic oraz działaczek organizacji charytatywnych związanych z kościołem. Współcześnie ten model zachowań charakteryzuje członkinie RRM oraz polityczki partii prawicowych, niejednokrotnie bardziej zapalczywe od mężczyzn w obronie norm prawnych i obyczajowych, sprzecznych z ich własnym interesem. Można to nazywać syndromem sztokholmskim, jednak trudno nie zauważyć, że takie zachowania zapewniają określone profity, w tym prestiż w ich własnym środowisku oraz promocję wizerunkową.

Coś, co jest charakterystyczne dla kobiet katolickich, lecz jakoś umyka w badaniach to wysoki poziom wzajemnej agresji. Ta agresja ujawnia się w nieuczciwej rywalizacji zawodowej, obmowie, przemocy psychicznej (czasem też wobec partnerów). Przypomina to anegdotę o szympansach, które same uniemożliwiają nowym towarzyszom wydostanie się z niewoli i, niestety, wcale nie dziwi. Z tym samym mamy do czynienia w każdym środowisku, gdzie możliwości awansu społecznego są ograniczone. Wówczas jednostka wybijająca się ponad przeciętność jest ściągana do poziomu ogółu. Tak właśnie wygląda druga — równie nieciekawa — strona medalu zwanego dyskryminacją. Stąd swoista hierarchizacja wśród kobiet, na zewnątrz niewidoczna, ale odczuwana zawsze w środowisku mocno sfeminizowanym — i tu nie mam na myśli zwolenniczek równouprawnienia, lecz wyłącznie środowiska religijne.

Uzyskiwanie wpływu społecznego poprzez wpływ na mężczyzn z najbliższego otoczenia skutkuje z kolei zjawiskiem, typowym dla środowisk patriarchalnych — niedojrzałością mężczyzn, uzależnionych od matek. Gdy przyjrzeć się większości społeczeństw katolickich, czy prawosławnych w Europie (Włochy, Hiszpania, Polska, Rosja), to wiele osób dopatrzy się w nich wręcz … matriarchatu. Czyli mamy równocześnie, mniej lub bardziej, oficjalną dyskryminację kobiet przy jednoczesnym zaniku samodzielności mężczyzn. Jest to kolejny paradoks społeczny i sygnał, że nadmierne zaburzenia równowagi generują odreagowanie w formie nierównowagi w innym obszarze.

Stosunek katolików do osób spoza kościoła stanowi mieszankę ignorancji oraz bazującego na niej strachu. Czasem odnoszę wrażenie, że katolicy świadomi są własnych ułomności w kwestii rygoryzmu obyczajowego, zwłaszcza w stosunku do członków kościołów nowej tradycji protestanckiej. Tym większa pojawia się chęć ich deprecjonowania i pomawiania o rzeczy, które przypisać można raczej stosunkom w KRK. Dzieje się tak w przypadku chociażby oskarżeń o interesowność, na przykład wyłudzanie pieniędzy od starszych osób (sic!).

W odniesieniu do ateistów sytuacja jest nieco inna, bowiem samo istnienie osób, które odrzucają fakt istnienia jakiegoś boga, wytrąca z ręki usprawiedliwienie o konieczności przywoływania takiego bytu. Stąd właśnie wobec nas wysuwane są kłamliwe i bezczelne oskarżenia o relatywizm moralny, tworzenie jakowejś (bliżej niezdefiniowanej) ideologii, czy sympatie dla skompromitowanych ideologii faszyzmu i komunizmu. Jest to o tyle absurdalne, że ideologie te wyrosły na gruncie autorytarnego wychowania — do ślepego posłuszeństwa oraz kultu jednostki, który nieodparcie przywodzi na myśl kult religijny. Gdyby prześledzić mapę Europy, zdumiewa wręcz prawidłowość, z jaką pokrywają się najżywsze sympatie, odpowiednio do faszyzmu — w krajach z przewagą katolicyzmu oraz do komunizmu — w krajach, gdzie dominuje prawosławie.

Fakt, że zaskakuje tu pewna prawidłowość, wymagająca dokładniejszego zbadania — ta, że następczynie owych pierwotnych ideologii (religii) stanowią zaprzeczenie ich oficjalnych doktryn. I tak katolicyzmponadnarodowa wspólnota etyczna stał się podłożem narodowego socjalizmu, a komunizm głoszący hasła internacjonalizmu, nadal cieszy się największą sympatią w krajach z przewagą prawosławiawyznania w pewnym sensie narodowego, bo podległego władzy świeckiej. Niezależnie jednak od owego paradoksu każda z tych ideologii ma na celu stworzenie grupy jednolicie myślącej i działającej na bazie wspólnego etosu.

System wartości, jakim posługują się katolicy jest w pierwszej chwili trudny do odszyfrowania. Jeżeli uznamy, że jest to rzeczywiście dekalog, to pojawia się poczucie silnego dysonansu poznawczego, po chociażby pobieżnej lekturze (łamanie zakazu idolatrii, korupcja, akceptacja dla kary śmierci itd.). Jednak głębsza analiza, a właściwie obserwacja uświadamia, że na szczycie owego systemu wartości są te najłatwiej mierzalne — materialne. Zdumiewająca jest interesowność wzajemnych relacji, sprowadzanie ich wręcz do transakcji handlowych, widoczne zwłaszcza w stosunkach hierarchia — pozostali członkowie kościoła. Jakkolwiek by tego nie przedstawiano, pozycja społeczna w tej grupie jest zdecydowanie zależna od statusu majątkowego (bez względu na źródło dochodu), dlatego nie bardzo mnie już dziwią wysokie „ofiary" ze strony osób niezbyt majętnych lub rzadko praktykujących. Nie ma to oczywiście również nic wspólnego z wiarą, gdyż istota nadprzyrodzona z łatwością obyłaby się bez owego wdowiego grosza, czy kolejnej działki na cele sakralne — wszak jest twórcą i panem wszechświata. Jest to raczej chęć pokazania się współwyznawcom, a w szczególności duchownym, ze strony których wyrazy uznania są najwyższą formą nobilitacji. Ta sama ostentacja dotyczy zresztą pomników na cmentarzach, czy zwykłych dóbr doczesnych — ot, współczesna forma rywalizacji o miejsce bliżej ołtarza.

Dlatego obawiam się, że wątłe są szanse ma przeforsowanie postulatu o utrzymywaniu się KRK ze składek jego członków. Przecież podatki wpływałyby anonimowo, a przy tym zmniejszyłyby kwotę dostępną do własnej dyspozycji w celu przekazania jej imiennie na tacę, w kopercie, czy w formie przekazu. Jest oczywiste, że kwotę (powiązaną z nazwiskiem) ma zauważyć ksiądz, a nie urzędnik skarbowy, o bogu już nie wspominając. W innym przypadku jedynymi godnymi uwagi duchowieństwa zostaną urzędnicy samorządowi z możliwością przekazywania na rzecz kościoła własności publicznej. Z tego względu kwestia opodatkowania wiernych na rzecz kościoła stanowi jedną z najbardziej drażliwych. Na logikę właśnie postulat utrzymywania własnego duchowieństwa i obiektów kultu mógłby uwiarygodnić wiarę katolików — dlatego powinien on wypływać właśnie z tego środowiska, a nie ze strony antyklerykalnej partii. Tymczasem zamiast zgłoszenia / entuzjastycznego poparcia tego pomysłu, widzimy agresję lub otrzymujemy „błyskotliwy" argument o niesprecyzowanej bliżej sprawiedliwości dziejowej.

Konformizm społeczny wskazywany jest często, jako przyczyna trwania we wspólnocie wyznaniowej, bez względu na przekonania. Faktem jest, że trudno uwolnić się z relacji społecznych, gdyż z wieloma osobami łączą nas więzy emocjonalne. Ponadto każdy człowiek, również współczesny „nomada", ma potrzebę zakorzenienia i poczucia przynależności, a bycie członkiem grupy wyznaniowej niewątpliwie takie poczucie zapewnia. Właściwie konformizm jest zjawiskiem korzystnym, bo cementuje więzi w grupie. Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że w przypadku polskich katolików o wiele większe znaczenie ma strach przed ostracyzmem społecznym. Zauważyłam, że protestanci, zarówno wątpiący (zagubieni), jak i otwarcie deklarujący niewiarę nie są odrzucani przez wspólnotę. Wynikałoby z tego, że największy w Polsce kościół, najczęściej stosuje mechanizm wykluczenia. Jest to dość logiczne, zważywszy że poza tym kościołem pozostaje już bardzo niewielka przestrzeń, co wywołuje poczucie marginalizacji.

Wyparcie własnego strachu przed porzuceniem wspólnoty wyznaniowej skutkuje szukaniem wymówek, służących usprawiedliwieniu takiej postawy. Nieocenione znaczenie ma tu „wsparcie marketingowe" ze strony hierarchii kościelnej — odnosi ona zresztą określone korzyści polityczne z podtrzymywania wrażenia szczególnej „roli przewodnictwa duchowego i moralnego". Stąd właśnie utwierdzanie własnych członków oraz otoczenia kościoła, co do rzekomej głębi przeżyć wynikających z wiary. Dlatego tym, co najbardziej oburza (przeraża?) katolików jest możliwość desakralizacji ich kościoła — odarcie go z przymiotów, którymi bezzasadnie się chlubią, mniej lub bardzie świadomie wyczuwając, że nie znajduje to potwierdzenia w rzeczywistości. Największą bodaj agresję rodzi przypominanie, że KRK jest organizacją polityczną (z ośrodkiem zarządzania umiejscowionym za granicą) i że zachowania niektórych duchownych należy uznać za patologię.


1 2 3 4 Dalej..
 Zobacz komentarze (42)..   


« Dotyk rzeczywistości   (Publikacja: 06-07-2013 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Anna Salman
Publicystka

 Liczba tekstów na portalu: 13  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Przebudzenie
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 9085 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365