Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
199.417.853 wizyty
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 218 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Jan Wójcik, Adam A. Myszka, Grzegorz Lindenberg (red.) - Euroislam – Bractwo Muzułmańskie

Znajdź książkę..
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Przypominam, że Francja jako kraj laicki i liberalny respektuje, a nawet popiera wszystkie religie, ale jednocześnie podkreślam, że rząd, który reprezentuję, dołoży wszelkich starań, by przejawy życia religijnego nie ujawniały się w życiu publicznym. Religia musi pozostać sprawą indywidualną każdego człowieka.
 Nauka » Biologia » Antropologia » Nauki o zachowaniu i mózgu » Psychologia i życie

Tendencyjność w słusznej sprawie [1]
Autor tekstu:

Psychologowie zajmujący się stereotypami, uprzedzeniami i dyskryminacją, siłą rzeczy są wyczuleni na przejawy tych zjawisk nie tylko w grupach społecznych, których przedstawicieli badają, ale i we własnym środowisku. Polityczna poprawność nakazuje z szacunkiem mówić o i odnosić się do osób pochodzących z mniejszości rasowych, etnicznych, narodowych, seksualnych czy religijnych. Naukowcom o otwartych umysłach i egalitarnych przekonaniach przychodzi to bez trudu; krytycznie oceniają też przejawy nietolerancji u innych. Krzywdzące oceny całych grup społecznych i uproszczone sądy na temat należących do nich jednostek uznawane są za przejaw intelektualnej ułomności, ale też i niedostatku o charakterze moralnym. Podobny szacunek postulowany jest wobec ludzi o innych poglądach, a różnorodność — etniczna, kulturowa, światopoglądowa, ideologiczna — uznawana są za naturalny i pożądany aspekt współczesnego społeczeństwa. Powszechność pewnych poglądów we własnym środowisku staje się jednak źródłem pewnego paradoksu. Do takiego wniosku można było w każdym razie dojść po opisanym przez Johna Tierney’a na stronie internetowej „The New York Times" wystąpieniu Jonathana Haidta z Uniwersytetu w Virginii podczas konferencji Society for Personality and Social Psychology (SPSP, Towarzystwa Psychologii Osobowości i Społecznej) w San Antonio Convention Center, która zakończyła się 30 stycznia 2011 roku.

Spośród zgromadzonego w sali tysiąca psychologów - jak ocenił po podniesionych rękach Haidt — około 80 procent zadeklarowało się jako „liberałowie" (w polskiej terminologii — ludzie o lewicowych poglądach), zaledwie kilka procent jako centryści czy libertarianie, a jedynie trzech — jako „konserwatyści" (ludzie o prawicowych poglądach). Taki rozkład deklarowanych poglądów wydaje się statystycznie niemożliwy wobec tego, że zgodnie z wynikami sondaży w całej amerykańskiej populacji konserwatystów jest dwa razy więcej niż liberałów, przy czym za tych drugich uważa się 20 procent ankietowanych. Różnica ta skłoniła dra Haidta do wyrażenia dosyć stanowczej oceny środowiska psychologów społecznych. Określił ich jako „społeczność o moralności plemiennej" (tribal-moral community) zjednoczoną przez „święte wartości" (sacred values), które ich „zaślepiają" i są przyczyną wrogości wobec nie-liberałów. Jednocześnie zakwestionował wiarygodność środowiska, do którego sam należy i jakość prowadzonych w nim badań. Zwrócił uwagę, że wszędzie na świecie, gdy psychologowie społeczni widzą, że kobiet lub przedstawicieli mniejszości jest dwu- lub trzykrotnie mniej niż pozostałych, zaczynają podejrzewać dyskryminację, natomiast gdy pośród nich samych konserwatyści są niedoreprezentowani ponad stukrotnie, nagle wszyscy bez trudu znajdują alternatywne wyjaśnienia. Sam Haidt określa się jako centrysta, choć przez bardzo długi czas był liberałem. Wspomina korespondencję z nie-liberalnymi studentami psychologii społecznej, których doświadczenia przywodzą mu na myśl te, które były udziałem studentów homoseksualnych poddawanych izolacji w latach osiemdziesiątych XX wieku. Jedni i drudzy musieli ukrywać swoje prawdziwe uczucia, gdy koledzy pozwalali sobie na rozmowy towarzyskie na tematy polityczne, żarty i wygłaszanie opinii, oparte na założeniu, że wszyscy rozmówcy mają jednakowe poglądy.

Przekonania polityczne profesury na uczelniach w USA badali też ekonomiści Christopher Cardiff i Daniel Klein oraz socjolodzy Neil Gross i Solon Simmons. Niezależnie od siebie ustalili oni, że na elitarnych uniwersytetach wśród pracowników naukowych zwolenników Partii Demokratycznej jest sześciokrotnie więcej niż zwolenników Partii Republikańskiej, a na wydziałach nauk humanistycznych i społecznych dysproporcja ta jest jeszcze większa. W badaniach z 2007 roku Gross i Simmons wykazali, że wśród profesorów psychologii relacja ta wynosi 12 do 1. Zdaniem Haidta liberalizm badaczy w tej dziedzinie, a także socjologii i antropologii, wzrósł po latach 1960-tych, kiedy to wspólnym celem jednoczącym akademików stała się walka o prawa obywatelskie i przeciwko rasizmowi. Według niego ta podzielana moralność „ogranicza i zaślepia", prowadząc do instrumentalnego traktowania nauki, czyli opowiadania się za nauką, gdy ta popiera ich „święte wartości", a odrzucania jej lub wypaczania, gdy im zagraża. Twierdzi przy tym, że przedstawicielom nauk społecznych łatwo jest obserwować ten proces w innych społecznościach, na przykład u fundamentalistycznych chrześcijan, opowiadających się za „inteligentnym projektem" i odrzucających darwinizm. Jako przykład podaje reakcję środowiska na publikację Daniela Patricka Maynihana, który w 1965 roku ostrzegał przed wzrostem pozamałżeńskiego rodzicielstwa i zależności od pomocy społecznej wśród czarnoskórych, naruszając w ten sposób tabu zabraniające krytykowania ofiar rasizmu. Naukowiec ten spotkał się z odrzuceniem przez kolegów z Harvardu, którzy uznali go za rasistę i na całe dziesięciolecia zamknęło to drogę nieuprzedzonym badaniom dotyczących problemów rodzin afroamerykańskich. Jak podaje Haidt, w ostatnich kilku latach liberalni socjolodzy zaczynają uznawać, że Moynihan miał wtedy rację.

Z ostracyzmem spotkał się także w 2005 roku ówczesny prezes Harvardu Larry Summers, który publicznie zastanawiał się, czy przewaga liczebna mężczyzn jako profesorów niektórych najbardziej prestiżowych wydziałów matematyki i nauk ścisłych może wynikać częściowo z większej wariancji ilorazów inteligencji wśród mężczyzn (co oznacza, że w porównaniu z kobietami więcej z nich uzyskuje bardzo wysokie lub bardzo niskie wyniki). „To nie była dopuszczalna hipoteza. Obwiniała ofiary zamiast sprawujących władzę. Oburzenie ostatecznie doprowadziło do jego rezygnacji. My, psychologowie powinniśmy byli być oburzeni tym oburzeniem. Powinniśmy byli bronić jego prawa do swobodnego myślenia" — komentuje Haidt, dodając, że zamiast tego tabu zabraniające dyskusji nad różnicami międzypłciowymi zostało jeszcze wzmocnione. Jak twierdzi, uczelnie wyższe i Narodowa Fundacja Nauki (National Science Foundation) wciąż wydają dziesiątki milionów dolarów na badania i programy oparte na założeniu, że kobiety — naukowcy napotykają na dyskryminację i różne formy nieświadomej stronniczości. Przytacza przy tym analizę dwojga psychologów z Uniwersytetu w Cornell — Stephena J. Ceci i Wandy M. Williams, którzy na podstawie badań z dwóch dziesięcioleci donoszą, że kobietom w nauce akademickiej wiedzie się co najmniej tak samo, jeśli nie lepiej, niż porównywalnym z nimi mężczyznom, gdy weźmiemy pod uwagę rozmowy o pracę, zatrudnienie, awanse, finanse i publikacje. Zdaniem wspomnianych naukowców społeczeństwo zajmuje się obecnie rozwiązywaniem problemów, które należą już do przeszłości. Zamiast więc tropić dyskryminację w nauce lub oczekiwać, że obie płci będzie jednakowo interesowały się każdą dyscypliną, uniwersytety powinny ułatwiać kobietom wszystkich naukowych specjalności łączenie grantu z obowiązkami rodzinnymi.

Tytuł, który swojemu wystąpieniu nadał Haidt „Świetlana przyszłość post-stronniczej psychologii społecznej" („The Bright Future of Post-Partisan Social Psychology"), sugerował, że autor wierzy w porzucenie przez koleżanki i kolegów zajmujących się psychologią społeczną wspólnych wartości moralnych na rzecz obiektywnej nauki i przezwyciężania różnych tabu. Jego optymizm nie wydaje się bezzasadny, gdyż część jego słuchaczy, choć poddani dosyć obcesowej jak na naukowy dyskurs krytyce, zgodziła się, że więcej ideologicznej różnorodności byłoby wskazane. Niektórzy nawet poparli jego pomysł, żeby w ramach akcji afirmatywnej doprowadzić do 10-procentowego udziału konserwatystów w SPSP, choć inni uznali wyjściowe statystyki dotyczące członkowstwa naukowców o różnych poglądach za przesadzone. Zarząd Towarzystwa przegłosował umieszczenie na stronie internetowej zaproszenia skierowanego do psychologów o „innych punktach widzenia". Także oferta zwrotu kosztów podróży studentów udających się na walne zgromadzenie przestała być kierowana wyłącznie do mniejszości etnicznych, rasowych i seksualnych, dzieci nowych imigrantów i osób niepełnosprawnych. Formułę rozszerzono poprzez zastąpienie liter „tj.", które ograniczały zakres „grup niedoreprezentowanych", literami „np.", nie wykluczającymi mniejszości ideologicznych. W ten sposób plemienny charakter środowiska ujawnił otwartość wykraczającą poza tę, którą zazwyczaj przypisujemy plemionom.

Enuncjacje Haidta wydają się dosyć kontrowersyjne. Jeśli bowiem wziąć pod uwagę opinię, jaką mają psycholodzy u tych socjologów, którzy postrzegają ich w stereotypowy sposób, to trudno byłoby bronić tezy o ich liberalizmie (po polsku — lewicowości). Wprawdzie psycholodzy społeczni tym między innymi różnią się od psychologów osobowości, że większą od nich wagę przywiązują do sytuacyjnych, zewnętrznych uwarunkowań ludzkiego zachowania i przekonań, ale i tak perspektywa psychologiczna nieuchronnie, niejako z definicji ciąży ku procesom psychicznym i jednostkowym, w niewielkim stopniu, jeśli w ogóle, uwzględniając procesy makrospołeczne i systemowe. W ostatnich kilkunastu latach wprawdzie olbrzymią popularność zyskały takie koncepcje jak teoria dominacji społecznej czy teoria usprawiedliwiania systemu, ale i one koncentrują się na jednostkowych motywach i różnicach między ludźmi, pozostawiając rozważania o systemie społecznym i jego krytykę przedstawicielom innych dyscyplin. Indywidualne atrybucje procesów społecznych, choćby nawet opatrzone klauzulą masowości, są traktowane przez lewicujących socjologów jako tendencyjne i to w konserwatywną stronę. Kajanie się środowiska psychologów społecznych, które rozpoznaje u siebie lewicowe skrzywienie ideologiczne, może więc wzbudzić zdziwienie i niedowierzanie u tych, którzy przykładają odmienną miarę do politycznych perspektyw uprawiania nauki.

Inna wątpliwość związana jest z wartościowaniem różnych stanowisk w świetle empirycznych osiągnięć psychologii społecznej. Gdyby nie badania eksperymentalne nad zniekształceniami poznawczymi, powstawaniem stereotypów i uprzedzeń, wreszcie nad podejmowaniem tendencyjnych, dyskryminujących decyzji, na przykład dotyczących dystrybucji dóbr czy przyjmowania do pracy osób pochodzących z różnych grup społecznych, to nigdy nie byłoby możliwe ustalenie, jakie procesy w praktyce działania różnych instytucji wymagają takiej korekty, by stały się bardziej racjonalne i sprawiedliwe. Za akcjami afirmatywnymi stoją przecież twarde dane empiryczne i to nie tylko o naturze statystycznej, ale przede wszystkim dowodzące istnienie mechanizmów kreujących nierówności społeczne, wykluczających przedstawicieli niektórych grup, prowadzących do zaprzepaszczenia potencjału wielu jednostek. Gdyby konserwatywna ideologia do dziś panowała w psychologii, to niższy średni iloraz inteligencji czarnoskórych wciąż byłby przypisywany przyczynom genetycznym, a nie wpływowi wychowania i innym czynnikom środowiskowym. Nie wiedzielibyśmy do dziś, że Murzyni z bogatych domów, rozwijający się w środowisku o wysokim statusie społecznym i nabywający odpowiedni kapitał kulturowy, nie są wcale mniej inteligentni od poddawanych takim samym oddziaływaniom białych. Gdyby konserwatywna ideologia dominowała w środowisku specjalistów od zdrowia psychicznego, to homoseksualizm do dziś byłby uznawany za patologię i odpowiednio traktowany. Zdolności i pracowitość przedstawicieli mniejszości rasowych napotykałyby na niedowierzanie i opór nie tylko wśród uprzedzonej większości, ale i w elitach, decydujących o kształcie edukacji i instytucjonalnych ścieżek kariery zawodowej. Homoseksualiści, zamiast rozwijać swój androginiczny potencjał, byliby poddawani przymusowemu leczeniu lub trwonili energię na odpowiadającą nadawanej im psychopatologicznej etykietce dysymulację. A wszystko to w imię postulowanej przez Haidta ideologicznej równowagi.


1 2 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Ophelia Benson - ateistka
Zabawa na 202

 Zobacz komentarze (8)..   


« Psychologia i życie   (Publikacja: 11-02-2011 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Jarosław Klebaniuk
Doktor psychologii; adiunkt w Instytucie Psychologii Uniwersytetu Wrocławskiego; autor ponad pięćdziesięciu artykułów naukowych z zakresu psychologii społecznej; redaktor pięciu książek, w tym „Fenomen nierówności społecznych” i „Oblicza nierówności społecznych”; w latach 2007 – 2010 członek Komitetu Psychologii PAN; pisuje także prozę; publikował m. in. w „Akcencie”, „Bez Dogmatu”, „Kresach” i „Lampie”.

 Liczba tekstów na portalu: 14  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Jak Niemcy Polakom Żydów...
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 915 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365