Każde, nawet najkrótsze i najogólniejsze poruszenie tego tematu przyjmuję z uśmiechem.
Faktycznie chyba niewielu z nas zastanawia się, na ile przemysł rozrywkowy i producenci oprogramowania oraz agencje takie jak RIAA czy BSA rzeczywiście bronią interesu twórców. Nie od dziś wiadomo, że muzycy zarabiają głównie dzięki koncertom, podkreślają to nawet przedstawiciele wytwórni płytowych. Udostępniając muzykę za darmo byliby w stanie ściągnąć na koncerty (nawet przy wyższej cenie biletów) więcej osób. Egzekwowanie prawa autorskiego przez pojedynczych wykonawców jest bardzo trudne, a firmy płytowe i organizacje interesują się sprawą tylko wtedy, kiedy w grę wchodzą duże pieniądze. Tym bardziej, że i w samej cenie płyty wynagrodzenie artysty stanowi niewielką część.
Jeśli chodzi o oprogramowanie - pojawia się coraz więcej bardzo dobrych, darmowych programów i w tej chwili tłumaczenie się brakiem pieniędzy powinno poważnie zawstydzić każdego, kto to robi. W tej chwili w praktycznie wszystkich domowych zastosowaniach komputera istnieje spory wybór rozwiązań darmowych, często nawet profesjonalne komercyjne aplikacje można z niewielkimi ograniczeniami przetestować za darmo. Warto też wspomnieć, że zdecydowanie największy udział w oprogramowaniu serwerów mają programy otwarte, bijąc możliwościami, stabilnością i bezpieczeństwem na głowę wiele systemów i aplikacji komercyjnych.
Również tradycyjne książki, a zwłaszcza podręczniki, często bardzo drogie (dziwne, że tak mało z nas postrzega ich kserowanie jako kradzież), niedługo mogą stracić rację bytu, bowiem już w tej chwili często okazuje się (przynajmniej w przypadku dziedzin technicznych), że wiedza potrzebna do rozwiązania danego problemu w interesującym nas zakresie jest już dostępna za darmo w internecie, w dodatku często uzupełniana o najnowsze odkrycia w danej dziedzinie, które przestaną być najnowsze, zanim przejdą proces druku i sprzedaży.
Przy obecnej technologii i ciągłym jej gwałtownym rozwoju naprawdę trudno będzie się utrzymać funkcjonującemu do tej pory systemowi rozpowszechniania "dóbr kultury". Wielu twórców już to zrozumiało: sam Lawrence Lessig, wspomniany w artykule, opublikował swoją książkę za darmo w internecie, podobnie dostępne są też jej tłumaczenia w wielu językach, choć jest dostępna również w księgarniach. W serwisach takich jak jamendo.com ilość płyt z darmową muzyką (bardzo często znacznie lepszą od cukierkowej disko-tandety oferowanej nam przez koncerny) rośnie coraz szybciej.
Prawdopodobnie niebawem pozostaną przy "życiu" tylko ci, którzy przystosują się do nowych warunków, a zjawiska takie jak Digital Rights Management czy głośne ostatnio wojny o prawa patentowe na oprogramowanie odejdą w niepamięć. Pamiętajmy, "kultura chce być wolna" i właśnie od nas jej wolność zależy, a artykuły takie jak ten mogą tylko pomóc. Jeszcze raz dziękuję.
I na koniec jeszcze jeden uśmiech:
ars.userfriendl(*)oons/?id=20070514&mode=classic