|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Filozofia » Teksty źródłowe » Nietzsche
Religijność [2] Autor tekstu: Fryderyk Nietzsche
Najpotężniejsi ludzie z czcią korzyli się dotychczas przed świętym, jako
przed zagadką poskromienia siebie samego oraz rozmyślnego ostatecznego
zaparcia się: dlaczegoż się korzyli? Przeczuwali w nim -i ni to poza
pytajnikiem jego ułomnego i żałosnego wyglądu — przemożną siłę, która
lakiem poskramianiem doświadczyć siebie chciała, moc woli, w której
rozpoznawali i czcić umieli własną swą moc i chęć władania: czcząc świętego,
czcili oni coś w sobie. Nadto widok świętego nasuwał im podejrzenie: takiego
dziwu zaprzeczenia i wynaturzenia nie pożądanoby snadź bez powodu, tak
powiadali i pytali siebie samych. Istnieje widocznie jakiś tego powód, jakieś
nader wielkie niebezpieczeństwo, o którem asceta, dzięki swym tajemnym gościom i zwiastunom, snadź lepiej powiadamianym bywa? Słowem, możni świata nauczyli
się wobec niego nowej trwogi, przeczuwali jakąś nową potęgę, jakiegoś
nieznanego, nieuskromionego jeszcze wroga: — to wola mocy zniewalała ich
zatrzymywać się przed świętym. Musieli go zapytać.
W Starym Testamencie żydowskim, w księdze sprawiedliwości bożej bywają
ludzie, rzeczy i mowy w tak wielkim stylu, iż piśmiennictwo greckie i indyjskie niczem dorównać mu nie może. Z czcią staje się i grozą przed
tymi olbrzymimi szczętami tego, czem człowiek był ongi, i przychodzą do głowy
posępne myśli o starej Azyi i o jej wysuniętym naprzód półostrówku
Europie, która w stosunku do Azyi chciałaby koniecznie oznaczać postęp człowieczy.
Co prawda: kto sam jest jeno nikłem oswojonem zwierzęciem domowem i zna jeno
zwierzęcia domowego potrzeby (na podobieństwo naszej dzisiejszej inteligencyi, z dodaniem chrześcian inteligentne wyznających chrześciaństwo, tego w tych
ruinach nic nie zadziwi a tem mniej zasmuci — upodobanie do Starego Testamentu
jest kamieniem probierczym wielkości i małości -: snadź Nowy Testament,
księga łaski, zawszeć mu snadniej przypadnie do serca (jest w nim wiele
rzetelnej czułostkowej dusznej braciszków klasztornych i małych duszyczek
woni). Połączenie tego Nowego Testamentu, stanowiącego pod każdym względem
rodzaj rokoka smaku, ze Starym Testamentem w jedną całość, w biblię, w księgę
samą w sobie: jest snadź największem zuchwalstwem i grzechem przeciw duchowi,
jaki Europa literacka ma na sumieniu.
Po co dziś ateizm ? — Ojciec w Bogu
grunobalony; tak samo nagradzający sędzia. Również jego wolna wola: on nie słyszy, — a gdyby słyszał, to jednak nie zdołałby pomóc. Co zaś najgorsze: zda
się niezdolnym wysławiać się wyraźnie: jest — niejasny ? — Oto, co, pytając i nadsłuchując, wykryłem z wszelakich rozmów jako przyczynę zaniku teizmu
europejskiego; zda mi się, że instynkt religijny pleni się wprawdzie potężnie,
lecz że z głęboką nieufnością odtrąca właśnie teistyczne zaspokojenie.
Cóż tedy w istocie rzeczy cała
nowsza czyni filozofia? Od Descartes'a — i to raczej na przekór jemu, niż
za jego przykładem — ze strony wszystkich filozofów, pod pozorem krytyki pojęcia
podmiotu i orzeczenia, dokonywa się zamachu na dawne pojęcie duszy — to
znaczy, zamachu na podstawowe założenia nauki chrześciańskiej. Nowsza
filozofia, jako sceptycyzm teoryi poznania, jest skrycie lub jawnie antychrześciańską:
acz, by rzec dla subtelniejszych uszu, bynajmniej nie antyreligijną. Ongi
wierzono mianowicie w duszę, jak wierzono w gramatykę i podmiot gramatyczny:
powiadano, ja jest warunkiem, myślę orzeczeniem i uwarunkowanem — myślenie
jest czynnością, do której domyślać się należy podmiotu jako przyczyny.
Teraz, z podziwu godną wytrwałością i przebiegłością, podjęto usiłowania,
czy nie udałoby się wydobyć z tej matni, — czy odwrócenie nie jest snadź
prawdziwem: myślę warunkiem, ja uwarunkowanem; ja jest zatem w następstwie
syntezą, tworzącą się przez myślenie samo. Kant chciał w istocie rzeczy udowodnić, iż ze stanowiska podmiotu podmiot udowodnionym być nie może, -
przedmiot także nie: możliwość pozornego istnienia jednostkowego podmiotu,
zatem duszy, myśl ta, co jako filozofia Wedanty przejawiła się już raz i to z olbrzymią potęgą na ziemi, snadź nie zawsze była mu obca.
Istnieje wielka drabina okrucieństwa
religijnego o wielu szczeblach; trzy z nich atoli są najważniejsze. Ongi
ofiarowywano swemu bogu ludzi, takich snadź właśnie, którzy byli najumiłowańsi, — zaliczają się tu żertwy z pierwocin we wszystkich religiach pierwotnych,
tu należy także ofiara cesarza Tyberyusza w grocie Mitry na wyspie Capri, ów
najokropniejszy ze wszystkich anachronizmów rzymskich. Następnie w moralnej
ludzkości epoce, ofiarowywano swemu Bogu najsilniejsze, jakie posiadano,
instynkty, swą naturę; godowa ta radość lśni w okrutnem spojrzeniu ascety,
natchnionego wynaturzeńca. W końcu: cóż do ofiarowania pozostało jeszcze?
Nie musianoż naostatek ofiarować wszystkiego pocieszającego, świętego, kojącego,
wszelkiej nadziei, wszelkiej wiary w utajoną harmonię, w szczęśliwości i sprawiedliwości przyszłe? nie musianoż bóstwa ofiarować samego i, z okrucieństwa
względem siebie, ukorzyć się przed głazem, głupotą, ciężkością, losem,
nicością? Za nic ofiarować Boga — paradoksalne to misteryum ostatecznego
okrucieństwo zachowano dla wyłaniającego się obecnie pokolenia: my wszyscy
poznaliśmy je już nieco.
Kto, jak ja, z zagadkowem jakiemś pożądaniem
silił się długo, by pesymizm przemyśleć do głębi i wyłuskać go z napoły
chrześciańskiej napoły niemieckiej naiwności i cieśni, mianowicie z osłonek
filozofii schopenhauerowskiej, w których objawił się ostatnio bieżącemu
stuleciu; kto jakiemś azyatyckiem i nadazyatyckiem okiem zajrzał już istotnie w głąb i wnętrze najbardziej przeczącego światu ze wszystkich możliwych
sposobów myślenia — poza dobrem i złem, nie zaś, jak Budda i Schopenhauer,
urzeczony i opętany przez morał — ; temu, właściwie pomimo jego woli, na
wręcz przeciwny ideał otwarły się snadź tem samem oczy, na ideał
najhardziejszego, najżywotniejszego, najbardziej przyświadczającego światu
człowieka, który z tem, co było i jest, nie tylko że poradził sobie i znosić
je się nauczył, lecz który chciałby także, by tak, jak było i jest,
powtarzało się znów przez całą wieczność, który nienasycenie domaga się
da capo nie tylko co do siebie, lecz także co do całej sztuki i widowiska, i nie tylko co do widowiska, lecz w istocie rzeczy co do tego, który widowiska
owego potrzebuje — i potrzebnem je czyni : gdyż on ustawicznie siebie
potrzebuje — i potrzebnym się czyni — Cóż? I nie byłby to — circulus
vitiosus deus?
Wraz z mocą jego duchowego spojrzenia i wejrzenia rozrasta się oddal i ni to przestrzeń dokoła człowieka: świat
jego staje się głębszym, coraz to inne gwiazdy, coraz to inne zagadki i obrazy jawią się mu na widnokręgu. Może to wszystko, na czem oko duchu swą
bystrość i swą przenikliwość ćwiczyło, było jeno pobudką do ćwiczenia
jego, jeno przedmiotem igraszki, czemś dla dzieci i dziecinnych mózgów: może
najuroczystsze pojęcia, o które najwięcej ścierano się i cierpiano, pojęcia
bóstwa i grzechu, nie wydadzą się nam kiedyś ważniejszemi, niźli starcowi
cacka dziecinne i bóle dziecinne, — i może starzec ów znowu będzie
potrzebował potem jakiejś innej zabawki i innego bólu, — wciąż jeszcze
dziecko do tyła, wieczne dziecko!
Czyż zdarzyło się zauważyć komu,
jak dalece do życia istotnie religijnego (a także do jego mikroskopijnego
ulubionego zajęcia, polegającego na badaniu siebie samego, jako do owego słodkiego
ukojenia, które zwie się modlitwą i jest nieustanną gotowością na przyjście
Boga) potrzeba zewnętrznej bezczynności lub na wpół bezczynności; mam na myśli
bezczynność ze spokojnem sumieniem, dziadów i pradziadów, z pochodzenia, nie
pozbawioną całkiem arystokratycznego przeświadczenia, iż praca hańbi, -
mianowicie pospolituje duszę i ciało? Że więc nowoczesna, hałaśliwa, drożąca
się z czasem, ze siebie dumna, głupio-dumna pracowitość snadniej niż
wszystko inne niewiarę krzewi, do niej przygotowywa? Wśród tych, którzy na
przykład w dzisiejszych Niemczech żyją zdala od religii, spotykam ludzi o wolnomyślności najróżnorodniejszego pokroju i pochodzenia, przedewszystkiem
atoli większość takich, u których pracowitość z pokolenia na pokolenie
religijne rozprzęgła instynkty: iż nie wiedzą już zgoła, poco są religie i z rodzajem tępego zdumienia ni to regestrują istnienie ich na świecie.
Zdaniem tych poczciwców, jest się już pochłoniętym aż nadto bądź to
przez swe zajęcia, bądź też przez rozrywki, nie mówiąc już o ojczyźnie, o dziennikach, o obowiązkach rodzinnych; zda się, iż na religię zgoła nie
mają czasu, zwłaszcza iż nie zdają sobie sprawy, czy chodzi przytem o nowy
interes czy też o nową rozrywkę, — gdyż niepodobna, powiadają sobie, by
się chodziło do kościoła wyłącznie dla popsucia sobie dobrego humoru. Nie
są oni wrogami obrzędów religijnych; kiedy w pewnych wypadkach, na przykład
ze strony państwa, wymaga się w takich obrzędach uczestnictwa, to czynią,
czego się wymaga, jak tyle rzeczy się czyni -, z cierpliwą i skromną powagą,
bez nadmiernej ciekawości i przykrości: — toć żyją nazbyt zdała i poza
tem wszystkiem, by przypuszczać, iż bodaj za i przeciw w takich rzeczach jest
im potrzebne. Do tych obojętnych należy dziś przeważająca ilość
protestantów niemieckich z warstw średnich, szczególniej w wielkich
pracowitych ogniskach przemysłowych i handlowych; również większość
pracowitych uczonych i cały personel uniwersytecki (z wyjątkiem teologów których
istnienie i możliwość nasuwa tem samem psychologowi coraz liczniejsze i coraz
subtelniejsze zagadki do rozwiązania). Ludzie pobożni, lub bodaj jeno kościelni
rzadko zdają sobie sprawę, ile dobrej woli, możnaby rzec, umyślnej woli
potrzeba dzisiaj, by uczony niemiecki podjął poważnie problemat religii; całe
jego rzemiosło (i, jak powiedziano, rzemieślnicza pracowitość, do której
jego nowoczesne zobowiązuje sumienie) skłania go do wyniosłej, dobrotliwej
niemal wesołości względem religii, zaś do tej wesołości dołącza się
czasem lekkie lekceważenie, zwrócone przeciw nieschludności ducha, którą
wszędzie tam przypuszcza, gdzie ktoś opowiada się jeszcze za kościołem.
Uczony dopiero przy pomocy historyi (a więc nie ze swego osobistego doświadczenia)
zdobywa się względem religij na korną powagę oraz jakowąś trwożną oględność;
atoli chociażby uczucie jego spotęgowało się względem nich aż do wdzięczności,
to jednak nie zbliża się on osobiście ani na krok do tego, co istnieje
jeszcze jako kościół lub pobożność: raczej naodwrót. Praktyczna w rzeczach religii obojętność, w której się zrodził i wychował, przetwarza
się u niego zazwyczaj w ostrożność i schludność, wzdragającą się przed
zetknięciem z religijnymi ludźmi i rzeczami; być może, że to głębia jego
tolerancyi i człowieczeństwa każe mu unikać subtelnej przykrości, od
tolerowania nieodłącznej. Każda epoka ma właściwy sobie, boski rodzaj
naiwności, której wynalazku inne epoki pozazdrościć jej mogą: — a ileż
to naiwności, czcigodnej dziecięcej i bezgranicznie niemądrej naiwności tkwi w tem przeświadczeniu uczonego o wyższości własnej, w spokojności sumienia
jego tolerancyi, w bezprzeczuciowej skromnej pewności, z jaką instynkt jego
obchodzi się z człowiekiem religijnym jako typem pośledniejszym i niższym,
który on przerósł, prześcignął, przewyższył, — on, maluczki
pretensyonalny karlik i pospolitak, pilny rączy wyrobnik, pracujący rękoma i głową w służbie idej, nowoczesnych idej!
1 2 3 Dalej..
« Nietzsche (Publikacja: 01-09-2002 Ostatnia zmiana: 05-02-2005)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2348 |
|