|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Etnologia
Małżeństwo w starożytności [2] Autor tekstu: Joanna Żak-Bucholc
Rodzaje, formy i prawa
Wyżej powiedziałam o ideach, „poezji" mitycznej związanej z małżeństwem, teraz więcej uwagi należałoby poświęcić normom społecznym,
czyli — praktyce.
Wiele łączy nas z Indiami, więcej niż byśmy się
spodziewali, zaś wspólnota językowa i obyczajowa sięga wspólnej
praindoeuropejskiej przeszłości. Tak też kultury Grecji i Indii mają sporo
wspólnych cech. Ot, na przykład zwyczaj wiązania rąk parze młodej (oczywiście
to w całym świecie dość rozpowszechniony obyczaj) znany był także w dalekich Indiach, gdzie złączenie prawych dłoni młodej pary było obrzędem
symbolizującym zawarcie małżeństwa „w ogóle" i zwano go panigrahana.
Obrzęd ten, zaświadczony już w Wedach, był znany wielu ludom indoeuropejskim i przechował się do czasów dzisiejszych — twierdzi badaczka kultury
indyjskiej prof. H. Wałkówska („Forma zawierania małżeństw w Indiach
starożytnych"). W indyjskich zaślubinach istotna była także tzw.
ceremonia „siedmiu kroków", w trakcie której młodzi
trzykrotne okrążali ogień. Ale okazuje się, że nie jest to specyfika
Indii — zwyczaj ten znany był też w Rzymie.
A jednak to Indie wydają się wymarzone dla badań związanych z małżeństwem. To istna kopalnia — gdzież indziej zachowały się dokładne
opisy obrzędowe dla.… aż ośmiu form zawierania małżeństw?! (W tym cztery
bramińskie ortodoksyjne, a cztery tolerowane, a wywodzące się z czasów
przedaryjskich; zatem i przedbramińskich, kiedy Indie kultywowały religie
Wielkiej Bogini).
Inaczej niż w starszych kulturach Sumeru, Egiptu, Krety
dziewczyna w społeczeństwach Indii i Grecji z epoki, gdy plemiona
Indoeuropejczyków dawno już okrzepły w swych nowych ojczyznach, raczej nie
miała żadnych praw. Władza ojca w Indiach była tak daleko posunięta, że mógł
swe dzieci nawet sprzedać; tak też było w prawie rzymskim. Kobieta całkowicie
„należała" do ojca, a potem do męża. Stąd jeszcze i w naszych czasach
podczas ceremonii ślubnej ojciec
prowadził za rękę swą córkę — Pannę Młodą, a gest jakim pod ołtarzem
uroczyście wkładał jej dłoń w dłoń męża to w istocie gest przekazania
mu jej pod opiekę. Przecież kobieta ani na chwilę nie mogła być samodzielna — przechodziła bezpośrednio spod władzy ojca i braci pod władzę męża, a potem ewentualnie syna. Jej główna rola zresztą — to właśnie urodzić
syna.
W niektórych zwyczajach czy zabytkach literackich pojawia
się ślad poliandri. W Grecji jeszcze długo po napływie Dorów zachowały się
ślady wielomęstwa np. w Sparcie. W Indiach natomiast najsłynniejszym związkiem
poliandrycznym był związek księżniczki Draupadi z pięcioma braćmi opisany w "Mahabharacie",
ale przecież sporo tropów można wyśledzić w obyczajowości lokalnej,
bajkach czy folklorze. Ślady „matriarchatu" zachowały się nawet w księgach prawnych, wzmiankujących np. o formie małżeństwa zwanej gandharva
czy o zwyczaju svajamvara. Były one
żywe na zachodzie Indii, czyli tam, gdzie Ariowie idący z północnego-wschodu
dotarli najpóźniej; tam, gdzie rozwinął się nie mający nic wspólnego z braminizmem buddyzm i dżinizm; tam, gdzie przetrwały relikty z czasów
cywilizacji Indusu.
Ślub gandharva
polegał na absolutnie dobrowolnej umowie, opartej wyłącznie na miłości między
dwojgiem ludzi. Kobieta była tu równa mężczyźnie. A wszędzie tam, gdzie
zachowały się ślady równości kobiet dopuszczalna było monogamia (nigdy zaś
poligamia), dozwolony był rozwód, dzieci nie wchodziły automatycznie do rodu
ojca, zaś osobisty majątek kobiety nie dziedziczył po jej śmierci mąż,
lecz córka lub dalsza rodzina żony.
Może jedną z najbardziej interesujących pozostałości
po czasach, w których kobiety miały wysoki status społeczny i samodzielność
jest wspomniana wyżej svajamvara.
Zwyczaj ten sprowadzał się do tego, że to kobieta wybierała męża, ba!
szukała go nieraz objeżdżając cały kraj. Co ciekawe, jeszcze wciąż np. u niektórych ludów indonezyjskich to kobieta ma prawo wybierać męża; u indyjskich (ale nie związanych z religią hinduską) Śantalów może wybrańca
nawet nagabywać, udać się do niego do domu z prezentami i oświadczeniem, że
chce zostać jego żoną, i tkwić tam tak długo, aż zgodzi się ją poślubić. W mitach wyspiarzy Pacyfiku z kolei kobiety samodzielnie wyprawiały się łodziami w poszukiwaniu odpowiednich mężów.
W toku społecznych przemian zwyczaj svajamvary ulegał zmianom i potem to ojciec dziewczyny organizował
zjazdy zalotników. Na takich zjazdach odbywały się przeróżne zawody. Na
przykład należało napiąć wielki, ciężki łuk i wypuścić strzałę.
Seksualne konotacje łuku musimy niestety zostawić na boku, ale to naprawdę
nie przypadek, że taka forma zawodów była częsta na przedślubnych
spotkaniach. Słynna para hinduizmu Rama i Sita poznała się właśnie w trakcie svajamvary, gdy ojciec Sity król Dżanaka ogłosił, że odda córkę
temu, kto zdoła napiąć łuk samego boga Śiwy. Można iść o zakład, że
Homer w swej „Odysei" jako wydarzenie wieńczące perypetie bohaterów opisał
podobny zwyczaj istniejący u ludów przedgreckich — kiedy to Odyseusz napina
swój potężny łuk i wypuszcza strzały przez otwory w ustawionych w rzędzie
toporów, czego żaden z zalotników Penelopy nie był w stanie uczynić.
Nawiasem mówiąc, Penelopa wchodzi do sali, gdzie czekają zalotnicy, w welonie, przez Homera (a raczej przez tłumacza) zwanym „namiotką", co jak
wiemy było oznaką Panny Młodej. Zresztą cała ta scena nie wygląda na powrót
męża po dwudziestu latach, Poeta musiał tu chyba wpleść jakiś relikt
zwyczaju svajamvary.
A jak było z prawnymi aspektami małżeństwa w świecie
śródziemnomorskim, kiedy jeszcze nikt nie słyszał o Grekach? W Egipcie uważano
małżeństwo za święte, bo uświęcone przez boską parę Ozyrysa i Izydę.
„Kobiety egipskie cieszyły się wolnością i niezależnością, których mogły
pozazdrościć im ich siostry z innych cywilizacji Bliskiego Wschodu, Grecji
klasycznej, a nawet średniowiecznej Europy" twierdzi autor książki „Lud
faraona" H. Wilson. Miały prawo dziedziczenia majątku po rodzicach i 1/3 po
małżonku, były równe wobec prawa (co nie znaczy oczywiście, że kobiecość i męskość były widziane jako identyczne, przeciwnie: raczej jako
komplementarne, uzupełniające się „połowy"; domeną męża było
utrzymywanie rodziny, kobiety — dom, choć Egipcjanki bywały kapłankami,
muzykantkami, tancerkami, szwaczkami itd.).
W Sumerze bywało, iż rodzice ustalali już w dziecięctwie z kim ożeni się czy też za kogo wyjdzie za mąż ich pociecha, ale nie należało
do rzadkości, że młodzi brali ślub z miłości i z własnej woli (por. M.
Bielicki „Zaginiony świat Sumerów"). Ba, nawet same matki namawiały do
tego: „Poślub żonę, która wpadnie ci w oko" głosi pewien tekst z tabliczki sprzed ponad 4 tys. lat. W mitach zaś wyraźne są ślady, jak dużym
autorytetem cieszyła się matka, u której synowie nierzadko zasięgali
opinii o wybrance swego serca. Także i tu kobiety wobec prawa były równe z mężczyznami. A nawet zachowały się ślady „matriarchalnych" reliktów -
np. w formie małżeństw poliandrycznych (do ok. III tys. p.n.e.). Także tu
kobieta, jak w Egipcie, dziedziczyła to,
co wniosła do małżeństwa. Dzieci — córki i synowie, na ogół w obu krajach
dziedziczyły na równych prawach. Jak w Sumerze, tak w Egipcie ideałem była
monogamia. Żona po śmierci męża mogła ponownie wyjść za mąż, jak i mąż
mógł związać się z nową żoną. Nie było specjalnych restrykcji wobec
wiarołomnej żony, kobieta zwłaszcza przed ślubem mogła sobie na równych
prawach z mężczyznami wybierać partnerów — zwłaszcza w epokach wcześniejszych,
zanim w dolinach mezopotamskich nie zjawiły się plemiona semickie.
O krainach greckich możemy wspomnieć króciutko -
prawidłowość jest taka: w świecie kultury kreteńskiej zauważa się dużą
rolę bogiń i kapłanek, status kobiet był niewątpliwie wysoki; potem po jej
upadku zapanowali na jej obszarze indoeuropejscy Grecy, a rola kobiet spadła,
zaś najważniejszym potomkiem stał się syn. Kobieta w Grecji nie miała żadnych
praw obywatelskich, a nawet prywatnie była całkowicie zależna od męża. W Grecji, jak w Indiach, mocno podkreślano obowiązek wobec państwa wyrażający
się założeniem rodziny i spłodzeniem potomstwa. Syn był ważny nawet po śmierci
ojca — bo tylko on, jak w Indiach, mógł dokonywać specjalnych ofiar. Ba,
Grecy nie tolerowali zbytnio ludzi bezżennych, samotnych, upokarzali ich nawet
za pomocą prawa, takie osoby musiały np. w Sparcie płacić… karę za bezżenność,
zwaną graphe agamia. Nawet Platon
chciał obarczać ludzi stanu wolnego grzywnami w wysokości stu drachm rocznie.
I oto jak przekształceniu uległy prastare obyczaje: w Grecji oczywiście to ojcowie wybierali mężów dla swych córek, zatem
komunikat o planowanym zamążpójściu brzmiał teraz mniej więcej tak: "kto
chce zostać zięciem
(!) tego a tego niech przybędzie...." Zjeżdżali się kandydaci, odbywały
się rozmowy, biesiady, zawody, zalotnicy ze sobą konkurowali w muzycznych czy
retorycznych popisach — a gospodarz patrzył uważnie. Trwało to nawet rok.
Wreszcie ogłaszano ucztę i decyzję. Czyją? Oczywiście, ojca dziewczyny.
Gdyby nie to, że to on był tym, który wybiera, a nie Panna, bardzo by ten
zwyczaj przypominał svajamvarę.
Przyjrzyjmy się jeszcze jak wyglądały w starożytnej
Grecji niektóre elementy obyczaju ślubnego, bo doprawdy wiele tu analogii do
naszej obyczajowości. Jak już wiemy, Panna nosiła welon zwany kalyptra, przeprowadzano ją uroczyści z domu ojca do domu męża,
jak to i u nas czyniono, głównie na wsiach (Greczynka tak dalece była odtąd
„skazana" na rodzinę męża, że ojciec zwalniał ją nawet z obowiązku składania
ofiar swym przodkom, miała odtąd czynić to w odniesieniu do przodków męża).
Pan młody przenosił ją przez próg. Całkiem jak u nas. Obsypywano Młodą
Parę daktylami, figami, monetami. Były to proste symbole płodności — jak i nasz ryż, sypany na Młodych po wyjściu z ceremonii. Młodzi wspólnie
rozniecali ogień i spożywali razem posiłek — chleb i owoce. Po nocy poślubnej
dostawali prezenty.
Zwyczajne czy sakralne?
Nasz wywód przywiódł nas do punktu, w którym można już
wysnuć parę wniosków.
Okazuje się, że poszczególne elementy obrządku ślubnego
sięgają czasów bardzo dawnych: np. sypanie ryżem czy innym ziarnem to
element magii płodności, wiązanie rąk — symbol związania, welon -
element misteryjny.
Te zwyczaje są dowodem, że ludzie je tworzący wiedzieli i wierzyli, że wszystko co odbieramy naszymi zmysłami ma swój wymiar głębszy i szerszy — że świat przeniknięty sacrum nie jest tylko zbiorowiskiem
jednostek i przedmiotów. W ich
spojrzeniu na rzeczywistość nieustannie przejawia się dążenie do
transgresji — przekraczania granic. Dany człowiek nie jest tylko sobą,
ale też częścią większej całości: grupy, wsi, miasta, wreszcie -
kosmosu; dana osoba w tym „pozazmysłowym" wymiarze (mitycznym,
symbolicznym, rytualnym) jest też żyjącym wcieleniem sił odeń większych:
Kobieta i Mężczyzna są jakby obrazem ukazującym możliwość jednoczenia
przeciwieństw, które najpełniej przekroczone zostają w Trzecim z nich
zrodzonym — dziecku.
1 2 3 Dalej..
« Etnologia (Publikacja: 29-07-2003 Ostatnia zmiana: 06-09-2003)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2571 |
|