|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Historia
Powołany? Autor tekstu: Artur Marek Wójtowicz
Jeden z moich przyjaciół poprosił mnie
bym przybliżył nieco postać „sławnego" przedstawiciela Narodu
Francuskiego, który ongiś starał się usilnie o przyjęcie do zgromadzenia
zakonnego. Dlatego też nie chciałbym, aby traktowano ten artykuł jako przejaw
mojej sympatii do tego „niedoszłego" mnicha, lecz pragnąłem zamieścić
go jako pewną ciekawostkę z Historii Kościoła, z historii powołania. A zatem przenieśmy się w naszej wyobraźni do końca wieku XVIII: W
pewien lipcowy wieczór do bram klasztoru Ojców Franciszkanów zapukał niespełna
dwudziestoletni młodzieniec ubrany w szarą opończę. Przemoknięty, zmarznięty
stał pośrodku otaczających go kałuż. Z jego kręconych włosów spływały
krople letniego deszczu. Ponieważ usilnie dobijał się, a w klasztorze trwały
właśnie wieczorne modlitwy i nikt nie otwierał furtki powoli niecierpliwił
się. Po jakimś czasie otworzył mu drzwi brat furtian i umieścił młodzieńca w pokoiku znajdującym się niedaleko własnego pomieszczenia. Młody chłopak
pełen nadziei na nowe zakonne życie (które widział oczami wyobraźni) z ciekawością chodził po celi i przypatrywał się zabudowie klasztornej. Kiedy
zjawił się tam Przeor, chłopak przedstawił się jako Maksymilian i w chwili
szczerości wyznał starszemu mnichowi, iż pragnąłby do końca swych dni
przebywać właśnie w tym zgromadzeniu. Jego zapał był ogromny, lecz i ów
starszy zakonnik, nie był w „ciemnię" bity, więc po dłuższej rozmowie
zaproponował młodzieńcowi, że przyjmie go na okres kilku miesięcy, aby, nim
podejmie ostateczną decyzję, spróbował własnych sił jako nowicjusz. Nie
wiem jak przebiegał jego okres formacji w tymże klasztorze, lecz wielu
historykom znany jest fakt, że po upływie określonego czasu ów Przeor zawołał
młodego kandydata do swojego pokoju i oświadczył mu, że powinien jak
najszybciej opuścić to zacne ustronie. Nie podał mu przy tym, żadnego
konkretnego argumentu, dlaczego też tak czyni. Młodzieniec prosił, o jeszcze
kilka miesięcy, aby mógł się sprawdzić, lecz Przeor nie ustępował i wyrzucił Maksymiliana za drzwi. Chłopak podniósł się i krzyknął na zakończenie
dyskusji: "...Przeorze, dzisiaj Ja proszę, ale przyjdzie taki czas, że to
Ty… mnie… prosić będziesz!!!...".
I
przyszedł. Za kilka lat, przed Tym człowiekiem klękała cała Francja, a zwłaszcza
arystokracja tego kraju. A dziś jego zwłoki spoczywają na najstarszym, a jednocześnie na najbardziej znanym cmentarzu Paryża — Pére lachaisé.
Zaś na jego grobie, który jest otoczony przepiękną zielenią można
przeczytać napis: Przechodniu nawet nie płacz nad grobem tego człowieka,
bo gdyby on żył, wówczas Ty należałbyś do grona umarłych.
***
Kim
był, ów młodzieniec, którego bały się miliony ludzi? Kim był Ten, na którego
gniewny głos klękali francuscy chłopi, a jednym skinieniem palca decydował o ich losie?
Mousieur
Robespierre — twórca
Rewolucji Francuskiej.
Po
kilku latach od wspomnianego zajścia z owym Przeorem Maksymilian de Robespierre
ukończył prawo i został mianowany publicznym oskarżycielem w Trybunale
Kryminalnym Paryża. Jednakże myśl o „zmarnowanym" powołaniu często do
niego powracała. W jego umyśle pojawiał się tamten dzień, kiedy został
brutalnie wyrzucony z klasztoru. Słowa, które przed wiekami wypowiedział
Nestoriusz mogły wówczas zadźwięczeć w uszach młodego prawnika: "...Nikt
nie powiedział mi na czym polegał mój błąd, kazano mi to podpisać, nie mogłem
tego uczynić, dlatego wygnano mnie…".
Przez
lata ów młodzieniec powracał do tego tematu i zawsze wspominał, że największy
ból sprawiło mu nie to, że został nie przyjęty do zacnego grona zakonników,
lecz to, ze nie pozwolono mu się poprawić i w gniewie Przełożonego został
wyrzucony.
Kiedy
stał się sprawcą wybuchu Rewolucji Francuskiej cały swój gniew starał się
skierować przeciwko burżuazji, klerowi, czy też jak to „tradycyjnie" bywa
przeciwko wszelakim przeciwnikom. To on zaprzyjaźnił się z Madame la
Gilotyn, która — jak często mawiał — w sposób iście „humanitarny"
jest w stanie rozprawić się z jego przeciwnikami. Nie przypuszczał wówczas,
że ostatnie chwile swojego życia „spędzi" przy jej boku.
Kiedy w lipcu 1794 r. w okratowanym wozie wieziono go na ścięcie — jak twierdzą
„zacni" historycy — w całej Francji nikt jeszcze nie widział tak rozszalałego z radości tłumu, bawiącego się na ulicach. Być może dlatego, że równocześnie w paryskim więzieniu czekało na zgilotynowanie 2.000 chłopów, którym
Maksymilian swoją śmiercią „darował" życie. Na szafocie zaś kat mógł
wówczas powtórzyć znane słowa Kajfasza: „...lepiej jest, aby jeden człowiek
zginął za naród, niż miałby zginąć cały naród…" (J 11, 50).
Niedoszły
mnich, którego gniew w późniejszym czasie stał się przyczyną śmierci
Ludwika XVI, jego małżonki, oraz kilku tysięcy zakonników. Mury
„tamtego" klasztoru z pewnością płonęły, zaś ów Przeor ukrywał się,
bądź też poniósł śmierć.
Musisz
natychmiast opuścić klasztor — jak refren brzmiały te słowa przez długie lata w uszach Maksymiliana, a i
być może w umyśle uciekającego Przeora.
Czy
inaczej potoczyłaby się historia, gdybyśmy ujrzeli franciszkanina de
Robespierre’a na klęczniku? Czy też może taki obraz przyczyniłby się do
ukazania postaci przypominającej „Mnicha-Tyrana"? Czy w końcu Maksymilian
był człowiekiem powołanym do stanu duchownego (historycy bowiem przedstawiali
Maksymiliana jako nieprzekupną postać, pozbawioną jakichkolwiek skrupułów)?
Myślę, że odpowiedzi na te pytania pokrył już kurz historii. A nawet najśmielsze
umysły historyków nie są dziś w stanie wedrzeć się w kręte losy
osiemnastowiecznych bohaterów tej opowieści.
Jak
już na wstępie nadmieniłem nie jest moim celem przeprowadzanie psychologiczno-"gdybologicznych" dywagacji, lecz przedstawienie tej postaci, która pod
koniec XVIII wieku zmieniła losy całej Francji.
« Historia (Publikacja: 25-10-2003 Ostatnia zmiana: 20-02-2004)
Artur Marek Wójtowicz Teolog, publicysta, pisarz. Ukończył Uniwersytet Stefana Kardynała Wyszyńskiego w Warszawie (dawne ATK) oraz Studia Pastoralne w St. Gallen. Autor wstępu do Biblii protestanckiej ręcznie przepisanej przez 650 osob z Horgen ZH w 2003 r. Mieszka w Szwajcarii. "Wszyscy mawiają, że po filozofii traci sie rozum, zas po teologii wiarę. Więc co pozostaje? Spryt? Spotkać teologię w życiu to niewielki problem. Ale spotkać wierzącego teologa, to już sztuka, a prawdziwie wierzącego to... cud" - napisał. Strona www autora
Liczba tekstów na portalu: 19 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Mormoński okultyzm | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2832 |
|