Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
203.576.264 wizyty
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 607 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Sursum corda, ale nie wyżej mózgu."
« Czytelnia i książki  
Kaplica Magellana [1]
Autor tekstu:

Zdezelowany autobus krztusząc się i parskając, wolno, lecz jakby niestrudzenie, wspinał się wąską dróżką po górskiej przełęczy. Upał lejący się z równikowego nieba ogrzewał go niczym wielką metalową puszkę. Brak klimatyzacji i temperatura wiekowego silnika dająca o sobie znać spod podłogi dopełniały reszty — siedzący w środku ludzie z trudem wytrzymywali duchotę, ratując się piciem ogromnych ilości wody mineralnej, kupionej na ostatnim przystanku cywilizacji — w wiosce z której w ostatni etap podróży wyruszyli przed godziną.

— Już niedaleko! Za tą górą! — Krzyknął na cały autobus kierowca, autochton wynajęty przez biuro podróży za sowitą zapłatą. Nic dziwnego, prowincja Phata-Szun była najniebezpieczniejsza w całym tym kraju gdzie nawet w stolicy diabeł mówi dobranoc. Separatyści czy — jak ich nazywał tutejszy rząd — bandy terrorystyczne — od kilku lat prowadzili tu regularną wojnę domową z oddziałami rządowymi, choć oficjalna nomenklatura z uporem godnym lepszej sprawy nazywała to "napadami kryminalistów w celu zdobycia broni".

Świeżo mianowany profesor Pierre Calen, szef wyprawy archeologów francuskich myślał tylko o tym, żeby zrobić tu swoją robotę ze swoimi ludźmi i wracać do Paryża zanim jakiś obdartus z maczetą utnie komuś głowę. No i o córkach, które dzięki grantowi rządowemu za odwalenie tej roboty na końcu świata będzie mógł wysłać na studia za Kanał, do Oxfordu. Bliźniaczki. Koszty. Naraz. Trudno. Dlatego ten wyjazd. Siedzeniem na uczelni budżetu domowego nie zapnie. — Ale, do ciężkiej cholery — pomyślał Calen — z tymi szwabskimi turystami od przeżyć ekstremalnych to już naprawdę przesada. Powiem o tym osobiście ministrowi nauki i niech zjebie choćby samego kanclerza. Do czego to doszło! Niedługo bogate snoby wejdą „na barana" na posąg „Dawida" Michała Anioła albo zrobią grilla w jaskini z pradawnymi rysunkami hominidów.

Około tuzina turystów, głównie Niemców, zabrało się razem z nimi komercyjnie, za ciężkie pieniądze w firmie od organizowania przeżyć ekstremalnych. "Kaplica Magellana w sercu dżungli pełnej terrorystów — tylko dla prawdziwych twardzieli" i tak dalej w tym klimacie, byle paru snobów pozbawić nadmiaru pieniędzy. Obiecali, że nie będą przeszkadzać w pracach naukowych i chcą tylko pstrykać zdjęcia i robić filmy na pamiątkę, ale Calen i tak był wściekły. Jedyne pocieszenie, że posłuch miał wśród nich wysoki, pięćdziesięcioletni na oko Herr Meier, członek zarządu Frankfurter Bank. Światowiec, władza biła od niego z gestów, ruchów, wzroku. Z fizjonomii zgoła. Przynajmniej jego nie można było zakwalifikować do kategorii bogatych i otyłych troglodytów o mentalności pożeracza hot-dogów. Calen miał jego słowo w cztery oczy, że będzie miał na oku „swoich" i w razie czego przemówi takiemu do słuchu. Teoretycznie swoją władzę zostawił we Frankfurcie, ale Francuz czuł intuicyjnie, że posłucha go każdy z „jego" grupy. On z kolei w dziewięcioosobowej grupie archeologów miał władzę formalną i znał swoich ludzi jak własną kieszeń. Pracowali w Instytucie Archeologii od lat. Część znał jeszcze jako swoich studentów.

Byli jeszcze zakonnicy, ale z ich strony nie można raczej było spodziewać się kłopotów. Nie odzywali się ani do jednej, ani do drugiej grupy, ani nawet do siebie samych. Nie filmowali przyrody za oknem jak turyści, nie czytali, ani nie rozwiązywali krzyżówek jak archeolodzy tylko tępo patrzyli przed siebie i klepali paciorki. Wszyscy w bezsensownie grubych i długich habitach. — Chyba tylko po to, żeby więcej się nacierpieć w tym żarze. — Pomyślał Calen i pociągnął ostatni łyk ciepłej już wody mineralnej. Na początku wyprawy, w stolicy kraju, próbował z nimi rozmawiać, ale byli nieufni i niewiele się od nich dowiedział poza tym, że są misjonarzami i jadą obejrzeć „kaplicę Magellana". Dopiero podczas jednego z postojów przypadkiem usłyszał jak gorączkowo mówią między sobą słowo „pielgrzymki". Ach więc to tak! Wszystko ułożyło się w całość i Calen nie musiał już pytać o nic więcej. Trzy grupy ludzi zebrały się w jednym autobusie, jadąc w to samo miejsce w trzech celach: archeolodzy jako naukowcy na zlecenie UNESCO; bogaci turyści żeby przeżyć niezwykłą przygodę, której nie ma w zwykłych katalogach i poczuć w sobie choć na trochę pierwotną męskość z początków cywilizacji, która wyłoniła się bezpośrednio z królestwa zwierząt; tę atawistyczną siłę, którą cywilizacja dzisiejsza nie tylko bezpowrotnie straciła, wywołując kryzys tożsamości samca Zachodu, ale którą wyklęła jako hańbę cywilizacji wiedzy, zostawiając ją w najniższych warstwach społecznych dla odrzutów wyścigu szczurów, i tak wypieranych przez robotyzację produkcji lub ku rozrywce w boksie, będącym jednak jedynie show-biznesem; paradoks, że trzeba dojść do elity „białych kołnierzyków", aby móc pozwolić sobie finansowo na powrót do natury i przeklętej cywilizacji siły; i wreszcie miejscowi misjonarze, przybyli tu parę lat wcześniej z Polski, jadący zbadać, prawdopodobnie na polecenie Watykanu, możliwości uruchomienia w „kaplicy Magellana" miejsca turystyki pielgrzymkowej.

— To tam! To tam! — Krzyknął po wyjeździe z ostatniego wirażu kierowca, pokazując ręką na górę nad którą dumnie powiewała flaga narodowa Zjednoczonego Księstwa Ugrofinstanu. Naukowcy z miejscowego uniwersytetu przeprowadzili wstępne badania z których wynikało, że w grocie w XVI-tym wieku Europejczycy zbudowali kaplicę chrześcijańską. Potężny wybuch podwodnego wulkanu dwieście lat później utworzył zaś wyspę, która zatkała cieśninę, którą przypłynęli. Dlatego dostać można było się tylko lądem a kaplica przez pięć stuleci czekała na odnalezienie. Książę poprosił o pomoc UNESCO i wnet świat zelektryzowała wiadomość o odnalezieniu „kaplicy Magellana". Gdyby ekipa profesora Calena potwierdziła tę hipotezę byłaby to światowa sensacja. Jak na złość doczepili się od razu turyści no i znakomity interes zwietrzył Watykan wysyłając swoich ludzi we własnych celach. Rząd księcia nie był w stanie zabezpieczyć ani prac wykopaliskowych, ani nawet bezpieczeństwa naukowcom. Niestety, jak na złość kaplica znajdowała się w bardzo niestabilnym rejonie Phata-Szun gdzie partyzantka poczynała sobie coraz śmielej i w krwawych walkach zginęło już po kilkaset osób po obu stronach.

Autobus ostatnią prostą miał z górki. Tubylec włączył luz i pozwolił mu stoczyć się bezwładnie ze wzniesienia. Powoli mijali dżunglę, pozwalając gałęziom drzew smagać pojazd na wąskiej ścieżce. Wreszcie zatrzymali się. Autobus zarżał jak umęczony zbyt długą podróżą koń i znieruchomiał. Wszyscy zabrali to co mieli ze sobą i wyszli na ścieżkę. Kierowca wyrzucał z bagażnika bagaże podróżne wszystkich grup. Ostatni etap — kilkaset metrów zboczem góry w dół — przeszli jeden za drugim. Najpierw tubylec, potem Meier, turyści, Calen, archeolodzy i misjonarze prowadzeni przez prawdopodobnie przeora.

Miejsce odkrycia było oznaczone flagami i resztkami obozowiska. Calen wątpił, by grupka naukowców z tutejszej stolicy miała dość wiedzy i sprzętu do poważnych badań. Raczej miał nadzieję, że nie zepsuli tego co zepsuć mogli. Kaplica mieściła się w jaskini znajdującej się — w czasach Magellana - blisko linii brzegowej. Żeglarze po wielu tygodniach tułaczki przez ocean zobaczyli ląd a gdy szczęśliwie na nim stanęli — przed deszczem i śmiercionośną nocą ochroniła ich jaskinia. Reszta była oczywista. Tubylec nie chciał tam wejść. Bał się gniewu swoich opiekuńczych duchów za oglądanie obcych bogów. „Jeśli ojczulkowie są dobrzy w tym co mają tu robić to przed powrotem zacznie z nimi dyskutować o transsubstancjacji i wniebowstąpieniu" — pomyślał Calen i pierwszy wdrapał się na skałę. Odwrócił się do współpracowników, wziął głęboki oddech i zniknął w czeluści. Za nim podążyli inni.

Jaskinia była obszerna i wysoka. Światło słoneczne docierało do środka bardzo skąpo i tylko o zachodzie słońca. Francuzi zaczęli szukać latarek, ale Niemcy byli szybsi. Jeden z nich włączył potężny szperacz i ciemność przeszył słup światła. Zbudzone nietoperze zaczęły fruwać dookoła popiskując żałośnie na tak brutalne wdarcie się do ich świata. Ich czarna chmura przesłoniła ścianę i nawet szperacz nie mógł się przebić przez niespodziewanie utkany mur. Niemiec już chciał oświetlić inną część jaskini, gdy nagle żywy dywan skończył się powracając na półkę skalną i oczom przybyszów ukazała się pięć stuleci skrywana tajemnica. Światło padało wprost na przybity do ściany krzyż. Drewno na pierwszy rzut oka było bardzo stare a jednak konstrukcja pozostała nienaruszona. Zardzewiałe gwoździe wciąż utrzymywały oheblowane przez Europejczyka deski. Po chwili na poziomej belce dostrzegli rowki zrobione ręką człowieka. Profesor podszedł dwa kroki. Pionowa, zygzak, drugi zygzak i druga pionowa.

— INRI. — Przeczytał na głos domyśliwszy się. Wszyscy rozumieli znaczenie znaleziska, czymkolwiek ono dla nich było. Światową sensacją archeologiczną, celem niebezpiecznej wyprawy czy dowodem pierwszej obecności religii w tej części świata. Nagle całkowitą ciszę przerwało kląśnięcie. Przeor padł na kolana. Za nim wszyscy misjonarze. Zaczęli jakąś modlitwę po łacinie. Głos im się rwał, szczególnie staremu. Niemiec przesunął snop światła na podłogę. Również naukowcy znaleźli swoje i jaskinię oświetliło wiele krzyżujących się ze sobą snopów świateł. W kącie leżały resztki obozowiska żeglarzy — pochodnie, resztki okryć i jakieś przedmioty, którymi mieli się zająć archeolodzy. Nagle pani doktor Justinne Rembur krzyknęła ze zgrozy. Po przeciwległej ścianie jej latarka odkryła kościotrupa. Kim był? Na co umarł? Zmarł na oceanie czy już na wyspie? A może został zabity przez dowódcę za próbę buntu? A nade wszystko — czy żeglarze spotkali tubylców, nie mówiąc już o współżyciu z autochtonkami? Na ekipę Calena czekało tu mnóstwo pasjonującej pracy a jej wynik mógł zmienić podręczniki historii. Szczerze mówiąc Francuz po oswojeniu się z myślą o wadze znaleziska przestał żałować tego wariackiego kontraktu i widział się już jak uśmiechnięci dłoń ściskają mu prezydent, sekretarz generalny UNESCO, rektor prosi o pozostanie na uczelni a on — odznaczony Złotym Krzyżem Republiki, profesor Pierre Calen — ma swoje pięć minut we wszystkich programach i gazetach.

Słudzy Pańscy też się, widać, oswoili z odkryciem, bo wstali i posłusznie wyszli z jaskini wyraźnie uspokojeni. Za nimi, zgodnie z obietnicą Herr Meiera, turyści. Umówili się, że Calen pozwoli im wejść po zakończeniu prac a do tego czasu wszyscy rozbiją namioty przed jaskinią.

Tak też zrobili. Do końca dnia przygotowywali obóz. Noc była gorąca, duszna. Dżungla żyła swym nocnym życiem wydając dźwięki setek żyjących w niej zwierząt. Być może roznosiła wiadomość o pojawieniu się rzadko tu widzianej istoty władającej ogniem, który strzegł obozowiska i śmiałków, wydzierającej jej pradawne tajemnice.


1 2 3 4 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Książka latadło
Dzięki dobroci!


« Czytelnia i książki   (Publikacja: 01-07-2004 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Maciej Psyk
Publicysta, dziennikarz. Z urodzenia słupszczanin. Ukończył politologię na Uniwersytecie Szczecińskim. Od 2005 mieszka w Wielkiej Brytanii. Członek-założyciel Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów oraz członek British Humanist Association. Współpracuje z National Secular Society.

 Liczba tekstów na portalu: 91  Pokaż inne teksty autora
 Liczba tłumaczeń: 2  Pokaż tłumaczenia autora
 Najnowszy tekst autora: Monachomachia po łotewsku
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 3486 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365