|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Filozofia » Etyka
Moralność a religia [2] Autor tekstu: Bohdan Chwedeńczuk
Zobaczmy, co
niesie wyzwanie Hume’a zwolennikowi moralności religijnej. W tekstach religii
występują zdania amoralne, czyli pozbawione treści moralnych, bądź moralne,
czyli wyposażone w treści moralne. Niech przykładem amoralnego zdania religii
będzie pierwsze zdanie Księgi Rodzaju:
„Na początku stworzył Bóg niebo i ziemię" [ 8 ]. Nie ma tu żadnych treści
moralnych, lecz tylko, mówiąc wielkodusznie, opis faktu. Z tego opisu nie można
wyprowadzić takiego na przykład zdania o powinności: „Powinniśmy czcić
Boga", bo nie można wyprowadzić z niego żadnego
zdania o powinności, a więc również żadnego zdania o powinności moralnej.
Można natomiast wyprowadzić z owego opisu zdanie o powinności oddawania czci
Bogu, gdy wzbogacimy opis o takie, na przykład, zdanie o powinności:
„Powinniśmy czcić tego, kto stworzył niebo i ziemię". To ostatnie zdanie
wymaga rzecz jasna uzasadnienia, którego same amoralne zdania religii dostarczyć
nie mogą. Mogłyby go dostarczyć, gdybyśmy znaleźli jakiś sposób na
wyzwanie Hume’a. Na to jednak się nie zanosi. Rozpatrzmy więc
sytuację, w której za podstawę wnioskowania miałoby służyć jakieś
moralne zdanie religii. Niech przykładem
takiego zdania będzie zdanie z Ewangelii
według Mateusza: „Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za
tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie" [ 9 ].Nazywam tę
dyrektywę moralnym zdaniem religii, bo poleca, byśmy miłowali naszych
nieprzyjaciół i modlili się za nich, a w każdym razie ta druga z polecanych
czynności jest religijna; wiąże ponadto to polecenie z obietnicą, że będziemy
synami Ojca naszego, „który jest w niebie", zaś obietnica ta jest jawnie
religijna. Załóżmy
teraz, że mając za podstawę to moralne zdanie religii chcę wywnioskować z niego jakieś przekonanie moralne. Wnioskuję następująco: (1)
Miłowanie nieprzyjaciół naszych jest dobre moralnie. (2)
Powinienem robić to, co jest dobre moralnie. (3)
Powinienem zatem miłować
nieprzyjaciół naszych. Rozumowanie to
jest logicznie bez zarzutu, niereligijną przesłankę (2) przyjmuję bez
wahania, dostałbym więc niechybnie wniosek (3), gdyby nie trudność z przesłanką
(1). Muszę bowiem spytać, co to znaczy, że miłowanie nieprzyjaciół jest
dobre moralnie. Usłyszę w odpowiedzi jedno z dwojga: że jest dobre moralnie,
bo spełnia jakieś niereligijne kryterium dobra, a skądinąd Bóg tego dobra
chce (i dlatego obiecuje, że jeśli będę je świadczył nieprzyjaciołom
naszym, stanę się synem Ojca); bądź usłyszę, że jest dobre moralnie miłowanie
nieprzyjaciół, bo Bóg tego chce, a posłusznym jego woli obiecuje, iż ich
usynowi. Gdy usłyszę to drugie, usłyszę również o niereligijnym, bo
arbitralnym kryterium dobra. Wyprowadzeniu
przekonania moralnego z moralnego przekonania religijnego staje więc tu na
przeszkodzie wyzwanie Sokratesa.
Okazuje się bowiem, że przesłanka (1) jest pseudoreligijna, bo jej termin
moralny jest niereligijny. Religijna jest natomiast ta przesłanka w nieistotnym z punktu widzenia naszej dedukcji sensie — poleca pewną czynność religijną i niesie obietnicę religijną. Uchylmy jednak
wyzwanie Sokratesa, pomińmy pytanie o budowę pojęcia dobra moralnego. Weźmy
chrześcijanina, którego to wszystko nie obchodzi, a nakaz miłowania nieprzyjaciół traktuje jako nieodparty
religijny nakaz moralny. Dlaczego słucha tego nakazu? Bo mówi do niego Bóg -
odpowie. Odpowiedź ta
wskazuje, że nie tylko słucha boskiego nakazu, lecz uwzględnia też wyzwanie
Hume’a, choćby o nim nie wiedział. Nie poprzestaje bowiem na samym
fakcie językowym — że mianowicie w Ewangelii
według Mateusza pada polecenie, by miłował nieprzyjaciół. Gdyby
poprzestawał na tym fakcie — na tym, że ewangelista mówi, iż Jezus mówi, by
miłować nieprzyjaciół — nie słuchałby
nakazu: z tego, że ktoś przytacza coś, co
brzmi jak nakaz, nie wnosiłby,
że powinien tego słuchać. Musi się więc nasz chrześcijanin kierować
jeszcze czymś takim: „Powinienem słuchać nakazów przytoczonych jako nakazy
Boga w świętej księdze mojej religii". Co jednak przemawia za tą powinnościową
przesłanką? To — odpowie — że nakazy te pochodzą od Boga. A co przemawia za
słuchaniem nakazów Boga? To, że Bóg nakazuje czynić dobro — usłyszymy na
koniec. Tu jednak
wraca nieodparcie wyzwanie Sokratesa. Wyzwanie
Hume’a nie pozwala oprzeć moralności na samym fakcie, że jakieś nakazy
moralne występują w religijnej szacie językowej: dopiero wtedy, gdy uznamy,
że powinniśmy słuchać takich nakazów, stają się logicznie wiążące.
Cóż, kiedy wyzwanie Sokratesa obnaża mistyfikację, okazuje się bowiem, że
owe nakazy moralne w religijnej szacie językowej — lub, co na jedno wychodzi,
zdania uzasadniające powinność posłuszeństwa owym nakazom — są
pseudoreligijne, skoro ich terminy, swoiście moralne, są bądź niereligijne, bądź
religijne, lecz arbitralne, czyli w istocie niereligijne. Nie da się więc
uzasadnić przekonań moralnych na podstawie przekonań religijnych, bo nie da
się ich wyprowadzić z amoralnych zdań religii, zaś moralne zdania religii
okazują się tylko z pozoru religijne. (C) Warunek prakseologiczny Wywody te -
mogę usłyszeć od zwolennika tezy MR — są pozbawione praktycznego znaczenia. Choćby bowiem pojęć moralności
nie dało się definiować czerpiąc z pojęć religii, i choćby
przekonań moralnych nie dało się wywieść logicznie z przekonań
religijnych, rzesze ludzi słuchają mimo to religijnych nakazów moralnych lub
przynajmniej czerpią z religii postawy moralne, wpływające na ich postępowanie.
Moralność o religijnych źródłach jest więc społecznie czynna, jeśli
nawet analiza pokazuje, że są to źródła intelektualnie niewydajne — że nie
płyną z nich ani pojęcia moralne,
ani racje moralne. W oświadczeniu
tym jest coś prawdziwego i coś fałszywego. Wielu ludzi rzeczywiście znajduje
się pod działaniem religijnych nakazów i wyobrażeń moralnych — religijnych w tym sensie, że wpajanych za pomocą symboli religijnych. Fałszywa natomiast
jest sugestia, że religijne oddziaływanie moralne wystarcza, by prowadzić życie
moralnie dobre. Nie wystarcza i nie jest konieczne. Że nie jest konieczne — wiadomo empirycznie, istnieją
bowiem ludzie postępujący moralnie dobrze bez religijnego kierownictwa
moralnego. Że nie wystarcza — to wymaga namysłu. Dyrektywy
moralne są kierownicze, gdy
przynajmniej dla większości ważnych sytuacji, w których
występuje wątpliwość moralna, dają odpowiedź na pytanie: Jak postąpić?
(Pozostawmy intuicji to, czego nie da się dokładnie określić — kwestię
rozmiarów owej większości sytuacji oraz kryteriów ważności sytuacji z dylematem moralnym.) Religijne
dyrektywy moralne są jednak niekierownicze, w żadnej bowiem sytuacji, w której
mam wątpliwość moralną, nie dają odpowiedzi na pytanie, jak postąpić.
Moje zaś doświadczenie jest powszechne, ludzie powszechnie bowiem nie potrafią
powodować się w działaniu zdaniami wewnętrznie sprzecznymi lub mglistymi
znaczeniowo, z tych pierwszych wynika bowiem, że wszystko wolno, te drugie zaś
nie zawsze mówią, co wolno. Weźmy
oklepany, acz wymowny przykład: „Będziesz miłował swego bliźniego jak
siebie samego" [ 10 ]. Mówi się często, że jest to nakaz nierealistyczny.
Ocena ta zakłada, że go rozumiemy — rozumiemy go jakoś tak, że bliźni to każdy
człowiek, a miłować to w każdym razie odnosić się do kogoś przychylnie,
tak jak odnosimy się do siebie. Nie jest to
jednak ani jedyna, ani bezsporna wykładnia. Przyjmijmy ją mimo to i zobaczmy,
do czego prowadzi tak rozumiany nakaz miłości bliźniego. Prowadzi do
sprzeczności, dokładniej — do postępowania z nim samym sprzecznego. Gdy
bowiem odnoszę się przychylnie do A, ten zaś odnosi się nieprzychylnie do B,
bo mu szkodzi, to odnoszę się nieprzychylnie do B, bo mu pośrednio szkodzę.
Nie odnoszę się więc do wszystkich przychylnie, bo nie odnoszę się
przychylnie do B, a tymczasem ów nakaz zobowiązuje mnie, bym miłował każdego
mojego bliźniego. Źle zatem wychodzę na posłuszeństwie nakazowi, który ma
to do siebie, że spełnianie go prowadzi do niespełnienia go. Dla uniknięcia
takich kłopotów nakłada się różne warunki na ów nakaz i wspiera się go różnymi
dodatkowymi dyrektywami. Otrzymuje się w ten sposób coś, w czym ledwo słychać
odległe echo pierwotnego obrazu. Cały splendor spada jednak na owo echo -
splendor fundamentalnej reguły moralnej, opoki naszej cywilizacji itd. Weźmy jeszcze
jedną trudność. Moja przychylność wobec siebie ma być wzorem mojej postawy
wobec sąsiada. Wiadomo jednak, że z przychylności wobec siebie czasami sobie
szkodzę i dopuszczam się różnych czynów paskudnych moralnie. Czy mam równie
przychylnie traktować sąsiada? Nasz nakaz tego nie mówi, jest więc
nieinstruktywny. Instruktywny staje się, gdy go uściślić i uzupełnić,
czyli przekształcić w świecką myśl moralną. Ani on, ani
inne nakazy religijne nie nadają się więc do kierowania życiem. Obarczają
je bowiem wady (jak choćby te drastyczne, alogiczność i nieinstruktywność),
przy których są moralnie bezużyteczne. Nie istnieje zatem moralność
religijna, nawet jako źródło pouczających dla człowieka religijnego
wskazań moralnych. Uchodzą one za pouczające, bo pasożytują na wysiłku świeckiego,
praktycznego rozumu. Istnieje natomiast moralistyka
religijna, czyli propagowanie różnych sposobów postępowania przy użyciu
obrazów, gestów i ceremonii religijnych. Obrazy religijne — jak mawiał
filozof — rzeczywiście napominają ludzi
[ 11 ], podobnie jak napominają nas
wydawane władczym głosem okrzyki. Są jednak moralnie szlachetniejsze i intelektualnie wartościowsze źródła przekonań moralnych, niż obrazowe
napomnienia i władcze okrzyki.
*
„Forum Klubowe" nr 10/2003
1 2
Przypisy: [ 8 ] Zob. Biblia Tysiąclecia,
wyd. trzecie poprawione, Poznań — Warszawa 1982, s. 24 (Rdz 1, 1). [ 9 ] Zob. tamże, s. 1129 (Mt 5, 44). [ 10 ] Zob. tamże, s. 1149 (Mt 23, 39). [ 11 ] Zob. Ludwig Wittgenstein, Wykłady o wierze, w: tenże, Uwagi o religii i etyce, przełożyli Małgorzata Kawecka, Wojciech Sady, Wiesław
Walentukiewicz, Kraków 1995, s. 90. « Etyka (Publikacja: 16-07-2006 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4922 |
|