Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
200.142.924 wizyty
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 305 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
John Brockman (red.) - Nowy Renesans

Znajdź książkę..
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Cudze chwalicie, Swego nie znacie, Sami nie wiecie, Co posiadacie."
« Felietony i eseje  
Drugie i trzecie pierdnięcie Kasztanki [2]
Autor tekstu:

Pomyślcie: kto mógł wymyślić taką bzdurę, jak nie bolszewik? Zresztą, czy widział ktoś ten plan, czytał ktoś te przemówienia? Jak nikt nie widział i nie czytał, to oczywista nieprawda! Wiadomo, w jakim celu wymyślona.

Chodziło przecież o to, żeby nam opłacało się niby zostać na pół wieku albo lepiej na zawsze ruską republiką. Że dzięki temu uratowaliśmy się jako naród, że nie tylko mogliśmy zachować swój język i swoją flagę, ale nas jeszcze przybyło — i to tyle milionów. Perfidia bolszewickiej propagandy, bolszewickiego kłamstwa przechodzi wszelkie pojęcie.

No, co prawda, to prawda, trochę nas przybyło w czasie tej drugiej okupacji. Flagę mieliśmy i język. Ten język można było bezkarnie pokazać ruskiemu sołdatowi, nie zdejmując przed nim czapki. Ale na przykład orzeł musiał być bez korony. I dzieci w szkole musiały się uczyć ruskiego. O Katyniu zabronili mówić, tak samo zabronili po angielsku.

A za dolary, na przykład, do kryminału wsadzali. Serio. Za złoto też. I za spekulację. Prawie jak pod Żelaznym Feliksem. Pomyśleć: za dolary i złoto szło się do kryminału. Przecież to podstawa każdej gospodarki na świecie. Tyle że u nas wtedy żadnej gospodarki nie było. Co najwyżej wymienna.

Taka gospodarka bardzo się u nas przyjęła, bardzo się rozwinęła. „Ty dla mnie to, ja dla ciebie tamto". Transakcje opierały się o bufet, nie o parytet złota. No bo jak za złoto do ciupy wsadzali...

Polak tak przywykł do tego opierania, że gdyby się o coś nie oparł, na glebie cały czas by leżał. No co wy, nie dlatego, że wódka. Absolut-nie! Czy nasze żytko kiepskie? Ale tu całkiem nie o to chodzi. Sprawa polega na sojuszach. Sojusz to jest właśnie oparcie.

Każdy wie, że zaraz po wojnie zostaliśmy bez oparcia. Przeciwnie, każdy się nas wypierał. Co było robić? Oprzeć się na wrogu nikt nie miał ochoty, prócz kolaborantów. A było ich, oj, było! Dopiero teraz się okazuje, w jakim bagnie żyliśmy. Bo komunista wiadomo, napis miał na czole, ale ci dysydenci to wszyscy teraz podejrzani. Wychodzi na to, że co drugi był agent. Więc został nam ten bufet lub gleba, czyli grunt. A grunt to Maryja Panna, w drugiej kolejności żytko i zdrowy głęboki sen. Pół wieku przespaliśmy!

Z tego snu obudzili nas w końcu ci dysydenci-agenci. Narozrabiali zdrowo. Milicję nawet zdenerwowali i to ichnie ORMO. Zaczęło się pranie, rozróba, nikt nie wiedział dobrze, o co właściwie chodzi. Jak ogłosili wojnę, to każdy myślał, że Pietrzak występuje. Dopiero kiedy zagrali Chopina, zrobiło się poważnie. Przy Chopinie zawsze tak jest.

Potem usiedli przy stole jak za króla Artura i zaczęli pierwszą lekcję liczenia. Cholera, jak to ciężko szło. Tak zaraz po obudzeniu, bez klina, w ogóle na czczo. Bo w sklepach nic nie było, nawet kwaśnego ogórka. I czkawka nas męczyła.

Jak zaczęli wyliczać, cośmy zrobili złego za tej republiki, aż się straszno zrobiło. Na przykład, że w każdej chałupie zaświeciła żarówka. Że najpodlejszy chłopek potrafił się podpisać, a jego synalek — zgroza — inżynierem został. Że rozwaloną stolicę żeśmy odbudowali. Gdyby nie ta kapliczka imienia przeklętego Stalina. I te pociągi z szynką, idące na wschód. Co wam będę wyliczał, nie spadliście z księżyca. Nasze polskie błędy sami przecież znacie, na pewno lepiej ode mnie.

Na przykład stocznie. Żeby tylko te dwie, w których Niemcy U-booty budowali. Nam się zachciało sukcesy odnosić. Jakieś „Sołdki", dziesięciotysięczniki, diabli wiedzą dla kogo. Dla jakiejś Korei, jeśli dobrze pamiętam. Po co nam to było?

Sprzedawać, sprzedawaliśmy, co prawda. Hossa była na statki. Konstytucyjni przyjaciele nawet za darmo brali, nie mieli obciachu. Kartofle też brali. Magnetofony nasze. Ale że brali mydło, to jednak przesada. Oni się przecież nie myją! Za to stawiali nam huty, cholera, żywcem z Uralu przeniesione.

Ale na złość umieliśmy im robić, tylko stanowczo za mało. Kiedyś taki pociąg z szynką tośmy do szyn przyspawali. Dobre, co? Na tej szynce pisało „Farba chlorokauczukowa". Niby kto miał się na to nabrać, u nas kauczuk nie rośnie!

A jak się zezłościli, kiedy przeprosiliśmy Niemców! Między kulturalnymi narodami to przecież norma. Na szczęście nikomu nie przyszło do łba, żeby Rusów przepraszać. Za co, za Katyń?!

Kiedy Jasio ma jedno jabłko i ja mam jedno jabłko, to ile mamy jabłek? Jedno! Bo to drugie jest Jasia. Kiedy mu je zabiorę, ile będę miał? Trzy, bo do tego dodatkowego nigdy się nie przyznam. A jeszcze mam schowaną cebulę!

Co tam Kasztanka. Ona zanim policzy, zeżre wpierw te jabłka i nawet cebulę. Więc Kasztance zupełnie inne rachunki wychodzą. Jabłka to ona liczy, ale dziesięciotysięczników nie. Znacie konia, który by liczył dziesięciotysięczniki?

Wszystko musi mieć osobną ewidencję, ot co.

W epoce, kiedy mieliśmy same sukcesy, co naród odczytywał prawidłowo jako same wpadki, wtedy też tych dziesięciotysięczników nikt nie liczył. Nie pisali o tym w gazetach. Bo prasa jak to prasa. Kiedy zabiją jednego, robi się wielki szum, kiedy dwóch, jeszcze większy. Jak pięciu zabiją, to raban. Ale warunek, że zabijają na raz. Jeżeli zabijają systematycznie, powiedzmy jednego na tydzień, to nie jest żaden nius, to jest nuda.

Te osobne ewidencje dla wszystkiego też nam się pomieszały. Wkurzać nas w końcu zaczęły. Więc kiedy Polska doganiała Japonię, jasne się stało, że należy je uporządkować. Te ewidencje. Reszty nie, reszta może zostać po staremu.

Tak się stało, że nie zdążyliśmy nikogo dogonić, bo znowu wybuchła wolność. Z tymi wolnościami też straciliśmy rachubę. Nas nic, tylko ktoś wyzwala. Na początku wyzwolili nas patrioci z Józefem Piłsudskim na czele. Potem nie wiadomo kto. Oficjalnie było, że Ruskie. My jednak wiemy swoje: owszem Ruskie, ale dzięki dostawom z Ameryki i naszej Armii Krajowej, którą potem pognali do łagrów. Czwórkami, jak pisał jeden poeta.

Pamiętacie ten milion rocznie? Właśnie, w tych łagrach zginęła masa ludzi. Masa. Tak mniej więcej tygodniowa porcja z tego miliona. Niechby dwutygodniowa. Trzecią taką porcję sami załatwiliśmy. A Niemcy to naród kulturalny. A Rusy to dzicz.

Co do tej ostatniej wolności, to jakoś aż głupio powiedzieć. Papież jest w porządku, nasz człowiek i w ogóle święty. Ale ci, co mu pomagali, z nimi jest trochę kłopotu. Nie dość, że się okazali jakimiś oszołomami, które to pojęcie czort wie, co oznacza, ale chcieli dobrze, tylko wyszło im coś nie tak. Jak miało wyjść, też nikt nie wie.

Poza tym, różnie ich nazywają. Najpierw były palanty, potem oszołomy, pampersy, wykształciuchy w moherowych beretach. Co te berety mają do rzeczy? W berecie co trzeci Francuz chodzi i jakoś to nie przeszkadza.

No i z tymi agentami kłopot. Nie można ich wszystkich na raz ujawnić i odsunąć od władzy, bo się może okazać, że nie ma kto nami rządzić. Chociaż niektórzy wcale się tego nie boją, Polska stała nierządem dość długo i jakoś przestała.

Zresztą powoli to ulega poprawie. Najlepszy dowód, że może znów pozwolą po dupie dać gówniarzowi, gdy do herbaty napluje. Złodzieja to może nawet zastrzelić pozwolą, kiedy się włamie na chama do mieszkania i żonę ci zgwałci. O tej żonie napisałem po to, żeby złodziej mógł się powołać na okoliczność łagodzącą, było nie było, życie nowe począł.

Więc idzie ku lepszemu. Te huty i te stocznie już nas przestały tak gnębić. Połowa zamknięta, połowa sprzedana i spokój. Z tą ćwiercią poradzimy sobie. Też zamkniemy, kiedy wyjadą ci, którym się marzą zarobki niby w Kolorado. Pozostaną u nas prawdziwi patrioci, od Maryi Dziewicy i obrony przedmurza. I od tej szabli, co w hymnie.

Bo prawdziwym patriotom wcale nie przeszkadza, kiedy Kasztanka pierdzi.


1 2 

 Zobacz także te strony:
Szczerbiec na gwoździu czyli pierdnięcie kasztanki
 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Dziecko, Bóg, religia
Dziewczynka z zapalniczką

 Dodaj komentarz do strony..   Zobacz komentarze (11)..   


« Felietony i eseje   (Publikacja: 27-05-2007 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Zbysław Śmigielski
Powieściopisarz, nowelista, aforysta, najrzadziej poeta. Laureat konkursów i nagród literackich. Uznany za marynistę. Był kapitanem jachtowym, instruktorem żeglarstwa, nieco powłóczył się po morzach, co ma wpływ na twórczość. Zajmuje się propagowaniem spraw morza na spotkaniach autorskich, szczególnie z młodzieżą. Interesują go także inne sprawy: historia współczesna, problemy społeczne, konflikty moralne - to, czym żyjemy na codzień. Ostatnia książka: Sarmaty i scyty (2007). Zmarł w 2014.
 Strona www autora
 Numer GG: 3401579

 Liczba tekstów na portalu: 22  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Nostalgia
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 5385 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365