Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
199.419.767 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 218 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Jedna z najsmutniejszych lekcji płynących z historii ludzkości brzmi: Jeśli oszukiwano nas przez wystarczająco długi czas, to mamy tendencję do odrzucania jakichkolwiek dowodów na występowanie tego oszustwa. Nie jesteśmy zainteresowani odnalezieniem prawdy. Oszustwo nas pochłonęło. Po prostu zbyt bolesne byłoby przyznanie się nawet przed samym sobą, że zostaliśmy oszukani."
« Felietony i eseje  
…ale NIE MUSISZ WIERZYĆ facetowi przebranemu za księdza [1]
Autor tekstu:

Wiara uwiera bezbożników w taki sam sposób, w jaki brak zrozumienia dla spraw duchowości nie w smak jest animatorom prawdy objawionej. Toczony z wielkim zapałem, niestrudzenie żywotny konflikt dotyczący, w opinii każdej ze stron, jedynej poprawnej interpretacji rzeczywistości, ma miejsce nader często i równie często rezultaty jego są tak marne, że jakościowo dadzą porównać się jedynie z wyjściową wolą osiągnięcia konsensusu. Bierze się to chyba raczej z potrzeby dominacji, niż z instynktu porozumienia; argumentacja jest zwykle emocjonalna, ledwo zahaczająca o możliwości percepcyjne obu stron. Szczególnie dotkliwy dla sprawy jest jednak, ponad wszystko, deficyt zrozumienia dla nie tyle samych poglądów, ale powodów osobistych, bądź mechanizmów społecznych, prowadzących do powstania tychże.

Emocjonalne potrzeby wyznaniowe wierzących biorą się prawdopodobnie z niewyszukanych oczekiwań względem konstrukcji otaczającego świata, co nie powinno budzić w nikim nadmiernego zdziwienia. Jakościowo ekwiwalentny punkt wyjścia postawy intelektualnej jest właściwy bez wyjątku szczególnie ludziom młodym, u których proces refleksji nad życiem nie objął jeszcze paradoksów, stawiających znak zapytania nad zdogmatyzowanym porządkiem. Młodość owa jest dla niektórych czytelników atrybutem aktualnym, a dla innych ma wartość jedynie historyczną. Niemniej jednak znana jest wszystkim z autopsji, stąd zrozumienie dla jej charakteru jest rzeczą niewymagającą specjalnego wysiłku i, jak się wydaje, nie powinno rodzić większych wątpliwości. Dyskusje na temat teistycznego odbierania rzeczywistości ujawniają, co jak sądzę nikogo nie zaskoczy, fundament i element sprawczy religijnej wiary, mianowicie sens. Punktem wyjścia zdaje się być przekonanie o stosowalności idei 'sensu' w każdym kontekście. W prostej linii wiąże się to z aksjomatycznym stosunkiem do modelu przyczynowo-skutkowego, w którym sens staje się niejako naturalnym jego produktem, a wiara realizuje przekonanie co do istnienia pierwotnej przyczyny. Te wartości stanowią kamień węgielny systemów, w których pojawia się sprawczy bóg, konieczny do powiązania tych dwóch kluczowych koncepcji. Zanim poddam w wątpliwość ogólną sensowność wszechrzeczy, chciałbym jednak w pierwszej kolejności pochylić się nad samym zjawiskiem wiary. Jest to pojęcie na tyle płynne, rzadko przez kogokolwiek we właściwy sposób rozumiane, a, co ciekawe, często spotykane w przesadnie rozwiniętej formie. Formie, której pompatyczność motywuje i byłoby błędem nie podjąć próby życzliwej refleksji nad czynnikami indukującymi wspomnianą aktywność intelektualną.

Na gruncie analizy istoty wiary, stosując mimo wszystko daleko posunięte uproszczenia co do modelu rozumowania, warto rozważyć prawdziwość hipotezy, jakoby geneza zjawiska miała dwa źródła. Z pierwszego z nich wyrasta wiara wspomagająca ograniczone możliwości percepcyjne umysłu. Jest to ten rodzaj bodźca, bez którego człowiek utknąłby w sceptycznym bezruchu, powodowanym niedoborem dostatecznie silnych podstaw, motywujących do uzasadnionego działania. Ta wiara substytuuje wątpliwości hipotezami i umożliwia podjęcie jakiejkolwiek czynności. Nie wyklucza przy tym ewentualnej weryfikacji, bądź też całkowitego odrzucenia wcześniejszych założeń, jeśli doświadczenie ich nie potwierdzi. Ta wewnętrzna skłonność 'wierzenia' jest raczej kwestią mechanizmów podświadomości i nie wiąże się z jakąkolwiek próbą świadomego upersonifikowania, jak to ma miejsce w przypadku rozważanym dalej.

Istnieje również, jak wspomniano, drugi rodzaj wiary; ta z kolei każe rozpoznawać samą siebie w randze cnoty, wyjściowe hipotezy krystalizuje do postaci dogmatów, a w stosunku do danych redukujących potrzebę istnienia tejże na rzecz uzasadnionej niepewności, wykazuje całkowitą ignorancję. Owa skrajna odmiana zjawiska jest ponurą chorobą umysłu, uśmierca bowiem jego analityczne możliwości, tak przebudowując hierarchię wartości, by na jej szczycie umieścić samą siebie. Ten stan rzeczy, alternatywny do wnikliwej refleksji, potrafi uzasadnić dowolne twierdzenie poprzez odwołanie do wiary w prawdziwość tegoż, a próby wykazania sprzeczności wywołują różnie formowaną agresję. Odczytywane są bowiem jako atak na najwyższą z cnót. Dlatego, jeśli założyć upadek zdolności analitycznych, zupełnie przestaje dziwić trwanie ludzi w błędnych, lub co najmniej wątpliwych przekonaniach, nawet w obliczu argumentów świadczących przeciwko tymże.

Nie jest niczym szczególnym stać się podmiotem, daj boże oby tylko, słownej napaści; napaści inspirowanej podświadomym roszczeniem co do monopolu na prawdę. Napaści, jak się wydaje, uzasadnianej ciągłością tradycji, oraz, co niezwykle istotne, potrzebą utrzymania tejże ciągłości. „Ciągłość za wszelką cenę", jak rzec by można, nie jest jedynie wynaturzonym pomysłem autora. Współczesne teorie behawiorystyczne identyfikują ją z głęboko podświadomą dążnością umysłu do zachowania konsekwencji; to, grająca pierwsze skrzypce na drugim planie jaźni, skłonność ignorowania informacji godzących w określony, dominujący pogląd; to fałszowanie wspomnień celem uzasadnienia bieżącej postawy i poglądów; pozbawiony skrupułów mechanizm budowania pewności siebie, sabotujący wszelki obiektywizm. Oto tajemnica rozgrzeszenia, która tłumaczy motywację sporów o nieważne jak wydatnym nasileniu. Przestają dziwić stosowanie przemocy, mniejsza o formę, oraz wszelkie inne patologie ujmujące się w idei obrony idei. Zagadnienie nie dotyczy, co wydaje się być szczególnie przykre, jedynie płaszczyzny definiującej wyznaniowość. Pamięć, wiedza i dokumentacja dziejów pozwalają dostrzec istnienie swoistej impotencji interpersonalnej również w kontekście środowisk naukowych, politycznych i, tu należy z pokorą pochylić się nad zaskakującą marnością człowieczeństwa, w zasadzie wszędzie tam, gdzie ludzkość zdefiniowała swoją intelektualną aktywność. Czy tak niebywały zasięg naturalnej, zdawać by się mogło, tendencji, która, gdy się zastanowić, obejmuje również i Ciebie drogi czytelniku, nie szczędząc nawet autora tej pracy, łącznie z prezentowanymi tu poglądami… czy taki, wręcz uginający kolana, wymiar zjawiska nie winien skłaniać nas jednak ku oddaniu, jeśli nie całej, to przynajmniej części sprawiedliwości związkom wyznaniowym oraz zrzeszonemu w nich proletariatowi? Niezależnie od tego, co myślą, oraz jak bardzo pragną byś myślał tak samo, ucisk, jeśli takowego doznałeś, jest tak samo ludzki i ludzkie ma uzasadnienie, jak miłość czy gest porozumienia, których ufam, że również doświadczyłeś.

Kluczem do lepszego 'dzisiaj' jest przybliżenie się do zrozumienia mechanizmów jaźni. Wiedza ta, ujęta w dziedzictwie i osiągnięciach psychologii, jest w opinii autora tym, co tworzy zdrowy dystans dzielący od kompromitującego radykalizmu. Być może, w imię czego warto nakadzić każdemu z bogów miłą mu wonią, dnia pewnego stanie się ona kamieniem węgielnym zrozumienia i, co chyba bezsprzecznie najcenniejsze, porozumienia. Znany psycholog Richard Bandler zwrócił uwagę, że aparat percepcji, pomijając już jak w szczegółach zdefiniowany jest jego model, nie służy niczemu innemu poza dostarczaniem subiektywnego zestawu wrażeń. ...i niezależnie od tego, jak bardzo staramy się być obiektywni, jak wiele wysiłku i dobrej woli wkłada się w sposób postrzegania rzeczywistości, efekt tego trudu jest osobisty, przez co subiektywny. Niejednokrotnie, pomijając kontekst, mowa jest o „prawdzie", której charakter uważany jest za ostateczny i absolutny na tyle, że warto dla niej szargać godność drugiego człowieka, bądź też indukuje ona po prostu negatywny stosunek do kogoś. Ktokolwiek połknie haczyk i zasymiluje ten wzorzec postrzegania, samodzielnie zredukuje swoje szanse na przeprowadzenie analitycznej próby uwiarygodnienia hipotezy, wedle której nie ma czegoś takiego jak prawda absolutna. To, co ludzie rozumieją jako taką, to jedynie superpozycja subiektywnych doznań partycypujących w tworzeniu idei; marna średnia, nie ważne jak liczona, pozytywnych halucynacji, lęków oraz oczekiwań. Kiedy w neurolingwistycznym bełkocie propagandy umysł traci umiejętność postrzegania spraw z perspektywy trzeciej osoby, wystarczy rozglądnąć się, bo być może gdzieś wściekły tłum zbiera już drewno na stosy, gilotyny błyszczą w słońcu, a przy zerowym przyroście naturalnym, wzrost gęstości zaludnienia za Uralem skłania do pogłębionej refleksji.

To, co jest piękne w naukach ścisłych , to fakt wyeliminowania, bądź też uświadomienia sobie, że nie jest właściwym mówienie o jakimkolwiek fizycznym modelu w kategoriach prawdziwości. Odkąd jest on produktem subiektywnej percepcji badaczy, nie jest on ani prawdziwy, ani nieprawdziwy - jest użyteczny. Użyteczny albo stosowalny w takim zakresie, w jakim definiuje go świadomość i oczekiwania twórców. Kiedy wiedza środowiska naukowego w toku postępu zwiększa się, zmienia się również model, przedefiniowuje się zakres stosowalności, i wciąż pozostaje on użyteczny. Mechanika Newtona była najprawdziwsza i ostateczna, aż do czasów Einsteina. Model Bohra był swego czasu najlepszym przybliżeniem rzeczywistości, aż świadomość środowiska pozwoliła go przedefiniować. Zmiany zachodzą, bo zmienia się sposób patrzenia i zamykanie się w ostateczności jakiś twierdzeń nie jest szczególnie rozsądne. Ludzkie systemy wartości to również bardzo złożone modele, potężne bazy danych zawierające niewyobrażalne ilości wzorów reakcji na złożone zestawy bodźców, a wszystko to zamknięte w objętości Twojej mózgoczaszki. Jeśli wykluczasz możliwość przebudowywania wzorców z Twojego aparatu percepcji, przyjmując jakiś niereformowalny system wartości, naładowany dogmatami o takim charakterze, że analityczna część Twojej świadomości próbując je uwiarygodnić wpada w rezonans, upośledzasz się w sposób budzący litość. Spektrum możliwości związanych z postępem intelektualnym staje się dla Ciebie nieosiągalne. Dodatkowo wpisujesz się w negatywny charakter społecznego dowodu słuszności, ograniczając szanse potencjalnie świeżych umysłów na dźwignięcie krzyża cywilizacji. A jest co dźwigać i wymaga to umysłu panoramicznego.

Świadomość człowieka pracuje w oparciu o detekcję i rozpoznawanie bodźców, które razem tworzą zbiór o określonej dynamice. Dzięki temu jesteś w stanie kontynuować czytanie, ponieważ Twój umysł potrafi oddzielić kontrastowe elementy obrazu; rozpoznaje litery, słowa, zdania, utrwalone myśli autora, a następnie poddaje relatywizacji względem Twojego systemu wartości i posiadanych przekonań, dając Ci subiektywny, emocjonalny produkt końcowy, rozstrzygający o zasadności prezentowanych tu poglądów. Niestety umiejętność dostrzegania różnic, tak istotna przy rozpoznawaniu pisma, zdaje się w jakiś sposób ekstrapolować na interpersonalną płaszczyznę percepcji, dzięki czemu obcy sobie ludzie w pierwszej kolejności dostrzegają to, co ich dzieli i często postrzeganie na tym się kończy. To pozornie patowa sytuacja, niemniej panaceum na taki stan rzeczy jest w zasięgu każdego z nas. Wszak jakkolwiek banalnie by to nie zabrzmiało, wszelkie wartości są relatywne, a jednak część z nich ma podobną wartość dla ogółu. I właśnie one stanowią jedyne, istotne uzasadnienie potu spływającego z czoła. Należy zwracać na nie szczególną uwagę. Wszystkie inne sprawy nie warte są czasu, jaki nam jeszcze pozostał.


1 2 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
A co z twoimi przodkami, bezbożniku?
Biada agnostykom

 Zobacz komentarze (20)..   


« Felietony i eseje   (Publikacja: 03-04-2008 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Sebastian Guzy
Ur 1982. Z wykształcenia technik elektronik, obecnie studiuje mikrosystemy na Wydziale Elektroniki Mikrosystemów i Fotoniki Politechniki Wrocławskiej. Zainteresowania: elektronika, informatyka.

 Liczba tekstów na portalu: 2  Pokaż inne teksty autora
 Poprzedni tekst autora: Paracetamol nie pomaga na ból myślenia
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 5818 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365