Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
200.172.099 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 306 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Przeszłość jest nauką dla przyszłości."
 Czytelnia i książki » Powiastki fantastyczno-teolog.

Ścieżka [4]
Autor tekstu:

-Ależ, czy to żart, Holmsie? Jak mam rozumieć Twoje słowa? Przecież podążamy nią od dobrych paru godzin! Czyżbyś mniemał, iż podlegamy jakiegoś rodzaju halucynacji lub fatamorganie?

— Może wyraziłem się nie do końca ściśle. Nie, sądzę iż jesteśmy, mówiąc całkowicie literalnie, przy zdrowych zmysłach. Miałem na myśli to, iż nasza ścieżka nie istnieje jako jeden twór, na stałe obecny w tym lasku. Ona wije się tylko kawałek przed nami i kawałek za nami. Znika natomiast zaraz za najbliższym zakrętem, zarówno z przodu, jak i z tyłu nas. Nie znaczy to, że ona znika jedynie dlatego, ponieważ opuszcza nasze pole widzenia. Przypadek taki byłby równoważny z całkowicie subiektywnym, berkeleyowskim esse est percipi. Natomiast mnie chodzi o to, że ścieżka rzeczywiście przestaje istnieć pewien kawałek przed nami i za nami, a nie dostrzegamy tego właśnie z powodu jej nieustannego zakręcania, co powoduje, iż jej „końce" nikną za drzewami. Uprzedzając Twoje okrzyki niedowierzania, mój drogi Watsonie, taki stan rzeczy uważam za bezpośredni skutek otwarcia przez hrabiego de Fineaux granicy, utworzenia „przepukliny" pomiędzy światami, który to fakt, moim zdaniem, trudno dalej negować. Stanowi on jedynie logiczną konsekwencję świadectwa naszych zmysłów.

— Holmsie, nie mogę się wprost otrząsnąć z tych rewelacji, którymi mnie częstujesz! Obawiam się, że nadal nic nie rozumiem. W jaki sposób tak dziwne, niemożliwe wręcz właściwości naszej ścieżki miałyby być konsekwencją kontaktu świata rzeczywistego ze światem platońskich idei?

— To całkiem proste, jeżeli już dopuścimy możliwość prawdziwości przedstawionej przeze mnie hipotezy. Jak pamiętasz, mój drogi Watsonie, hrabia doniósł na wspomnianym przez mnie wykładzie na spotkaniu Królewskiego Towarzystwa Matematycznego, że obiekty pochodzące z jednego ze światów mogą przenikać do drugiego z nich i mieszać z jego obiektami. Rzeczy uchodzące za „fizycznie niemożliwe" w rzeczywistym świecie, takie jak będące pierwiastkami liczb ujemnych liczby urojone, spokojnie istnieją sobie w abstrakcyjnym świecie idei platońskich. Jednakże fuzja obu światów mogłaby doprowadzić do tego, że także materialne rzeczy nabrałyby właśnie takich „niemożliwych" cech. To właśnie stało się z naszą ścieżką. Ona istnieje jako zrealizowany w świecie realnym obiekt wykazujący niewątpliwe cechy abstrakcyjnego tworu matematycznego. Jest jakby hybrydą rodem z dwóch światów: rzeczywistego i platońskich idei, skrzyżowaniem materialnego obiektu z pojęciem matematycznym. Na pierwszy rzut oka wygląda na zwykłą ścieżkę, pasemko wydeptanej, nieco piaszczystej gleby wijące się wśród leśnego runa. Jednakże jej lokalność, fakt że istnieje tylko w najbliższym otoczeniu miejsca, w którym się znajdujemy, wyraźnie wskazuje na bliskie pokrewieństwo naszej ścieżki z takimi konstruktami matematycznymi, jak pochodna (różniczka). Jak Ci wiadomo, pojęcie pochodnej, określające właśnie lokalne nachylenie badanej funkcji w jakimś konkretnym punkcie, ma sens tylko w bezpośrednim sąsiedztwie tego punktu. Ścieżka, którą się poruszamy, posiada dobrze określone istnienie także jedynie kawałek przed nami i kawałek za nami. Ona ma „sens" tylko w pobliżu nas. Dalej, zapewne za najbliższym zakrętem w przód i w tył, oba jej końce w „rozpływają się" w lesie. W miarę, jak podążamy naprzód, odcinek ścieżki pozostający z tyłu stopniowo coraz bardziej ulega rozmyciu, natomiast z przodu kolejne fragmenty ścieżki „materializują się" przed nami w przypadkowym kierunku, tak że dalszy przebieg jej „wicia" się decyduje się na bieżąco w sposób najzupełniej losowy. Szybkość „dematerializacji" za nami oraz „materializacji" przed nami jest dokładnie równa prędkości naszego posuwania się, tak że długość „istniejącego" fragmentu ścieżki w obu kierunkach nie zmienia się w czasie. Ciągle pewien krótki kawałek wije się z przodu i z tyłu nas. Innymi słowy, ścieżka zachowuje się w przybliżeniu jak węgorz, w którego połowie znajdowalibyśmy się my — w pewnym sensie ona „sama" wybiera sobie (i nam) drogę przez las. Węgorz przy tym porusza się w przestrzeni, natomiast ona cały czas „stoi w miejscu", a jedynie tylny jej koniec rozmywa się w lesie, podczas gdy z przodu samoistnie ulegają wykreowaniu coraz to nowe jej fragmenty. Rozumiesz teraz, dlaczego nasza ścieżka, pomimo ciągłego skręcania to w prawo, to w lewo na małym obszarze, nigdy nie przecina samej siebie? Po prostu te jej odcinki, które pokonaliśmy ledwie kilka minut temu, już nie istnieją, a te do których za chwilę dojdziemy, nie istnieją jeszcze. Czyż można sobie wyobrazić lepszy przykład fuzji obu światów? Zaiste, mimo pewnych niedogodności naszego obecnego położenia, muszę przyznać, iż staliśmy się świadkami największego osiągnięcia filozofii eksperymentalnej w dziejach ludzkości. Żywię jednak uzasadnione obawy, iż nazwany sukces wykaże jedynie daremność takiej filozofii. Więcej, jej całkowitą destrukcyjność w sensie zarówno przenośnym, jak i dosłownym. W ostatniej instancji, ofiarą tej destrukcji stanie się być może cały otaczający nas jeszcze, rzeczywisty świat.

— Jestem, Holmsie, całkowicie oszołomiony tym, co mówisz. Ścieżka jako różniczka — to rzeczywiście całkowicie wykracza poza wszelkie moje utarte schematy myślowe. No dobrze, ale skoro przyjmiemy nawet, że masz rację, to jakie płyną stąd wnioski dla naszej obecnej sytuacji? Co mamy zrobić, aby w końcu wydostać się z tego lasku? Nie możemy przecież po nim krążyć do końca życia! Wiesz, co … skoro to wszystko ma już być rzeczywiście do końca zwariowane, to może udałoby się w jakiś sposób scałkować naszą ścieżkę? Całkowanie to przecież operacja przeciwna do różniczkowania, a więc po wyciągnięciu całki z pochodnej powinniśmy otrzymać pierwotną linię, czyli normalną, zachowującą się w zgodzie ze zdrowym rozsądkiem, rzeczywistą ścieżkę!

— Zaiste, zadziwiasz mnie, mój drogi Watsonie. Nigdy nie podejrzewałbym u Ciebie podobnej śmiałości w formułowaniu tak daleko idących idei. Jak widać, pomimo początkowych oporów, bardzo szybko zdążyłeś zadomowić w tym nowym, całkowicie fantastycznym świecie. Z teoretycznego punktu widzenia Twój pomysł wydaje się wyśmienity. Obawiam się jednakże, iż moglibyśmy napotkać na pewne kłopoty z jego praktycznym urzeczywistnieniem. Jak sobie właściwie wyobrażasz przeprowadzenie takiego całkowania? Nie zamierzasz chyba użyć do tego celu łopaty, której notabene nie posiadamy, aby usypać ścieżkę w wybranym kierunku? Obawiam się, iż nie jest to narzędzie będące w powszechnym użyciu wśród matematyków. A więc może chcesz przeprowadzić całkowanie jedynie w swoim umyśle, przy pomocy, powiedzmy, liczydła? To jednakże niewiele by dało, albowiem wcale nie posiadamy w głowach platońskich idei, a jedynie odległe i rozmyte rojenia o nich. Musisz pamiętać, że otworzenie przepukliny do świata abstrakcyjnych tworów matematycznych zajęło hrabiemu de Fineaux całe życie badań i poszukiwań, trudno więc oczekiwać, aby jej zamknięcie miałoby być dziecinną fraszką. Nie zapominaj także, iż przed nami do tego świata dostał się profesor Moore, który, mimo iż jest genialnym przecież matematykiem, także nie potrafił znaleźć zeń wyjścia. Wszystko to sugeruje, iż nie byłoby łatwo zmusić naszą ścieżkę do opuszczenia lasu.

— Wiesz co, Holmsie, przyszła mi do głowy pewna nowa myśl. Właściwie przecież nie musimy trzymać się ścieżki. Moglibyśmy ją porzucić i spróbować iść na przełaj. Zapewne w ten sposób uda nam się wyjść z tego zagajnika!

— Twoja propozycja, mój zacny Watsonie, świadczy jedynie o tym, iż nie do końca zrozumiałeś istotę naszego położenia. Żywię dogłębne przekonanie, że opuszczenie lasu może być już dla nas, z takich lub innych powodów, niemożliwe. Nie, nie ze względu na jakieś mury czy zasieki. Oczekuję po prostu, że próbując iść na przełaj, napotkalibyśmy nowy chwyt matematyczny, niweczący, tak dotąd uniwersalną i oczywistą, logikę naszego świata. Na przykład, nasz zagajnik może nie posiadać już żadnych granic, które musielibyśmy przekroczyć, aby z niego wyjść. Wystarczy, aby jego powierzchnia stała się zamkniętą, dodatnio zakrzywioną płaszczyzną, tak jak powierzchnia kuli. Jak Ci wiadomo, powierzchnia taka, chociaż sama jest skończona (do jej pomalowania wystarczy skończona ilość farby), to można po niej błądzić w nieskończoność, właśnie jak po powierzchni naszej planety. Wyruszywszy z jednego punktu, podążając cały czas przed siebie, dochodzi się do tego samego punktu, tyle, że z przeciwnej strony. Jeszcze lepsza byłaby powierzchnia torusa, coś na kształt dętki, która powstaje w wyniku sklejenia przeciwstawnych boków prostokąta. Istnieje zresztą bez liku innych matematycznych abstrakcji, które przyłożone do otaczającej nas rzeczywistości, uniemożliwiłyby opuszczenie zagajnika czy nawet odnalezienie jego granic. To, która z nich została zastosowana w naszej konkretnej sytuacji, stanowi całkowicie drugorzędny problem.

Istotne jest, że hybryda świata materialnego i idealnego stała się faktem. Co więcej, to właśnie świat platońskich idei wtargnął do naszej materialnej rzeczywistości. Byty matematyczne mieszają się z bytami fizycznymi, przy czym udział tych pierwszych w tak powstałym kolażu systematycznie wzrasta kosztem zmniejszania się udziału drugich.

— Ale jak do tego mogło dojść, Holmsie?

— Przebicie połączenia pomiędzy tymi dwoma światami nie mogło pozostać bez konsekwencji. Ich byty zaczęły się ze sobą mieszać i któreś z nich musiały przeważyć. Jeżeliby połączyć w jedno świat światła i świat cieni, to jak myślisz, jaki świat otrzymamy w rezultacie, Watsonie?

— Zapewne świat szarości, Holmsie, pół-światła, pół ciemności, jednakowoż...

— Mylisz się, Watsonie. Gdy usuniesz czarną kurtynę pomiędzy jednym pomieszczeniem jasno oświetlonym i drugim skrytym w mroku, to w rezultacie oba pomieszczenia staną się jasne — światło może rozjaśnić mrok, ale mrok nie jest w stanie „zaciemnić" światła. W tym sensie jasność i ciemność nie są symetryczne.

— I ty myślisz że ...

— Tak, Watsonie. Myślę, że przejście pomiędzy światami rzeczywiście zostało otworzone, oraz że wieczny i absolutny świat idei zaczął przeważać nad niedoskonałym i efemerycznym światem rzeczywistym. Czego prawdopodobnie nawet sam hrabia de Fineaux nie był w stanie przewidzieć. W rezultacie wszyscy, nie tylko my i profesor Moore, ale także hrabia i cała reszta ludzi, znaleźliśmy się po stronie przegranych. Być może hrabia już to zrozumiał podczas naszej z nim rozmowy — dostrzeżoną przez nas melancholię i politowanie kierował zapewne właśnie przede wszystkim pod swoim własnym adresem. To samo dotyczy świadomości klęski — odnosiła się ona w równej mierze do nas, co do niego samego.


1 2 3 4 5 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Tajna narada Ewangelistów
Na ugorze czasu


« Powiastki fantastyczno-teolog.   (Publikacja: 28-04-2008 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Bernard Korzeniewski
Biolog - biofizyk, profesor, pracownik naukowy Uniwersytetu Jagielońskiego (Wydział Biochemii, Biofizyki i Biotechnologii). Zajmuje się biologią teoretyczną - m.in. komputerowym modelowaniem oddychania w mitochondriach. Twórca cybernetycznej definicji życia, łączącej paradygmaty biologii, cybernetyki i teorii informacji. Interesuje się także genezą i istotą świadomości oraz samoświadomości. Jest laureatem Nagrody Prezesa Rady Ministrów za habilitację oraz stypendystą Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej. Jako "visiting professor" gościł na uniwersytetach w Cambridge, Bordeaux, Kyoto, Halle. Autor książek: "Absolut - odniesienie urojone" (Kraków 1994); "Metabolizm" (Rzeszów 195); "Powstanie i ewolucja życia" (Rzeszów 1996); "Trzy ewolucje: Wszechświata, życia, świadomości" (Kraków 1998); "Od neuronu do (samo)świadomości" (Warszawa 2005), From neurons to self-consciousness: How the brain generates the mind (Prometheus Books, New York, 2011).
 Strona www autora

 Liczba tekstów na portalu: 41  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Istota życia i (samo)świadomości – rysy wspólne
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 5851 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365