Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.902.685 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 733 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Być może religia jest martwa, a jeśli tak, lepiej przyjmijmy to do wiadomości i spróbujmy odkryć inne źródła siły moralnej, zanim będzie za późno".
 Społeczeństwo » Socjologia

Spór o tożsamość europejską [1]
Autor tekstu:

Gdy ci się zdaje, że cały się gubisz,
Porównaj siebie!
Rozpoznaj, czym jesteś!”
J.W. Goethe

W niedawno opublikowanym przez amerykańską Radę ds. Wywiadu (NIC) raporcie o tym jak ma wyglądać świat w 2025 roku, pojawiło się kilka interesujących tez. Autorzy raportu stwierdzają, że w najbliższych latach pozycja Ameryki w świecie osłabnie, kosztem takich państw jak Chiny i Indie. Te ostatnie będą najludniejszym krajem na świecie, z kolei Chiny staną się drugą po USA gospodarką globu i pierwszą siłą militarną w świecie. Walkę o pozycję na arenie międzynarodowej ma rozstrzygnąć technologiczny wyścig i nie jest powiedziane, że zwycięży go Zachód. Krótko mówiąc, świat stanie się wielobiegunowy, a tym samym mniej stabilny i przewidywalny. [ 1 ]

Co z Europą? Europa zdaniem autorów raportu w najbliższej dekadzie pozostanie „kulejącym gigantem” i jej wpływ na losy świata będzie znikomy. Brak zaufania obywateli Unii do Brukseli, spory wewnętrzne, brak wspólnej polityki zagranicznej, uzależnienie energetyczne od Rosji, zepchną Europę na boczny tor. Ze swoimi starzejącymi się społeczeństwami Stary Kontynent będzie rozwijał się powoli i pozostanie drugoplanowym graczem na międzynarodowej arenie.

To oczywiście tylko prognozy, których podstawowe ograniczenie polega na tym, że dokonuje się ich w oparciu o stan obecny, a ten jak wiadomo ulega zmianie, a wraz z nim podstawy dzisiejszych prognoz. Wiele tu jednak prawdy, a w szczególności w przypadku Europy, która będąc wewnętrznie podzielona, ciągle pozostaje słaba na zewnątrz. Z drugiej strony nie można zapominać, że Unia Europejska to twór nowy i ciągle bardziej projekt, niż realny byt.

To samo odnosi się do tzw. tożsamości europejskiej, o której się wprawdzie mówi, ale tak różnie rozumie, że w rzeczywistości nie wiadomo, czym ona jest. Pewne jest jednak, że jej dowartościowanie, mogłoby wzmocnić Unię Europejską, a tym samym jej pozycję w świecie. Warto więc zastanowić się, jakie przeszkody stoją przed tym zadaniem i czym jest w istocie europejska tożsamość.

Nie ma jedności bez odmienności

Mówi się i pisze o historii Wielkiej Brytanii, Niemiec, czy Polski, natomiast historię Europy rozpatruje się umownie jako historię krajów leżących w jej geograficznych granicach. Niektórzy jednak odmawiają racji bytu nawet temu ujęciu, dowodząc jednocześnie, że nie może być wspólnej historii Europy, bo losy państw europejskich były tak różne, a często wzajemnie skonfliktowane, że jedynie historia poszczególnych narodów ma sens.

Pozwolę sobie nie zgodzić się z tym poglądem. Z pewnością nie brak nam wspólnych punktów. Faktem jest przecież, że Europa ma chrześcijańskie korzenie i że tradycja oświecenia wraz z demokracją, prawami człowieka uzyskały w jej granicach powszechne uznanie. Istnieje wspólna historia sztuki: malarstwa, muzyki, literatury czy wspólna tradycja naukowa, której nowoczesny kształt nadała właśnie Europa. Nie wolno również zapominać o dwóch ostatnich wojnach, które wprawdzie podzieliły nasz kontynent, ale z drugiej strony, jako środek odstraszający, mocno przyczyniły się do jej integracji. Co jednak wybrać z tego materiału, by stworzyć europejską tożsamość na miarę naszych czasów?

Zacznijmy od wojny, bo to — jak się okazuje — klucz do zrozumienia procesu budowania tożsamości. Słusznie zauważa Jürgen Kocka na łamach Zeit, że żadne państwo europejskie nie powstało pokojowo, że każde poczęło się z wojny, a tym samym to wojna ukształtowała tradycyjne tożsamości narodowe: „walka z innymi wspiera własną tożsamość” [ 2 ]. Zasadne jest zatem pytanie autora, czy można stworzyć tożsamość europejską w sposób pokojowy, a jeśli tak, to na jakich warunkach?

Jego odpowiedź jest taka: „bez wojny być może się uda, ale bez różnic, bez zaznaczenia odmienności z pewnością nie”. Jak słusznie zauważa, europejska świadomość tworzy się poprzez porównania z innymi, „poprzez podkreślenie różnic między Europą, a innymi częściami świata”. Kiedyś takimi punktami odniesienia były Azja i Afryka, dzisiaj coraz częściej mówi się o świecie islamu i USA.

Oczywiście Europie bliżej do USA i vice versa, ale istnieją także różnice. Po pierwsze, jak stwierdza Kocka, Europa na swojej drodze do jedności musiała się uporać z większym i bardziej złożonym wachlarzem tradycji i narodów, niż w przeszłości Ameryka. Po drugie, inaczej niż w Ameryce, na zjednoczenie Europy silnie wpłynęły wojenne katastrofy. Po trzecie odmiennie kształtują się relacje pomiędzy wolnością osobistą, a solidarnością; konkurencją, a dobrobytem. Idea państwa socjalnego w Ameryce jest skazana na porażkę, w Europie pomimo niegasnących sporów, ma się ciągle dobrze. Poza tym nie wolno zapominać o międzynarodowej polityce USA, która w szczególności za kadencji prezydenta Busha – słusznie — miała wielu krytyków w Europie.

Z drugiej strony Europa wiele zawdzięcza Stanom. Wkład do rozumienia demokracji i udział w odbudowie powojennej Europy są nieocenione i warto o nich stale przypominać.

Różnice pomiędzy Europą, a światem islamu przybierają bardziej gwałtowną postać. Kraje arabskie w dużej mierze ominął proces modernizacyjny, o jakim pisał M. Weber. Rozdział pomiędzy państwem, a religią, o ile istnieje, ma charakter nieprzejrzysty i płynny, co skutkuje tym, że władza bywa wykorzystywana w celach religijnych, a sama religia instrumentalizowana i wypaczana. Zasady demokracji wprawdzie bywają akceptowane, ale rzadko stosowane. Przykładem może być prymat religijnego prawa szariatu nad prawem stanowionym, który stawia wyżej wolę Boga, niż narodowego suwerena. Brak wolności religijnej (odstępstwo od wiary zgodnie z Koranem ma być karane śmiercią), podrzędna wobec mężczyzn pozycja kobiet, w niektórych krajach o wyraźnie dyskryminującym charakterze (np. Arabia Saudyjska), pokazują, że świat islamu znajduje się daleko od swobód i praw obywatelskich, jakimi cieszy się Europa, a takie wartości jak pluralizm, tolerancja nie mają realnego odbicia w rzeczywistości.

W poszukiwaniu „europejskiego poczucia my”

Kiedy porównujemy się z przedstawicielami innych kultur, widząc ich braki i słabości, czujemy się skonsolidowani, zjednoczeni i silni. Ten mechanizm działa tak samo na wszystkich. Nic tak bowiem nie łączy jak wspólny Inny. Sprawa przedstawia się zgoła inaczej, kiedy zajrzymy do środka.

Okazuje się bowiem, że każdy z krajów Unii Europejskiej inaczej rozumie europejskość i, co nie powinno dziwić, definiuje ją przez pryzmat własnego kraju. Częściowo wynika to z polityki Unii, która pozostawia wiele swobody państwom członkowskim i nie narzuca im wspólnej tożsamości, częściowo natomiast ze zwykłego egoizmu poszczególnych krajów. Dbanie o własny interes nie stoi jednak w sprzeczności z poszanowaniem wspólnego dobra, albowiem jeśli jest możliwe w ramach jednego państwa, dlaczego nie miałoby się udać w ramach Unii.

Problem zatem tkwi w braku wspólnej polityki tożsamościowej, w nieobecności czegoś, co niemiecki historyk H. A. Winkler nazwał „poczuciem europejskiego my” [ 3 ]. W jego opinii, „jeśli UE ma w przyszłości mówić jednym głosem, to jej mieszkańcy muszą sobie wyrobić poczucie współprzynależności i solidarności”. Jego zdaniem „rozszerzenie Unii wyprzedziło jej pogłębienie, które nie sprowadza się jedynie do reformy instytucji i procesów decyzyjnych, lecz stanowi również wyzwanie dla społeczeństw obywatelskich”. Nie tylko więc politycy powinni działać w kierunku wzmocnienia owego poczucia solidarności, lecz także intelektualiści, publicyści, historycy.

Będzie to trudne, zważywszy, że w wielu krajach członkowskich ciągle panuje silny eurosceptycym, a historia niektórych z nich obfituje w konflikty i animozje, utwierdzając stare uprzedzenia i stereotypy. Wystarczy przyjrzeć się stosunkom polsko-niemieckim by zdać sobie sprawę z trudności, w jakie obfituje wspólne czytanie historii. Z pewnością nie są one tak drastyczne, jak sugeruje polska prawica z prezydentem na czele, czy z drugiej strony niemieccy nacjonaliści, ale z pewnością nie da się ich zlekceważyć. Z drugiej strony jeszcze do niedawna podobny klimat panował w stosunkach niemiecko-francuskich, a dziś to najwięksi partnerzy Unii.

Faktem jest jednak, że historia raczej dzieli, niż łączy. Dlatego należy poszukać wspólnej płaszczyzny gdzie indziej.

Niektórzy twierdzą, że zjednoczenie powinno się odbywać w imię poszanowania różnorodności. Słusznie! Warto jednak podkreślić, że coraz trudniej zdefiniować składowe owej różnorodności. Bo czym jest dzisiaj „francuskość”, „niemieckość”, czy „polskość”? Co ciekawe, straszenie utratą suwerenności — ulubione zajęcie polskich eurosceptyków — same jest podszyte strachem. Jak słusznie bowiem zauważa Winkler „tak naprawdę za lękiem przed utratą suwerenności kryje się niepewne poczucie własnej tożsamości”.

Nie uważam również, żeby tworzenie europejskiej tożsamości było jeszcze możliwe w oparciu o religię chrześcijańską, bo choć faktem jest, że Europa ma chrześcijańskie korzenie (zresztą pogańskie także), to religia jako taka, dawno temu przestała odgrywać rolę arbitra w sprawach publicznych. Zdaje się, że świecka tradycja ostatecznie zwyciężyła na Starym Kontynencie. Świadczy o tym rosnąca liczba ludzi deklarujących się jako ateiści i agnostycy, jak i spadek osób uczęszczających na nabożeństwa. Z drugiej strony rośnie udział innych wyznań jak chociażby islamu, co należy wiązać głównie z napływem imigrantów. To wszystko prowadzi do wniosku, że chrześcijaństwo nie jest dobrym budulcem do tworzenia europejskiej tożsamości. Zresztą, zważywszy na wciąż żywą w pamięci Europejczyków historię wojen religijnych, trudno sobie wyobrazić, by w przyszłości miało się coś tu zmienić.

W tym kontekście niedawne pomysły niektórych polskich polityków by wpisać do preambuły projektu europejskiej konstytucji informację o chrześcijańskim dziedzictwie (invocatio Dei), świadczą poza zaściankowością o cywilizacyjnym wyobcowaniu i braku zmysłu rzeczywistości.


1 2 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Zbrodnie bez niczyjej szkody
Co się kryje pod kołderką

 Zobacz komentarze (12)..   


 Przypisy:
[ 2 ] Jürgen Kocka, Wo liegst du, Europa?, Zeit 49/2002.
[ 3 ] Wywiad z H. A. Winkler, Po co Europie jej narody, Gazeta Wyborcza, wydanie świąteczne 2007.09.07

« Socjologia   (Publikacja: 08-12-2008 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Marcin Punpur
Absolwent ekonomii i filozofii. Studiował w Olsztynie, Bremie i Bernie. Zainteresowania: filozofia kultury, religii i polityki.

 Liczba tekstów na portalu: 53  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: W co wierzą ateiści
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 6240 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365