Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
200.061.547 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 292 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Co mnie nie zabija, to czyni mnie silniejszym.
« Kultura  
Kultury w kulturze czyli krótka historia potyczek humanistów ze ścisłowcami [2]
Autor tekstu:

Wiemy już kim są przedstawiciele dwóch kultur, o których pisał Snow. Z kolei „trzecia kultura to uczeni, myśliciele i badacze świata empirycznego, którzy dzięki swym pracom i pisarstwu przejmują rolę tradycyjnej elity intelektualnej w poszukiwaniu odpowiedzi na pytania od zawsze nurtujące ludzkość: czym jest życie, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy” (Brockman 1996: 15). Jeśli chodzi o dyscypliny wiedzy to reprezentantów swoich mają tu fizycy, ewolucjoniści, biolodzy, genetycy, informatycy, psychologowie, astronomowie, etologowie, chemicy, meteorologowie, neurologowie, antropologowie, paleoantropologowie, paleontologowie, filozofowie i matematycy. Co ciekawe ich zainteresowania, mimo tak ogromnego rozrzutu dyscyplin, łączą się ze sobą nie tylko poprzez osobę Johna Brockmana.

Wiąże ich wzajemne zainteresowanie wynikami własnej pracy i częste próby wykorzystania tych wyników w indywidualnej działalności naukowej. Przedstawicielami trzeciej kultury są jednak często reprezentanci dyscyplin tak mocno oddalonych od siebie pod względem przedmiotu badań (no bo, przykładowo, jaki jest wspólny zakres badań kosmologa i psychologa?), że niemal niemożliwością staje się intelektualny dialog pomiędzy nimi. Stąd też słuszniej byłoby chyba twierdzić, że wspólnym mianownikiem ich działalności jest raczej nie tyle dzielone pole badawcze, co opór przeciwko tradycyjnym konserwatywnym elitom humanistycznym, próbującym utrzymać monopol w dziedzinie pełnienia roli autorytetów społecznych. [ 2 ] Myśliciele spod znaku "trzeciej kultury" to ci, których znudziła sytuacja ekskluzji z grona ludzi „kulturalnych” jaką nałożyli na nich tradycyjni humaniści. Bertrand Russell w krótkiej publikacji stwierdził, że podział na dwie kultury ma krótką historię datowaną na wiek XIX. Mimo to zdążył zająć niezwykle trwałe miejsce na arenie kultury jako takiej (czyli traktowanej jako ogół zjawisk produkcji wiedzy). Snow zwrócił uwagę na rozległość tego zjawiska w Wielkiej Brytanii w pierwszej połowie XX wieku. Brockman zaś wespół z innymi przedstawicielami trzeciej kultury identyczną sytuację dostrzegł również w Stanach Zjednoczonych z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. W sposób naturalny zaczęto zatem pytać jak do tego doszło i dlaczego mimo rozgłosu wokół wykładu Snowa przez trzydzieści lat tak niewiele się zmieniło. Wskazywano na fakt, że uczeni pracujący na początku wieku XX, tacy jak Arthur Eddington czy John von Neumann, nie starali się bynajmniej o rozpowszechnianie ich prac i wyników w nich zawartych poza grono naukowe. Postępowanie przeciwne charakteryzowało humanistów, którym zależało bardziej na szerokim oddźwięku ich dzieł, w czym pewnym ułatwieniem był dla nich chociażby brak elementów języka matematycznego w ich pracach (chociaż z drugiej strony język Sein und Zeit Martina Heideggera lub Finnegans Wake Jamesa Joyce’a zanadto przystępny i zrozumiały dla szerokiej publiki również nie jest!). Wystarczyła jednak ta prosta różnica stanu początkowego, aby potem wszystko potoczyło się na niekorzyść naukowców. Humaniści stworzyli wiele opiniotwórczych rozwiązań instytucjonalnych w postaci periodyków i organizacji, co umożliwiło im przejęcie „rządu dusz”. Językiem, w którym należałoby zatem opisać zjawisko dwukulturowości jest język socjologii. Tak więc ogół obywateli pozbawiony był informacji na temat wielu ważnych dokonań nauki. Popularyzacją nauki zajmowali się zaś głównie dziennikarze niebędący naukowcami. To owocowało częstym przedstawianiem nieprawdziwego obrazu nauki. Wiadomo przecież jak zgubna jest ignorancja! Sami naukowcy nie parali się popularyzowaniem wyników swoich badań uważając to za niepotrzebną stratę czasu. Nawet jeśli któryś z nich napisał jakieś bardziej ambitne dzieło dotyczące nauki skierowane do szerszego grona czytelników, to na ogół recepcja takiej książki w pismach opanowanych przez humanistów była nieprzychylna.

I tak zamykało się błędne koło. Do czasu jednak. Lata siedemdziesiąte XX wieku to okres, gdy wielu naukowców radykalnie zmieniło swoje nastawienie. Dlaczego, aby zasłużyć sobie na miano człowieka kulturalnego trzeba wykazać się wiedzą jedynie z zakresu humanistyki? Jednym z możliwych rozwiązań tej trudnej sytuacji było nawiązanie współpracy pomiędzy obiema stronami sporu. To jednak nie nastąpiło. W związku z tym nastąpiła zmiana świadomościowa w łonie ludzi nauki. I to właśnie są źródła trzeciej kultury w sensie, jaki nadał jej John Brockman. [ 3 ] Zmianę tę można najlepiej opisać za pomocą dwóch czynników, które w związku z tym można również traktować jako wyznaczniki trzeciokulturowości jako takiej. Te czynniki to nastawienie na interdyscyplinarność i na popularyzację.

Interdyscyplinarność to otwarcie się na przedstawicieli innych niż własna dyscyplin naukowych. Nie jest to łatwe w dobie nauki skrajnie wyspecjalizowanej i rozdrobnionej, gdzie często niemożliwe jest już nawet nie tyle porozumienie biologa z fizykiem, ale wręcz biologa z biologiem lub fizyka z fizykiem. Nazwy dyscyplin tak ogólne jak biologia czy fizyka mają dziś sens jedynie jako etykietki oraz jako pomoc przy podziale uniwersytetów na wydziały. Oczywiście dyscypliny te nie połączyły się ze sobą. Chociaż zachodzi również i tego typu proces – a mianowicie, paradoksalnie, dzięki zjawisku specjalizacji. Poszczególne nauki wytwarzają w swoich ramach kolejne dyscypliny wiedzy, co jest procesem atomizacji, analizy. Jednak gdy rozwój tych dyscyplin nabiera tempa zdarza się, że można wykryć pewne cechy wspólne danej dyscypliny z subdyscypliną stworzoną w ramach innej nauki – w ten sposób to co pierwotnie wydawało się jedynie podziałem nauki na coraz to mniejsze jednostki staje się procesem syntezy. Pewną analogię mogłyby tu stanowić puzzle, które można ułożyć na więcej niż jeden sposób. Na mapę dyscyplin naukowych można zatem spojrzeć jak na odzwierciedlenie historii politycznej podbojów i sojuszy jednych nauk przez drugie. Ma to ten dodatkowy walor, że ułatwia wzajemną komunikację naukowców.

Zmianą na największą skalę na tej mapie, jaka dokonała się w ciągu kilku ostatnich dziesięcioleci jest powstanie cognitive science, co po polsku określa się mianem kognitywistyki lub nauk poznawczych. Jest to cały konglomerat nauk pierwotnie niewiele mających ze sobą wspólnego, których przedstawiciele połączyli swe siły w celu lepszego zrozumienia wzajemnych relacji między mózgiem, umysłem a zachowaniem. Jest to więc współczesna synteza psychologii poznawczej, epistemologii, neurobiologii, filozofii umysłu i sztucznej inteligencji. Tego typu przemiany doprowadziły do konsolidacji środowisk naukowych i przekonały ich o bezsensie zamykania się w ciasnych granicach własnych subdyscyplin. Dzięki temu Brockman mógł zaprosić do wzajemnej wymiany poglądów w ramach Reality Club przedstawicieli tak różnych nauk. Najczęściej poruszanymi wśród trzeciokulturowców zagadnieniami są ewolucja oraz chaos i złożoność. Jest to informacja ważna, gdyż za pomocą takich podejść jak ewolucjonizm lub chaopleksowość [ 4 ] badać można przeróżne klasy układów (ożywionych i nieożywionych) o różnym stopniu złożoności. Powstaje zatem wspólna przestrzeń badawcza dla przedstawicieli różnych nauk.

Drugą cechą odróżniającą nowe pokolenie naukowców od starego jest ich chęć podzielenia się swoją wiedzą nie tylko z przedstawicielami innych nauk, ale i z masowym odbiorcą. Pisałem już o tym jak sytuacja wyglądała wcześniej – mieliśmy do czynienia z jawną i programową wręcz niechęcią naukowców do popularyzacji. To zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Dzięki przykładowi takich ludzi jak Richard Dawkins czy Stephen Jay Gould, którzy przetarli szlaki, stało się jasne, że uprawianie nauki i jej popularyzacja nie są czynnościami wykluczającymi się. Ciekawym przykładem na to jak duża jest w społeczeństwie potrzeba tego typu publikacji jest Krótka historia czasu Stephena Hawkinga, która długo utrzymywała się na listach bestsellerów. Zaroiło się też nagle od czasopism i programów telewizyjnych (a nawet kanałów) o tematyce popularnonaukowej. Oprócz niezaprzeczalnych profitów, jakie to przyniosło (zwiększenie wiedzy społeczeństwa na temat nauki, a co za tym idzie lepsze zrozumienie otaczającej nas coraz bardziej stechnicyzowanej rzeczywistości) wiążą się z tym również pewne problemy. Robin Dunbar w Kłopotach z nauką pisze o kilku z nich.

Przede wszystkim, aby tak naprawdę zrozumieć nauki ścisłe niezbędna jest znajomość matematyki. Duża część wyników tychże nauk opracowana jest w języku matematycznym, który jest w pewnej mierze nieprzekładalny na języki naturalne. Zgodnie z tym twierdzeniem, któremu trudno odmówić słuszności, wszelka działalność popularyzatorska jedynie, rzec by można, ślizga się po powierzchni, nie dotyka tego co najistotniejsze, daje jedynie cień światła na ścianie jaskini. Poza tym proces masowego upowszechniania wiedzy wiąże się nieodłącznie z niebezpieczeństwem jeszcze większej komercjalizacji nauki i tak już dostatecznie mocno uzależnionej od dyktatu czynników natury ekonomicznej. Nawet sposób informowania o dokonaniach naukowców w jakiś sposób wypacza prawdziwy obraz nauki, gdyż pierwszeństwo mają doniesienia o odkryciach najbardziej spektakularnych lub z różnych powodów szokujących. Redakcje pism dokonują daleko posuniętej ingerencji w zamawiane przez siebie u naukowców artykuły, co bywa powodem przeinaczeń o różnym stopniu szkodliwości. Wreszcie pojawia się problem stosowanych przez naukowców metafor, których niezrozumienie lub, co gorsza, ich niewłaściwe zrozumienie może być powodem wielu nieporozumień odnośnie do działalności naukowców (Dunbar podaje tu jako przykład Dawkinsowską samolubność genów – no bo jakże to geny mogą być samolubne, skoro aby odczuwać tego typu stany trzeba posiadać mózg!).

Tę część pracy zakończyć należy banałem: mimo tych ograniczeń jakie niesie ze sobą popularyzacja, wydaje się być rzeczą oczywistą, że informowanie społeczeństw w dziedzinie nauki jest procesem wymagającym kontynuowania.


1 2 3 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Widzieć i wierzyć
Gra w pomidora

 Zobacz komentarze (4)..   


 Przypisy:
[ 2 ] Autorytetów w sensie epistemicznym, czyli autorytetu znawcy, specjalisty w danej dziedzinie – posługując się terminologią Józefa M. Bocheńskiego; patrz: hasło Autorytet w Stu zabobonach autorstwa tegoż.
[ 3 ] „Wykształcenie typowe dla lat pięćdziesiątych, oparte na Freudzie, Marksie i modernizmie, okazało się niewystarczające, by sprostać wymaganiom lat dziewięćdziesiątych” – pisze Brockman w Trzeciej kulturze (s. 15).
[ 4 ] „Przez chaopleksowość rozumiem zarówno chaos, jak i jego bliską krewną – kompleksowość (złożoność)” – Horgan 1999: 239. Chaopleksowość to neologizm ukuty przez Horgana.

« Kultura   (Publikacja: 19-02-2009 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Radosław Tyrała
Asystent w Katedrze Socjologii Ogólnej i Antropologii Społecznej na Wydziale Humanistycznym AGH w Krakowie, autor książek: "O jeden takson za dużo" (2005), "Dwa bieguny ewolucjonizmu" (2007). Najlepszy absolwent Wydziału Humanistycznego UMK w Toruniu w 2005 roku. Stypendium w ramach programu „Mistrz” Fundacji na rzecz Nauki Polskiej. Członek Polskiego Towarzystwa Socjologicznego oraz European Sociological Association. Prowadzi badania socjologiczne polskich niewierzących.

 Liczba tekstów na portalu: 2  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Ślub humanistyczny po polsku
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 6368 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365