|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Światopogląd » Irreligia
Wszechmoc i wszechwiedza [1] Autor tekstu: Jerzy Neuhoff
Wszechmoc i wszechwiedza są cechami pożądanymi
przez ludzi nader często. Ale na pożądaniu zazwyczaj się nie kończy, więc cechy
te są przypisywane postaciom bajkowym, idolom i organizacjom. Te ostatnie często
starają się stworzyć właśnie takie wrażenie i nie ma pod tym względem żadnej
różnicy między np. GRU a CIA czy Mosadem.
Akurat tymi ani innymi organizacjami 'wyższej
użyteczności' publicznej i ich pretensjami do wszechmocy i wszechwiedzy nie
zamierzam się tu zajmować, lecz zajmę się problemem mniej ambitnym — co oba te
pojęcia właściwie oznaczają i jakie między nimi występują korelacje.
Z konieczności próba opisania obu tych pojęć
wymaga używania języka, a ten, jak wiadomo, jest źródłem nieporozumień.
Wszechwiedza, którą równie dobrze możemy nazywać
mądrością absolutną, najczęściej kojarzy się nam ze znajomością wszystkich praw
materii. Jest to całkowicie zrozumiałe — od urodzenia, przez całe świadome życie
obracamy się w kręgu spraw materialnych. Najpierw jest to potrzeba ssania
matczynej piersi i potrzeba suchej pieluchy, potem nasze wymagania nieco rosną,
czasem nawet stają się nazbyt wygórowane. Nawet potrzeby tzw. duchowe, czyli
miłość, przyjaźń, uznanie, zadowolenie ale także takie jak nienawiść, obawa,
strach, zakłopotanie itd., można sprowadzić do braku lub nadmiaru pewnych jak
najbardziej materialnych czynników, np. hormonów, neuroprzekaźników czy białek.
Od materii nie da się uciec. Nikt nie zajmuje
się np. anatomią, fizjologią czy neurologią duchów, anatomią Pegaza i Hydry ani
jadłospisem Cerbera. Mało tego, próby takie potraktowano by w najlepszym razie
jako nieszkodliwe fiksacje, a w poważniejszych przypadkach ich autorem zajęliby
się balneolodzy, neurolodzy lub psychiatrzy. Wszyscy oni doszliby do zgodnego
wniosku, że w organizmie tego autora jest czegoś nadmiar lub czegoś brakuje,
czyli wróciliby do materii. Z tego krótkiego wyjaśnienia wynika, że nawet świat
duchów jest ściśle związany ze światem materialnym i bez niego nie może istnieć.
Materia, jak wiadomo, rządzi się pewnymi prawami a mądrość, wiedza, nauka itp. zajmuje się ich odkrywaniem. Możemy przyjąć, że
wszechwiedza to nic innego jak znajomość tych wszystkich praw, w tym dotąd
nieodkrytych przez ludzi. Byłaby to np. umiejętność znalezienia całki dowolnej
różniczki, umiejętność przewidzenia 'efektu motyla', znajomość ukrytych
parametrów, które powodują, że moneta upada raz na orła a raz na reszkę, i choć
każdy rzut jest zdeterminowany tymi nieznanymi parametrami, to spełnia
jednocześnie prawidła rachunku prawdopodobieństwa, czy umiejętność rozwiązania
poniższego układu równań:
xy + y x = 17
x + y = 5
Ten układ równań jest o tyle ciekawy, że daje
się rozwiązać w tzw. pamięci, i to bez większego wysiłku, natomiast jest
nierozwiązywalny metodami algebraicznymi, tzn. przy użyciu znanych dotąd działań
matematycznych.
W tym miejscu dochodzimy do ważnego problemu, a mianowicie samoograniczenia wszechwiedzy.
Od dość dawna znane są pewne problemy
nierozwiązywalne, np. niemożność podwojenia sześcianu tylko przy pomocy cyrkla i linijki, niemożność przedstawienia wyrażenia
(pierwiastek z 2) w postaci ułamka dwóch
liczb naturalnych i jeszcze parę innych. Pomijam takie pomysły jak kwadratowe
koło, ponieważ zawierają one sprzeczność wewnętrzną.
W fizyce zasada nieoznaczoności jest uznawana
za fundamentalne prawo przyrody, obok kilku innych zasad. Na zasadzie analogii
możemy się domyślać, że i w innych dziedzinach podobne zasady funkcjonują, choć
nie umiem ich tu wskazać. Co prawda, każdy zwolennik redukcjonizmu będzie
dowodzić tezy, że np. psychologia da się zredukować do chemii, tu dokonałem
ogromnego skrótu myślowego, chemia zaś do fizyki, więc jakaś hipotetyczna
'zasada nieoznaczoności psychologicznej' musi być konsekwencją jej fizycznego
podłoża.
Wiedza ludzka czy innych istot rozumnych jest
taka sama, we fragmentach, jak wszechwiedza absolutna. Nie ma takiego
wszechświata, w którym liczba π miałaby inną wartość, a trójkąt nie miał trzech
kątów. W tym sensie wiedza ludzka dorównuje boskiej wszechwiedzy. Ludzie
potrzebowali jednak sporo czasu, aby dojść do tej, jakże niepełnej wiedzy, ile
więc trzeba dać im czasu i pieniędzy, aby wytłumaczyć wszystkie tzw. cuda lub
rzeczy niewytłumaczalne, np. uzdrowienia. Trzeba na to nieskończenie wiele
czasu, a tego nikt nam nie da, więc rozsądek, nawet zwykły robotniczo-chłopski
rozum każe się zastanowić, nad sensem wyjaśniania tego wszystkiego, skoro są to
zazwyczaj wydarzenia jednostkowe. Kiedy taki fakt zostanie w końcu wyjaśniony,
ci, którzy wierzyli w jego cudowny przebieg, zazwyczaj od dawna są już
nieobecni. Dziś już zbytnio nie wierzy się w cuda sprzed stuleci, chyba że jakoś
wiążą się ze współczesnością, np. cuda biblijne, mandylion, całun itp., dziś
raczej wierzy się w spiski tajemniczych, wszechmocnych sił.
Widać więc, że wiedza ludzka, a więc jakaś
namiastka wszechwiedzy, uznaje istnienie pewnych nieprzekraczalnych
samoograniczeń, a z tego rodzi się pytanie, czy i wszechwiedza absolutna posiada
takie samoograniczenia.
Ktoś obserwujący jakieś wydarzenie z boku może
to co widzi interpretować jako czysty przypadek. Czy jednak, w rzeczywistości,
procesja znękanych suszą rolników, zanosząca prośby o deszcz albo zaklęcia
szamana, na zasadzie 'efektu motyla' nie może niekiedy dać pożądanego efektu, a więc być przyczyną materialną oczekiwanego zjawiska, również materialnego.
Trudno ocenić częstotliwość pojawiania się deszczu po odbyciu takich procesji,
wydaje się, że zdarza się to dość rzadko, przynajmniej w naszych szerokościach
geograficznych, i ten fakt jest zapewne przyczyną, że raczej uwierzymy p.
Zalewskiemu niż mocy sprawczej takiej procesji. Skłonni jesteśmy raczej wskazać
na rzeczywiste czy urojone osiągnięcia innych nacji, np. Chińczyków, którzy
rzekomo podczas Olimpiady skutecznie rozpędzali chmury burzowe, niż na
skuteczność kadzideł i wody święconej, nawet wzmocnionych tekstami łacińskimi,
odczytywanymi z niepozornej książeczki.
Wystąpienie takiej koincydencji, czego nie
wyklucza rachunek prawdopodobieństwa, niektórzy skłonni będą traktować jako
złamanie przez wszechwiedzę obowiązujących praw przyrody.
Wszechwiedza wie co jest możliwe, tak się
przynajmniej wydaje, i rozwiązuje każdą funkcję niezależnie od liczby zmiennych
lub znajduje konieczne wartości zmiennych niezależnych dla każdej zadanej
wartości funkcji, nawet gdy tych zmiennych jest nieskończenie wiele.
Ostatecznie, już od pewnego czasu umiemy sumować szeregi nieskończone.
Wszechwiedza absolutna wydaje się bezużyteczna
dla bytu absolutnego, bo zna swoje ograniczenia, w szczególności zna przyszłość.
Znajomość przyszłości jest ograniczeniem absolutnym i żadna wszechwiedza nie
będzie jej zmieniała, bo jest to dla niej samej niemożliwe. Przecież każda
zmiana jest jej znana z góry, nieważne przy tym, czy zachodzi np. pod wpływem
modłów czy czarów szamana. Zmiana taka nie jest więc żadną zmianą, bo
Wszechwiedza wiedziała, że zostaną odprawione obrzędy, które zmienią naturalny
bieg rzeczy, ale tylko w głowie i wyobrażeniu szamana czy kapłana. Przyszłość
dla wszechwiedzy absolutnej jest dana raz na zawsze, jest więc niezmienna.
Można też zadać pytanie o liczbę praw przyrody.
Czy jest ona nieskończona, tak może się wydawać w pierwszej chwili, zwłaszcza w dziedzinach związanych z egzystencją społeczną, czyli w socjologii itp.
Społeczeństw jest sporo, żyją w odmiennych warunkach, zmieniających się
bezustannie, są przedmiotem działania prawa przechodzenia ilości w jakość, więc
może tych praw też jest praktycznie nieskończenie wiele.
Z drugiej jednak strony, współczesne badania
wskazują, że niektóre, bardzo złożone procesy, np. ruch stad antylop, chmar
ptaków czy ławic ryb oparty jest o niezwykle proste i nieliczne zasady, np.:
utrzymuj stały dystans do sąsiadów i podążaj za poprzednikiem. Te zasady
sprawdzono na robotach, zupełnie przecież bezmyślnych, w każdym razie o IQ tak
niskim, że byle bakteria przewyższa go w stopniu niewyobrażalnym.
Być może widzimy świat zbyt skomplikowanym,
znacznie bardziej złożonym niż jest w rzeczywistości. Mogło by tak być, jeżeli
zrozumiemy nasze w nim położenie. Jesteśmy jakby w środku gęstego lasu, nie
widzimy jego brzegów, nie zauważamy prowadzących przez niego szlaków, więc
wydaje nam się, że nie ma on końca.
Czy wszechwiedza skłonna będzie jednak stworzyć,
choćby tylko na chwilę dwa słońca, widoczne tylko w jednym miejscu i przez
wybraną grupę ludzi, zaznaczam, że nie chodzi o zjawisko meteorologiczne, dość
często obserwowane? Czy ta sama wszechwiedza może spowodować, że ktoś, komu
ucięto głowę, będzie z nią chodził po Paryżu, i na tej podstawie zostanie
uznanym świętym, a każdy jego czyn dokonany wcześniej także uznany za cnotliwy?
Czy wszechwiedza może sprawić, że puszki po piwie potoczą się pod górę, jak to
niby ma miejsce na górze Żar? Czy wszechwiedza potrafi złamać zasadę
termodynamiki i zbudować perpetuum mobile?
Tak na prosty rozum, wydaje się, że odpowiedź na
te pytania jest negatywna, jeśli zaś damy odpowiedź pozytywną to wszechwiedzę
zaczynamy utożsamiać z wszechmocą. Wszechmoc, tak jak ją postrzega ogół, nie
potrzebuje żadnej wiedzy, bo i tak może zawsze postawić na swoim, kiedy tylko
uzna to za konieczne. Pod tym względem wszechmoc jest podobna do dyktatora,
który też robi co zechce, przynajmniej tak mu się wydaje i to zazwyczaj tylko do
pewnego czasu.
Wszechmoc oznacza jednak możliwość zdobycia
wszechwiedzy i nauczenia się korzystania z niej, ale korzysta ze swojej wiedzy
tylko wtedy, gdy jej się nie chce działać i pozostawia wtedy sprawy własnemu
biegowi.
Ot, ktoś tam zemdlał — no to co — na miejscu
jest sąsiadka, która tego kogoś ocuci, ktoś inny znowu zachorował na raka, ale
nie był taki głupi, żeby to zlekceważyć i łaził do lekarza, który zaraz się tym
zajął i wyciął co potrzeba. Wszechmoc może zupełnie się takimi przypadkami nie
przejmować.
Co w takim razie ma ona do roboty? Być może
wszechmoc ograniczyła się tylko do aktu stworzenia materii, np. wielkiego
wybuchu, potem przemieniła się we wszechwiedzę i stała się biernym obserwatorem
swego dzieła. Jest to pogląd deistyczny, a więc zarówno heretycki jak i nienaukowy.
Czy w takim razie wszechmoc i wszechwiedza nie
są pojęciami zamiennymi, tożsamymi, oznaczającymi w gruncie rzeczy to samo? Na
pierwszy rzut oka może się tak wydawać, gdyby nie pewna różnica. Różnica ta
polega na ich stosunku do swych dzieł.
1 2 Dalej..
« Irreligia (Publikacja: 17-12-2010 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 756 |
|