Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
203.683.454 wizyty
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 617 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Co mnie nie zabija, to czyni mnie silniejszym.
« Felietony i eseje  
Parkinson zapomniany* [1]
Autor tekstu:

Lat temu ponad pięćdziesiąt zostało odkryte 'prawo Parkinsona', ale nie dotyczy ono dość pospolitej obecnie choroby, lecz jeszcze bardziej pospolitego i jeszcze bardziej uciążliwego zjawiska społecznego, któremu na imię 'biurokracja'. Odkrycia tego dokonał Brytyjczyk, Cyril Northcote Parkinson (1909-1993), człowiek wielu zawodów, tymczasowo rezydujący wtedy w Singapurze.

Choć, jak sam mawiał, 'woda jest nudna', to jednak coś go do niej ciągnęło, bo już podczas studiów uniwersyteckich interesował się brytyjską marynarką i wojnami morskimi. I właśnie obserwacje angielskich instytucji związanych z morzem, czyli marynarki wojennej i administracji kolonialnej, dały mu podstawy do sformułowania tego prawa. Praca w administracji rządowej nie stanowiła jedynego źródła informacji i nie była jedyną bazą do wyciągania wniosków, ponieważ w okresie międzywojennym Cyril Parkinson wykonywał dziesięć różnych zawodów, był np. nauczycielem, dziennikarzem, reżyserem, przez 5 lat służył w marynarce i dopiero po tych rozlicznych doświadczeniach życiowych osiadł w Singapurze, jako urzędnik administracji kolonialnej, miał więc bogate doświadczenie życiowe.

Ponieważ był żartobliwego usposobienia, jego książki, przynajmniej te związane z biurokracją i organizacją pracy urzędniczej, czyta się z uśmiechem. W Polsce wydano ich pięć: Prawo Parkinsona albo w pogoni za postępem (1964), Jak zrobić karierę (1966), Prawo zwłoki (1967), Prawo pani Parkinson i inne studia z zakresu wiedzy domowej (1970) i Prawo Parkinsona po dziesięciu latach (1973). Wydano też kilka jego powieści, ale żadnej nie czytałem.

To najsłynniejsze, pierwsze „prawo Parkinsona" głosi, iż: „liczba zatrudnionych w każdej instytucji wzrasta według z góry określonego wskaźnika, bez względu na ilość faktycznie wykonanej pracy" i zostało podane do publicznej wiadomości w 1958 roku. Szybko stało się ono, z racji swej odkrywczej prostoty, bardzo popularne, nadawano mu też różne sformułowania, np. „pracę rozciąga się tak, by wypełnić czas, będący do dyspozycji dla jej wykonania". I działanie w tej wersji każdy zapewne obserwował albo i sam z powodzeniem stosował. Było to, i chyba jest, nader proste; wystarczy zleceniodawcę, nie musi to być od razu dyrektor, może być i brygadzista, nawet żona, zapytać, — na kiedy to ma być gotowe, a potem starannie ukrywać fakt, że po jego wykonaniu zostało nam sporo wolnego czasu. Gotowe dzieło oddajemy, w zależności od rodzaju i okoliczności, pięć minut lub tydzień przed terminem, zyskując opinię pracownika sumiennego i terminowo wypełniającego swe obowiązki. W ten sposób wypracować sobie można znaczną rezerwę zaufania, możliwą do przetworzenia w wolny czas, na wypadek, gdy rzeczywiście będzie nam on potrzebny.

Prawo to odeszło nieco w cień po ogłoszeniu w roku 1968 zasady Petera mówiącej, że „w organizacji hierarchicznej każdy awansuje aż do osiągnięcia własnego progu niekompetencji", tym nie mniej zauważono więcej tego typu zależności. Sam Parkinson wspomina o regule dotyczącej wojen, a mówiącej, że 'liczba zabitych nieprzyjaciół zmienia się odwrotnie proporcjonalnie do liczby własnych generałów'. Ktoś inny z kolei powiązał nieczytelne podpisy z przypuszczeniem, że dla przebiegu kariery urzędniczej umiejętność pisania staje się zupełnie zbędna, co dziś, w dobie komputerów, staje się prawdziwe nie tylko dla urzędników, bo cywilizacja 'obrazkowa' coraz częściej pozwala na orientowanie się w sytuacji bez umiejętności czytania, zwłaszcza za granicą.

Profesor Parkinson, a do tego tytułu miał zwyczajowe prawo, ponieważ przez pewien czas był visiting professor na Uniwersytecie Berkeley, uważał, że odkryte przez niego prawo, ma charakter obiektywny, jedynie współczynniki liczbowe w równaniu określającym roczny przyrost urzędników, mają wartości charakterystyczne dla poszczególnych krajów czy dziedzin administracji.

W gospodarce centralnie sterowanej także działały te same mechanizmy, z których siłą nie był w stanie poradzić sobie żaden nakaz administracyjny. I choć wymienione książki, oparte na brytyjskich realiach, pokpiwały sobie z tamtejszych sytuacji, wiele opisanych tam zjawisk występowało i u nas, również bardzo przydatne były opisane w nich sposoby uzyskiwania korzystnych dla siebie decyzji czy sposobów zrobienia kariery. Ostatecznie, ludzie są wszędzie jednakowi, psychiki mają zbliżone, więc można na nie oddziaływać tymi samymi bodźcami, a wychowywanie nowego, socjalistycznego człowieka, nie następowało tak szybko, jak to sobie wymarzyli teoretycy i jak pragnęli praktycy.

Publikacja pierwszej, niewielkiej objętościowo książeczki — polskie wydanie liczy zaledwie 116 stron — przyniosła Autorowi wiele rozgłosu i, prawdopodobnie, nieco pieniędzy, ale nie ujawniał wysokości uzyskanych tantiem. Rozgłos sprawił, że był zapraszany z wykładami do wielu krajów, w naszym chyba jednak nie gościł, był jednak w Związku Radzieckim. I ten właśnie kraj określił, jako „raj Parkinsona", w którym jego prawo obowiązuje totalnie i bez reszty, a jego zdanie potwierdzało wielu ekonomistów i specjalistów od organizacji pracy, także radzieckich. Trzeba pamiętać, że było tam ponad sto centralnych ministerstw, tzw. związkowych, często dublowanych w swych kompetencjach przez ministerstwa republikańskie. Zmorą obywateli radzieckich były wszechobecne zezwolenia i zaświadczenia, które wprawiały w zdumienie wszystkich przyjezdnych. Te 'bumagi' w dużym stopniu były dziedzictwem jeszcze z carskich czasów, kiedy to hierarchia urzędnicza podzielona była na kilkanaście stopni służbowych, wzorowanych na hierarchii wojskowej i ściśle z nią skorelowana, nie było jednak woli ani nie stawało wyobraźni, by ograniczać ich liczbę.

O radzieckiej biurokracji, w tym samym numerze "Forum", mówi nie kto inny, jak szef Komsomołu, W. I. Mironienko, w wywiadzie dla "Der Spiegel", można więc być przekonanym, że obserwacje Parkinsona były trafne.

Sama potrzeba uzyskiwania pozwoleń dla wielu oczywistych działań nie musi być jeszcze specjalną udręką, znacznie większą jest sposób działania poszczególnych urzędników, zachowujących się niczym udzielni książęta z pełnią władzy absolutnej. Jak to wyglądało, trochę pamiętamy z własnej przeszłości. Biurokracja była ulubionym tematem satyryków, naśmiewały się z nich wszystkie kabarety, kręcono nawet filmy; wystarczy przypomnieć radziecki „Dygnitarz na tratwie" i nasz „Sprawa do załatwienia", ale nawet krytyka musiała być 'twórcza', 'jałowa', czyli niewskazująca lepszych rozwiązań, była źle widziana. Preferowana była zasada: 'krytykujesz — proponuj, proponujesz — wykonuj', ale ona, tylko dość rzadko ma sens i możliwość realizacji. Stwierdzenie, że garnitur jest źle uszyty nie może zmuszać nikogo, by został krawcem.

Dziś do miana „raju Parkinsona" pretendowałyby inne kraje, niewykluczone, że byłby to nasz, jeśli wziąć pod uwagę fakt, iż w ciągu dwudziestu paru lat liczba urzędników w administracji państwowej wzrosła trzykrotnie, z ok. 160 tysięcy u schyłku PRL, do niemal 500 tysięcy obecnie. Jest to poważniejsza choroba, ale próba uzdrowienia państwa przez natychmiastowe zwolnienie z pracy stu tysięcy urzędników lub wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych jest urojeniem. W niektórych wizjach marzy się ono niemal jako unia 460 niezależnych państewek, których 'ambasadorzy' będą w Sejmie mieli obowiązek walki o jak najlepszy dla swoich wyborców kawałek 'czerwonego sukna'. Jak znam życie, będą oni walczyć głównie o swoje, nie zdziwię się też, jeśli oprócz hasła autonomii Śląska, pojawią się i inne, tego samego rodzaju. Zwolennicy okręgów jednomandatowych mocno się rozczarują, jeśli nie wynikami głosowania, to rezultatem działalności swoich posłów, ale nie ma co zanadto wybiegać w przyszłość, bo może będzie inaczej.

Najgorzej zorganizowanej firmy w opublikowanym wywiadzie Parkinson nie ujawnił, ale za jedno z najlepiej zorganizowanych przedsiębiorstw uznał brytyjską rodzinę królewską, którą w owym czasie sami jej członkowie nazywali 'firmą". Dziś zapewne byłby bardziej krytyczny.

Dobrze oceniał także amerykańskie metody zarządzania, a zwłaszcza stopień oddania pracy i kierowanym przez siebie przedsiębiorstwom, menadżerów amerykańskich. Uważał, że wszyscy oni ponad miarę zużywają się w pracy, w stopniu praktycznie niespotykanym w Europie, a już zupełnie nieznanym w Wielkiej Brytanii, gdzie dyrektorów pochłaniają głównie dwa zajęcia — praca w ogródkach i polowania. Nie wiem, jak to jest dziś, ale w owym czasie mogliśmy wyczytać w artykułach dotyczących właśnie amerykańskich menadżerów, że przeciętnie spędzają oni w swych biurach 12 godzin dziennie, często nawet więcej. Kontrastowało to z naszymi warunkami, które nieomal nie zezwalały na dłuższą niż ośmiogodzinną pracę, także dyrektorom. Ktoś, kto próbowałby pracować dłużej, szybko zostałby potraktowany, jako źle zorganizowany i mało wydajny; zresztą, po co pracować dłużej, jeśli w tym czasie nie ma co robić, zaś o rzeczach najważniejszych i tak decydowała 'góra', albo i dwie.

Bardzo wysoko oceniał Parkinson styl pracy prezydenta Ronalda Reagana, choć krytycy prezydenta określali go mianem stylu 'ludzi leniwych'. Jego zdaniem, Ronald Reagan, którego znał osobiście jeszcze w czasach, kiedy był on gubernatorem Kalifornii, i z którym miał także styczność podczas prezydentury, był człowiekiem mądrym, pracowitym i dalekowzrocznym. Wieku prezydenta Reagana, a przypomnijmy, że w chwili objęcia prezydentury w roku 1981 miał on siedemdziesiąt lat, nie uważał za wadę, wręcz przeciwnie, był zdania, że właśnie starsi menadżerowie, z dużym doświadczeniem, w przeciwieństwie do kipiących energią młodzików, są bardziej kompetentnymi. Niestety — to już moja uwaga — poważni menadżerowie ulegli potem ogólnej modzie i zaczęli stawiać na młodość, co, przy ich pobłażliwości, a może i aprobacie, doprowadziło do kilku spektakularnych upadków szanowanych wcześniej instytucji.

Wiek 65 lat, jako wiek przechodzenia na emeryturę, uznawał za całkowicie umowny, był przeciwnikiem sztywnych ustaleń w tym zakresie. Problem przechodzenia na emeryturę oceniał nie punktu widzenia zainteresowanego i jego fizycznej wydolności, — cały czas mowa jest o menadżerach, — lecz z punktu widzenia jego następcy. Za niebezpieczne i błędne uznawał odwlekanie emerytury, jeśli w firmie był przygotowany do kierowania nią energiczny, młodszy następca. Właśnie w takich sytuacjach rady nadzorcze powinny decydować o emeryturze dotychczasowych dyrektorów, najlepiej byłoby gdyby oni sami rozumieli konieczność takiej decyzji.

Odejście na emeryturę dotychczasowego dyrektora nie powinno skazywać go na bezczynność. O ile sam nie ma własnych wystarczająco absorbujących własnych zainteresowań, a posiadanie takich uważał Parkinson za warunek bycia dobrym menadżerem, powinien szukać zajęcia w mniejszej firmie, zająć się doradztwem, wygłaszać odczyty, pisać artykuły albo książki, robić cokolwiek innego pożytecznego, niekoniecznie dochodowego. Dlatego dość krytycznie wyrażał się o wszelkich pracoholikach, uważając ich za osoby jednotorowe, jednozawodowe, dla których utrata pracy może być prawdziwą katastrofą życiową.


1 2 Dalej..
 Zobacz komentarze (9)..   


« Felietony i eseje   (Publikacja: 13-09-2012 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Jerzy Neuhoff

 Liczba tekstów na portalu: 97  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Paradoks
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 8340 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365