Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
199.550.398 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 245 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Cudze chwalicie, Swego nie znacie, Sami nie wiecie, Co posiadacie."
 Światopogląd » Dotyk rzeczywistości

Retoryczne pytanie [2]
Autor tekstu:

Zacznę od fragmentu, w którym autor eseju pisze: „Na placu boju ze złem człowiek pozostał sam. Ziemię spowija smutek. Człowiek nie jest już na obraz i podobieństwo Boga. Stał się zwierzęciem. Tyle, że zwierzę zabija, kiedy jest głodne lub przerażone. W Auschwitz człowiek zabijał, choć nie musiał. Zabijał, bo chciał zabijać". Ależ mylisz się drogi autorze! (teolog, który nie zna Pisma Św.?!). Przecież z Biblii wyraźnie wynika, iż człowiek zabijając z własnej woli jest jak najbardziej podobny do swego Stwórcy. Tak, tak! Oto jej fragmenty, które to potwierdzają:

„Kiedy zaś Pan widział, że wielka jest niegodziwość ludzi na ziemi i że usposobienie ich jest wciąż złe, żałował, że stworzył ludzi na ziemi i zasmucił się. Wreszcie Pan rzekł: "Zgładzę ludzi, których stworzyłem, z powierzchni ziemi /../ bo żal mi, że ich stworzyłem". /../ Gdy Bóg widział, iż ziemia jest skażona, że wszyscy ludzie postępują na ziemi niegodziwie, rzekł do Noego: „Postanowiłem położyć kres istnieniu wszystkich ludzi, bo ziemia jest pełna wykroczeń przeciw mnie; zatem zniszczę ich wraz z ziemią" (Rdz 6, 5-8, 12,13).

Można więc przyjąć, że swoje dzieło Bóg zaczął bez mała od wielkiej spektakularnej, zagłady wszystkiego co żyło wtedy na ziemi: „..spuszczę na ziemię deszcz, który będzie padał czterdzieści dni i czterdzieści nocy, aby wyniszczyć wszystko, co istnieje na powierzchni ziemi — cokolwiek stworzyłem" (Rdz 7, 4).

Potem też nie było lepiej, a motyw zabijania swych stworzeń przez Boga powtarza się często:

„Zgotuję zagładę wszystkim narodom, miedzy którymi cię rozproszyłem". Albo: „Gdy Pan, Bóg twój wytępi narody, których ziemię ci daje /../ wszystkich mężczyzn wytniesz ostrzem miecza /../ niczego nie pozostawisz przy życiu" (Pwt 19,1,16). 

Lub słowa skierowane przeciwko poganom:

„Ukarzę Ja świat za jego zło i niegodziwców za ich grzechy /../ Każdy odszukany będzie przebity, każdy złapany polegnie od miecza, dzieci ich będą roztrzaskane w ich oczach, ich domy będą splądrowane, a żony zgwałcone /../ wszyscy chłopcy będą roztrzaskani, dziewczynki zmiażdżone, nad noworodkami się nie ulitują, ich oko nie przepuści także niemowlętom" (Iz 13,11-18).

Lub to: 

„To mówi Pan Zastępów, Bóg Izraela: /../ Sprawię, że padną od miecza przed swoimi wrogami, z ręki tych co nastają na ich życie. Ciała ich wydam na pożarcie ptakom /../ I uczynię z tego miasta przedmiot zgrozy i pośmiewiska /../ Sprawię, że będą jedli ciało swych synów i córek, jeden będzie jadł ciało drugiego /../ Tak samo zniszczę ten naród i to miasto.." (Jr 19,7-11).

„Tak mówi Pan Zastępów: /../ Dlatego teraz idź, pobijesz Amaleka i obłożysz klątwą wszystko, co jest jego własnością; nie lituj się nad nim, lecz zabijaj tak mężczyzn, jak i dzieci, woły, owce, wielbłądy i osły" (1 Sm 15,2,3). 

Itd., itd., można by jeszcze wiele podobnych przykładów przytoczyć.

W Biblii jest ich mnóstwo, jakby jej autorzy szczycili się tym barbarzyńskim sposobem rozwiązywania problemów społecznych. Czy można więc mieć za złe stworzeniu, które bierze przykład ze swego Stwórcy, dla którego jest On wzorem do naśladowania? Zatem autor eseju (przypomnę: teolog i filozof) rozmija się z prawdą eufemistycznie mówiąc, gdy pisze, iż człowiek zabijając „bo chciał zabijać" nie jest już podobny do swego Stwórcy. Prawda jest zupełnie inna: człowiek zabijając z własnej woli jest jak najbardziej podobieństwem i obrazem swego Boga, który też zabijał choć nie musiał (jest wszechmocny). Stary Testament w wielu księgach spływa krwią tysięcy ofiar, które były przeszkodą na drodze realizacji bożych planów.

Czy z powyższego nie wynika zupełnie inny wizerunek Boga, niż ten, który nieustannie wmawiają nam kapłani tejże religii, jak i wielu jej odłamów? Dopiero teraz można sobie uświadomić na czym polega ta wyrafinowana obłuda zastosowanej w tym eseju argumentacji. Otóż w zależności od potrzeb, teolodzy, kapłani i apologeci przedstawiają różny wizerunek Boga; raz jako Absolut, który wszystko może i wszystko wie o swym dziele, mając przez to nad nim absolutną władzę. Boga, "który dokonuje wszystkiego zgodnie z zamysłem swej woli" (Ef 1,11), Boga, którego plany realizowane są w naszym świecie z żelazną konsekwencją: „Jeśli kto do niewoli jest przeznaczony, idzie do niewoli. Jeśli kto na zabicie mieczem — musi być mieczem zabity" (Ap 13,10). A raz jako Boga miłującego ponad wszystko swe grzeszne stworzenia, do tego stopnia, iż gotów był poświęcić dla nich swojego jedynego Syna, jednakże nie mogącego nic dla nich uczynić,.. gdyż za bardzo szanuje ich wolną wolę (nie szanując jednak wolnej woli ofiar), aby móc ingerować w jakikolwiek sposób w ich doczesną rzeczywistość.

Ponieważ ten pierwszy wizerunek Boga w tym konkretnym przypadku (tragedia ludobójstwa) nie sprawdziłby się — wina leżałaby po stronie Stwórcy tego dzieła -zastosowano argumentację opartą na tym drugim wizerunku, co daje opisany efekt: nasz Bóg w obliczu tej niewyobrażalnej ludzkiej tragedii, mógł tylko identyfikować się z jej ofiarami „przemawiając głosem umęczonych i zabijanych". Nic to, że od Stwórcy, który posiada nieskończone możliwości działania i który wiedział o tym wszystkim nieskończenie wcześniej, można by oczekiwać czegoś więcej jak tylko litościwą bierność, przejawiającą się jedynie w obłudnym współczuciu ofiarom ich okrutnego losu. Ważne, iż wg teologów i niektórych filozofów, ta argumentacja wystarczająco dobrze tłumaczy Boga. I to na tyle dobrze, by można było w obliczu tej tragedii zachować wiarę i nadzieję, czyli zostać osobnikiem wierzącym, nie popadając broń Boże w zgubny ateizm.

Na mnie jednak takie tłumaczenia nie robią pożądanego przez owych pasterzy wrażenia. Jestem zbyt świadomy ich infantylności, ale przede wszystkim obłudy posuniętej do granic absurdu; nie wierzę bowiem, aby ci uczeni i utytułowani mężowie, nie zdawali sobie sprawy z tego, że wypisują ewidentne bzdury, sprzeczne nie tylko z rozumem i logiką, ale także z samym Pismem Św., które chyba powinno być im doskonale znane. Jednakże zawsze górę bierze w takich przypadkach ich zapobiegliwość o swoje „być albo nie być". Dlatego i w tym przypadku (jak i w każdym podobnym) przesłanie jakie jest zawarte w tym eseju musi być tego rodzaju: Boga należy tłumaczyć w taki sposób, aby nie naruszać istniejącego status quo (czyli wspomniana na początku zasada).

Poza tym, grzeszny człowiek jest dla Boga tak cennym stworzeniem, iż samo już uświadomienie sobie tego radosnego faktu, powinno zrekompensować mu wszelkie niewygody życia i usunąć z jego grzesznych myśli jakiekolwiek roszczenia pod adresem swego Stwórcy. W czym oczywiście pomogą mu (nie bezinteresownie) sami kapłani, powodowani troską o stan jego ducha. Można to odczytać prościej? A jakże! Wystarczy tylko w miejsce naszego Boga wstawić jego prawdziwych twórców i stwórców — kapłanów, a wymowa będzie jeszcze bardziej oczywista:

Religie od zawsze żyły z grzechu i na „walce" z nim stworzyły swoją potęgę i swoje uzasadnienie (usprawiedliwienie). Dlatego ten nasz bóg „robił co mógł" aby naprawić swe ułomne stworzenia, oprócz tego koniecznego co powinien: nie pozwolić aby rodzaj ludzki rozmnażał się z ułomnych protoplastów, albo (jeśli już do tego doszło) zmienić naturę człowiekowi zaraz na samym początku jego historii. Bowiem wszystko co robił potem jakoby dla dobra ludzi, jest bezsensowne i nielogiczne w obliczu powyższego „zaniedbania". Ponieważ kapłani nie byli w stanie zmienić człowiekowi grzesznej natury, wymyślili boga, który miał ważne powody, aby również tego nie robić. I wszystko (na pozór) jest w porządku, gdyż wiernych całkowicie satysfakcjonuje taka prawda, a nawet podobno czują się dzięki niej wyzwoleni.

Tylko co jakiś czas (jak np. w przypadku Holocaustu i jemu podobnych tragedii) „budzą się z ręką w nocniku" i udając, że podejmują ten „drażliwy" temat (problem istnienia zła w dziele bożym), przytaczają argumenty, które chyba tylko zadowalają osobników nie używających rozumu zgodnie z przeznaczeniem. Więc może byłoby rozsądniej, aby owi teolodzy i apologeci zaniechali obłudnych prób odpowiedzi, na takie (i podobne mu) jak tytułowe pytanie eseju,

------ // ------

Jednakże można też zupełnie inaczej zrozumieć przesłanie tego eseju, spoglądając na przedstawiony w nim problem teologiczny z szerszej niż proponowanej tam perspektywy. Jeśli mamy zamiar naprawdę dotrzeć do przyczyn zła (w kontekście religijnym oczywiście), którego tyle skumulowało się w tragedii Holocaustu, to powinniśmy podążyć za tropem wiodącym nas dzięki owemu tytułowemu pytaniu „Gdzie był Bóg?". Myślę, iż jest ono właściwym kluczem do zrozumienia tego bolesnego problemu, wyrażonego jednak nie jako obrona Boga, lecz jako jego zakamuflowane oskarżenie. Skoro już padło to bardzo trafne pytanie (które notabene jest bezsensowne z pozycji teologii, przypisującej Bogu atrybut wszechobecności w swym dziele), to skorzystajmy z tej nadarzającej się okazji i pochylmy się nad wcześniejsza historią naszej cywilizacji. Spytajmy zatem wzorem autora eseju:

Gdzie był Bóg, kiedy "w imię Ewangelii wymordowano i spalono miliony niewinnych ludzi? Sam fanatyczny Torquemada posłał na śmierć ok. 9 tys. osób! Zaś owoce działania „świętej" inkwizycji są przerażające. Gdzie był Bóg, kiedy z pobudek religijnych "wytępiono katarów, albigensów, waldensów, husytów, hugonotów i wiele innych odłamów chrześcijaństwa. Paląc na stosach (a przedtem ich torturując) wielu wybitnych myślicieli, jako heretyków czy też kacerzy.

Gdzie był Bóg, kiedy „konkwista ze znakiem krzyża odbywała się tak brutalnie, że liczba ludności w Ameryce Południowej i Środkowej spadła z 60 mln. na pocz. XVI w. do 19 mln. w końcu XVIII w. Przed podbojem hiszpańskim Meksyk liczył 25 mln., a w latach 70-tych XVI w. zaledwie 4,5 mln. ludności".

Gdzie był Bóg, kiedy „papież Urban II ogłosił pierwszą krucjatę przeciwko poganom (pod hasłem "Bóg tak chce!"), nazywając ją „Chrystusowym wyzwaniem" i obiecując jej uczestnikom — mocą otrzymaną od św. Piotra — udzielić odpustu zupełnego". Gdzie był Bóg, kiedy „podczas dziewięciu krucjat ( w tym dwie tzw. "krucjaty dziecięce", w których zginęło ok. 50 tys. niewinnych dzieci) wymordowano miliony innowierców i wyrządzono niewyobrażalną wręcz ilość zła?


1 2 3 Dalej..
 Zobacz komentarze (42)..   


« Dotyk rzeczywistości   (Publikacja: 11-12-2012 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Lucjan Ferus
Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo).

 Liczba tekstów na portalu: 130  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Słabość ateizmu
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 8559 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365