Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
200.196.238 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 308 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy."
« Państwo i polityka  
Obywatel, państwo, sędzia
Autor tekstu:

Głośno jest ostatnio w sprawie sędziego Igora Tulei, który przy okazji wydawania wyroku w sprawie doktora G. oskarżonego o korupcję bardzo mocnymi słowy skrytykował metody działań ówczesnych funkcjonariuszy Centralnego Biura Antykorupcyjnego, które wszczęło całe postępowanie. Opierając się głównie na zeznaniach świadków oraz współoskarżonych w sprawie sąd mówił:

    Nocne przesłuchania, zatrzymania — taktyka organów ścigania w tej sprawie dr. Mirosława G. może budzić przerażenie.

Najwięcej jednak emocji wywołało porównanie, którego użył wobec tych metod:

    Budzi to skojarzenia nawet nie z latami 80., ale z metodami z lat 40. i 50. — czasów największego stalinizmu.

No i posypały się komentarze, wnioski, protesty, opinie, suplementy i glosy. Jedni sędziego chwalą za odwagę, inni krytykują bądź za samo porównanie, bądź w ogóle za to, że się odzywa. Tuleya pozostał niewzruszony:

Niezawisłość sędziowska polega na tym, że opiera się wyłącznie na konstytucji i ustawach. Sędziowie nie mogą podlegać jakimkolwiek naciskom, nie mogą kierować się tym, jaka będzie reakcja mediów, polityków, nawet opinii publicznej. Sędzia wydaje wyrok, nie bada tego, kto wygra najbliższe wybory, tylko opiera się na przepisach prawa. [ 1 ]

Nim zdecydował nie wypowiadać się dłużej w tej sprawie dodał, że podtrzymałby to, co powiedział i z pewnością powtórzy w pisemnym uzasadnieniu.

Jak już wspomniałem, w sprawie pojawiło się tyle głosów, że ani przytoczyć ich wszystkich nie sposób, ani to większego sensu nie ma, wszak są dostępne w każdym większym medium (za wyjątkiem „Gazety Polskiej", „Uważam Rze" i „Naszego Dziennika" — stan przed wysłaniem artykułu do redakcji). Porusza się wiele wątków, wszystkie są w jakiś sposób interesujące, ale mnie najbardziej interesują dwa. Pierwszy to sam fakt formułowania tak ostrych ocen sądu pod adresem innych organów państwa i ich funkcjonariuszy. Zdarza się oczywiście często, że państwo przez jeden organ sądzi i krytykuje inny, poprzez mechanizmy trójpodziału władzy i instancjonalności sprawując kontrolę i sąd nad samym sobą, jednak zwyczajem jest w takich sprawach zachowanie powściągliwości. Zwróciła na to uwagę Prokuratura Okręgowa w Warszawie, będąca oskarżycielem w sprawie, zarzucając sędziemu Tulei łamanie przyjętych w takich sprawach obyczajów poprzez publiczne komentowanie i wyjaśnianie motywów wyroku. 

Nie jest tajemnicą, że ten łamany przez sędziego Tuleyę obyczaj ma w sobie coś z moralności pani Dulskiej — po to mamy cztery ściany sali sądowej, by tam pozostawały wszelkie brudy naniesione w trakcie sprawy, publiczne ich wyciąganie i komentowanie, choćby w najlepszym interesie, jest źle widziane. Dobrze natomiast widziane i przez środowisko prawnicze wspierane jest przekonanie, że sędzia jest tylko kolejnym trybikiem w machinie państwowej, więc powinien robić swoją robotę i nie wychylać się za bardzo, własnym zdaniem, nie afiszować a trzymać się jednej rzeczy w całym systemie państwowym względnie pewnym — przepisów. 

Jaki wpływ na takie postawy miał i ma dominujący przez dziesięciolecia paradygmat prawniczego pozytywizmu nie wiem, ale podejrzewam, że niemały — całe generacje sędziów uczyły się, że norma sprowadza się do reguły zawartej w przepisie, a co jest poza tym, to już nie sędziego problem, innymi słowy nieważne, czy wyrok jest sprawiedliwy, ważne, by był zgodny z przepisami. 

Sędzia Tuleya od dawna już występuje przeciw temu typowi myślenia, szukając w pierwszym rzędzie rozwiązań sprawiedliwych, dodatkowo podanych w sposób zrozumiały dla przeciętnego widza sposób, a pozbawiony tego typowo prawniczego żargonu, który niejednokrotnie przywodzi na myśl słowo „bełkot". Za to wszystko chyba nienawidzi go jeden z bohaterów całej sprawy, czyli były minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, któremu Tuleja niejednokrotnie się już narażał — stawał w obronie Adama Michnika przeciw komisji śledczej ds. afery Rywina oraz Janusza Kaczmarka w sprawie afery gruntowej  [ 2 ], za każdym razem wypowiadając się przeciw instrumentalnemu stosowania prawa. Tak jawne występowanie przed szereg w poczuciu odpowiedzialności za własne słowa i działania, a nie chowanie się za parawan Wysokiego Sądu i imienia Rzeczypospolitej Polskiej mocno podzieliło środowisko prawnicze. Jedni, jak sędzia Jerzy Stępień, wysoce sobie cenią fakt, że Tuleya, jako sędzia będący przecież strażnikiem praworządności rozumianej nie tylko jako zgodność z literalnym prawem, ale również będący szafarzem sprawiedliwości, odważył się głośno i wprost wyrazić to, co myślał o haniebnych (jeśli się potwierdzą) czynach funkcjonariuszy CBA. Inni z kolei, jak np. szef Krajowej Rady Sądownictwa Antoni, Górski ostro go krytykują za „zakłamywanie historii" oraz „odejście od meritum sprawy". Oczywiście, gdyby cała ta afera okazała się nieprawdą, gdyby takie zachowania nie miały miejsca, Tuleja byłby skończony, ale jak sam mówi odpowiedzialności się nie boi, jest pewien swojego zdania :

Wydając rozstrzygnięcie w sprawie sędzia nie może się niczego obawiać. Sędzia wydaje wyrok nie w czarnej kominiarce i przebraniu, ale z podniesiona przyłbicą i ponosi wszelkie konsekwencje swojej decyzji łącznie z tym, że musi się liczyć z konsekwencjami dyscyplinarnymi. [ 3 ]

Wydaje mi się, że Tuleja próbuje, z zaskakującym powodzeniem, ale i z rosnącą niechęcią ze strony bardziej konserwatywnie ustosunkowanych reprezentantów środowiska prawniczego, przedefiniować funkcję sędziego w polskim systemie prawnym, z kolejnego anonimowego urzędnika państwowego zamkniętego w klatce przepisów i doktryny, na osobę publiczną zabierającą z racji swego stanowiska głos w sprawie sprawiedliwości w sposób autorytatywny, ale przystępnie uzasadniony. Idealistyczne nieco porównanie do sądownictwa amerykańskiego, gdzie pozycja sędziego w społeczeństwie jest nieporównywalna wobec jego polskiego kolegi, w jakiś sposób oddaje to, co i mnie wydaje się słusznym, a co jest całkiem typowe dla angielskiej i amerykańskiej teorii i filozofii prawa [ 4 ]. Stąd bezpośrednie formułowanie opinii przez sędziego w badanej przez niego sprawie nie powinno wcale dziwić, skoro wzgląd na sprawiedliwość i uczciwość każe stanąć zdecydowanie po stronie ludzi, którzy byli traktowani w tak podły sposób (przesłuchania nocami, niemalże porwania z domu czy miejsca pracy, grożenie bronią, aresztem, więzieniem). To, że sędzia, który ma w sądzie reprezentować nie tylko władzę państwową, ale i sprawiedliwość, nie zamknął ust i nie przemilczał historii, która go oburzyła i w jego mniemaniu zasługuje na napiętnowanie, powinno spotkać się z podziwem i aprobatą. Na obronie bezbronnych ludzi, którzy nie popełnili wielkiego przestępstwa [ 5 ], a którzy potraktowani zostali jak wrogowie polityczni czy „element klasowo obcy", zyskać może nie tylko wymiar sprawiedliwości i powaga sądu, ale również całe państwo, w którego przecież imieniu sąd działa. Zarzuty, że takie a nie inne zachowanie sędziego Tulei godzi w powagę i autorytet sądu oraz całego wymiaru sprawiedliwości są absurdalne, gdyż to właśnie milczenie i brak krytyki haniebnych działań ówczesnego CBA, jawnie niezgodnych z zasadami demokratycznego państwa prawnego, ten autorytet do reszty by obróciły w gruzy. Przytaczanie tu argumentów, że „teraz służby będą się bały ścigania przestępców" (poseł Jacek Sasin w TVN 24) graniczy niebezpiecznie blisko ze śmiesznością, bo jaki niby autorytet mają służby państwowe, które same popełniają tak ohydne przestępstwa na ludziach, którzy (jak podejrzewam) z powodów politycznych zostali wybrani na następców kułaków czy innych burżujów? Stawanie w obronie takich metod, usprawiedliwianie ich interesem państwa czy jakimkolwiek innym, granicę tę przekracza.

Druga kwestia to słynne już porównanie metod śledczych do tych, które stosować by mogły UB czy inne służby doby stalinizmu. Różnoracy politycy oraz włączone przez nich do całego zamieszania osoby w rodzaju ppłk Franciszka Oremusa drą szaty o to, że za Stalina to było gorzej, że bito, zabijano, rażono prądem, a tutaj tego nie było, że nikomu się krzywda nie działa, że takie porównanie obraża itd. Prawda, że zwłaszcza początki władzy komunistycznej z tzw. okresu umacniania socjalizmu były dla więźniów politycznych straszliwe, przed pisaniem o wymyślności stosowanych wobec aresztantów tortur wzbrania się ręka. Ale prawdą też jest, że (cały czas podtrzymując zastrzeżenie- jeśli wszystkie słowa świadków są prawdziwe, co do czego mało kto ma chyba wątpliwości) wywlekanie ludzi siłą z domów na oczach rodziny, grożenie więzieniem, wielogodzinne przesłuchania w porach nocnych, pozbawianie kontaktu z bliskimi i inne odnotowane działania CBA nie są i nie powinny być standardowymi operacjami jednostek policyjnych. Może wobec członków zorganizowanych grup przestępczych, dilerów narkotykowych, porywaczy i morderców takie metody uznalibyśmy za uzasadnione [ 6 ], ale nie wobec ludzi oskarżonych o wręczenie lekarzowi z wdzięczności pudełka na cygara o wartości 100 zł. A że nawet takie działania przynoszą straszliwe skutki, można się dowiedzieć z opowieści ludzi, którzy zostali nimi potraktowani — złamani psychicznie, zastraszani, przerażeni całą sytuacją, zupełnie zagubieni i bezbronni wobec otwartej wrogości funkcjonariuszy… Niektórzy zapominają chyba, że tortury fizyczne faktycznie bolą, bolą piekielnie, ale rany się w końcu goją, natomiast psychikę wyleczyć po traumie jest okropnie trudno. Kto więc bredzi o tym, że nic się nie stało, niech spróbuje teraz wytłumaczyć człowiekowi, którego wyciągano siłą z domu i wleczono na wielogodzinne przesłuchania, zakazywano rozmawiać z rodziną, straszono więzieniem, jawnie demonstrując broń, niech spróbuje mu wytłumaczyć, że państwo istnieje dla jego korzyści, że funkcjonariusze kierują się niczym innym jak jego dobrem i troską o jego bezpieczeństwo, że powinien ufać ludziom w mundurach, którzy żyją po to, by jemu i innym obywatelom służyć. A kto pomstuje, że „za Stalina to dopiero torturowano!" brzmi dla mnie jak ktoś, kto staje w obronie dobrego imienia stalinowskich katów, chwaląc ich profesjonalizm i umiejętności w zadawaniu cierpienia, zagrożone porównaniami z obecnymi amatorami. Tak jakby sam czuł się z tym lepiej, że jego oprawcami byli prawdziwi zawodowcy z Łubianki, a nie partacze z CBA, co to nawet w gębę nie potrafią dać, tak jakby to był powód do dumy, że jego bito mocniej i znieważono bardziej. Ale zarówno zwolennicy katowni stalinowskich, jak i fanklub wykańczalni psychicznych spod znaku CBA muszą przyznać, że jedne i drugie metody dalekie były od tych, które chcielibyśmy widzieć w demokratycznym państwie prawnym oraz że obydwa przypadki były wedle wszelkiego prawdopodobieństwa motywowane politycznie. I tak samo jak domagano się ukarania zbrodniarzy komunistycznych, tak samo powinniśmy się domagać złapania i osądzenia sprawców tego wykolejenia się CBA — i nie mówię o płotkach, wykonawcach, lecz o tych, którzy to zaplanowali i wydawali rozkazy. 

Nie może być tak, że zgodzimy się na działanie w przestrzeni publicznej ludzi, którzy w imię walki i interesu politycznego gotowi są dopuszczać się tak haniebnych czynów. Jeśli zignorujemy tę sprawę, to staniemy w jednym szeregu z krytykami sędziego Tulei.

 Dodaj komentarz do strony..   Zobacz komentarze (26)..   


 Przypisy:
[ 1 ] Wszystkie cytaty pochodzą z artykułu na stronie TVN 24
[ 4 ] Polecam w szczególności Biorąc prawa poważnie Ronalda Dworkina, bardzo dużą rolę sędziego dostrzegał także Herbert Hart w Pojęciu prawa, choć poglądy obydwu stały nieraz w ostrej sprzeczności.
[ 5 ] Inna sprawa, że zarówno im, jak i mnie samemu niełatwo przychodzi zrozumienie, czemu dawanie dowodów wdzięczności lekarzowi, który ratował zdrowie i życie chorym i cierpiącym, jest czymś prawnie niedopuszczalnym, skoro w swych podstawach nie jest naganne moralnie. Jakie jest ratio legis tego zakazu powinno wyjaśnić się w toku dalszego procesu współoskarżonych z doktorem G. o oferowanie i dawanie korzyści majątkowych. Powstaje też pytanie, czy obywatel, który nie uznaje takiej normy za słuszną, ma prawo, w ramach i granicach obywatelskiego nieposłuszeństwa, do odmówienia jej realizowania i powołania się na tę okoliczność przed sądem. O obywatelskim nieposłuszeństwie pisał np. Rawls w Teorii sprawiedliwości.
[ 6 ] Choć na pewno mielibyśmy zastrzeżenia, że każdy podejrzany i świadek ma gwarantowane konstytucją i ustawami pewne prawa, których naruszenie jest niedopuszczalne.

« Państwo i polityka   (Publikacja: 09-01-2013 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Kamil Kłosiński
Studiuje prawo na UKSW, zajmuje się również malarstwem.

 Liczba tekstów na portalu: 14  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Gdyby Piotr Apostoł w Urzędzie Skarbowym pracował...
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 8631 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365